Na podstawie Psalmów
Nic dla siebie…
Kiedy patrzę na swoją wiarę, codzienność, moje bycie księdzem, zauważyłem, że zbyt bardzo przywiązuje się do pewnych spraw, osób. Tak, jakbym chciał zagarnąć ich dla siebie. Moje myślenie wzmogła też sprawa osobista. Zdałem sobie sprawę, że jest wiele rzeczy, które zwyczajnie chcę dla siebie. Chęć posiadania czegoś sprawia, że człowiek przywiązuje się do tego, przez co się zniewala, ograniczając swoje myśli i serce. Człowiek ma jakby „klapki na oczach” ograniczające jego punkt widzenia.
Jeśli ograniczę się do jednej rzeczy, wówczas, jeśli nie jestem wolny, nie dostrzegam tego wszystkiego, co jest wokół tej rzeczy. Przywiązanie do rzeczy materialnych sprawia, że wydaje nam się, że nie możemy się obyć bez tych rzeczy. Z jednej strony przywiązanie, z drugiej strony nasza ograniczoność, które zawężają nasze perspektywy życia, nie pozwalając doświadczyć prawdziwej wolności i odkrycia pełni życia.
Przypomina mi się historia Wojciecha Cejrowskiego, który opisywał tresurę słoni. Od maleńkości słonie przywiązywane są do małego palika zaraz przy domu. Nawet, gdy dorastają, zwyczaj ten się nie zmienia. Te ogromne i silne zwierzęta przywiązane do palika, który ze spokojem, delikatnym ruchem mogłyby wyrwać stają się potulnymi. Wychowywane w ten sposób, nie wyobrażają sobie innej możliwości życia. Historia ta ukazuje pewne zachowanie, które ze spokojem można przenieść na nie jedną osobę. Przywiązani do czegoś, kogoś, nie potrafimy wyobrazić sobie zupełnie innego życia. Jednostronność i jednostkowość naszego postępowania, często sprawiają, że giniemy przy naszym paliku, do którego zostaliśmy przywiązani, a wokół nas istnieje szereg innych możliwości, realizacji życia, którego się nie podejmujemy z racji sposobu życia, który wybraliśmy i do którego tak mocno się przyzwyczailiśmy.
Zamiast cieszyć się życiem będąc wolnym, pokutują w nas źle podjęte decyzje, źle dokonane wybory i niepotrzebne przywiązania.
„jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko…” (por. 2 Kor 6,10)
Szczególnie ostatnie słowa tego fragmentu są dla nas ważne. Wskazują one dość istotną rzecz, a mianowicie wolność człowieka od przywiązań. Całkowita wolność jest w stanie dostarczyć nam całkowitej dyspozycyjności i zaufania względem tego, co ofiaruje nam wola Boża w chwili obecnej. Przypomina mi się pewna historia kończąca się pewnym pytaniem. Jeśli przyzwyczaiłem się do tego, co mam w domu, co tak skrzętnie może już od wielu lat chomikuję, to trudno mi rozstać się z jakąkolwiek rzeczą, nawet najmniejszym drobiazgiem. Wyobraź sobie sytuację: nagle w twoim domu wybucha pożar, albo zalewa twój dom woda, jaką rzecz na pewno byś ze sobą zabrał; czy nie miałbyś trudności wyboru?
Przyzwyczajenia i chęć posiadania w wielu sytuacjach jest trudnością, której człowiek musi stawić czoła. Brak osobistej walki z przyzwyczajeniami sprawi, że bardzo często doświadczymy rozgoryczenia i własnych ograniczeń. Zniszczeje w nas to, co jest naszym wewnętrznym skarbem i naszą cnotą.
Przyzwyczajenie się do kogoś, że z kimś często jestem, rozmawiam jest niejako pragnieniem zawładnięcia kimś, pragnieniem posiadania tej osoby na własność. Swoim postępowaniem stawiamy człowiekowi palik, przywiązujemy go do niego i nie pozwalamy odejść. Nie możemy doprowadzić do takiej sytuacji, w której moje szczęście inną osobę będzie kosztowało jakieś cierpienie. Nie możemy też dopuścić, by nieograniczona radość innych pozbawiła nas tego, co dla nas najcenniejsze.
Najcenniejszym, ale i też najtrudniejszym zadaniem dla człowieka jest duchowa wolność budowana w oparciu o zaufanie Bogu. Budowanie tego zaufania polega na wyzbyciu się własności. Posługiwanie się tym, co najbardziej potrzebne, a jednocześnie posługiwanie się tym, co pochodzi od Boga.
„Panie, mój Boże! Poprosiłeś mnie o wszystko – weź więc i przyjmij wszystko. Dzisiaj daję samego siebie i poświęcam się Tobie bez reszty i nieodwołalnie… dla Twej miłości wyrzekam się wszystkiego” (akt oddania DC)
Pozostawiam Ci (Boże) całkowitą swobodę posługiwania się mną. Trudna rzeczywistość! Jest to łaska, by tak żyć, tak postępować, by być narzędziem w ręku Boga. Moja otwartość na działanie Boga we mnie, tkwi w prawdziwej wolności. To ja dysponuje swoją wolnością, tylko ja mam prawo decydować, jak mam postępować. Przywiązanie się do czegoś jest w jakiejś mierze brakiem zaufania względem Boga; jest pozostawieniem sobie własnych wyjść ewakuacyjnych, na wszelki wypadek. Dla jednych będzie to pseudo – roztropność, dla innych brak zaufania w Bożą miłość. Podobnie bogaty młodzieniec nie potrafi iść w pełni za Jezusem, gdyż polega na sobie i na tym, co posiada. Materializm jest jego pewnikiem – ewentualną drogą ewakuacyjną gdyby plan Boga nie odpowiadał człowiekowi.
Wielu ludzi przyzwyczaiło się do tego, aby mieć. Człowiek chce czuć się bezpiecznie, dlatego stale trzyma coś w zanadrzu. Rzadko, kiedy ludzie ryzykują np. tym, żeby nie mieć ani grosza na koncie, by nie mieć jakiejś ważnej rzeczy – podwójnej. Różne są zabezpieczenia, ale wszystkie są po to, by kontrolować w jakiejś mierze swoją przyszłość, codzienność. Wpadamy w paranoję, gdy cokolwiek z tego, do czego się przyzwyczailiśmy, tracimy lub przestajemy nad tym panować.
Ofiarowanie się Jezusowi i radykalność pomogą nam pokonać ograniczenia, które być może budowaliśmy przez szereg lat. Są to pewnego rodzaju wewnętrzne zranienia, które wymagają uzdrowienia. Różnica w posiadaniu Bożych darów, a posiadaniem po ludzku czegoś jest taka, że to, co daje Bóg jest nam rzeczywiście potrzebne i natychmiast po otrzymaniu tego daru, używamy go aż do zużycia, wówczas otrzymujemy kolejny dar. Do niczego się nie przywiązujemy, gdyż te dary pochodzące od Boga stale są w ruchu. Rzeczywistość ludzka natomiast, skłania nas do tego, by mieć, aniżeli używać. Bardziej chodzi o posiadanie, o to, by być bezpiecznym niż o to, by dzielić się dobrem.
Każdemu z nas ofiarowana została wolność, byśmy kształtowali tak życie, by pomnażać, dzielić i tworzyć. Życie jest darem i w taki też sposób powinno być traktowane i realizowane. Warto, abyśmy podjęli refleksję w swoim życiu nad tym tematem i starali się o zyskanie całkowitej wolności.
Psalm 1
Budowanie własnego życia.
