Doskwierający upał, którego nie cierpię, w tym tygodniu mnie zatrzymał w domu. Poszukując chłodu, więcej siedziałem niż się ruszałem. Więc nogi w pewnem sensie donikąd mnie nie zaniosły.

Panuje w niektórych kulturach pewien zwyczaj, którego symbolika mi się bardzo podoba i który w niektórych sytuacjach realizuję. Poszukując korzeni tej tradycji, znalazłem informację, że zwyczaj „siadania przed podróżą” najczęściej jest kojarzony z Rosją, choć można znaleźć też ten zwyczaj w Chinach. Ja zapamiętałem ten zwyczaj z tradycji żydowskiej, aczkolwiek bardzo mało znalazłem informacji na ten temat. 

Tydzień upałów zmusił mnie do tego, aby „usiadł przed podróżą”, bym odkrył swoją możliwość „nóg” w innym znaczeniu, z innej perspektywy, niż to sobie zaplanowałem. Moja refleksja wyniknęła z cytowanej już myśli w artykule pt. „Gdzie mnie nogi poniosą”, a cytat brzmi: „LUDZIE JUŻ TACY SĄ: GDY IDĄ, PATRZĄ PRZED SIEBIE, A NIE POD NOGI.”

Skupieni na celu, wyznaczamy sobie drogę – często najkrótszą, nie zwracając już później uwagi na drogę, którą przemierzamy. Bardziej przed siebie… niż pod nogi… Interesuje nas to, co osiągniemy, a w mniejszym stopniu to, w jaki sposób możemy to osiągnąć. Najlepszym rozwiązaniem byłoby patrzeć zarówno przed siebie, jak również spoglądać pod nogi, wówczas istniałaby szansa, że to, co najważniejsze, w żaden sposób nam nie umknie.

Zwyczaj „siadania przed podróżą” ma różne wytłumaczenia:

1. Chwila, by zastanowić się, czy wszystko ze sobą zabraliśmy – znaczenie kontrolne

2. Chwila refleksji, bycie z innymi, przed rozstaniem, być może na dłuższy czas… – znaczenie emocjonalne

3. Chwila wzbudzenia w sobie dobrego nastawienia wobec podróży… – znaczenie przyszłościowe

Może to banalne, ale dla nie droga nabiera innego, głębszego sensu przez ten gest. Jednym może pomóc, innym nie – nie chodzi mi o to, by was teraz taką rzecz narzucić; bardziej chciałbym was zachęcić do tego, byście spróbowali – nie zaszkodzi, a może w niejednej sytuacji pomoże.

Przez upał, byłem strasznie rozleniwiony i zniechęcony do tego, by gdziekolwiek pójść. Mimo trudu – bo nie lubię mimo wszystko długo przebywać w jednym miejscu, przyjąłem tę sytuację jako nowe doświadczenie. Plany się zmieniają, a sytuacje wciąż uczą nas czegoś nowego, gdy tylko w jakiejś mierze spróbujemy przynajmniej z tych sytuacji skorzystać. 

Koniec tygodnia, koniec urlopu, zmobilizowało mnie jednak do tego, aby odbyć podróż i pójść… Trudno, jadąc samochodem patrzeć „pod nogi”, ale powrót stworzył w perspektywie czasu możliwość kilku spotkań i droga stała się wzbudzeniem w sobie wrażliwości wobec tego, co przede mną, ale również na to, w jaki sposób przygotuję się na te spotkania. Droga… wysłuchanie pięknych konferencji… sprawiło, że moje nastawienie było właściwe, przyczyniło się to do większej wrażliwości na to, co obecnie dzieje się w mojej codzienności – a więc posłużyło to doświadczenie również do tego, by patrzeć zarówno przed siebie, jak i też pod nogi…

Zwyczaj „siadania przed podróżą” pojawia się u mnie zawsze przed Eucharystią. Pewnie zastanawiasz się dlaczego? Moment przed Eucharystią jest dla mnie newralgiczny… to moment przygotowania się do wielkiego wydarzenia, stąd pojawiają się dosłownie trzy wyżej wspomniane znaczenia, które odpowiednio sprawiają, że lepiej wchodzę w przeżycie tego wydarzenia.

Może i ty spróbuj podjąć się tej możliwości właśnie i w ten sposób, „usiądź przed podróżą…”