Ostatnia fascynacja nad którą chciałbym was zatrzymać i nieco nią was zarazić, to rzeczywistość Kościoła i wspólnoty. Czy dziś, z takimi opiniami jakie są, można jeszcze się zafascynować Kościołem?

Miałem okazję być w kilku bardzo aktywnych parafiach. Ich aktywność nie przejawiała się tylko na polu wspólnot parafialnych, nie tylko w sferze dzieł miłosierdzia, nie tylko na tle liturgii, ale to, co mnie najbardziej fascynowało, to aktywność relacji budujących się pomiędzy osobami, tworzącymi tą wspólnotę. Może to dziwne, ale dla mnie wskaźnikiem wspólnoto twórczym są właśnie relacje pomiędzy osobami, które tworzone są poza organizowanymi punktami, spotkaniami, czy wydarzeniami kościelnymi. Pytanie, czy ludzie chcą ze sobą być? Rzeczywistość Kościoła to sprzyjająca przestrzeń, to uszczegółowienie charakteru wspólnoty. Kościół koloruje słowo – wspólnota, poprzez konkretne przymioty. Bóg czyni wspólnotę w wymiarze Kościoła czymś bardziej konkretnym. 

Zawsze miałem jakąś szczególną wrażliwość na wspólnotę. Zawsze przemawiało do mnie słowo, zachęta Chrystusa:

GDZIE DWAJ ALBO TRZEJ ZEBRANI W IMIĘ MOJE, TAM JEST POŚRÓD NICH (por. Mt 18,20)

We wspólnocie, w jej działaniu najbardziej fascynujące jest stworzenie tej przestrzeni, tej okazji aby Jezus mógł być pomiędzy nami. To niezwykłe, że nasze zwykłe relacje, wzajemne odniesienia, stwarzają tak niezwykłą, wręcz cudowną rzeczywistość. myślę, że możemy wiele uczynić, aby odkryć potrzebę wspólnoty. Może się zdarzyć, że doświadczymy rzeczywistości wspólnoty przez jakąś konkretną sytuację, w naszej codzienności. To pierwsza przyczyna fascynacji – jedność pomiędzy nami, jako wspólna droga doświadczeń, która może przynieść jako owoc, rzeczywistą obecność Jezusa pomiędzy nami.

Działanie razem – wspólna odpowiedzialność, to drugi powód fascynacji wspólnotą. Zawsze stawiałem akcent na to, aby nie ważne jak nam coś wyjdzie, ale by próbować to, co możliwe, realizować razem. Wspólne działanie – planowanie, realizacja, zawsze przynosi piękne owoce. Nie spotkałem się z sytuacją, aby realizując coś razem, coś nam nie wyszło. Najczęściej efekt jest jeszcze lepszy, niż można by było sobie tego oczekiwać. Działanie razem uczy życia wspólnotowego. Niekiedy to jest bardzo trudne, wymagające, ale gdy minie etap „ścierania się” następuje niebywała chwila, mocny przeskok w życiu wspólnotowym.

KOŚCIÓŁ JEST DOMEM I SZKOŁĄ KOMUNII – to myśl św. Jana Pawła II – warto, abyśmy tę myśl zobaczyli szerzej, tak, jak ją przytacza w dokumencie Papież.

Czynić Kościół domem i szkołą komunii: oto wielkie wyzwanie, jakie czeka nas w rozpoczynającym się tysiącleciu, jeśli chcemy pozostać wierni Bożemu zamysłowi, a jednocześnie odpowiedzieć na najgłębsze oczekiwania świata.

Co to oznacza w praktyce? Także tutaj można by bezpośrednio przejść na płaszczyznę działania, ale błędem byłoby ulec tej pokusie. Zanim przystąpimy do programowania konkretnych przedsięwzięć, należy krzewić duchowość komunii, podkreślając jej znaczenie jako zasady wychowawczej wszędzie tam, gdzie kształtuje się człowiek i chrześcijanin, gdzie formują się szafarze ołtarza, duszpasterze i osoby konsekrowane, gdzie powstają rodziny i wspólnoty. Duchowość komunii to przede wszystkim spojrzenie utkwione w tajemnicy Trójcy Świętej, która zamieszkuje w nas i której blask należy dostrzegać także w obliczach braci żyjących wokół nas. Duchowość komunii to także zdolność odczuwania więzi z bratem w wierze dzięki głębokiej jedności mistycznego Ciała, a zatem postrzegania go jako «kogoś bliskiego», co pozwala dzielić jego radości i cierpienia, odgadywać jego pragnienia i zaspokajać jego potrzeby, ofiarować mu prawdziwą i głęboką przyjaźń. Duchowość komunii to także zdolność dostrzegania w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne, a co należy przyjąć i cenić jako dar Boży: dar nie tylko dla brata, który bezpośrednio go otrzymał, ale także «dar dla mnie». Duchowość komunii to wreszcie umiejętność «czynienia miejsca» bratu, wzajemnego «noszenia brzemion» (por. Ga 6, 2) i odrzucania pokus egoizmu, które nieustannie nam zagrażają, rodząc rywalizację, bezwzględne dążenie do kariery, nieufność, zazdrość. Nie łudźmy się: bez takiej postawy duchowej na niewiele zdałyby się zewnętrzne narzędzia komunii. Stałyby się bezdusznymi mechanizmami, raczej pozorami komunii niż sposobami jej wyrażania i rozwijania.