Niekiedy zdarza się tak, że skrupulatnie budowane życie, przez różne sytuacje zostaje nagle zachwiane i zdruzgotane. Wszystko to, co do tej pory wydawało się nasze, nagle jest jakby obce, trudne do zrozumienia, coraz bardziej ciężkie. Dochodzimy do takiego miejsca, w którym czujemy, jakby wszystko nam uciekało – wypadało z rąk. Czujemy się przegrani, niekiedy oszukani. Dopada nas beznadzieja i bezcelowość naszego działania. Życie podobne do puzzli, zostaje rozsypane i stoimy znów na początku całej tej układanki i znów towarzyszy nam trud i odpowiedzialność mozolnego układania całego obrazu. Pytanie, czy po zburzeniu musimy wracać do tego, co było, czy raczej warto abyśmy układali inny już obraz. W tym miejscu spoczywa największa odpowiedzialność, gdyż wszystko zależy od naszego umiejętnego rozeznawania woli Bożej. „Szczęśliwy człowiek, który nie idzie za radą występnych, Nie wchodzi na drogę grzeszników i nie zasiada w gronie szyderców, lecz w Prawie Pańskim upodobał sobie i rozmyśla nad nim dniem i nocą” (Ps 1,1-2)
Rozważanie woli Bożej, rozmyślanie – a więc przeżywanie tej woli na poziomie własnych, codziennych myśli, które przyczynią się do duchowego wzrostu oraz odpowiedniego ukształtowania dnia codziennego, w nieustannym poddawaniu własnego życia weryfikacji woli Bożej. Człowiek postępujący zgodnie z wolą Bożą, „jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą (Ps 1,3). Dzięki woli Bożej, łączącej się z człowiekiem i jego sercem, człowiek wydaje owoc, w odpowiednim czasie, który wskaże Bóg, moje działanie wówczas nie zwiędnie, lecz będzie udane. Działanie zgodnie z wolą Bożą wymaga, abyśmy stali się całkowicie puści, w pełni Mu zaufali i oddali swoje plany na rzecz tego jedynego, Bożego planu. W moim życiu nie może wygrywać moje ja, lecz zawsze i wszędzie Bóg i Jego wola.
Muszę być „jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą” (Ps 1,3) a nie jak „plewa, którą wiatr rozmiata” (Ps. 1,4)
Drzewo, by mogło wzrastać, zapuszcza korzenie w glebie, by z niej wyciągać wszelkie potrzebne związki, by rosnąć i stawać się silniejszym i dojrzalszym. Na drodze naszego wzrostu staje odpowiednio: grunt wzrostu – wola Boża; siła – sakramenty i dojrzałość – doświadczenie płynące z miłości wzajemnej. Kształtowanie życia, jest ścisłą współpracą z Bogiem, który otacza nas swoją Miłością i przekonuje do współpracy ze sobą. Dzięki temu, każdy z nas ma szansę umacniania w sobie tych wartości, które proponuje nam sam Bóg. On wciąż nas zachęca i zaprasza do tego, aby wymagać od siebie coraz więcej, by nie utracić żadnej chwili, oraz zawartych w nich duchowych, Bożych skarbów. Krzewiąc w sobie Boże wartości zyskuję zarówno odpowiedni sposób traktowania swojego życia, jak również wewnętrzną harmonię ze swoimi myślami, pragnieniami. Wówczas nasze działanie, podobnie jak nasze wnętrze może być pełne pokoju, harmonijne i udane.
Jeśli nie działamy we współpracy z Bogiem, wówczas nasze wartości, jeśli jakieś w ogóle mamy, często są zachwiane, pozbawione rzeczywistego celu. Gdy pozbawieni jesteśmy silnych fundamentów, każda trudniejsza sprawa albo niepewność może spowodować zachwianie i zburzenie naszych doświadczeń. Warto uświadomić sobie, że brak konstruktywnych wartości w życiu, może sprawić, że nasze zamiary szybko ostygną, a cele wypalą się. Ulegając zewnętrznym uwarunkowaniom człowiek pustoszeje, nie odnajduje wewnętrznej siły woli, idzie przez życie, ale życie zwyczajnie go mija.
Psalm 2
Boję się już życia.
Człowiek odkrywając życie, widzi w nim coraz więcej też ciemności. Każdy człowiek to odrębna, indywidualna historia. Historia ta, niekiedy bywa bardzo skomplikowana, co spowodowane jest przez szereg przeróżnych doświadczeń. Czy historia mojego życia może mnie wystraszyć i zniechęcić? Podejmowanie różnych rozważań na temat swojego życia służy nade wszystko temu, aby odnajdywać rozwiązania. Boję się życia wówczas, gdy się w nie nie angażuję, gdyż boję się własnej codzienności, a więc zadań, które stawia mi życie. Uwięzieni w klatce własnych domysłów, planów i gdybań nie potrafimy w odpowiedni sposób przeżywać własnego życia. Ograniczenia i zniewolenia tkwią w naszym sposobie myślenia i traktowania doczesnego życia. Jak się nie bać swojego życia?
Według Psalmu 2,3 – „… więzy precz odrzućmy od siebie!” – to słuszna metoda. Zdobycie poczucia wolności we własnym życiu, otworzy nas na dar Boga: Ps 2,7 – „…Ja dzisiaj zrodziłem Ciebie” – życie, w którym każde doświadczenie może czemuś służyć, jeśli jestem otwarty na wolę Boga. Bóg powołał mnie do istnienia, ofiarował mi dary – narzędzia, dzięki którym mogę odpowiednio wykorzystać własne życie. Wola Boża ukazuje mi moje prawa, obowiązki i zadania. Wartość życia, jego wyjątkowość nie tkwi w tym, co po ludzku osiągnę, ale w tym, że moje życie jest darem Boga i nie mogę go ani zaprzepaścić, ani w jakikolwiek sposób przysłużyć się do jego zniszczenia. Nie zmarnuję swojego życia, gdy odkryję swoje powołanie i misję, która w tym powołaniu została mi powierzona – dlatego „Służcie Panu z bojaźnią” (Ps 2,11). Wielkość Boga zdumiewa, ale dla wielu ludzi jest też źródłem niepokoju. Kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele otrzymujemy od Boga, jak bardzo nas kocha i potrzebuje, wówczas przeraża nas fakt życia.
Świadomość spoczywającej na nas odpowiedzialności, jednych paraliżuje, innych mobilizuje. Chrystus powołując nas do istnienia przekazuje nam niewymierną władzę. Każdy z nas ma prawo do decyzji, a to szczególnie mobilizuje do tego, by podjąć się współpracy z Bogiem. „Szczęśliwi wszyscy, którzy Mu ufają” (Ps. 2,12). Werset podkreśla zaufanie, jako narzędzie współpracy z Bogiem, środek komunikowania się planu Bożego z historią każdego z nas. Ufność jest oznaką otwartości, czyli przyjmowania tego, co Bóg dla mnie zaplanował.
