ZWIASTować – ZWIASTun

Lubię pierwsze skojarzenia, choć te bywają niekiedy bardzo dziwne. Kiedy pomyślałem o rozważaniu, przez kolejne dni adwentu, fragmentu opowiadającego o Zwiastowaniu, pojawiła się myśl o „zwiastunie”. To wydarzenia, spotkanie Anioła z Maryją, w dzisiejszych czasach można by było określić ze spokojem mianem, „zwiastun”. Przychodzi ogłosić Prawdę, która dotyka nie tylko Maryi, choć bezpośrednio tak, ale dotyka całego świata. Tutaj w tej niezwykle prostej, aczkolwiek ujmującej tajemnicy, każda wierząca osoba widzi już początek jakiejś historii, która nie koniecznie jest jeszcze wszystkim znana. Historia, której na imię Miłość… My sami nie jesteśmy sobie wstanie jeszcze wyobrazić co On – Miłość, może uczynić w naszym życiu. To nic dziwnego, ani nie jest to powód do wstydu. Nie przejmuj się – jest wszystko w porządku. Kiedy byłbyś wstanie ogarnąć Jego Miłość, znaczyłoby to, że coś z twoim rozumieniem Jego Miłości jest nie tak. Miłość jest ponad tym wszystkim, czego do tej pory doświadczyłem. Trudno, aby Maryja w tym właśnie momencie mogła również swoimi myślami – wyobrażeniami, ogarnąć to wszystko, z czym dzisiaj mamy do czynienia, czytając kolejne fragmenty Ewangelii. Nie sądzę, by wyobrażała sobie kolejne sceny z jej udziałem i z udziałem jej Syna. Tajemnica – od początku do końca. „Zwiastun”, przedstawia najczęściej sceny, które mają widza zachęcić do obejrzenia czegoś. Pojawiają się ciekawe akcje, aktorzy, interesująca fabuła… Scena zwiastowania, nie przypomina w niczym hollywoodzkiej produkcji, ale jest najważniejszą sceną w całym naszym życiu. Od Maryjnego TAK, zaczęła się historia szczególnej Miłości. Otwórzmy się przez adwent na to szczególne wydarzenie, przeżyjmy w expresowym tempie 9 miesięcy, aby dotrzeć u końca adwentu, do kolejnej pięknej tajemnicy – „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale życie wieczne miał.” (J 3,16)

W czasie adwentu będę rozważał poszczególne myśli, tym jak je rozumiem i jeśli będą takie konkretne sytuacje, postaram się również podzielić z wami, moimi doświadczeniami, które udało mi się jakoś stworzyć w ciągu dnia, w odniesieniu do konkretnej myśli – zadania.

1. Zstępuje Boża Miłość

Miłość zstępuje na ziemię. Nie da się tego w żaden sposób namalować, wyobrazić, ogarnąć. Obrazy przedstawiające moment zwiastowania, ukazuje tylko to, co zewnętrzne. Poczęcie jest misterium, które schowane jest przed oczyma ludzkimi. To proste wydarzenie, Anioł zwiastuje Maryi, że stanie się Matką i to Matką Boga, przeraża nas niekiedy właśnie z tego względu, że jest tak proste. Kiedy On przychodzi wie o tym tylko Anioł i Maryja. Kiedy my czynimy jakąś ważną rzecz, czynimy wokół tego bardzo dużo szumu – przygotowania, sprzątanie, elegancki strój, spraszamy gości itd. Kiedy przychodzi Jezus, dookoła panuje cisza. Jezus wstępuje w łono Maryi bez wielkiego splendoru. Można powiedzieć, że sposób życia, charakter codzienności Maryi sprawił, że to właśnie ją wybrał Bóg. Tak żyć, by On mógł zstąpić we mnie, do mojego serca.

Co to oznacza, że Miłość zstępuje… Dla mnie to doświadczenie każdego spotkania z Jezusem. Kiedy On jest obecny, wówczas na daną sytuację, spotkanie, osobę, zstępuje Miłość. Jego obecność gwarantuje obecność Miłości. Musimy stworzyć odpowiednie warunki by On mógł zstąpić. Jego Miłość pragnie dotknąć każdego ludzkiego serca, przeniknąć każdą sytuację, rozświetlić każdą myśl… Pozwolić, aby Miłość zstąpiła, to pozwolić aby wniknął w to wszystko, co stanowi moje życie, każdą jego część. Wyobrażam sobie to w porównaniu do domu, który pragniemy przewietrzyć. Otwarcie każdego okna sprawia, że powietrze dostaje się w każdą część naszego domu, która jest otwarta. Jeśli choć jeden pokój będzie zamknięty, nie będzie mogło dotrzeć tam świeże powietrze, a więc w tym pokoju nadal pozostanie zaduch. A w takim pokoju trudno jest przebywać, pracować, wykonać cokolwiek sensownie.

Zatem moim dzisiejszym zadaniem jest otworzyć wszystko w sobie, aby Miłość mogła tam zstąpić. Kiedy, gdzie i jak to nastąpi? Jeszcze nie wiem, jutro rozpocznie się dzień, w którym będzie we mnie pracowała myśl: Zstępuje Boża Miłość.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

dziś, pracowała we mnie myśli… Zstępuje Boża Miłość.

W ciągu dnia, miałem kilka zajęć do zrobienia, aby do końca dopracować roraty dla dzieci – przygotowanie kazania, przywiezienie przygotowanych puzzli dla dzieci, sprawdzenie czy są figurki. Po ludzku z mojej strony zrobiłem prawie wszystko… Gdy przyszedłem do kościoła okazało się, ze nie ma zbyt wiele dzieci, mikrofon bezprzewodowy z racji remontów trwających w naszym kościele nie działa… Trochę taki znak „?” i pytanie dlaczego. Wychodząc do ołtarza pojawiła się ta niestety ludzka myśl… dlaczego tak mało dzieci jest w naszej parafii, dlaczego tak to idzie wszystko pod prąd. Jednak refleksja szybka nad tym, co robię zwróciła mi myśl – Zstępuje Boża Miłość – kochaj tak jak potrafisz i tyle ile możesz, a resztę zrobi On, zstępujący tutaj, gdzie jest Miłość. Dzieci starały się, mimo trudności zaangażować, odpowiadały i mimo, że mówiłem kazanie od ambony, starały się ze mną tak, jak mogły dialogować. Po Mszy jeszcze losowanie, wytłumaczenie zadania i uśmiech na twarzach dzieci, refleksja, że są one, ponieważ chciały, zwróciły mi radość i poczucie, że On rzeczywiście działa jeszcze mocniej tam, gdzie jest miłość.

2. Codzienność Maryi

Czy codzienność Maryi znacznie różni się od naszej obecnej codzienności? Niestety tak. Dziś, każdy z nas goni za różnymi sprawami, co sprawia, że przestajemy być wrażliwi na otaczający nas świat, dobro, ludzi itd. Pozbawieni wrażliwości przestajemy żyć właściwym sobie rytmem i tempem. Stajemy się rozchwiani, zbyt rozdrażnieni i zniecierpliwieni. Przegrywamy przez to, że zatracamy zmysł Boga, który był i będzie w nas obecny, gdy naszym życiem kierować będzie dobro i Miłość. Zwycięstwo nie leży w ludzkiej gestii, ale w tym, że pozwolimy Bogu w nas działać. Codzienność Maryi to Bóg. Była na Niego otwarta przez modlitwę, przez szczególne serce, duszę, które były wrażliwe na Boga, na Jego wolę, na Jego zamysł… Dzięki tej wrażliwości, Jej codzienność w swej zwyczajności staje się nadzwyczajna. Bóg, zaproszony w naszą codzienność szarość przemienia w kolor, smutek w radość, a zło zwalcza swoją Miłością. Spróbujmy scharakteryzować swoją codzienność, pomyśleć co Maryja robiła w swoim życiu osobistym, jak wypełniała obowiązki, w jaki sposób na modlitwie rozmawiała z Bogiem, jak zwracała się do innych osób, w jaki sposób służyła innym. Niech to wyobrażenie stanie się motorem w naszej codzienności. Codzienność Maryi… moją codziennością.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

Codzienność Maryi – taki był temat dnia dzisiejszego. Miałem akurat dzisiaj dzień wolny, więc mogłem w jakiejś mierze zadbać o jego charakter. Msza rano, śniadanie a później modlitwa, czytanie książek, kawa z gościem, rozmowy z innymi osobami i wiele, wiele codziennych zdarzeń. Mija już dzień, a sam czuję, że choć tak wiele spraw pożyteczny robiłem, to jednak i tak nie czuję, by mój dzisiejszy dzień odpowiadał codzienności Maryi – wdawało mi się, że będzie to prostsze zadanie i łatwiej będzie mi sobie to wyobrazić, ale jednak pozostaje wiele pytań i chęci do zgłębienia jeszcze tej sprawy. Towarzysząca mi radość, spokój, ale i też zmęczenie dają jednak poczucie, że wiele spraw wykonałem, nieco odpocząłem, ale i tak wiele spraw potrzebują rzeczywistej pracy. Muszę wytężyć siły i serce, by moja codzienność w kolejnych dniach, była bardziej pełna miłości, a nie ludzkich obowiązków i radości.

