VI Niedziela Wielkiego Postu (2015)

Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym.

Mk 15,39

„trudna wyprawa…”

Co chwilę słychać o dokonaniach ludzi, którzy zdobywają się na odwagę pokonywania różnych tras, w celu nie tylko osiągnięcia jakiegoś celu, ale odbycia też szczególnej „duchowej podróży”. Ostatnio śledzę też podróż pana Marka Kamińskiego, który wyruszył z Kaliningradu do Santiago de Compostela, najstarszą drogą – tzw. „camino”, by połączyć dwa bieguny – rozum i wiarę. Ma on do pokonania 4000km, co wiąże się oczywiście z trudem pielgrzymowania, ale najistotniejsze w tej drodze jest zdobycie „trzeciego bieguna” – doświadczeń związanych z historiami spotkanych ludzi, myślami zrodzonymi w trakcie drogi. 

Myślę, że wielu z nas, w jakiś sposób pielgrzymowało i potrafi wyobrazić sobie nie tylko trud samej drogi, ale i też niezwykły pożytek duchowy, który w trakcie drogi, ale i też po jej zakończeniu, towarzyszy człowiekowi. Bogactwo, które zdobywa się w trakcie pielgrzymowania, przenika naszą codzienność i niekiedy trwa tak długo, jak to tylko możliwe, dając siły wobec codziennych życiowych zmagań.

Droga kojarzy nam się z trudem, ale nie wiem, czy aż tak wielkim, jaki musiał pokonać Jezus w czasie „pielgrzymki na Golgotę”. 

Rozważany dziś w kościele fragment Ewangelii Marka, który w swej krótszej wersji, ukazuje drogę Jezusa na Golgotę, przekazuje nam opis trudnych doświadczeń, które towarzyszą Jezusowi w trakcie odbycia tej drogi. Ewangelista wspomina o skazaniu przez Piłata, o odrzuceniu przez swój naród, o wyśmianiu, opisuje ukrzyżowanie i wyszydzenie, podkreśla najokrutniejszy moment tej drogi – śmierć.

Pokonywanie swojej drogi, codziennych wydarzeń  – trosk, zadań, obowiązków, jest dla nas niekiedy trudnym procesem zmagania się przede wszystkim z samym sobą. Nasza życiowa droga, ukazuje często jak jesteśmy słabi i zmęczeni różnymi doświadczeniami. Próbujemy właściwie wykorzystać naszą drogę, starając się zrozumieć jaki jest plan Boga względem nas. 

Droga prowadzi do jakiegoś celu.

Każda chwila naszego życia, jest częścią Bożego planu i ma jakiś zamysł. Trudno nam niekiedy go zrozumieć, ale ufając postępujemy naprzód. Czy wiemy po co i jak należy wypełniać naszą codzienność? Niekiedy nie do końca staramy się zrozumieć, czy zobaczyć sens poszczególnych zdarzeń. Patrząc na drogę Jezusa, moglibyśmy stwierdzić, że poszczególne etapy są wyraźnym znakiem, że ta droga nie prowadzi do niczego dobrego. I pewnie wiele osób, doświadczając trudu na swoje drodze, pozostawiłoby ją i poszukało innych ścieżek dla swojego życia. Jezus idzie dalej. Dlaczego?

Cel prowadzi nas do owoców.

Każde wydarzenie, mające miejsce w czasie drogi krzyżowej, może nie miałoby takiego znaczenia i sensu, gdyby nie fakt, że celem jest Ukrzyżowanie – śmierć Chrystusa, która daje zbawienie każdemu człowiekowi. Bóg przez swojego Syna, objawia swoją miłość, tak piękną, a zarazem tak trudną do zrozumienia. Posługuje się śmiercią, by ukazać jak bardzo nas kocha. Czy nie jest to trudne do zrozumienia? Znów, pewnie sama śmierć nie miałaby takiego znaczenia i sensu, gdyby nie Zmartwychwstanie, które niejako jest potwierdzeniem zwycięstwa dobra nad złem. Osiągnięcie celu Golgoty, każdemu z nas, dziś, pozwala czerpać z tego wydarzenia Miłość Chrystusa. Ta Miłość, ten znak – krzyż, do dziś jest żywym znakiem, świadectwem tego, co Bóg czyni dla człowieka. Ten znak, tylko dla tych, którzy nie chcą go zobaczyć, którzy ukrywają się przed nim, jest niezrozumiały. Dla innych to „pobudka” – znak otrzeźwienia, poruszający serca ludzkie i mówiący nieustannie o Miłości.

Owoce prowokują do dawania świadectwa. 

Miłość promieniuje, daje świadectwo. Chrystus poprzez krzyż i Zmartwychwstanie, daje nam żywe świadectwo Miłości, Miłosierdzia, przebaczenia. A ja? Przyjmując trud swojej fizycznej, codziennej drogi, oraz przyjmując duchowo swoją drogę, czego jestem świadectwem?

Jedynym można powiedzieć pozytywnym akcentem rozważanego w VI Niedzielę – Palmową, fragmentu Ewangelii jest fakt, że po śmierci Chrystusa, gdy zasłona przybytku rozdarła się, Setnik widząc to wszystko wypowiedział, niezwykłe słowa – świadectwo: PRAWDZIWIE, TEN CZŁOWIEK BYŁ SYNEM BOŻYM. Czy stwierdzisz, że to był przykry koniec, który nastąpił za późno? Otóż nie! Tutaj w tym świadectwie pozostaje ślad, naszego zadania na ten ostatni czas Wielkiego Postu – nie ulegać pokusie opuszczenia Jezusa, opuszczenia swojej drogi. Każda, nawet najtrudniejsza droga prowadzi do zamierzonego przez Boga celu. Warto zaufać, że i nam pozwoli jakiś cel osiągnąć.