By nie bać się życia, by móc podejmować coraz odważniejsze decyzje potrzebujemy otwartości na plan Boga, który ukazuje się nam poprzez sytuacje, ludzi, myśli i pragnienia. Odkrywanie w planie Bożym Jego Miłości do człowieka pomoże nam bardziej krytycznie spoglądać na naszą codzienność i starać się odpowiednio ją kształtować. Radość może być naszym udziałem tylko wtedy, gdy będziemy potrafili wyrzec się własnych celów i pragnień. Dla człowieka, który walczy o własną niezależność trudno będzie rozeznać i przyjąć wolę Bożą. Choć większość z nas jest osobami wierzącymi, to nie wszyscy tak naprawdę żyjemy wolą Bożą. Trudność leży w tym, że trudno nam wyobrazić sobie życie według woli Bożej. Strach przed takim życiem spowodowany jest tym, że boimy się opuścić świat swoich przyzwyczajeń. Boję się żyć, bo nie mam pomysłu na życie. Ja w swoim życiu posiłkuję się przykładami ludzi, których sposób na życie odpowiada mojemu sposobowi życia. Ufając Bogu wciąż odkrywam dzięki tym osobom nowe perspektywy dla mojej codzienności. A jedność z moimi wspólnotami wciąż mnie przekonuje o tym, że warto wprowadzać w swoje życie pewne sposoby postępowania, by dzięki temu uświęcić się i stale wzrastać.
Psalm 3
Pomoc z zewnątrz.
Każdy przeżywa swoje życie na swój sposób. Jedne osoby są bardziej racjonalne, inne bardziej emocjonalne, inni jeszcze potrafią zachować dystans i obiektywność. Jakkolwiek przeżywamy różnego rodzaju sytuacje, tak zawsze doceniamy pomoc i wsparcie ludzi, którzy trwają przy nas. Ich wyciągnięta, w geście służenia pomocą, ręka, jest dla nas nadzieją, ale i też przekonaniem – nie pozostanę sam. Roztropność człowieka, który przeżywać będzie jakieś trudności, polegać będzie na tym, że przyjmie ten gest pomocy, nie pogardzi nim, tkwiąc być może w bezsensownym przekonaniu, że sam sobie, w tej sytuacji poradzi. Oczywiście musimy umieć walczyć i stawiać czoła trudnościom, ale fakt, że są ludzie gotowi mi pomóc, tym bardziej, powinien mnie mobilizować do pracy nad sobą i nad tym, co dzieje się w moim życiu. „Ty zaś, Panie, tarczą moją jesteś i chwałą, Ty moją głowę podnosisz” (Ps 3,4)
Nasza wiara ma oparcie w osobistej decyzji: wybór Jezusa, jako naszego Pana. Każdy dzień rozpocznijcie od wcielenia tej prawdy. Uzmysławiam sobie, że należę do Boga i w pełni chcę realizować wolę Bożą. Zdaję sobie sprawę z tego, jak ważny jestem dla Boga i że nigdy nie pozostaję sam. Jezus jest stałym towarzyszem naszej drogi. Nasze postępowanie często sprawia, że jest On odsunięty na bok, bez prawa zabrania głosu. W takiej sytuacji, tworzymy nasze życie w oparciu o swój osobisty plan, nie odczuwając wsparcia z zewnątrz, ze strony Boga. Skazujemy się sami na samozagładę. Pozbawiamy się faktycznych wartości, które mogłyby stanowić dla nas niewysychające źródło dobra i wszelkiej inspiracji.
Życie powinno być nieustanną współpracą z Bogiem; uwrażliwianiem się na Jego wolę i stawianiem jej w centrum naszego życia. Bóg osłania nas, chroni przed tymi zagrożeniami, które całkowicie mogą odebrać nam wszelkie dobro. Sytuacje, które On dopuszcza, mają często również ogromny wpływ, ale ich zadaniem jest nas kształtować, nawracać i uszlachetniać. Charisso – gr. słowo oznaczające rzeźbić, ryć, kształtować – takie myślę właśnie mają zadanie sytuacje, które Bóg na nas dopuszcza.
By wytrwać w Bożym planie, by wykorzystać w pełni swoje życie, powinienem zadbać o moje zjednoczenie z Bogiem. Utrzymywanie stałego kontaktu z Bogiem (modlitwa, rozeznanie i pełnienie Jego woli, sakramenty) otworzy nasze oczy na działanie Boga, tu i teraz, w chwili obecnej. Utrzymywanie tego zjednoczenia, ofiaruje nam stałe odczucie Bożej opieki i wsparcia, gdyż „Pan mnie wspomaga” (Ps 3,6). Dzięki zjednoczeniu z Bogiem odnajduję klucz do zrozumienia, oraz do głębszego wejścia w moje życie. Codzienność, choć nadal trudna pozwoli mi odkryć właściwy sens i cel. Bóg nigdy nie opuszcza człowieka. Wciąż jest gotów wspomagać człowieka, lecz ten musi zrozumieć Boże działanie i podejmować się drogi, którą wskazuje mu Bóg. By Bóg mógł nas wspomagać, nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek oddalenie się od Niego. Wzrastanie przy boku Jezusa gwarantuje nam światło potrzebne do podejmowania decyzji, kroczenia odpowiednimi szlakami codzienności. Bóg ochraniając nas, stawia nam odpowiednie doświadczenia. Ich wykorzystanie jest naszym skarbem, wsparciem dla przemian i źródłem nowych zadań.
Psalm 4
Przyziemność i doczesność.
Dziś żyć bez rzeczy materialnych, bez jakiegoś dobra wydaje się niemożliwe. Materializm jest niekiedy koniecznością i nie potrafimy przeżyć bez najbardziej koniecznych rzeczy. Pracujemy, aby jakoś żyć; żyjemy, aby pracować. Niebywały paradoks, ale wiele tłumaczy – tak trzeba, bo inaczej się nie da. Odpowiedzialność za dom, rodzinę mobilizuje, by nie utracić ducha i chęci. Każdy chce żyć w jakimś dostatku, osiągnąć jakiś stan, odczuwać wygodę i zadowolenie. Nie przekreślamy ludzi ani ich sytuacji, ale każdy z nas powinien się rzeczywiście zastanowić, czy materializm wymaga aż takiego zaangażowania. Praca pochłania nas do tego stopnia, że musimy odłożyć na bok czas przyjemności, wypoczynku, czas bycia dłużej z najbliższymi. Jednak nasze zabieganie to rezultat myślenia – chce być bezpieczny, chce mieć gdzie wrócić. Dlatego słowa, Ps 4,9, oddają w pewien sposób to, czego pragniemy: „Spokojnie zasypiam, kiedy się położę, bo tylko Ty jeden Panie, pozwalasz mi żyć bezpiecznie”. Bezpieczeństwo w Bogu… Zastanawia mnie właśnie jak mam żyć, aby odczuwać bezpieczeństwo w Bogu. Jeśli nie narażam się uczestnicząc w złych sytuacjach, wówczas wiem, że nic mi się nie stanie, nic nie zniszczy mojego życia. Zagrożeniem dla człowieka jest zło, dlatego trwanie przy Bogu gwarantuje mi bezpieczeństwo. Bóg kieruje moimi drogami, zna mnie i wie, jakimi ścieżkami mnie prowadzić, by mnie czegoś nauczyć. Codzienność ma w sobie wiele zagrożeń, którym musimy stawić czoła. Przyziemność i doczesność są wymaganiem dzisiejszych czasów, lecz jako chrześcijanin muszę wymagać od siebie, by ustrzec się od płycizny życiowej. Szukając bezpiecznego schronienia w Bogu tak naprawdę poszukuję właściwych wartości, dzięki którym będę umiał się odnaleźć w tym świecie, jednocześnie nie tracąc ducha, – czyli żywej wiary, zjednoczenia z Jezusem.
Wieczorna pora jest w moim przypadku azylem. Znikają sprawy dnia, zadania się kończą i pozostaje moja cisza. Wówczas uruchamiają się inne myśli, którymi biegnę do Boga szukając w Nim wytchnienia i ratunku. Spotkanie z Bogiem jest jak oaza na pustyni. Oprócz podstawowych rzeczy potrzebnych do życia zyskuję również azyl – miejsce odosobnienia, w którym mam poczucie bezpieczeństwa.