3. otwartość na Boże dary i współpraca

Wśród codziennych wydarzeń toczy się szczególna historia. Możemy w niej uczestniczyć mając do dyspozycji szczególne dary, których istnienie nie jest zależne od człowieka. Bóg udziela każdemu człowiekowi dary, na które musimy się otworzyć, w przeciwnym razie my przejdziemy obok, nie zdając sobie sprawy nawet z tego, jak wiele moglibyśmy zyskać. Każdy dar od Boga jest jak most, który może nas przeprowadzić ponad pewnymi sprawami do jakiegoś konkretnego celu, którego sami o własnych siłach nigdy byśmy nie osiągnęli. Most Bożej Miłości łączy mój brzeg razem z tą rzeczywistością, do której zaprasza mnie On. Stale unosi mnie i daje siłę do stawiania czoła wszelkim osobistym przeciwnościom. Dzięki temu, że stawia On mosty, unosi mnie w każdej, jakakolwiek byłaby to chwila. By udźwignąć ciężar chwili obecnej – czy pozytywny, czy negatywny, potrzebujemy otwartości na Boże dary i współpracy z nimi. Każda chwila niesie ze sobą dar i zadanie, które jeśli rozpoznamy i właściwie wykorzystamy, będziemy mogli odpowiedzieć w najwłaściwszy sposób na plan Boga. Musimy uświadamiać sobie, jak najczęściej, że w życiu nie jesteśmy sami, że przenika nas Boży duch, który udziela nam wciąż darów, abyśmy mogli realizować „mądre życie”.  Zastanówmy się jak wiele otrzymujemy od Boga i jak wiele z tego właściwie wykorzystujemy. Otwórzmy się dzisiaj jeszcze bardziej na dary i z nimi współpracujmy.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

rozważaliśmy dzisiaj – otwartość na Boże dary i współpraca. Dzień dość pełen przeróżnych spraw i obowiązków. Od samego początku dnia, bycie dla uczniów i bycie z nimi, przynosiło małe radości dnia powszedniego, co starałem się wykorzystywać, starając się znaleźć w tym również dar Boga i dlatego słuchałem uczniów, starałem się wyjść naprzeciw ich sprawom, podejmując zadanie słuchania i bycia z nimi – kiedy mówiłem na tematy o „Bóg jest Miłością”, czułem, że ten temat realizuje w zupełnie inny sposób, może mniej efektywny, ale starałem się zrobić mniej, ale spokojniej. Potem w czasie okienka pomyślałem o jednym z nas, że może jest w drodze i nie wie jakie dziś hasło, dlatego wiadomość z poprzednich dni, dała mi otwartość na dar – mogę służyć innej osobie, prostą pomocą i dlatego wysłałem sms z hasłem. Najpiękniejszy, choć bardzo się go bałem, był wieczór. Jestem odpowiedzialny za „Schronisko dla bezdomnych”, ale wciąż bojąc się, co ja mam z nimi robić na spotkaniach, odkładałem tę rzecz na później. na początku adwentu postanowiłem, że co tydzień będę się z nimi spotykał i był razem z nimi, rozmawiał. Trochę z lękiem, najpierw Msza o 16.30 na filii, gdzie przyszła też spora grupa bezdomnych, a później spotkanie wieczorne. W wielu kwestiach musiałem zajmować jakieś zdanie, odpowiadać na jakieś rzeczy i niekiedy nawet bronić kogoś, kto w ich oczach był winny, a ja chciałem, by nie osądzali kogoś tak radykalnie za jakąś postawę. Wieczorem na spotkanie przyszło wiele osób – była herbata, ciasto i siedząc i rozmawiając, jeszcze bardziej zrozumiałem, że ci ludzie ich trudne sytuacje życiowe i losy, są dla mnie darem. Zrozumieć myśl Papieża – „chcę Kościoła ubogiego i dla ubogich”. 

4. zmieszała się i rozważała

Niekiedy jesteśmy zaskoczeni w sytuacjach, w których nigdy byśmy się nie spodziewali. Zaskakuje nas rozwój sytuacji, zachowanie osób, a niekiedy to, że dzieje się zupełnie inaczej, lepiej niż sobie to zaplanowaliśmy. Lubimy być pozytywnie zaskakiwani. Bóg niekiedy czyni nam takie niespodzianki i miłe nas zaskakuje. Gdy wydaje nam się, że wszystko się wali i nic nie możemy zrobić, nagle pojawia się jakaś myśl, rozwiązanie którego szukaliśmy, ale nie mogliśmy odnaleźć. Życie jest niezwykłą niekiedy przygodą, w której niestety, często nie dostrzegamy Bożej ingerencji. Wiele razy, sobie przypisujemy wszelkie zasługi, a działanie Boga tłumaczymy jako swoją inicjatywę, albo zbieg okoliczności. Jakkolwiek byśmy to rozumieli, jeśli Bogu nie oddamy tego, co do Niego należy, możemy stracić całkowicie dobro, poddając się zawłaszczaniu. Uznajmy Jego działanie, przyznajmy Mu właściwe miejsce w naszym życiu i pielęgnujmy w sobie wszelkie dobro, które od Niego pochodzi. Powinniśmy zdawać sobie sprawę, jak wiele otrzymujemy od Boga i powinniśmy odczuwać zmieszanie wobec tego, jak bardzo kocha nas, mimo wszystko, Bóg. Rozważajmy te dary, Jego Miłość i to wszystko co dla nas czyni, odczuwając wewnętrznie ogrom tej Miłości. 

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

chodziłem dziś z myślą co mam powiedzieć do dzieci o św. Klarze… Bo to dzisiejszy święty wg. schematu rorat. Chciałem coś urozmaicić, jakimiś przedmiotami, sympatycznymi skojarzeniami itp. Ale przez całe popołudnie nic mi nie przychodziło do głowy – pomimo, że św. Franciszek i Klara, są przeze mnie tak bardzo lubiani. Pozostał pomysł – przyjaźni i naśladowania innych w tym, co najlepsze. W czasie kazania, dość długiego okazało się, pojawiły się różne sprawy, ale czułem, że rozmowa z dziećmi jest żywa i skuteczna. Cieszyłem się i byłem nieco zmieszany, że te moje rozważania w jakiś sposób docierały do dzieci. Wieczorkiem z kolegą udaliśmy się na zakupy i tutaj kolejne zaskoczenie i zmieszanie – bo pojawił się pomysł  jutro mikołajki, trzeba sobie nawzajem coś kupić… Trochę właśnie zmieszania, że w sumie nie pomyślałem do końca o tym, że nie zorganizowałem się. Jednak bycie razem, wspólne zakupy przyniosły jakieś pomysły i myślę, że dobrą realizację. Wszystko, było jakimś zaskoczeniem, dlatego sprawiło, że się zmieszałem i rozważałem te rzeczy. Inną sprawą był pomysł katechez w adwencie, które wygłosi każdy wikariusz po mszy w czwartki – niestety przyszła dziś jedna osoba i pierwszy ksiądz już nie zrealizował tego naszego pomysłu. Niestety – zmieszanie i rozważanie – dlaczego, co jest powodem braku zainteresowania. Podobnych sytuacji, było dziś wiele, ale chciałem przedstawić tylko ogólny charakter moich dzisiejszych doświadczeń.

5. poczniesz i porodzisz Jezusa

Maryja otrzymuję szczególną łaskę – zadanie. Wielu spogląda na tę sytuację z boku, nie widząc możliwości stworzenia jakiegokolwiek doświadczenia. Dość enigmatycznie brzmi dla wielu hasło: „rodzić Jezusa…” Dwa słowa, które dają wiele początków, dla podjęcia inicjatywy – duchowej, ale i też konkretnej – w działaniu. Począć… i porodzić… – hasła wywołuje we mnie bardzo różne myśli i inspiracje. Począć – dać początek, to znaczy zastanowić się, gdzie, w jakich sytuacjach konkretnie daje możliwość, by mógł rozpocząć swoje działanie Jezus, gdzie wnoszę Go swoją postawą, działaniem, świadectwem… jak ukazuje Jego obecność . Druga rzecz, która jest następstwem poczęcia, to znaczy porodzić… Nie jest to tylko kwestia stworzenia warunków, aby był pomiędzy nami (por. Mt 18,20), lecz zrodzenie Go. Jak mogę zrodzić Jezusa? Czyniąc dobro i miłość wszędzie tam, gdzie jej nie ma, daje mocne doświadczenie rodzącego się w tych sytuacjach, miejscu Jezusa. Dziś pomyślałem, że dobrą metodą jest matematyka: dodawanie, odejmowanie, mnożenie i dzielenie. Te cztery działania, tak proste do zapamiętania, dając mi możliwość rodzenia Jezusa wszędzie. Dobro, mogę dodawać – kiedy otrzymuje od innych i jestem im wdzięczny; mogę odejmować – kiedy ofiaruję coś z siebie, dla innych; mnożyć – kiedy posiadane dary owocują i służą mi i innym; dzielić – kiedy widząc innych, którym brakuje podzielić się tym z innymi, dając chociażby świadectwo tego, co przeżywam, o czym myślę… Zadania, które rodzą się z tych dwóch słów: począć i porodzić, wydają się teraz bardziej realne i konkretne do zrealizowania.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

Człowiek może mieć najszczersze pragnienia, ale samu nie powinien osiągać celu. Dlatego tak trudny był dzisiejszy dzień… Mimo wielu pragnień jednoczenia się wyszło jak wyszło – czyli „tak jak zawsze”… Haha! Uświadomiłem sobie jeszcze mocniej, że wokół tego szczególnego pragnienia – „poczniesz i porodzisz Jezusa” – pojawia się działanie szatana, który wszystko utrudnia, wszystko gmatwa, byśmy nie osiągnęli zamierzonego dobra. Im bardziej pragnąłem zrodzić w jakiejś sytuacji „dobry początek” – Jezusa – tym trudniej było to zrealizować. Podobnie jak z dzisiejszym wiatrem, który stawia potężny opór. Mimo, że chcę iść naprzód, jest wiele czynników, które mi to uniemożliwiają. Od samego początku dnia wszystko w biegu, bo skończyłem późno Mszę więc trzeba było spieszyć się do szkoły… Po szkole szybko obiad bo trzeba na pogrzeb… Później szybko modlitwa bo trzeba do konfesjonału… Inną rzeczą był fakt – wielokrotnego nieporozumienia, źle odczytanych słów, błędnego zrozumienia, braku cierpliwości, który burzył wszystko, co dotąd człowiek starał się misternie budować. I tak chcąc – „począć i porodzić Jezusa” musiałem w zasadzie stawiać czoła sytuacjom nieco zburzonym. Miłym elementem były mikołajki – te księżowskie (choć i tu coś nie zagrało do końca jednoczenie się innych…), jak i te dziecięce, które wolne były od wszystkich względów i były małą eksplozją radości i uśmiechu. Wieczór odpust – miła kolacja wśród księży, rozmowy i poczucie jedności i obecności Jezusa. „poczniesz i porodzisz Jezusa” – udało mi się to bardziej w sytuacjach niezaplanowanych, niż w tych, które wyobrażałem sobie, że uda mi się to zrealizować – to w sumie też jakieś doświadczenie, uczące mnie otwartości na sytuacje.

