Możesz wyłączyć wszystkie urządzenia w domu, a tak niczego nie usłyszysz, bo może się okazać, że hałas nie jest poza tobą, ale w twoim wnętrzu. 

Gdy jestem w domu rodzinnym, śmieje się, że „idę się ukulturalnić” – to oznacza, że siadam w pokoju, włączam telewizor i przelatuje po kanałach, przeglądając co obecnie „jest na topie”. Mam świadomość, że jest to dla wielu zabieracz czasu, a przy okazji źródło wielu, bardzo negatywnych emocji. Cieszę się, że już od bardzo wielu lat, nie mam osobiście telewizora i tego, co ewentualnie istnieje wokół tego. Nie jest jednak łatwiej, choć wyraźniej widzę, gdzie tak naprawdę jest w moim życiu hałas. 

Kiedy w minionym tygodniu stanąłem wobec zadania związanego z kolejna możliwością, jaką jest słuch – a więc to, co mogę w różny sposób usłyszeć, zdałem sobie sprawę z tego, że obecnie najwiecej hałasu jest w moim wnętrzu i coś z tym muszę zrobić. 

Pierwsza rzecz, którą zrobiłem, to zminimalizowałem aktywność w internecie. Nie wstawiałem filmów, których przygotowanie zabiera sporo czasu; rzadko sięgałem po informacje w internecie i nie wdawałem się zbytnio w rozmowy przez telefon. Jednak musisz zdać sobie i ty sprawę z tego, że nie wystarczy czegoś nie robić, by sprawa była załatwiona; konieczny jest jednak krok – działanie, które będzie we właściwy sposób czymś w nas promieniowało. 

Nie wystarczy, że wyłączysz telewizor, odłożysz telefon, wyciszysz dźwięk w komputerze. Niekiedy jesteś „zapchany” taką ilością informacji, dźwięków, uczuć, że konieczne jest wewnętrzne wyciszenie. Jak to osiągnąć? Oczywiście oprócz „wyłączenia i izolacji od elektroniki” musisz zacząć słuchać. By tak się stało, najpierw musisz samemu stać się pustym. 

Warto zrzucić z siebie te różne sprawy, które nagromadziłeś w sobie. Porozmawiaj z kimś i mówiąc o tych sprawach, oddaj je w czyjeś ręce. Pięknym doświadczeniem w tej sytuacji może dla ciebie stać się modlitwa. Zatop się w niej; żyj nią bardzo powoli, starając się być bardziej świadomym swoich słów i bardziej obecnym w tym wydarzeniu. Mniej, a dokładniej! Spróbuj odmawiając jakąś modlitwę, bardziej ją smakować, poczuć wartość tego czasu, słów, które padają… To jest bardzo komfortowa sytuacja – gdy dasz sobie czas na to, by faktycznie przeżyć czas modlitwy. To było właśnie drugie zadanie, którego się podjąłem podczas ostatniego tygodnia. 

Samoistnie poniekąd, pojawiła się trzecia rzecz, która daje mi wciąż najwięcej wewnętrznej radości, oraz która najbardziej pozwala mi usłyszeć. Chcąc usłyszeć coś pozytywnego, mądrego, chcąc odkrywać jakiś kierunek dnia, myśli, pragnąc być blisko Boga, pomyślałem o konkretnej w tym względzie, lekturze Pisma Świętego. Nie planując za bardzo tego zadania; nie myśląc delokosiężnie, bardziej skupiłem się na słuchaniu – wewnętrznym wsłuchiwaniu się w to, co Bóg pragnie we mnie poruszyć, przez rozważane kolejne rozdziały Pisma Świetego. To, co mnie tak po ludzku ucieszyło, to fakt, że pojawiły się nowe dźwięki – to znaczy, że na znane mi fragmenty, zupełnie inaczej niż dotąd zareagowałem. Wydaje mi się to potwierdzeniem, że znalazło się we mnie miejsce na usłyszenie czegoś. 

To dla mnie nie nowe odkrycie. Wiem, że słuchając Boga, drugiego człowieka i samego siebie, można w niezwykły sposób rozwijać tą możliwość. SŁUCHANIE – rozwijanie tej możliwości, może dać nam nowe możliwości – chociażby, bardziej konkretne działanie.