Jednak w trudnych doświadczeniach szatan pragnie związać serce człowieka z dużo prostszymi do osiągnięcia korzyściami. Dlatego pytanie psalmisty jak najbardziej potrzebuje naszej osobistej odpowiedzi: „Czemu kochacie i szukacie kłamstwa.” (Ps 4,3)
Poziom życia wymaga naszego zaangażowania. Człowiek woli jednak zadowolić się czymś dużo prostszym, mniej wymagającym, aniżeli wpaść w mozolną pracę, by zyskać coś, co ma wartość duchową, a czym trudno się zadowolić i spełnić swoje pragnienie szczęścia. Płytkość naszego życia natomiast wypływa z podobnego też minimalnego zaangażowania. Człowiek powinien zdać sobie sprawę z ważnej rzeczy, a mianowicie w zależności, do czego przywiązuje serce, ta sprawa staje się jego głównym zainteresowaniem.
W zależności od tego, czym przesiąknięte jest serce, takie staje się nasze życie i codzienność. Absorbując się jedynie doczesnością i przyziemnością, człowiek nie wzniesie swojego życia na szczyty możliwości. Niestety, wówczas zarzuci „kotwicę w swojej codzienności”. Odczuwać będzie niespełnienie, przywiązanie do tego, na co go jedynie stać.
Psalm 5
Przewodnik w codzienności.
Najbardziej odpowiedzialnym krokiem naszego dnia jest jego początek. Towarzyszące nam od rana myśli stają się motorem dla dalszego działania, obudzeniem w nas pragnienia poszukiwania dobra i piękna. Życie staje na fundamencie naszego początku dnia. W zależności od tego, jaka jest nasza otwartość na Boga już u podstaw, a więc już od początku dnia, tak też później kształtuje się nasza codzienność.
Warto abyśmy, „rano przedstawiam Ci prośby i czekam” (Ps 5,4) ofiarowali Bogu i sobie ten czas, w którym będzie wstanie do nas przemówić. Jego odpowiedź, by była zrozumiana i przyjęta wymaga naszej otwartości. Nie możemy przedkładać swoich planów, pomysłów, odpowiedzi ponad to, czego On rzeczywiście oczekuje. Słowo „czekam” sugeruje, że musimy stworzyć w sobie miejsce dla Boga, w którym będzie działał i stale w ciągu dnia do nas przemawiał. Musimy stworzyć również odpowiednie warunki, w których Bóg we mnie będzie wzrastał i działał. Bóg powinien za naszym przyzwoleniem stać się naszym osobistym i najważniejszym Przewodnikiem. Gdy się to stanie, wówczas „W swej sprawiedliwości prowadź mnie, Panie, na przekór moim wrogom, wyrównaj przede mną Twoją drogę” (Ps 5,9). Bóg, jako nasz Przewodnik nie tylko rozjaśni mój umysł, ale wskaże niekiedy bardzo konkretną drogę. Jego wskazówki muszą być bezwzględnie realizowane, dlatego nasze tworzenie życia z Nim powinno wypływać nade wszystko z miłości. Nasza codzienność jest splotem doświadczeń, które powinny coraz to wierniej oddawać ducha, którym Bóg pragnie nas przeniknąć poprzez nauczanie Jezusa. Pragnie otworzyć nam oczy i wspierać nas w stawianiu czoła naszej codzienności. Nasze predyspozycje umożliwiają w jakiejś mierze osiągnąć pułap życia, ale głębię możemy odkryć jedynie dzięki Bogu i razem z Nim. Skoro nas stworzył, powołał do szczególnych zadań, to pragnie nas w tym dążeniu wspierać i udzielać łask, które po obecnym życiu pozwolą nam doświadczyć Jego stałej, niczym nieograniczonej obecności. Jezus stając się naszym Przewodnikiem staje się kanałem sięgającym naszego serca, dzięki któremu Bóg pragnie objawić mi jedyną prawdę o moim życiu. Bóg nie spełnia funkcji zastępowania mnie w jakiś wydarzeniach, ale mobilizuje mnie do wejścia w siebie, odkrycia niebywałego, zawartego we mnie potencjału i użycia go dla własnego i innych uświęcenia. Jego wsparcie jest niezastąpione i by móc nie tylko przejść przez życie, ale by móc być „Błogosławionym” w tym życie musimy zbliżyć się do Niego na tyle, by nie utracić Go z pola widzenia i by Jego głos w naszych uszach był na tyle doniosły, by Go słuchać… Bóg jedynie zna trajektorię mojego życia i tylko On może udzielić mi tych wskazówek, które umożliwią mi wypełnić życie do końca i zgodnie z Jego wolą. Bóg Przewodnik jest Instruktorem życia, które dla nas pomimo ogromnych starań, wciąż jest ogromną tajemnicą. Życie pozbawione Przewodnika staje się niezrozumiałym wydarzeniem, które trudno nam objąć całościowo.
Psalm 6
Uzdrawiać życie.
Często w naszych codziennych wydarzeniach towarzyszą nam pokutujące od długiego czasu zranienia, które stają się naszymi osobistymi ograniczeniami. Człowiek przez to pozbawia się ogromnej części dobra ze swojego życia. Ograniczenia te sprawiają, że w wiele sytuacji się nie angażujemy z lęku, czy z braku umiejętności, a nade wszystko z powodu zranień, czy naleciałości spowodowanych jakimiś wydarzeniami w przeszłości. Pokutujące w nas jakieś myśli, czy odczucia czynią w nas pustkę, odsuwając nas od szans i możliwości czynienia swojego życia w „normalny” sposób. Każdy z nas ma możliwości obserwowania swojego życia z różnych stron. Dla bacznego i obiektywnego obserwatora odkrycie prawdy nie jest czymś nierealnym. Jednak, skoro istnieją w kimś zranienia, to znaczy, że nie dostrzega prawdy i nie dąży do rozwikłania spraw i pójścia dalej. Stale zarzucamy gdzieś w nasze życie mniejsze lub większe kotwice, które ograniczają nas, spowalniają, a niekiedy całkowicie zatrzymują. Pozbawieni wolności grzęźniemy na mieliźnie naszych opinii i nierozwiązanych spraw. Jeśli nie otworzymy się, jeśli nie rozwiążemy pewnych spraw, wówczas wewnętrznie „gnijemy”, co doprowadza do całkowitego zniszczenia w nas tego, co dobre.
„Zmiłuj się nade mną Panie, bo jestem słaby, ulecz mnie…” (Ps 6,3). Człowiek proszący o „ocalenie duszy” (Ps. 6,5) jest tym, który dostrzega prawdę o swojej sytuacji i szuka w Bogu jakiegoś konkretnego rozwiązania. Tylko wtedy, gdy staniemy wobec prawdy, gdy ją będziemy pragnęli naprawić doświadczymy pierwszego uwolnienia i uzdrowienia. Samo zauważenie prawdy nie wystarczy. Potrzebujemy odniesienia swojego życia do Boga, by w Nim odnaleźć drogę rozwiązania. Ta właściwa prawda rzuca światło na nasze życie i dzięki temu, zaczynają otwierać się przed nami ewentualne możliwości realizacji swojego życia, przy jednoczesnym poddaniu się Bogu i Jego mocy uzdrawiającej. W tym, czego do tej pory nie dostrzegaliśmy teraz widzimy prawdę, a w prawdzie widzimy to, co pozostaje nam do przemienienia. Bóg uwalniając nas od poszczególnych zranień zaprasza do pójścia drogami nowych rozwiązań.