6. ja się umniejszam byś Ty mógł wzrastać

Stawiamy czoła różnym sytuacjom, które niekiedy nas przerastają, a niekiedy mobilizują do odkrywania nowych rzeczywistości, których w normalnych sytuacjach nie odkrylibyśmy. Zatem życie jako wyzwanie, wymaga od nas zajęcia konkretnych postaw, kształtowania właściwego sposobu myślenia, odkrywania i poznawania tego, co nas otacza. Świat jest w ciągłym ruchu, dlatego nie możemy pozostać w miejscu i bazować na wiedzy, którą kiedyś zdobyliśmy. Życie wymaga „właściwej aktualizacji” naszej wiedzy o nas samych, o świecie w którym żyjemy itd. Czasami mamy ochotę zapanować nad wszystkim, wszystko kontrolować i udowodnić wszystkim, że to ja jestem panem sytuacji. Czy jednak tak jest? Wiele razy spotykam się z opiniami, że trudno jest utrzymywać relacje z innymi osobami, trudno właściwie postępować, by szanować drugą osobę, by akceptować jej poglądy, by stawać się bardziej odpowiedzialnym za innych. Dlaczego w XXI wieku, tak wiele indywidualizmu? Nie potrafimy ustępować, odkrywać u innych lepszych rozwiązań, niż swoje. Umniejszać się, to wcale nie stawać zmanipulowanym, nic nie myślącym człowiekiem. Umniejszać się, znaczy często uklęknąć przed tajemnicą, która zawarta jest w drugiej osobie. Chrystus w sposób niewyobrażalny działa w każdym z nas, stąd w każdym z nas pojawiają się tajemnice, którym powinniśmy pozwolić wzrastać. Bóg, w drugim człowieku ma więcej do powiedzenia, niż ja sam – człowiek uzurpujący sobie władzę nad wszystkim. Zatem dziś postaram się wyciszyć swoje „ja”, by mocniej zabrzmiało „ty” drugiej osoby. Kiedy poznamy „ja” i „ty”, będziemy mogli lepiej stworzyć doświadczenie „my”.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

Może wydawać się to nieco śmieszne, ale idąc do chorych – myśląc o klękaniu przed tajemnicą, w każdym domu podjąłem znak – uklęknięcia przed Najświętszym Sakramentem, zanim udzieliłem komuś komunii świętej. Pełna świadomość uniżenia, aby On mógł zostać w każdej sytuacji wywyższony. Podobnie miała się sytuacja już w wymiarze duchowym, kiedy sprawowałem Eucharystię i spowiadałem – duchowo uniżenie przed każdym spotkaniem z Jezusem, w sakramencie, w drugiej osobie, w rozmowie przez telefon, w modlitwie, w myśli. Czuję dziś, że czyniąc wszystkie znaki bardziej świadomie, mogę bardziej wyraźnie dostrzec Go, obecnego w tej rzeczywistości, którą dotykałem. Pełna cierpliwość w rozmowach, wysłuchanie do końca tego, co napotkane osoby miały do powiedzenia – wszystko to w duchu uniżenia, aby On mógł wzrastać.

7. spotkanie z Jezusem

Zwiastowanie, kończy się odejściem Archanioła… Ale pozostaje w nas zwykła ludzka ciekawość, kiedy i jak Maryja poczuła w sobie obecność Jezusa. Czy pierwsze odczucie było fizyczne, czy duchowe? Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje się, że obecność Jezusa przeniknęła całą Maryję, co wydaje się być widoczne w kolejnym wydarzeniu, jakim jest „nawiedzenie Elżbiety”. Widzimy, co dzieje się z Maryją – jak przeniknięta jest radością, uwielbieniem Boga, jak silne jest pragnienie niesienia pomocy i działania. Czy to konkretne oznaki Bożej obecności w Maryi? Wydaje się, że każdy z nas, mając www sobie Jezusa, pozwalając Mu działać, nie może powstrzymać Jego działania w swoim wnętrzu. Następuje wewnętrzna detonacja Miłości, która rozpromienia człowieka, zmienia jego życie… Oprócz zewnętrznie widocznych sytuacji, w których spotykamy się z Jezusem, jest jeszcze więcej tych, które dokonują się w naszym wnętrzu, które inicjuje On, wzbudzając w naszym wnętrzu płomienie miłości. Wyobraź sobie, co się działo w sercu i umyśle Maryi, kiedy odszedł od Niej Anioł, kiedy zmierzała do Elżbiety – co dokonywało się w jej wnętrzu, w jaki sposób działał w Niej Jezus. Przenieśmy to doświadczenie, wszystkie nasze wyobrażenia, na naszą codzienność. Spróbujmy otworzyć się na Jego obecność w nas, wokół nas – spotkajmy się z Jezusem.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

spotkanie z Jezusem. Dzień podzielił się na takie 3 elementy: Eucharystia i modlitwa, rozważanie i lektura; bliźni. 

Eucharystia i modlitwa

Spotkanie z Jezusem w tych wydarzeniach były dziś nieco trudne. Msza z racji „sezonu zimowego” miała być maksymalnie skrócona, co okazało się dla mnie bardzo trudnym zadaniem, bo nie lubię tego wydarzenia traktować z pośpiechem i bez pewnego charakteru świątecznego. Msza recytowana, w szybkim dość tempie, stała się dla mnie okazją do zrozumienia, jak piękno i pewnego rodzaju majestat liturgii, pomaga mi spotkać się z Jezusem. Starałem się, by czynić to w jedności z inną osobą, która o to prosiła, ale moment konsekracji stał się czasem wzmożonej aktywności duchowej i skupienia myśli na Jezusie, którego mam przed sobą. Dzięki temu, serce napełniło się spokojem, a spotkanie przeniknęło mnie bardziej i pozwoliło zachować spokój i odpowiednie tempo wobec innych wydarzeń w ciągu dnia.

rozważanie i lektura

– zarówno temat rozważania, jak i też książka o miłości bliźniego, stały się nieustannym refrenem pomiędzy moimi dzisiejszymi zadaniami, co pomogło mi w sposób duchowy otworzyć się na spotkanie i na Jezusa, który pragnął przyjść do mnie poprzez różne myśli, zdania i doświadczenia. Była radość, kiedy można było odczytać znaki, wobec dzisiejszego dnia, wobec budowania „mojego Nazaretu” w duszy.

bliźni 

Spotkane dziś osoby, traktowałem z łagodnością i świadomością, że to dziś i nie tylko dziś, okazja niebywała do spotkania Jezusa w drugim. Dlatego konfesjonał, czy inne rozmowy starałem się czynić tak, by pozbawiać się wszelkich ludzkich myśli, postępowania. Nie zawsze się udawało – niekiedy wdarły się ludzkie sposoby traktowania „bliźniego”. Ale było kilka zwycięstw, w których zamiast działać i myśleć po ludzku, rzeczywiście spotykałem Jezusa i starałem się moje postępowanie do tego dostosować. Jezus i spotkanie z nim było ważniejsze, niż moje spekulacje, myśli, osądy i opinie.

8. Mądre pytania

Dialog Maryi z Aniołem, wydaje się być uzasadniony, ale warto zwrócić uwagę na jego formę… Nie zadaje pytań zbytecznych, płytkich, będących zabarwionymi jakimiś już wnioskami, czy wątpliwościami. Maryja w Zwiastowaniu, daje przykład osoby, która poprzez zadawanie pytań, współpracuje z łaską, rozpoznaje wolę i to, jak ją w sposób doskonały, do końca wypełnić. Normalny człowiek, w obliczu różnych spraw, trudnych najczęściej, zadaje pytanie: „dlaczego?” Jest to raczej już wyraz naszego stosunku do danej sprawy – albo niechęć, albo bunt, szukanie okazji do wymigania się, albo zrzucenia na innych odpowiedzialności… Pytanie Maryi, jeśli spojrzymy na fragment o Zwiastowaniu, umiejscowione jest niejako w centrum tej sceny. W tym zawierającym 12 wersów fragmencie Maryja, wypowiada się dwa razy: pierwszy raz zadając pytanie, drugi raz wyrażając swoją gotowość na przyjęcie woli Boga. Jedno pytanie, prowadzi do głęboko duchowo odpowiedzi nie tylko słowem, ale nade wszystko całym swoim życiem. Jakże ważne było to pytanie, skoro było tylko jedno. W tym pytaniu, widoczna jest chęć pogłębienia zrozumienia woli Bożej. Pytanie to wyraża już zgodę, w jakiś sposób, ale samo pytanie dotyka raczej sposobu realizacji tej woli. Mądrość tego pytania, polega na głębi z które wychodzi Maryja, podejmując się realizacji woli Boga. Proste, konkretne pytanie, które w dalszym etapie powoduje wyrażenie gotowości do współpracy. Czy pytania, które padają w naszym przypadku, w obliczu różnych spraw, wyrażają „taką właśnie wiarę i zaufanie wobec Boga” , jak to pytanie Maryi? Czy umiem i chcę zadawać Bogu pytania, które poprowadzą mnie do decyzji – chcę żyć Jego wolą? W dzisiejszym rozważaniu nie chodzi o samo pytanie, a raczej o sposób realizacji woli Bożej. Jak dzisiaj będę starał się żyć tą wolą?

