Każdy z nas ma taką „pieczarę, na której spoczywa kamień. Możesz być zdziwiony tym, od jak dawna ją stwarzasz w swoim życiu i jak często ją mimo wszystko używasz, choć może nie do końca świadomie.

 

Obraz wskrzeszenia Łazarza może mieć dla nas symboliczne znaczenie i może odkrywać przed nami nowe wiadomości na nasz temat, jak i też na temat naszego życia. Fragment wprowadza nas być może w trudne doświadczenie, ale jest w nim jednak pozytywna perspektywa, którą powinniśmy odkryć, zrozumieć i przyjąć. Rozważając ten fragment, moją uwagę przykuło zdanie: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić” (por. J 11,44), ale zanim wprost dojdziemy do tego momentu, musimy najpierw odkryć istnienie swoich „pieczar”, a później spróbujemy „wyjść na zewnątrz”.

A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: «Usuńcie kamień!» Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: «Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie». Jezus rzekł do niej: «Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?» Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał». To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!» I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić!».

(cały tekst to J 11,1-44)

W Ewangeliach, mamy do czynienia z trzema sytuacjami wskrzeszenia – córki Jaira, syna wdowy z Nain oraz Łazarza. Choć są to znaki najbardziej spektakularne, to jednak istota tych wydarzeń tkwi w przesłaniu, jakie te wydarzenia niosą. Przy okazji tych wydarzeń, towarzyszą często mowy Jezusa lub debaty z Faryzeuszami i Uczonymi w Piśmie. W przypadku wskrzeszenia Łazarza, Chrystus wypowiada słowa, w których objawia siebie jako Zmartwychwstanie i Życie. Poprzez ten cud Jezus pokazuje, że wraz z Jego przyjściem kończy się panowanie szatana. CHRYSTUS WSKAZUJE, ŻE PRZEZNACZENIEM CZŁOWIEKA NIE JEST ŚMIERĆ, ALE NIEŚMIERTELNOŚĆ. Stąd znaki uzdrowienia, uwolnienia i wskrzeszenia z martwych. Wynika z tego, że skoro Chrystus jest w stanie wskrzeszać zmarłego, to znaczy, że jest w stanie dać człowiekowi życie wieczne.

Mogłoby się pozornie wydawać, że nas temat ten nie dotyczy, ale gdy spróbujemy odnieść tę sprawę do obecnych realiów naszego życia, zobaczymy, jak pełen światła może ten fragment być i jak bardzo przydatnym może być dla nas przewodnikiem. To, co chyba bardzo do nas przemawia w tej scenie, to pieczara, na której spoczywa kamień. Może nas przerażać smród, o którym wspomina Marta i sam fakt śmierci. Wszystkie znaki wskazują na koniec, na przegraną.

Mam wrażenie, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, że każdy z nas ma dwie co najmniej pieczary, które świadczą o jakimś końcu, o śmierci czegoś, o naszym ograniczeniu, o naszych uwikłaniach w różne schematy, niekiedy o naszej beznadziei i nieufności.

MAMY FIZYCZNĄ PIECZARĘ – „trup w szafie, albo na strychu, albo w garażu…” Chodzi faktycznie o takie miejsce fizyczne w przestrzeni naszego domu, gdzie składamy wszystkie rzeczy, które nie są już nam potrzebne, już niefunkcjonujące, stare, zawadzające… Nasze fizyczne pieczary są niekiedy przepełnione naszymi sentymentami, do których i tak nie powracamy. Ale z jakichś powodów nadal je, wszystkie rzeczy, przechowujemy. A pieczary rosną, rozrastają się, stając się coraz większym problemem. Nasza fizyczna pieczara przepełnia się, przerastając nas niekiedy i powodując nasze zniewolenie. Niby odrzucamy coś za siebie, chowamy w swoich pieczarach, ale nadal nie odczuwamy ani siły, ani wolności, by zaangażować się w nowy sposób w swoje życie. Być może uporządkowując swoje fizyczne pieczary, damy możliwość, by w naszym życiu zrodziło się faktycznie coś na nowo. Ostatnio natrafiłem na pewną metodę, która początkowo wydawała mi się kompletnie bez sensu, ale szybko doświadczyłem jej praktyczności. Metoda brzmi: „codziennie wyrzuć jedną, niepotrzebną rzecz”. Jeśli ktoś ma odwagę bardziej radykalnie oczyszczać swoją pieczarę, możesz zwiększyć liczbę wyrzucanych rzeczy. Celem tej metody nie tylko porządek w jakimś miejscu naszego domu, ale faktyczna wolność, dzięki której otaczać się będziesz żywymi osobami, zadaniami i ideami, a nie „trupami”…, będziesz otaczał się tym, co jest najpotrzebniejsze… Uwolnienie się od przedmiotów stwarza nową przestrzeń, którą warto tym razem mądrze zagospodarować. Ale po to porządkujemy swoją fizyczną pieczarę, by znów, nowymi rzeczami ją zagracić, uczynić znów magazynem „martwych rzeczy”, czy raczej po to, by dobrze zarządzać tym, co już posiadasz, jak i tym, czego pragniesz?

 

MAMY RÓWNIEŻ DRUGĄ PIECZARĘ – DUCHOWĄ, która stwarzana jest w naszym sercu, duszy, w naszych myślach. Wydaje mi się, że jest ona o wiele groźniejsza, trudniejsza, bo o wiele szybciej można w nią wrzucić wszystkie te sprawy, które przeżywamy, a których chcemy jak najszybciej się pozbyć – wszystkie przykrości, zranienia, negatywne sytuacje, niespełnione pragnienia, nieosiągnięte cele, wstyd, rozgoryczenie, złość, niechęć… Sami pomyślcie gdzie i co przechowujecie? Gdzie jest ta duchowa pieczara w waszym przypadku? Ta pieczara jest trudniejsza, bo jest z nami bardziej związana i niestety wciąż oddziaływuje na nas, bo wydobywają się z niej rzeczy niewygodne i w najmniej dogodnych momentach i sytuacjach. Czasami w najmniej oczekiwanym momencie wychodzi jakiś „trup z naszej pieczary”, powodując ogromne zmiany w aktualnie przeżywanej sytuacji. Obciążeni różnymi sprawami z zapełnioną pieczarą, trudno jest nam znaleźć optymizm, chęci… Mamy niekiedy serdecznie czegoś dość i sami nie wiemy, skąd się nam to wzięło. Rozglądamy się w poszukiwaniu winowajców, a to efekt naszej duchowej, a może fizycznej też pieczary.

Czy te pieczary – duchowa i fizyczna, muszą być towarzyszami naszej codzienności? Myślę, że nie, choć jest to strasznie trudne i wymagające, by się ich pozbyć. To kwestia konkretnego działania, ale nie tylko…, które sprawi, że otworzymy nasze pieczary, wpuszczając tam świeżość, czyli życie. Nie pozwólmy, by nasze pieczary przywalił jakiś kamień, by one rosły wraz z nami. Nie pozwólmy, by cokolwiek odcięło nasze pieczary od rozwiązywania różnych spraw. Nasze pieczary, pozbawione powietrza, zaczną „cuchnąć” śmiercią – czyli złem.

Nasze pieczary już dziś wymagają konkretnego działania – „wyjdź na zewnątrz”. Pozwól, by Chrystus wraz z twoim działaniem, rozwiązał cię i pozwolił ci chodzić, poza twoją pieczarą.