Każdy dzień jest okazją do uczynienia wszystkiego nowym. Nasze życie nie powinno polegać na stałym powracaniu w przeszłość i rozczulaniu się nad czymś, ale na pełnym zaangażowaniu w chwilę obecną, w której wciąż czeka na nas szereg zadań do realizacji. Wola Boża zawarta w chwili obecnej jest naszym lekarstwem. Pełnienie jej, angażowanie się w całkowite zjednoczenie z wolą Bożą odkryje przed nami prawdę i możliwości, albo jej naprawienia, albo pełniejszej realizacji. Chwila obecna – dar Boga, jest kluczem do naszego życia. Bóg ofiarowuje nam kolejne doświadczenia, które pomogą nam w dokonywaniu wewnętrznego uzdrowienia.
Jeśli zaufam Bogu i w Jego rękach złożę moje bóle i zranienia, wówczas zostaną mi one odebrane, a otwarcie się na to, co Bóg dla mnie zaplanował w chwili obecnej, będzie okazją uzdrowienia tych miejsc i zapełnienia pustki powstałej przed odcięcie się od tego, co złe w moim życiu.
Psalm 7
Proste serce.
W kolejnym psalmie moją uwagę przykuło zdanie: „On zbawia ludzi prostego serca” (Ps 7,11), które automatycznie zrodziło pytanie, – jakie jest to proste serce?
Przez lata życia człowiek w swoim sercu gromadzi bardzo wiele różnych doświadczeń, które mają ogromny wpływ na nasz system oceniania, na metody postępowania, na kształtowanie nowych pragnień. Nasze doświadczenia mogą, ale nie zawsze muszą ułatwić nam życie. Niekiedy powodują zatwardziałość, nieufność wobec kolejnych chwil naszego życia. Takie serce wydaje się być zamkniętym i ograniczonym przez szereg spekulacji. Im bardziej jestem czymś przesiąknięty, im bardziej w coś angażuję moje złe emocje, tym bardziej reakcje w moim sercu wydają się być zawiłe, ograniczone. Inaczej rzecz ujmując: stajemy się bardziej skomplikowani, a nasze serce jest coraz bardziej zatwardziałe. Angażując się w coś w naszym sercu pojawiają się spekulacje, które wzbudzają pragnienia, pożądliwość i chęć zysku. Trudno w takiej sytuacji mówić o prostocie serca. Biblia wykorzystuje obraz serca po to, by ukazać je, jako ośrodek życia. Jeśli obejrzymy nasze centrum, to miejsce, od którego wszystko ma brać swój początek, to tym bardziej powinniśmy zastanowić się nad tym, jakie ono jest i jakim duchem bije. W zależności od tego, co kryje się w moim sercu, tak kształtuje się moja teraźniejszość i przyszłość. Uświadamiamy sobie fakt, że bardzo ważna jest formacja serca, by uwolnić je od tego, co mogłoby negatywnie wpływać na nasze życie.
Proste serce to takie, które ufa, które pełne jest prawdziwych wartości, które jest bezinteresowne, które jest oświecone Prawdą, które jest całkowicie wolne.
W zależności od tego, czym żyjemy, tym też przesiąka serce. Jest ono jak gąbka, która pochłania to wszystko, w czym uczestniczymy, z czym ma styczność. Często pochłaniamy nawet to, czego do końca nie jesteśmy świadomi. Odkrywamy to dopiero wtedy, gdy bardziej bezpośrednio uczestniczymy w danym wydarzeniu.
Naszym zadaniem jest odpowiednio kształtować swoje serce. Aby to uczynić musimy najpierw swoje serce ochronić przed atakami ludzkich wad, skłonności. Musimy żyć takimi wartościami, które będą kształtować w nas odpowiednie zachowania; pomogą nam dokonywać takich wyborów, które jeszcze bardziej rozkrzewiać będą ofiarowaną nam wolę Bożą. Utrzymywanie żywego kontaktu z ogólnie pojętym Dobrem będzie uszlachetniać stale nasze serce, a jednocześnie stworzy odpowiednio silną zaporę hamującą zło – zewnętrzne czynniki.
Serce jest duchowo bardzo wrażliwym narzędziem, dlatego proste serce to takie, które nie ma w sobie jakiegokolwiek zabarwienia złem, które uwrażliwia nas na ludzi, ich los i otaczający nas świat. Serce staje się pryzmatem, przez który przechodzi każde nasze doświadczenie, tworząc niebywałą przyszłość przedstawiającą się w przeróżnych kolorach, które odpowiadają za każdą sferę naszego życia. Serce jednocześnie jest tym miejscem, w którym te kolory się mieszają i wydają kolejne doświadczenia, budujące jeszcze bardziej nasze serce.
Psalm 8
Kim jestem?
Pod każdym względem człowiek jest wyjątkowy. Choć wskazują na to prawie wszystkie dziedziny naukowe, choć przemawia za tym również religia, to i tak sam człowiek ma trudność w odkryciu tej wyjątkowości. Problem ten w znacznym stopniu komplikuje nam życie powodując, że nie odkrywamy dobra, które jest w nas, które również na nas, jeszcze czeka. Pozbawieni własnej wyjątkowości popadamy w stagnację; w brak akceptacji samego siebie, w zaciemnienie własnych horyzontów. Żyjemy zamknięci we własnych ograniczeniach, nie możnościach, poszukując jakiegoś konkretnego klucza, rozwiązania takiej sytuacji. Zachwyt nad życiem jest zachwytem nad Stwórcą, który po to dał nam życie, by nasze istnienie Go wielbiło. Wielkość Boga jest niezgłębioną tajemnicą dla człowieka. Odczuwamy mimo wszystko odległość, która nas dzieli, gdy odkrywamy fakt, że jesteśmy przez Niego kochani. Paradoksalnie człowiek uważa swoje istnienie za małe wobec otaczającego nas wszechświata, ale to jednak Bóg nas umiłował w swoim Synu, do końca. Wszystko zostało poddane człowiekowi. Posiada on tak wielką władzę, aż wydaje się, że jest to władza absolutna. Choć małość człowieka budzi poczucie bycia zależnym od wszystkiego, co nas otacza, to jednak człowiek został postawiony ponad światem materialnym, by nim rządzić, by się nim posługiwać, by dla własnego dobra go wykorzystywać. W oczach Boga jestem kimś wyjątkowym, lecz moja codzienność powinna skłaniać do odkrywania tej wyjątkowości i pogłębiania jej przez duchowy aspekt życia.
Ps 8,5 – „… czym jest człowiek, że o nim pamiętasz i czym syn człowieczy, że się nim zajmujesz?” Stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, w Chrystusie odkrywamy własną tożsamość.
Chrystus jest owym kluczem do zrozumienia Boga. Rozwiązaniem dla naszej codzienności. W Nim zawiera się wszystko to, co jest programem Boga wobec każdego z nas.