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

mądre pytania – w ciągu dnia miałem kilka okazji, w których wręcz cisnęło mi się na usta pytanie: dlaczego?, ale szybko uświadamiając to sobie, weryfikowałem swoje pytanie i zachowanie. Szkoła, zamiast myśleć dlaczego?, zacząłem wraz z młodymi inicjatywę związaną z przedstawieniem na święta; zamiast pytać o ich zachowanie, wolałem spokojnie kolejny raz wyjaśnić, pokazać… Popołudnie bardzo trudne klimatyczne, chciało mi się strasznie spać, ale będąc na adoracji, nie pytałem się dlaczego tak jest po prostu oddawałem Jezusowi to, co mogłem i jak mogłem. Wieczorem kolega miał roraty i widziałem, jak wszystko idzie pod prąd to jakieś numery ze światłem, to z magnetofonem, to znów z mikrofonem, nie zadałem pytania dlaczego tak jest, ale z wzmożoną siłą jednoczyłem się przed, w czasie i po mszy z nim, aby nie denerwował się i spokojnie uczynił to, co do niego należało. Mimo może mało konkretnych owoców, wiele rzeczy mentalnie się dziś we mnie zmieniło. Wieczorkiem wybraliśmy się na „kolację” – pani zadała mi pytanie: jaki sos. Mając w pamięci dzisiejsze zadanie mądre pytania, w duszy śmiałem się, że to pytanie do takich niestety nie naleźy, więc odpowiedziałem jej żartobliwie najpierw: najlepiej jakby był dobry, ale potem już poważnie, zadałem pytanie jakie mam do wyboru. Ta sytuacja utwierdziła mnie, że wiele jest śmiesznych sytuacji, w których padają mało mądre pytania.

9. Moc Ducha Świętego, która wspiera

Nie jesteśmy skazani w różnego rodzaju sytuacjach na samotność, ani na porażkę. Nasze życie ma zdecydowanie inne przeznaczenie. Mamy pragnienie osiągania zwycięstw i może się to stać, jeśli obierzemy właściwy kierunek działania, jeśli będziemy posiadali właściwe źródło. Przywykliśmy do tego, zarówno w sferze technicznej, jak i też niestety w sferze moralnej, duchowej i egzystencjalnej, do wykorzystywania zamienników. Wydaje nam się, że posługując się jakimś produktem, który może z równą skutecznością zamienić oryginał, zaoszczędzimy i będziemy bardziej zadowoleni. Okazuję się z czasem – brak efektywności, brak odpowiednich możliwości, niska trwałość i jakoś itd. Wszystko w imię dobrych wyborów i sprytu, ale czy rzeczywiście, w pewnych sprawach powinniśmy używać zamienników. Czy w sferze duchowej, emocjonalnej, psychicznej, wirtualnej itd., powinienem zadowolić się jakimikolwiek zamiennikami? Czy istnieją faktyczne zamienniki dobra, miłości, prawdziwego sukcesu? Tak, a imię tego brzmi – pozory. Moc Ducha Świętego jest jedyną siłą udzielaną człowiekowi, która sprawia, że oprócz sukcesu, towarzyszy nam również rozwój. Oczywiście mogę zadowolić się półprawdą, lichym dobrem, niewłaściwie zdobytym sukcesem…, ale czy to na dłuższą metę, przyniesie jakieś pozytywne rezultaty? Duch Święty, oprócz mocy, gwarantuje nam również prawidłowość tego źródła; daje nam wewnętrzną siłę, która inspiruje, motywuje, ale nade wszystko rozwija, nie oszukujący nas niczym, ani tym bardziej nie łódząc. Otwierając sie na moc Ducha, zostaję przeniknięta darami, które nie mają swojego początku we mnie, ale pochodzą z zewnątrz, z niezależnego i niczym nie ograniczonego źródła. Żyjąc mocą Ducha, możemy dojść znacznie dalej, głębiej. 

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

– od początku dnia, zadbanie o to, aby nie zamienić Boga i Jego łaski, jakimkolwiek zamiennikiem. Zadbałem o to, aby mimo trudności od rana, (jakoś dzisiejszy dzień fizycznie był dla mnie trudny) nie zrezygnować ze spotkania z Bogiem w rozważaniu, w modlitwie, w dobrej myśli i realizacji dzisiejszego zadania. Kazanie, rozmowy – wszystko to, odczuwałem że było obwarowane pomocą z góry – mocy Ducha Świętego. Później spotkanie z księżmi – wsłuchiwanie się w różne treści, co było dla mnie również zadaniem – aby przyjmować i umieszczać różne te rzeczy jako Moc od Ducha Świętego dla mnie – podobnie jak chomik gromadzący zapasy jedzenia na później. Widziałem i czułem, że inni mają więcej do powiedzenia, podzielenia się, co było dla mnie dziś też świadectwem, że mam otworzyć się na powiew Ducha Świętego, który działa wobec mnie przez inne osoby. Milczałem, przyjmując inne sprawy, ludzi i ich słowa, jako wsparcie… Sakrament pojednania – był mocnym (obustronnym) powiewem Ducha Świętego. Mówienie do drugiej osoby, stało się też mówieniem do siebie, odkrywaniem działania Ducha Świętego wobec wszystkich spraw, osób. Ostatecznie wiele spraw jest we mnie obecnych – które pracują, a których pochodzenie z całym przekonaniem przypisuję Duchowi Świętemu.

10. Najwyższy cię okryje

Okrycie kogoś, jest oznaką otoczenia kogoś opieką, odpowiedzialnością, troską. Ale wiemy też, że Bóg kiedy zstępował do “namiotu spotkania” obłok osłaniał go, obrazując tajemnicę, która nie jest dostrzegalna dla oczu ludzkich. Wyraźny znak niewidzialnej łaski… – taka jest też najprostsza definicja towarzyszącego działania Boga w każdym sakramencie. Maryja, mimo tego, że tak wiele o niej wiemy, nadal jest dla nas ogromną tajemnicą, a szczególną tajemnicą dla nas są dary, które ofiarował Jej Bóg. Również w naszym życiu, wiele spraw związanych z moją osobą i Panem Bogiem, jest tajemnicą, która osłonięta jest przed rozumem, logiką ludzką… Bóg w każdym momencie mojego życia okrywa mnie swoją mocą, łaską, która choć dla nas nie do końca rozumiana, jest jednak konieczna, potrzebna. Współpraca z nią, jest naszym podstawowym zadaniem, wyznacznikiem charakteru naszej codzienności, naszych wyborów, decyzji i podejmowanego działania.  Bóg będzie cię osłaniał, dotknie cię swoją Miłością, pokieruje swoją wolą. Pozwól Mu, aby cię osłonił, aby stworzył wokół ciebie obłok, który będzie świadczył o Jego obecności w tobie. Mówi się o Maryi, że jest żywym tabernakulum (miejsce, gdzie przechowuje się w kościele Komunię Świętą). Podobnie my, każdy z nas może stać się tym szczególnym miejsce, w którym obecny jest Bóg; miejscem w którym On działa, dokonuje swojej rewolucji Miłości. Przechowujmy Jego obecność, Jego łaskę w naszych sercach – naszym żywym tabernakulum.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

cierpliwość – taki sposób przyjąłem okrywając młodzież, która przygotowuje przedstawienie na Boże Narodzenie w szkole. Nie unoszenie się, nie wyzywanie, ale okrywanie łagodnością, spokojem i chęcią czynienia dobra. Roztaczałem nad różnymi sytuacjami „obłok Bożej obecności”, dzięki czemu zachowałem wewnętrzną łagodność i Bożą łaskę. Okrywanie różnych wydarzeń odpowiednim przygotowaniem – kazania dla dzieci, spotkaniem z bezdomnymi itd. Dwie wieczorne sytuacje były ciekawsze – jedna trudna, druga bardzo miła, aczkolwiek wymagała duchowej gimnastyki. Najpierw miła – zaplanowałem obejrzenie filmu z bezdomnymi, ale pech chciał że nie mogłem płyty odtworzyć na swoim komputerze, aby przygotować spotkanie. Później poszedłem do kolegi księdza, który próbował przegrać, ale niestety czasu już nie było na to, aby przygotować się z tym filmem do spotkania. Dlatego na zapas przygotowałem inny – jednak, gdy dojechałem na miejsce, okazało się, że panowie niezbyt są chętni do oglądania, leciał akurat program 1 z 10, a później wieczorkiem chcieli oglądać mecz. Więc stwierdziłem, że przyjmę ich wolę i będę czuwał. Obejrzeli program, a później ze sobą trochę pogadaliśmy. Najlepszą częścią tego spotkania było spotkanie po spotkaniu haha – spotkałem spore grono w korytarzu i tak zagadnąłem i spędziłem tam jeszcze z nimi dobre 40 minut. I to był czas ich otwartości, szczerych rozmów, dowcipkowania itd. – trudne było dla mnie przyjmowanie różnych kawałów na temat księży, ale sami w pewnym momencie zrozumieli i zmienili temat kawałów. Wieczorkiem tuż przed spisaniem tych doświadczeń, dowiedziałem się, że komuś nie odpowiada, że wstawiłem na stronę parafialną link do filmów z wydarzeń parafialnych, które umieściłem na swoim kanale youtube. Mimo niezrozumienia całej tej sytuacji, wszystko usunąłem i okryłem tą sprawę pokojem, choć nie wiem jaka mnie czeka jeszcze rozmowa z pewną osobą w tej sprawie.