(por. LIST APOSTOLSKI NOVO MILLENNIO INEUNTE, pkt 43)

Dla mnie ten tekst to swoistego rodzaju wykładnia, kompas dla działania. Właśnie w odniesieniu do wspólnoty, parafii, do relacji między ludzkich, pobudza on do fascynacji Jezusem Zmartwychwstałym, który gromadzi uczniów – a są oni już inni, by tchnąć na nich Ducha i dać im nakaz misyjny. Teraz właśnie stanowią obraz prawdziwej wspólnoty. 

Czy Kościół, jego wyobrażenie oraz obraz parafii, w której jesteś, jest obrazem wspólnoty? Obawiam się, że wielu odpowie, że – NIE! Nie dziwię się, bo całkowicie to rozumiem i zdaję sobie sprawę z tego, że wiele parafii to tylko teoretycznie wspólnota. Może są tacy, którzy nie wierzą w to, że Kościół w rzeczywistości parafii mógłby stać się prawdziwą wspólnotą. To, że czegoś nie widzieliście, czegoś osobiście nie przeżyliście, nie oznacza, że tak nie może być, że to możliwe do zrealizowania. W tym kontekście potrzeba ludzi (dwóch lub trzech – Mt 18,20), którzy obudzą taki właśnie sposób życia tam, gdzie się zgromadzą.

Możemy być jak Tomas – „nie zobaczę, nie uwierzę!” Pojechałem na rok formacji do Loppiano, chcąc doświadczyć życia wspólnotowego. Po bardzo krótkim pobycie tam, byłem jak ten „drugi Tomasz”, który powiedział: „Pan mój i Bóg mój.” Mała wioseczka, w której rocznie, na stałe mieszka około 900 osób. Dzieci i młodzież, dziewczyny i chłopacy, małżonkowie, zakonnic i zakonnicy, księża, osoby świeckie… wszyscy w jednym miasteczku, żyjący tą samą duchowością. Zgromadzeni z całego świata, różne języki, kultury, mentalności… Miejsce, jakby laboratorium – wszyscy uczą się tego, jak żyć charyzmatem jedności, jak w życie konkretnie wprowadzać Ewangelię i miłość wzajemną. Może to kwestia miejsca i szczególnego przeznaczenia tego miejsca. Ale czy takie przeżycie, doświadczenie, można przenieść na rzeczywistość innego miejsca? Mam takie przeczucie, że można i że trzeba. Inna kwestia, jak to dokładnie przenieść, zrealizować w kontekście innych miejsc. Nie chciałbym tutaj dawać recept, ale myślę, że wszyscy musimy odczuć zaproszenie, że ja muszę żyć Słowem – gdzie dwaj albo trzej… Jeśli spróbujemy to wprowadzić w życie, to myślę, że szybko zobaczymy owoce.

Fascynacja Jezusem to również fascynacja wspólnotą, w której mogę Go odnaleźć, w obliczu każdego człowieka. To fascynujące, że On zanim rozpoczął publiczną działalność już zgromadził wokół siebie uczniów, by pokazać nam jak ta rzeczywistość jest ważna, potrzebna, jak niezwykle promieniująca jest ona autentycznym świadectwem.

Wspólnota jest przepięknym też narzędziem ewangelizującym… „WYSŁAŁ ICH PO DWÓCH PRZED SOBĄ DO KAŻDEGO MIASTA I MIEJSCOWOŚCI, DOKĄD SAM PRZYJŚĆ ZAMIERZAŁ(por. Łk 10,1…) – może to właśnie ciebie z … (kimś) posyła, abyście jako najmniejsza wspólnota mogli zaświadczyć o swojej fascynacji Jezusem.