Kim jestem? Moja odpowiedź brzmi: Jestem prawdziwym człowiekiem. Jestem nim dopiero wtedy, gdy moje życie zwrócone jest ku Bogu, jest uwielbieniem i dziękczynieniem za to, że „wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” (Łk 1,49). Odkrywając własną godność, wyjątkowość, człowiek jest wstanie odpowiedzieć Bogu całym sobą. Dzięki temu każdy z nas ma możliwość podjąć się zadań, które tylko i wyłącznie mnie powierza Bóg. Odkrywając, kim jestem znajduję drogę osobistej realizacji życia. Angażując się w pełnienie woli Bożej w każdej chwili obecnej, człowiek odkrywa, kim jest. Godność i życie – dwa skrzydła umożliwiające człowiekowi wzrastać i dokonywać cudów na rzecz chwały Bożej. Odkrywanie własnej tożsamości precyzuje cele i zadania do spełnienia, a jednocześnie przybliża nas do Tego, który dał nam początek. Wówczas „obraz i podobieństwo”, stają się bardziej sprecyzowane i wyraźne, a pragnienia coraz doskonalej jednoczą się z wolą Bożą. Człowiek dzięki Bogu bardziej świadomie staje się sobą. Próbując odpowiedzieć na pytanie: kim jestem?, muszę bardziej być zjednoczonym z Prawdą, która stanie się wewnętrznym światłem i natchnieniem.
Psalm 9
Być świadkiem
Przywykliśmy, jako ludzie do tego, że „dawać świadectwo”, kojarzymy i rozumiemy bardziej, jako teoretyczne napominanie jakiejś osoby, wskazywanie drogi, ukazywanie jakiegoś postępowania. Wyciągamy z naszych doświadczeń przeróżne, bardzo często piękne myśli, przekazujemy je innym osobom, bardziej, jako zadanie, niż jako dar. Jeśli odkrywamy w swojej codzienności coś niebywałego, staramy się na tym doświadczeniu budować radość i własne szczęście. Dobro, które rodzi się przy okazji różnych doświadczeń, powinno stać się naszym elementem budulcowym. Dobro zyskane za pomocą jakiś doświadczeń, powinno stać się mną, a nie moje. Różnica nie wielka, przynajmniej tak się wydaje. Chciałbym ukazać właściwe rozumienie świadectwa. Mam być świadkiem, a nie mieć świadectwo, którym przy różnych okazjach z całego serca się podzielimy.
Ps 9,2.3 – „…opowiem wszystkie cudowne Twe dzieła. Cieszyć się będę i radować Tobą.” Bóg dopuszcza i kreuje różne doświadczenia, aby nas niejako „stworzyć”. Człowiek często traci siebie, a Bóg przez doświadczenia pragnie nas przywrócić do pierwotnego „obrazu i podobieństwa”.
Opowiadać o tym, co dzieje się w moim życiu w zasadzie nie jest trudną rzeczą, ale być zawsze takim jak moje pojedyncze świadectwa, to już poważniejsze zadanie. Bóg pragnie naszego zjednoczenia z Nim, dlatego pierwotnym i najistotniejszym zadaniem w stawianiu się prawdziwym świadkiem, jest utrzymywanie stałego zjednoczenia z Jezusem.
Mam tworzyć życie – świadectwo, dlatego przyjaźń z Jezusem dostarczy mi wciąż rodzących się doświadczeń, które będą mnie przemieniały wewnętrznie. Przyjaźń z Jezusem stworzy odpowiedni klimat, w którym będę „żył, poruszał się i był”. Atmosfera przyjaźni (Jezus i Ja i…), ukształtuje odpowiednio charakterystyczny dla mnie sposób postępowania – mój osobisty – duchowy (sposób życia) charakter, który mam w sobie stanie się świadectwem. Przekonywać innych będę wówczas, gdy całym sobą będę na tyle autentyczny, aż inni zobaczą radykalizm życia, w którym wszystko jest zjednoczone z Bogiem, a On sam stanowi zasadniczą treść mojego życia.
Być świadkiem, to dawać innym Jezusa; dawać im swoje życie, jako dar dla nich, a nie wzór – przykład do naśladowania. Mówiąc już dosłownie: mam kochać, a nie mówić o tym jak kiedyś doświadczyłem miłości, czy mówić jak ktoś powinien kochać. Czynić dobro w każdej sytuacji, nawet najbardziej banalnej, a nie od czasu do czasu z racji jednostkowych, wyjątkowych sytuacji. Być tym, co głoszę, co przekazuję innym.
Psalm 10
Drogi jego układają się zawsze szczęśliwe (Ps 10,5)
Mamy dziwną skłonność, twierdzimy mianowicie, że: „całe zło świata dotyka tylko i wyłącznie nas”. Już widzę uśmiech niektórych osób, które to czytają i zdają sobie sprawę z absurdu zawartego w tym stwierdzeniu. Absurd czy nie, jednak mimo wszystko często tak twierdzimy, że „inni tak nie postępują, nie mają takich zasad, niczym się nie przejmują a i tak wszystko zawsze im wychodzi”. Często taki sprzeciw – bunt, pojawia się wówczas, gdy ja muszę przestrzegać jakiś reguł i wydaje mi się, że właśnie w tym leży sedno mojego niby nieszczęścia. „Ci tam na górze to sami złodzieje, a ja staram się być uczciwy i co? Zupełnie mi się to nie opłaca i tak wciąż tylko tracę na tej mojej uczciwości.” Spoglądając na innych zawsze dostrzeżemy w nich to, co lepsze, naiwnie sądząc, że tym ludziom nic trudnego się nie przydarza, bo nie są ograniczeni jakimikolwiek prawami i zasadami. Człowiek uzależnia istnienie szczęścia od błędnie rozumianej wolności, która bardziej jest swobodą niż wolnością. Błędne rozumowanie własnych doświadczeń, niezrozumienie własnego życia, nie akceptowanie go sprawia, że jesteśmy nieszczęśliwi we „własnej skórze”. To chora tendencja porównywania siebie i bycia porównywanym sprawia, że w następstwie podejmujemy również błędne wybory i decyzje. Szczęście jest pojęciem subiektywnym, dla jednych szczęściem będzie dobre przeżycie swojej choroby, dla innych szczęściem będzie pójść na jakąś imprezę i dobrze się bawić. Nie ma uniwersalnego rozumienia szczęścia. Możemy jedynie wpływać, na jakość naszego szczęścia przez odpowiednie przygotowanie gruntu dla owego szczęścia.
W jaki sposób przygotować sobie grunt pod własne szczęście?
Zrozumienie swojego życia umożliwi nam odkrycie zadań i celów do zrealizowania. Wówczas, spełniając się w realizacji zadań i celów, człowiek dotrze do fundamentów szczęścia. Właściwy kierunek życia, który obierze człowiek, stanie się pretekstem dla nowych doświadczeń. Szczęście zależy od tego, kim jestem, a nie od tego, co posiadam. Umiejętność życia to odkrywanie własnego potencjału – zdolności, oraz odpowiednie wykorzystywanie tego daru zgodnie z wolą Bożą. Człowiek odkąd żyje doświadcza szczęścia, a jego istnienie intryguje i prowokuje do tego, aby jeszcze bardziej być szczęśliwym.
Człowiek cieszy się tym, co posiada, ale większe szczęście i radość przeżywa z racji tego, co i jak przeżywa w swojej codzienności. Różne przeżycia ukazują nam, co naprawdę czyni nas szczęśliwymi i dlatego człowiek stara się by te doświadczenia były trwałe i coraz bardziej intensywne. Próbujemy niekiedy sztucznie wywołać swoje szczęście, posługując się prymitywnie prostymi metodami, które niestety są pozorne i sprawiają czasowe zaspokojenie, po którym później pozostaje pustka i głód. Nie szukajmy pozornego szczęścia, lecz trwałych fundamentów budzących w nas wolność i dobro.