11. Zrodzić

Zadanie, w którym uczestniczy Maryja, nie jest zadaniem, w którym ma uczestniczyć w sposób bierny. Jej aktywność polega na nieustannym mówieniu Bogu tak, na noszenie w sobie Jezusa, a później na wychowywaniu Go i towarzyszeniu Mu. Zrodzić… ma zatem wiele różnych znaczeń, których odkrywanie jest naszym duchowym podróżowaniem po świecie Maryi. Pięknie się to nazywa – ta podróż – itinerarium, czyli “związany z podróżą, opis podróży, zawierający dane dotyczące trasy, często w formie dziennika. Ów podróż poznajemy przez Pismo Święte, przez różaniec… Osobista droga wraz z Maryją, uczy nas tego, jak rodzić… Jezusa, dobro, konkretną miłość. Tylko przylgnięcie do Maryi, może nauczyć nas właściwej postawy ”rodzenia”. Oprócz tego założenia, że mam rodzić Jezusa, muszę być również bardziej wrażliwy na okoliczności, w których mogę to uczynić. Co do okazji, nie ma tutaj właściwe żadnych ograniczeń. Spotkanie z osobami, rozmowy, praca, odpoczynek, uczenie się, pomaganie innym, wypełnianie swojego powołania, słuchanie innych, próba rozumienia spraw które nas otaczają itd. Musimy bardziej się rozglądać i być czujnymi. Mając w sobie Jezusa, łatwiej będzie wykorzystywać te okazje, w których będę mógł Go zrodzić. Rozważajmy życie Maryi w kontekście dzisiejszego zadania – to jest konkretny program, zadania i cel.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ 

odkrywałem dziś swoją drogę, przenikającą moją codzienność… Od początku dnia wizja drogi, itinerarium, stała się powszedniością… Zadbanie o poranek – o rozważanie, o modlitwę… by być jak Maryja, która zachowywała i rozważała w swoim sercu te sprawy, a jednocześnie rodzić wszędzie Jezusa. W niepokoju, pojawił się pokój – kiedy czekała mnie trudna rozmowa z uczniami, ale dzięki Zwiastowaniu, przekazywanie trudnych rzeczy stało się naprawdę zwiastowaniem; kiedy pojawiło się zmęczenie – tuż potem pojawiła się radość z rozmowy z innymi uczniami i mogłem jak Maryja czuwać w nocy przed narodzeniem Jezusa; kiedy w czasie dyżuru w konfesjonale prawie padałem na twarz, pojawił się Jezus w drugim, gdzie można była jak Maryja pójść do Elżbiety i pomóc; kiedy pojawił się trud i gniew, mogłem z Maryją pójść na Golgotę i objąć Jezusa na krzyżu; w końcu w braku jedności, doprowadzić do jedności, jak Maryja, która trwała wraz z uczniami w Wieczerniku. 

12. Boży plan Miłości

Każdy z nas w jakiejś mierze programuje swój dzień, zajęcia, zajmuje się już pewnie organizacją świąt, zakupów itd. Do wszystkiego możemy się przygotować i odpowiednio to zrealizować, jeśli mamy właściwy plan – program. Wyznaczanie sobie celów, zadań każdego dnia jednym pomaga i ich mobilizuje, inni przekonują się, że jest to dla nich zbyt trudne. Jakie są owoce, konsekwencje naszego przygotowania przez adwent? Bóg od samego początku, w swoim zamyśle działa w imię Miłości. Wszystko co czyni i jak czyni wynika z Jego Miłości i jest Miłością. Nam bardzo często jest trudno to zrozumieć i przyjąć. Często się albo buntujemy, albo całkowicie nie rozumiejąc Jego zamysłu rozmijamy się z Jego planem. Zostaliśmy powołani, każdy w rożnym stanie do tego, aby swoją miłością odpowiedzieć na jego Miłość. To, co dzieje się w nas i wokół nas, nie jest dziełem przypadku, losu, czy tylko naszą zasługą… W naszej codzienności, jest wiele śladów Bożej Miłości, ale istnieje też zło, które chce nam tą Miłość pragnie zasłonić, albo odebrać. Nasze działanie nie może być działaniem przypadkowym, lecz wynikającym ze współpracy z Bożymi darami. Człowiek jest na tyle człowiekiem, na ile kocha… Jeśli chcemy zrozumieć Boga, oczywiście na tyle, na ile jest to możliwe, wszystkie nasze działania, musi uprzedzać Miłość. Tylko w taki sposób odnajdziemy się w planie Bożej Miłości; tylko w ten sposób Miłość stanie się również naszym planem – programem. Poszukujmy wiary, sercem i rozumem, aby nasz plan – program stał się żywą i realną konstrukcją budującą naszą życie, tak zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

wszystko ma jakieś znaczenie, a wewnętrzny głos kieruje tym, co mamy czynić. Dwie sytuacje dzisiaj. Pierwsza – odchodziła z pracy jedna nauczycielka. Bardzo sympatyczna osoba, jak zresztą wszyscy nauczyciele w mojej szkole. Pojawił się jakiś wewnętrzny głos, aby ofiarować jakiś skromny upominek. Wróciłem akurat na okienko do domu, odłożyłem na bok, wcześniejszy pomysł. Pomyślałem, że to trochę naiwne i w sumie niepotrzebne, aby to robić. Ale później, tuż przed powrotem do szkoły, pomysł pojawił się znów i mocniej. Uświadomiłem sobie, że jest w tym jakiś plan Miłości – program, który mam zrealizować. Wziąłem książkę pt. „Każda chwila jest darem” oraz czekoladę. Gdy przyjechałem do szkoły, akurat trwała kawa pożegnalna. Nie zwlekając podszedłem do tej osoby i wręczyłem jej, mój „prezent”. Była niezwykle zdziwiona. Ja miałem w sercu radość, że wcieliłem w życie „Boży plan Miłości”, a później jeszcze była okazja, kiedy ta osoba jeszcze raz mi podziękowała za to, co zrobiłem, bo było jej z tego powodu bardzo miło. Wieczorkiem… druga sprawa… Nie lubię stawiania mnie przed murem. Postawienie mnie przed faktem dokonanym, a tak się stało. Nie mając wyjścia (ponieważ dwie inne osoby tak sobie zadecydowały poniekąd, przez swoje plany), musiałem przyjąć pewne zadanie do realizacji. Uświadomiłem sobie, że i tak nie mam wyjścia, dlatego trochę „złośliwie” podkreślałem to, że tak właśnie względem mnie ta osoba postąpiła – postawiła mnie bez możliwości wyboru, przed faktem dokonanym. Niestety nie potrafiłem w tej sytuacji, względem tego zadania i osoby, zobaczyć, że to też okazja, aby zrealizować” Boży plan Miłości” – to była sytuacja, w której niestety poległem.

13. Oto ja.

Oto ja  służebnica Pańska… Odpowiedź Maryi wydaje się jasna i konkretna, ale warto się jej przyjrzeć właśnie z racji tej konkretności. Umyślnie podkreślam w temacie: “oto ja”, gdyż bardzo istotne jest to, aby relację z Bogiem budować na osobistym zaangażowaniu, osobistej odpowiedzi. Bardzo często posługujemy się “cudzymi słowami”, bierzemy do ręki książeczkę do nabożeństwa, odmawiamy kolejne litania, modlitwy, przeżywamy wstawiennictwa różnych świętych itd. Często w naszym ręku zapewne ląduje również różaniec i staramy się, aby ta modlitwa w szczególny sposób nam towarzyszyła. Jednak ile w tym wszystkim jest rzeczywiście: “oto ja”? Wiara wymaga osobistego stanięcia przed Bogiem całą swoją osobą. “Ja…” to moje serce, mój umysł, moje uczucia, pragnienia, moja codzienność, umiejętności, cele… cała moja osoba. Maryja całą sobą, wyraziła gotowość przyjęcia woli Bożej i do pełnej jej realizacji. Podobnie przed nam stoi to zadanie, w każdej chwili, mam całym sobą wyrażać gotowość współpracy. Zastanówmy się w jaki sposób to zrealizować.W jaki sposób, w ciągu dnia, w różnych okolicznościach i zadaniach, stanąć przed Bogiem i całym sobą wyrazić gotowość do realizacji tego, co zaproponuje nam wola Boża.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

całym sobą… od początku dnia, miałem jedno konkretne zadanie do zrealizowania, dlatego starałem się w nie w pełni zaangażować, co przyniosło chociażby fajny rezultat – pod postacią kilkukrotnej niezwykłej jedności z różnymi osobami: podobny sposób myślenia, wspólna kawa, nawet wymyśliliśmy deser po obiedzie, aby dłużej ze sobą posiedzieć i miło spędzić czas. Nawet „dziwne słowa”, nie były już tak groźno brzmiące, ani nie odnosiliśmy je do siebie. Zadania zrealizowane w sposób właściwy, konkretny i z zaangażowaniem całego ja. 

14. Jego wola, moją wolą

Każdy z nas kieruje się czymś w życiu – wyznajemy różne zasady, kierujemy się różnymi schematami, wyznaczamy sobie różne cele i budujemy rożne wartości. Wszyscy stanowimy odrębne piękno Bożej Miłości. Stworzeni jako ludzie, podobni ale nie tacy sami. Względem każdego z nas, Bóg przewidział jakiś plan. Dumnie i szumnie to brzmi, a jak wygląda to w praktyce? Każdy ma swój mały warsztat, w którym próbuje coś stworzyć z różnymi efektami. Czasami przypomina to laboratorium, w którym w skrytości przed światem dokonują się różne rzeczy – małe lub duże. Nieśmiało, niektórzy zdradzają wiedzę na temat swoich projektów, ale większość z nas, pozostawia to nadal w szufladzie pt. tajemnica. Bóg czyni wielkie rzeczy z naszym udziałem, dlatego ważne jest to abyśmy w każdej chwili naszego życia starali się rozpoznać to, do czego zaprasza nas Bóg. Jego wola staje się naszym konkretnym zadaniem, w każdej chwili obecnej. Musimy przeżywać tak swoją codzienność, aby Jego wola, stawała się naszą. Jego projekty, naszymi projektami. Wówczas, gdy staniemy się rzetelnymi realizatorami Jego woli, Bóg uczyni jeszcze większe rzeczy. Otwórzmy się na Jego wolę dziś, na to jak dzisiejszy dzień wygląda według Jego projektu.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

odkrywanie Planu  – woli Bożej… Niedziela jest dniem, raczej obfitującym w różne zajęcia, przynajmniej w moim przypadku jako księdza. Rozpoczął się czas, kiedy ludzie coraz bardziej intensywnie korzystają z sakramentu spowiedzi, co dziś było okazją do spełniania zadania. Nie tyle ja mówię i przedstawiam jakąś rzeczy, co raczej pozwalać Bogu, aby On objawiał wolę Bożą względem konkretnych osób. Oprócz pokoju w sercu, obfitowało to też do wytrwałości i kochania każdego, kto podchodzi do kratek spowiedzi – zachowania cierpliwości, szanowania każdego i ukazywania piękna wewnętrznego, które każdy z nas ma, choć często nieodkryte. Pełen pokój w sercu i myśli jeśli też chodzi o różne inne sprawy wychodzące w rozmowach z innymi osobami. Szukanie właściwej ścieżki postępowania, planowania,  które będzie konkretną realizacją planu Boga, względem dzisiejszego dnia, ale nie tylko. 

