Czwarta Niedziela Wielkanocna – J 10, 27-30

Jezus powiedział: «Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».

Relacja.

Dziś, każdy z nas, którzy jakoś wierzymy, musimy się zastanowić i popatrzeć na to, jak jest nasza więź z Chrystusem. W świecie dzieją się dziś różne rzeczy. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, chrześcijaństwo jest coraz bardziej prześladowane – i nie mam tu na myśli księży tylko, ale nade wszystko ludzi wierzących, którzy dosłownie oddają życie za wiarę. Oczywiście, można by było gdybać, ilu z nich poszło by do kościoła, gdyby wiedzieli, że „dziś tam umrą”. Nikt nie chce tak po prostu umrzeć, mamy w sobie ogromną siłę instynkt przetrwania, ale świadectwa, które do nas docierają, pomagają zobaczyć, że ci ludzie, oddają realnie swoje życie za wiarę w Boga w Trzech Osobach. 

Niedziela Dobrego Pasterza a szczególnie słowa: „słuchają mego głosu, a Ja znam je” stają się dla mnie ogromnym zadaniem. Więź z Bogiem – to jedna ścieżka, oczywista relacja, którą należy solidnie budować. Są jednak jeszcze inne ścieżki – relacja do osób wierzących, z którymi „obecnie idę” – poznawanie ich, słuchanie ich, uczenie się ich życia. Tego nie da się osiągnąć podczas Mszy, tam wymiar wspólnoty jest znakiem, ale trzeba stworzyć konkretne doświadczenia, sytuacje, w których będziemy mogli się wzajemnie poznać. 

Wydaje mi się, że potrzebujemy konkretnej codzienności, zmagania, wysiłku, dzięki któremu będziemy „poznawać” Boga i ludzi. Na podstawie tych sytuacji, będziemy mogli zbudować realne więzi, które nas wszystkich uczynią owcami słuchającymi Jego głosu.

Trzeba mieć silny fundament. A wiem, że jest nim Chrystus i ze względu na Niego to wszystko pragnę tworzyć, budować…

DOŚWIADCZENIE:

Siedzą we mnie jeszcze szpitalne doświadczenia. Rozmowy z różnymi osobami, bardzo szerokim wachlarzem sytuacji ich wewnętrznej kondycji. Tak różni ludzie, którzy uświadomili mi, że aby się spotkać w jednym miejscu, wyznać jedną wiarę, kierować się jednymi zasadami, to ogromna praca, którą trzeba przy udziale łaski tworzyć najpierw w codzienności, w różnych miejscach, a później dopiero spotkać się jako wspólnota w Kościele. Chyba, że obecność w Kościele będzie nabraniem sił, aby tworzyć relacje. Zależy czego potrzebujemy – Kościół jako podsumowanie naszych doświadczeń, czy Kościoła jako początku dla naszych doświadczeń.