Psalm 11
Gdy walą się fundamenty… (Ps 11,3)
Budować dom bez fundamentów jest w zasadzie bezsensownym działaniem. Każdy wie, że trwałość domu zależy też od tego, jakie ma fundamenty. Źródłem właściwego dla człowieka działania są fundamenty, – czyli wartości, które dla tej osoby są najważniejsze, gdyż nimi się w każdej sferze życia się kieruje. Wartości są składnikami budującymi każde przeżywane doświadczenie. Wartości są jak mapa, dzięki której możemy odnaleźć źródło, cel i drogę dotarcia do miejsc wartych zwiedzenia itd.. Dzięki wartościom życie staje się bardziej czytelne i określone. Określone przez zasady i właściwe pragnienia. Człowiek dzięki wartościom jest wstanie wyznaczyć sobie kierunek działania oraz określić charakter tego działania.
Podstawy naszego życia stają się podwalinami konstrukcji codziennych doświadczeń. Istnienie wartości w naszym życiu jest istnieniem światła, które rozjaśnia nasze życie: myśli, pragnienia i pytania. Człowiek dzięki wartościom potrafi odnaleźć odpowiedź nawet na najtrudniejsze pytania, potrafi w każdej sytuacji właściwie postępować. Wartości są naszymi osobistymi przewodnikami po naszej codzienności. Pozwalają nam zawsze określić „poziom i pion”. Dzięki nim nie tracimy tego, co ważne i piękne w naszym życiu, lecz wzmacniamy pozycję dobra i dbamy o porządek w naszym życiu. Wartości odpowiadają również za nasz system oceniania i dokonywania wyborów. Wartości to wewnętrzny głos, który programuje naszą codzienność i uzupełnia nasze wewnętrzne „ja”. System wartości, który zbudujemy w naszym wnętrzu, będzie naszym duchowym i fizycznym skarbem, objawiającym się w sposób bardzo konkretny w naszej codzienności.
Wartości przekładają się na codzienność pod postacią bardzo konkretnych darów. Jeśli postępuję zgodnie ze swoimi wartościami, mogę przytoczyć konkretne przykłady z życia codziennego, które odpowiadają konkretnym wartościom. Codzienność staje się mozaiką – zbiorem poszczególnych doświadczeń odpowiadających konkretnym wartościom.
„…a upadek jego był wielki, bo na piasku był zbudowany” (por. Mt 7,24-27). Budowanie czegokolwiek bez fundamentu jest narażaniem się na upadek i niepowodzenie. „Gdy walą się fundamenty”, wówczas wszystko się degraduje i niszczeje. Fundament dla życia człowieka jest jak korzeń dla rośliny. Jeśli pozbawimy się fundamentów, wówczas nasze życie będzie powoli obumierało. Będziemy żyli tak długo, dopóki nie wyczerpią się zgromadzone w nas doświadczenia. Jeśli ich zabraknie, wówczas nasze życie stanie się puste i wręcz niemożliwe do utrzymania. Brak jakichkolwiek wartości pozbawi nas życia, przez co nasze postępowanie będzie mechanicznym i bezdusznym powielaniem schematów, a i tak później znuży nas wykonywanie czegoś, czego nie rozumiemy i nie uznajemy.
Życie traci na wartości, ale również staje się dla człowieka ciężarem, gdy brakuje fundamentalnych wartości. Życie bez wartości to jak „zombie” – nie ma w nim życia, świadomości i celu. Jest tylko bierne istnienie, ale nie ma w nim wolności.
Psalm 12
Wierność
Przywiązujemy wagę do różnych rzeczy. Potrzebujemy w swoim życiu poczucia stabilności – pewności, by w swoim najbliższym otoczeniu stworzyć azyl bezpieczeństwa. I choć człowiek z wieloma sprawami w swojej codzienności się nie liczy, to mimo wszystko, na szczęście, istnieją pewne wręcz fundamentalne zachowania, które mają być niejako obwarowaniem różnych zagrożeń. Człowiek chce mieć prawo decydować o tym, co może mieć na niego zewnętrzny wpływ, a co powinno odbijać się od niego bez żadnych konsekwencji.
Ogólnie spoglądając na temat wierności można wyodrębnić trzy podstawowe jakby elementy, w których wierność powinna i często też uczestniczy: wierność sobie, wierność drugiej osobie, wierność religijna. Na pewno jest to ogromne uogólnienie, ale niech przynajmniej w tych trzech sferach uda nam sie dochować wierności, a będzie to ogromny sukces.
Wierność jest efektem końcowym wynikającym z uzasadnionego postępowania np. kocham kogoś, dlatego jestem tej osobie wierny. Jeśli nie ma początkowego uzasadnienia (kocham kogoś), wówczas dochowanie wierności bywa niezrozumiałe, co w konsekwencji sprawia, że nie czynimy czegoś, co jest dla nas teoretycznie zbyteczne. Nie tylko uzasadnienie, ale nade wszystko świadomość owoców moich wyborów jest ważna, aby z całym zaangażowaniem i przekonaniem działać i realizować np. wierność. Tylko świadomość i zaangażowanie w realizację czegoś pomoże nam przekonać się, że warto tym żyć, że warto w imię tego, nawet czegoś się wyrzec.
Nosząc w sobie jakieś przekonania, wartości, zdaję sobie sprawę jakże to dla mnie ważne by kierować się tym, by nie zdradzać swojego wewnętrznego głosu sumienia.
Ps 12,2 – „… znikła wierność wśród ludzi”. Obiektywnie oceniając swoje życie dostrzegamy wiele rozbieżności pomiędzy tym, co myślimy, a tym, co rzeczywiście czynimy. Niestety sprzeczności pojawiające się w naszych decyzjach i wyborach wypierają to, co po ludzku się nie opłaca, co kosztuje ofiarę. Dlatego często człowiek zapiera się samego siebie zaprzeczając wartościom, którymi do tej pory być może ta osoba się kierowała. Wybór tego, co bardziej przyjemne wypiera z nas nawet zdrowy rozsądek, który był i nadal może być źródłem właściwych decyzji.
Wierność znika, gdyż ludzie nie mają wewnętrznego przekonania i zatracili pierwotny sens i cel własnego działania. Wielu ludzi wypiera się własnej wiary, zasad, miłości, itd. z tego samego powodu – stracili rozumienie tego, dlaczego do tej pory to realizowali.
Świadomość tego zagrożenia prowokuje do podejmowania się konkretnej pracy nad sobą. Każdego dnia przed człowiekiem stoją dwa najważniejsze zadania: rozpoznawanie woli Bożej i nieustanne uświadomienie sobie własnych motywacji i celów, które powinny być zgodne z wolą Bożą.
Psalm 13
Umiejętność patrzenia.
Może trochę dziwnie, ale matematycznie czy logicznie spójrzmy na rzeczywistość, która zobrazuje nasze codzienne działanie. Wyobraź sobie, że leżą przed tobą trzy przedmioty: różaniec, pieniądze i telefon. Po co sięgniesz?
Wybieramy to, czego w danym momencie potrzebujemy, albo ze względu na nasze pragnienia, które przemieniły nasze wnętrze do tego stopnia, że wybór czegoś uzależniony jest od naszej natury i usposobienia.
Spoglądając na te przedmioty widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć. Kiedy matematyk spogląda na jakieś równanie wówczas pojawiają się schematy, wzory, rozwiązania, które dostosowują się do tego zadania. Odrzuca w myśli to, co jest w tej sytuacji zbyteczne i niemożliwe do zastosowania. Podobnie w naszej codzienności, gdy dokonujemy jakiś wyborów, wówczas używamy własnych doświadczeń, schematów i odrzucamy to, co według nas jest nieprawidłowe, zbyteczne. To tyle odnośnie kwestii naszych wyborów, ale zastanówmy się też nad słowami Ps 13,4 -„…Oświeć moje oczy, bym nie zginał w śmierci”. Światłość oczu jest dla mnie symbolem czystości intencji, serca oraz mądrości. Jeśli moje życie przepełnione jest czymś negatywnym, wówczas trudno o to byśmy dostrzegli wokół siebie coś pozytywnego.