15. Duchowe poczęcie

Różne są płaszczyzny w naszym życiu. Wiele zastanawiamy się nad tym, na czym postawić akcent, na jakiej zasadzie funkcjonować w naszej codzienności. To w jaki sposób kształtujemy nasze życie, zdradza to, na co kładziemy akcenty. Wymiar fizyczny, duchowy naszego życia, często się miesza, łączy i niekiedy człowiekowi trudno określić konkretne granice pomiędzy tym, co duchowe, a tym co fizyczne. Niekiedy wręcz dochodzi do błędnych interpretacji, kiedy miłość cielesna np., tłumaczona jest jako miłość duchowa. Podobnych, błędnych rozumień jest znacznie więcej. Hasło dzisiejsze jest bardzo głębokie i wzywa nas do działania, które poprzedzać będzie wszystko to, co moglibyśmy określić mianem fizycznego działania. Najpierw nastawienie duchowe, czyli najpierw duchowe poczęcie, by później móc czynić coś konkretnego, fizycznie. Każde dobro, powinno mieć swój duchowy początek. Duchowe poczęcie pewnych rzeczy, zainicjuje cały szereg pozytywnych postaw, działań. Zrodzone w sercu dobro rozpocznie przeróżne procesy, których owocami będzie obecne dobro w naszej codzienności. Duchowe poczęcie Jezusa w swoim sercu, duszy, myśli, jest początkiem rodzenia Go w naszym życiu w relacji do innych, w naszym działaniu, w naszym sposobie myślenia, pragnień, itd. Możemy budować duchowy most pomiędzy tym, co zrodzi się w naszej duszy, a tym, co będziemy realizować w codzienności. Niech to będzie dziś naszym konkretnym zadaniem – rodzić duchowo dobro, które później tak konkretnie zrealizujemy w jakiś sposób w ciągu dnia.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

dziś – momentem najważniejszym i doświadczeniem udanym, owocnym – był czas popołudniowej adoracji, który udaje mi się raz lepiej, a raz mniej wykorzystać w cotygodniowym zwyczaju. Dziś jednak, mając świadomość zadania, łatwiej było mi trwać przed Chrystusem, gdyż chciałem i gorąco prosiłem Go o to, aby mógł Go „duchowo począć”. Przyszło uspokojenie, wewnętrzne złagodzenie i wolność. Innym, może śmiesznym wydarzeniem było – przebłysk, aby posprzątać swoje pokoje. Udało mi się w znacznym stopniu ogarnąć swój pokój, aby można było w nim „duchowo począć”, aby systematyka, porządek, harmonia i piękno, mogły pozytywnie wpływać na to, co dzieje się w mojej duszy. Jeszcze pisząc to doświadczenie, kończyłem delikatne przestawianie, by spróbować czegoś innego… Inne ustawienie i porządek mogą również w jakiś sposób przyczynić się do wewnętrznej harmonii i porządku, dzięki którym łatwiej jest rodzić Jezusa.

16. nieść w sobie Jezusa

Powyższe zdanie można konkretnie zobaczyć, kiedy Maryja zaraz po Zwiastowaniu udaje się do Elżbiety. Ale równie piękna jest scena w Kanie, kiedy czuć, że Maryja w sposób duchowy nieustannie nosi swojego syna w swym sercu, kiedy wypowiada słowa: zróbcie wszystko cokolwiek wam powie… Tylko Życie może nas tak bardzo przeniknąć, aby mogło w nas wzrastać i rodzić przez nas dobro. Dlatego, gdy rzeczywiście będzie w nas Chrystus, wówczas On w nas umacniać będzie wszelkie pozytywne nasze inicjatywy, myśli, plany. Gdy przyjmuję Chrystusa jako Ciało, jako Słowo, przebywa we mnie i im bardziej jestem świadom, że jest we mnie, tym bardziej świadomie niosę Go wraz z sobą, w każdej chwili swojego życia, w każde wydarzenie. Jego obecność w nas, będzie widoczna, jeśli otworzymy się na to, co będzie nam proponować, do czego zapraszać. Wyobraź sobie, że masz bardzo cenną “przesyłkę” do dostarczenia – delikatną, ważną. Z jaką starannością, ale i też delikatnością i uwagą będziesz postępował, aby wszystko przebiegło jak należy. Twoje działanie może pomóc zrealizować jakiś plan, ale najważniejsze jest to, w jaki sposób będzie realizować ten cel, co będzie ci w ciągu tego wydarzenia towarzyszyć. Twoja cenna “przesyłka” to Jezus, który niesiony w twoim sercu osiągnie każdy cel. Niech ten szczególny skarb, będzie w twoim sercu i zanieś Go tam, gdzie ty pójdziesz.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

od rana, na śniadaniu – niewinna dyskusja zamieniła się w nie wiadomo co… ja chciałem tylko ukazać z innej strony jakiś problem, a ktoś inny zupełnie minął się ze zrozumieniem moich zamiarów. Było dość trudno, bo czuć było jakiś taki niezbyt miły klimat. Nawet, gdy ma się chęć – nieść w sobie Jezusa, nie jest to zadanie łatwe. Później zostałem jeszcze, mimo dnia wolnego, na kolejnej Mszy do spowiedzi i tak sobie myślałem, że pewnie nikt nie przyjdzie, ale pięknie się stało, że jednak Pan Jezus przyprowadził kilka osób i śmiało mogłem zanieść Jezusa do serc innych osób. Piękna była też Komunia św., rano, kiedy mogłem nieść nie tylko w sobie, ale również w swoich dłoniach, jak Maryja, pielęgnująca swoje dzieciątko w Betlejem, Jezusa do innych osób. Później droga do domu, zakupy na święta, wszystko z taką pokorną wolnością, która uświadomiła mi, że każdy gest, wypływać powinien z szczególnego źródła, jakim jest, Jezus obecny w moim sercu. Pobyt w domu, również chwile rozmowy, wspólne posiedzenie, poopowiadanie różnych spraw, stało się okazją do odcięcia się od przeszłości i przyszłości, a zajęcie się teraźniejszością, gdzie przecież jest Jezus.

17. On jest obecny w każdym człowieku

Wiara otwiera oczy i pomaga nam nie tylko zrozumieć, ale nade wszystko doświadczyć Jego obecności w otaczających nas sytuacjach, osobach. Kiedy doświadczamy dobra, wydaje nam się, że łatwiej nam dostrzec obecność Jezusa w drugiej osobie. Jednak powinniśmy mieć pewność, że jest On obecny w każdym człowieku niezależnie od tego, jak te osoby postępują. By zmienić swoje osobiste nastawienie i zaangażowanie powinniśmy w swoim sercu rozpalać myśl o obecności Jezusa w każdym człowieku. Ze względu na tę obecność, człowiek, może wydobyć ze swojego wnętrza najgłębsze pokłady dobra, właściwe motywacje i pragnienia odkrywania obecności Jezusa w drugim człowieku i samą osobę. Ze względu na tę obecność możemy zdobyć się na działanie, na które dotąd być może nie było nas stać. Wznosimy się dzięki takiemu spojrzeniu na zupełnie inny poziom działania i wykorzystywania swojej codzienności. Odkrywanie Jezusa w każdej osobie jest z jednej strony niezwykłym wyzwaniem wychodzenia poza siebie, wykraczają poza swoje ograniczenia. Chrystus we mnie może przyciągać Chrystusa w drugiej osobie, dlatego powinniśmy, w każdym momencie, a także przy każdej okazji spotkań z innymi osobami, pozwolić Jezusowi działać. Jezus w drugiej osobie, może prowokować nas do adorowania Jego obecności, otaczania troską i miłością… Naszym zadaniem dzisiaj jest dostrzeganie Jezusa rzeczywiście w każdej osobie.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ:

Myśl, że w każdym jest Jezus, sprawiała dzisiaj, że nie dopuszczałem do sytuacji, by pojawiła się jakakolwiek opinia, myśl, ocena na temat jakiejkolwiek spotkanej, czy znanej mi osoby. To nauczyło mnie znów postępowania, które choć zewnętrznie wyglądało na przegraną (chociażby próba z młodymi przed występem), ale które wewnętrznie sprawiało radość, że kolejne spotkanie, rozmowa jest zwycięstwem, bo widzę w tej osobie Jezusa. Później kazanie dla dzieci – nie uważam się na dziecięcego kaznodzieję, ale przede wszystkim chciałem ukazać, że Jezus wskazuje każdemu drogę, bo najpierw sam szuka drogi dotarcia do każdego z nas. To znów uświadomiło mi, że każdy jest cenny z tego względu, że jest w nim Jezus. Dlatego tym mocniej starałem się historyjkami i ciekawym opowiadaniem, zachęcić innych do odkrywania świętości. I wieczór… Spotkanie w schronisku. Miałem plan obejrzenia filmu – ale przyjechałem i była końcówka meczu. Postawiłem sobie zadanie – niech Jezus w nich objawi mi, co mamy robić. Chwilę potem, skończyła się relacja z meczu i chwilę porozmawialiśmy o świętach, ale nie starałem się, by na siłę oglądać film. W pewnym momencie jeden z nich, sam powiedział, że idzie zorganizować sprzęt i będziemy oglądać. Obejrzeliśmy wspólnie film pt. „Odważni” – byłem zdumiony później ich stwierdzeniami i tęsknotą za tym, czego już niestety oni nie mogą naprawić. Odkrywałem jeszcze bardziej w nich Jezusa, który płacze, bo sytuacje są niestety już bez wyjścia, ale pojawiła się też myśl o Jezusie, który zrodzi w nich nadzieję.

18. Moje życie – świętym namiotem

Już od wielu dni, codziennie rozważamy, odkrywamy różne możliwości dla naszej codzienności. Każdy dzień to kolejne odkrycia, zwycięstwa, odkrywanie prawdy. Możemy zauważyć jak wiele dobra dzieje się w naszym życiu, jak wiele możemy osiągnąć, starając się iść za wewnętrznym głosem. Dzięki całej tej rzeczywistości, w której uczestniczymy odkrywamy kim jesteśmy. Bóg wlewa w nas wiele darów, obdarza nas odpowiednimi łaskami i przez to czyni z nas szczególne naczynie. W Starym Testamencie, lud miał konkretny znak, który uświadamiał ich, że Bóg jest pomiędzy nimi, że pragnie z nimi przebywać… Namiot spotkania był miejscem odniesienia. Każdy w każdym w momencie w ciągu dnia, mógł spojrzeć na ten znak i uświadomić sobie, jakie miejsce zajmuje Bóg w jego życiu i jakie reakcje dokonują się wewnątrz człowieka. Mówiliśmy o zrodzeniu, niesieniu Jezusa, a dziś o tym, jak możemy stworzyć w sobie miejsce, aby stać się “namiotem spotkania”. To oznacza, że dla siebie i dla innych mam być wyraźnym znakiem obecności Boga, miejscem doświadczania Jego działania, ale również miejscem, w którym inni mogą spotkać się z Nim, dotknąć w jakiś szczególny sposób świętości. Przechowujemy w sobie Boga, prawie jak tabernakulum. Tylko tabernakulum jest martwym przedmiotem, a my jesteśmy żywi, dlatego On w nas działa i przemienia nas. Całe moje życie przechowuje w sobie coś szczególnego: tajemnicę różnych zdarzeń, doświadczeń, owoców, porażek…, ale nade wszystko przechowuje w sobie działanie Boga, które jest najcenniejszym darem.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

od rana – próba wiary… Od 8.00 ostatnie przygotowania i o 9.00 i 10.00 „jasełka” – bałem się całego tego wydarzenia, jak ono wyjdzie, jak się wszyscy ogarną itd. Ale od rana myślałem o zadaniu na dziś, o tym, że mam stworzyć miejsce w sobie dla Jezusa, aby być „namiotem”. Mimo ludzkich obaw, starałem się aby to On poprowadził wszystkimi osobami, aby to nasze „przedstawienie” wypadło tak, aby coś jednak do każdego dotarło – na koniec w ramach życzeń, postarałem się też wyciągnąć coś ze swojego „namiotu” i podzieliłem się żywymi doświadczeniami – tym, co mi towarzyszyło wczoraj, jako Boże Narodzenie, ale i też tym, co czułem wobec przedstawień – nie ważne jak wyszło, ale ważne co próbowaliśmy zrobić razem. Inna osoba -pani dyrektor – fajnie podkreśliła, że jak to się stało, że zebrał ksiądz z tak wielu klas różnych ludzi – młodzi odpowiedzieli – że „cud”… Fajna atmosfera, radość (nio może nie wszyscy), ale doświadczenie mimo swej prostoty bardzo piękne. Dzień dość intensywny, ale wciąż to zadanie – być „namiotem” – starałem się odpowiednio służyć osobom w konfesjonale, na Mszy odprawiając i mówiąc kazanie do dzieci… Odpowiadając różnym osobom w kontekście różnych spraw – starałem się zachować wewnętrzny pokój tak, aby rzeczywiście moje wnętrze było namiotem, w którym obecny jest Jezus. Wieczorem, spotkanie małżeństw, było (na podstawie ostatniej katechezy pp Franciszka) okazją też do mówienia o namiocie, o świętach, które my tworzymy i o zadbaniu o odpowiednią wewnętrzną atmosferę.

19. Słowo staje się Ciałem

To niezwykłe, jak przyjście Chrystusa, odmienia życie człowieka, jak ogromnie wpływa na jego sposób myślenia, działania. Bóg pragnął dzielić nasze życie tak bardzo, że stał się z nami jedno w osobie Jezusa. Bóg jednak nie wybrał nadzwyczajne sposobu: czasu, okoliczności, lecz wszedł w rzeczywistość taką, jaka była. Stał się człowiekiem, ukazując swoją niezwykłą miłość, troskę… Tylko Miłość jest wstanie to uczynić i zarazem tak wiele. Słowo wypowiadające miłość, staje się miłością… Bóg wchodzi w historię człowieka, historię każdego z nas, z całym jej ciężarem i ograniczeniami. On przekonuje nas o tym, że jest z nami, a nie jak niektórym może się zdawać odległym i nieczułym. Fakt, że Słowo stało się Ciałem, przekonać ma nas o szczególnej bliskości Boga. Przez stanie się ciałem, związał się z nami tak bardzo, że stał się jednym z nas. Jest Emmanuelem, Miłością która przenika nasze życie i unosi je poprzez czynioną konkretnie, miłość. To przypomina nam, że cokolwiek czynimy temu najmniejszemu, to właśnie czynimy Jemu samemu (por. Mt 25,40), przyjmując każdą osobę jako dar, z którym możemy czynić jedność. Spójrzmy na nasze życie, na to, co czyni nasze słowo, czy jest zachętą do budowania jedności; czy jest konkretnym wyrazem miłości… Stawajmy się miłością, jednością, dobrem, aby nasze słowo również, tak jak potrafimy, “przemieniło się w ciało”.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

Dzień rozpoczął się dość ciekawie – w szkole wigilie – jednoczenie się przez składanie życzeń, przez wrażliwość na to, co mówią inni, stawanie się jedno przez bycie z innymi nauczycielami, rozmowy, otwartość i odkrywanie ich i tego, co oni widzą, patrząc na mnie. Miłe rozmowy, samo bycie stało się okazją do „Stawania się miłością… jednością… dobrem…” Poprzez drobne gesty, służenie innym, uprzejmość, otwartość, mogłem sprawiać, że rzeczywiście moje „słowo stawało się ciałem”. Wieczór – choć zmienił się kompletnie plan wieczoru, był niezwykłą radością – strojenie choinek w kościele z młodzieżą i innymi osobami, stał się okazją do obudzenia w sobie miłych wspomnień z poprzednich lat i tego, co mogłem realizować z młodymi w innej parafii, kiedy byliśmy odpowiedzialni za wystrój. Spotkanie z nowymi osobami, rozmowy i dzielenie się różnymi owocami, płynącymi z serca. Podzieliłem się też, ofiarowując młodym, którzy pomagali w strojeniu, „chrześcijańską sztuką miłości” – ufam, że w ich przypadku, również, jeśli się na to otworzą, będą mogli zamieniać „słowo w ciało.”

20. Żyzna gleba mojej duszy

Czas duchowego wzrastania zawsze otoczony jest jakimś działaniem. Wyznaczamy sobie różne cele, zadania, postanowienia. Do czego one mają prowadzić? Często wyznaczamy sobie cele, ale zapominamy, w jakimś momencie, czemu one miały służyć. Mijamy się z naszymi ambicjami i planami. Niekiedy nasza praca nad sobą jest tylko czasowa i obejmuje np. Adwent, ale gdy się on skończy natychmiast przechodzimy ponad naszymi sprawami i oddajemy się sprawom bieżącym. Nie dostrzegamy, że nasze działanie prowadzić miało do jakiś zmian, których nie osiągnęliśmy, albo nie udało nam się ich zachować. Niekiedy wyznaczamy sobie cele, których tak naprawdę nie chcemy osiągnąć. Nasze działania niekiedy bez przemyślenia, zaplanowania od samego początku skazujemy na niepowodzenie. Zastanawiające jest to, co możemy zrobić, aby faktycznie wykorzystać własne wnętrze do tego aby je umocnić, nadać szczególną wartość. Są sytuacje, w których dociera do mnie coś nadzwyczajnego, co tak mocno oddziaływa na moją duszę, że rodzi się z tego bardzo wiele dobra. Wówczas dokonuje się wewnętrzna przemiana, uprawa naszego wewnętrznego ogrodu. Powinniśmy zastanowić się nad tym, w jaki sposób możemy użyźnić nasze wnętrze, w jaki sposób sprawić, by wpadająca w naszą duszę łaska mogła odnaleźć podatny na działanie grunt.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ 

dziś użyźniałem swoją glebę, słuchając doświadczeń ludzi z ogromną wrażliwością i skupieniem – najpierw spowiedzi, później w ciągu dnia wizyta u chorych, a popołudniu przygotowywanie kazania -więc osobista duchowa refleksja, która innych jak i również mnie ma przygotować do właściwego przeżycia kolejnych dni do świąt. Trudno mi napisać konkretne doświadczenia, co przyjąłem – ponieważ większość tych moich ziarenek, które we mnie zapadały są związane z sakramentem pojednania, a tutaj obowiązuje tajemnica spowiedzi. Chorzy – pamiętam wierszyk pani, który był taką niejako wizją apokaliptyczną (o końcu świata, o katastrofach…), które pamiętała z czasów przesiedlenia. Przyjąłem jej wizję, gdyż chciała mi to powiedzieć, jako prezent. W każdym domu interesowałem się też tym, jak przeżywają święta, z kim je spędzą itd., troszcząc się o to, by nikt jednak nie pozostał samotny i tak pięknie się zdarzyło, że wszyscy będą albo u siebie a inni ich odwiedzą, albo pojadą do swoich bliskich. Różne historyjki mniejsze większe, nosze je dziś w sobie, starając się użyźnić swoją duszę tym wszystkim, co otrzymałem od innych.

21. zakorzenieni w Bogu

Obraz wyrastającego wysoko drzewa nie jest nam obcy i mamy świadomość, że solidne drzewo o pięknych rozłożystych konarach, potrzebuje solidnie, szeroko wijących się korzeni. Co ten obraz ma wspólnego z człowiekiem i jego życiem? Otóż… wszystko!!! Nie stanowimy sami dla siebie źródła; nie jesteśmy najwłaściwszym źródłem wartości dla naszego życia. Nasze życie, zakorzenione w Bogu, dostarczyć może nam właściwych elementów, koniecznych do wzrostu, do przynoszeniu dobrych owoców. Zanim jednak będziemy wzrastać, rodzić owoce, musimy się zakorzeniać. To oznacza, że wszelkie moje decyzje, wybory i działania zbudowane są na Bogu – od Niego biorą początek i w Nim odnajdują właściwy sens, cel. Maryja i inni święci, całe swoje życie oparli na Bogu, a podejmowane przez nich działania, bez wahania można nazywać planem Boga. Tylko sumienna codzienna współpraca z Bogiem, poprzez modlitwę, Eucharystię, może otworzyć nas na ten plan, uruchomić w nas te pokłady dobra, które rzeczywiście wrażliwe są na działanie Boga. Gdzie jest początek wszelkiego naszego działania i jaki jest ten początek? Co jest dla mnie korzeniem, który daje mi siły do uczestniczenia w planie Boga? Dla Maryi korzeniem było całkowite oddanie się woli Bożej…nieustanne Tak dla Boga. Czy nie mógłbym ewentualnie tego spróbować – mówić Bogu tak, w każdej sytuacji, aby umocnić korzeń, pień i upiększyć owoce? 

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

korzeniem – dzisiaj, było dla mnie – sumienność – tłumy ludzi do konfesjonału i kazania przez cały dzień – bieganie pomiędzy amboną, a konfesjonałem i komunią świętą, sprawiło, że w pewnym momencie zacząłem tracić głos – wieczorem już miałem fizycznie i duchowo dość, a mieliśmy jeszcze zostać po mszy i spowiadać do końca. Ugięły się moje kolana i w pierwszej chwili – „mam dość”, ale po chwili – refleksja, że korzeniem sumienność, więc spokojnie ruszyłem z powrotem do konfesjonału i z cierpliwością siedziałem do końca. Starałem się też przez cały dzień, z takim samym zaangażowaniem mówić kazania, tak jakbym na kolejnej mszy mówił je pierwszy raz – sumienność w wielu sytuacjach stała się rzeczywistym dopingiem.

22. kochać całym sercem

Rodząca się Miłość uruchamia w nas miłość. Nie można zostać obojętnym na żadną tajemnicę – Boga. To nie tyle wzruszenie, emocjonalne poruszenie, czy nieświadomy gest… Miłość dotyka głębi, porusza ją i uczy odpowiadać. Maryja, Józef – później wszyscy świadkowie Bożego Narodzenia , zostali w niewyobrażalny sposób dotknięci Miłością, a ich odpowiedź zaangażowała całą ich osobę. Kochać całym sercem – to odpowiedzieć Bogu swoim zaangażowaniem, myślą, uczuciem… To nic innego jak otworzyć się swoją miłością na Miłość i całkowicie się w niej zatracić. Kochać całym sercem, to pozwolić się Tej Miłości prowadzić. Ona ofiarowuje nam chwile, wydarzenia, ludzi i okazje, ku temu aby kochać, aby być dla innych, a nie skupiać się tylko na sobie. Powiedzenie Bogu TAK, wymaga od nas miłości, inne motywacje nie wchodzą w grę. Miłość przemienia każdy element naszej codzienności, powołując nas do odkrywania swojego życia z perspektywy planu Boga – Jego woli. Chciejmy szukać siły dla prawdziwej miłości, która towarzyszyć będzie nam w każdym momencie i wydarzeniu. Nie poddawajmy się trudnościom, niepowodzeniom. Kochając całym sercem, idźmy za Bogiem, dokądkolwiek nas będzie prowadził.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

pozwolić się prowadzić Miłości – od rana sporo osób do spowiedzi, popołudniu też… W pewnym momencie, już prawie po 3h spowiadania, wszelkie motywacje puszczały… Pojawiło się zniecierpliwienie i jakieś niepotrzebne myślenie. Zreflektowałem się, że właśnie przegrywam chwilę obecną. Dlatego tym mocniej odciąłem się od myśli i opinii, a zacząłem coraz mocniej stawać się pustym. Dzięki temu, mogłem bardziej przylgnąć do Miłości i się nią kierować. W ciągu dnia poświęciłem sporo czasu na rozważanie i pisanie o najbliższych wydarzeniach, by osobiście również być przygotowanym na nadchodzące święta. Wieczorem ostatnie roraty dla dzieci i temat dzisiejszy to bł Teresa z Kalkuty – podkreślałem, że jej siłą życia, była modlitwa, adoracja i całkowite oddanie się innym, włącznie z tym co posiadała. Uświadomiłem sobie jeszcze bardziej potrzebę adoracji i głębszego przygotowania do każdej Eucharystii. 

23. nieustanne zwracanie się ku Bogu

Dziś wszystko biegnie ku jednemu wydarzeniu… Przygotowania sięgają zenitu, a tajemnica Boże Narodzenia, wydaje się wychodzić już zza rogu. Wiele pewnie zrobiliśmy by ten czas właściwie przeżyć, by odkryć tajemnicę Miłości. Dziś naszym naturalnym zadaniem, wynikającym z okoliczności, jest skupienie się na tajemnicy Wcielenia, czyli na zwracaniu się ku Temu, który uczy nas Miłości. Nasza codzienność potrzebuje „punktu odniesienia”, który z jednej strony będzie dla nas punktem kontrolnym, określającym nasz stan, a z drugiej strony punktem od którego rozpoczynamy wyjście ku nowym rzeczywistościom. Chrystus powinien w tym szczególnym czasie, „powrócić” na właściwe miejsce w naszym życiu. Jeśli pozwolimy Mu być naszym „punktem odniesienia”, nasze życie, codzienność przyjmie właściwy kierunek i sposób realizacji. Boże Narodzenie, może być okazją do uświadomienia sobie, jak ważne jest to aby nieustannie zwracać się ku Bogu. On jest pomiędzy nami i dziś w znaku „małego dziecka” przypomina o sobie, o tym, że pragnie abyśmy odpowiedzieli na Jego Miłość. Idźmy w Jego kierunku, aby miłością zdobywać nowe horyzonty.

DOŚWIADCZENIE Z DZIŚ

od samego rana spowiedzi… okazja, aby ukazywać innym, jak można swoje życie duchowe skierować ku Bogu, a zarazem okazja do autorefleksji, dokąd ja zmierzam ze swoim życiem. Odkryłem, że mam jeszcze wiele okazji, w których mógłbym bardziej skierować się ku Bogu, a ich niestety nie wykorzystuję. Dziś, również dzień Wigilii – miałem dwie – najpierw na probostwie, później w domu – za każdym razem inne doświadczenie, inne lekcji – oprócz serdeczności, zwrócenie uwagi na to, co sobie życzymy i w jaki sposób inne osoby, właśnie poprzez słowa, życzenia dają mi wskazówkę, podjęcia jakiegoś kierunku w działaniu. Wieczór – powrót do domu – zapaliła mi się kontrolka silnika w samochodzie – i nie wiedząc co ona w tej chwili oznacza jechałem dalej do parafii, ale miałem wiele obaw, że może coś się stać, ale w pewnym momencie, pomyślałem sobie, że dobrze w sumie, że czuję obawy i chcę podjąć później, jak będę mógł jakieś konkretne działanie, bo podobnych znaków w moim życiu duchowym jest też wiele, ale nimi się tak niekiedy nie przejmuję, ani nie podejmuję jakiegoś działania. Więc zwracanie się ku Bogu – w tym momencie poprzez modlitwę prośby, aby Pan Bóg czuwał nade mną w czasie drogi, ale również prośba, aby udzielił mi błogosławieństwa w tym moim duchowym podróżowaniu.

24. Nazaret – konstrukcją mojego życia

Choć perspektywa Nazaretu jest dalsza niż obecnie Betlejem, to jednak to szczególne miejsce, gdzie rozwija się rodzina, kształtują różne postawy, staje się w naszym dalszym podróżowaniu, miejscem szczególnego zainteresowania i programem. Nazaret kształtuje konkretną duchowość – opierającą się na codzienności: działaniu, słowach, relacjach, wychowaniu, planowaniu itd. To, w czym uczestniczymy jako osoby zaangażowane w różne sprawy, z różnym powołaniem i umiejętnościami, potrzebuje właściwego kierunku, nastawienia i wartości, które możemy odnaleźć właśnie w Nazarecie, w rytmie, codziennego życia, tego szczególnego miejsca.Wzorowanie się Święta Rodziną i stylem Nazaretu, to przede wszystkim stawianie Jezusa, w centrum wszystkiego, wszystkich naszych zajęć, pragnień, celów…To miejsce zaprasza nas do budowania prostego stylu życia, w oparciu o to, co najważniejsze, a zarazem w duchu prostoty. To rzeczywistość, w której odkrywa się Jezusa w niezwykłej bliskości. To zadanie, aby Nazaret stał się charakterystyką nasze sposobu życia, wyglądu naszego domu! naszego ubioru, właściwego wyboru i doboru rzeczy, którymi się posługujemy. Nazaret to również miejsce modlitwy – adoracji, kontemplacji obecności Jezusa. Przyjmując Boże dzieciątką, zaprośmy Go do własnego Nazaretu.