Jeśli mój wzrok przyzwyczai się do ciemności, to, gdy wyjdę na światło, wówczas będzie mnie razić i będę pragnął powrotu do ciemnego miejsca. Ludzie pragną tego, na co najczęściej spoglądają, bo wzrok jest zewnętrznym narzędziem naszych pragnień.
Musimy mieć chęć i odwagę, by przyzwyczajać swój „wzrok” do rzeczy dobrych. Jeśli będziemy swoje serce otaczali dobrem, wówczas całe nasze życie zwrócone będzie ku dobru.
Stojące przed nami możliwości wyboru wciąż są symbolami naszych pragnień, marzeń czy potrzeb. Otrzymaliśmy jednak najważniejszy dar, jakim jest wolność. Od niej w dużej mierze zależy to, jak będziemy żyli, postępowali, jakie decyzje podejmujemy. Wolność ukaże nam właściwy kierunek, w którym powinniśmy zmierzać. Wzrok jest tylko narzędziem symbolizującym nasze wybory. Jeśli jesteśmy wolni od przywiązań, pragnień, wówczas mamy możliwość rozwijać jasność swojego umysłu.
Dobre intencje, służba innym, będą motywami przewodnimi naszego życia i tylko wtedy, gdy nasz wzrok będzie utkwiony na dobrych rzeczach otrzymamy zdolności: łatwość dokonywania słusznych wyborów oraz umiejętność rozeznawania (co dobre, co złe; co sensowne, co niewłaściwe itd.)
Umiejętność patrzenia wypływa z całego naszego „ja”. To, kim jestem stanowi też o tym, czego pragnę. Nasz stosunek do życia, nasze wewnętrzne usposobienie będzie dominowało w całym naszym życiu. To, na co patrzę to, czego pragnę.
Psalm 14
Szukałem Go…
Jestem osobą wierzącą od 33 lat. Świadomym chrześcijaninem od 28 lat. Dojrzałym chrześcijaninem od 14 lat. Nawróconym od 8 lat. Szukałem Boga, a raczej to On pozwalał mi się odnaleźć w przeróżnych doświadczeniach. Moja wiara jak sinusoida miała i ma swoje wzloty i upadki. Poszukiwanie i odnajdywanie Go jest życiową przygodą i pasją.
Wielokrotnie, do wielu spraw podchodziłem bardzo płytko i często tylko teoretycznie. Niestety nie zgłębiamy pewnych spraw, nie uczestniczymy w nich, a jedynie wydajemy osądy. Poszukiwanie Boga, o ile w ogóle się odbywa, to najczęściej w obszarze naszych niestety ubogich i ograniczonych doświadczeń. Bardzo szybko docieramy do granic naszych możliwości i zamiast szukać nowego źródła, pogłębiającego dotychczasowe doświadczenia, pozostajemy niestety na mieliźnie twierdząc, że i tak nic ciekawego nie odkryjemy. Ubóstwo naszych wrażeń i doświadczeń wiary zniechęca nas i tylko ci wyjątkowi, którzy odważą się przeniknąć przez własne granice, dotrą do nowych szans i możliwości. Wiara nie jest czymś jednostajnym. Możemy ją pogłębiać, rozwijać, ale możemy pozostawać głusi na głos Boga, który stale nas powołuje, abyśmy w chwili obecnej bardziej radykalnie poszli za Nim. Szukanie Boga musi wypływać z bardzo konkretnych motywów: zaufanie, zdanie się na Boga, miłość, chęć zbawienia, odkrywanie wszechmocy Boga, wiara.
Człowiek wychodząc z odpowiednimi motywacjami odnajduje uzasadnienie dla własnego postępowania oraz zyskuje świadomość owoców, działania Boga wewnątrz człowieka i poza nim.
Poruszenia w sercu determinują człowieka do nawrócenia i pójścia drogą naśladowania Boga. Serce jest głównym przewodnikiem w naszym szukaniu. Pragnienie, by spotkać Boga pogłębia nasze zdolności i wrażliwość, dzięki czemu znalezienie Boga w jakimś doświadczeniu czy osobie staje się o wiele prostsze. By odnaleźć Boga musimy otworzyć się na działanie Boga, który organizuje nasz czas i wykorzystuje miejsce do tego, aby nam umożliwić spotkanie z Nim.
Krocząc codziennymi doświadczeniami muszę być wrażliwy na to, co dla mnie przygotował sam Bóg. Jeśli moja wola dostosowuje się do Bożych planów, wówczas natchnienia i poruszenia Ducha Świętego stają się dla człowieka bardziej oczywistymi wydarzeniami.
Dlaczego szukam Boga? Możemy mieć bardzo wiele motywacji, jednak nie wszystkie muszą być rzeczywiście szczere i szczytne. W takiej sytuacji sami stwarzamy w sobie zapory, które uniemożliwiają mi spotkać Boga. Warto, abyśmy prześledzili swoje zachowanie, motywacje i cele – i ocenili czy są właściwe. Czy dzięki nim mogę rzeczywiście odnaleźć Boga?
Ps 14,1.2 – „Mówi głupi w sercu swoim: Nie ma Boga. Pan spogląda z nieba, by zobaczyć rozumnego, który szuka Boga”
Psalm 15
Codzienne cele.
O wiele efektywniejsza jest codzienność, gdy posiada się jakiś konkretny cel. Trudno znaleźć klucz, który stanie się uniwersalnym sposobem na realizację założeń, które sobie ogólnie postawimy. Każdy dzień to kolejna i nowa okazja do osiągnięcia woli Bożej zawartej w kolejnym dniu naszego życia. Jeśli umiem rozeznać w każdej chwili dnia, czego pragnie ode mnie Bóg, wówczas sprawy mają się znacznie lepiej, niż gdy jestem odcięty od Boga i zamknięty na Jego głos.
Jakimi motywami codziennie się kieruję? Jakie cele zakładam i pragnę osiągnąć?
Dzień ma swój charakter – wyznacza różne zadania, a człowiek powinien mieć w swym sercu szczere pragnienie wypełniania go najlepiej jak tylko potrafi. O wiele prostsze jest przeżyć dzień z jakimś założeniem, niż tylko biernie przechodzić minuta po minucie po zadaniach całego dnia. Fakt, że dzień od następnego i poprzedniego czymś się różni powinien uświadamiać nam, że każda chwila jest darem, w której znajduje się wiele skarbów do wykorzystania. Moim największym celem każdego dnia, w każdej chwili, powinno być zdobycie tego, co pragnie mi ofiarować Bóg.
Nasz brak odpowiedzialności czy niechęć, być może i lenistwo, sprawiają pustkę w różnych chwilach dnia, gdyż chwile odchodzą będąc niewykorzystane. Pozostaje niedosyt i poczucie niespełnienia. Każda chwila ma w sobie zapisany plan. Jeśli angażuję się sercem w daną chwilę, wówczas poznaję cel tej chwili i swoje zadania. Otwartość na wolę Bożą zawartą w chwili obecnej pozwoli nam intuicyjnie zrozumieć zadanie chwili i podjąć się konkretnej realizacji.
Kiedy uświadamiamy sobie, jaki przyświeca nam dziś cel, wówczas skupiamy swoją uwagę na każdym wydarzeniu, by nie umknęło nam nic cennego, co byłoby okazją zyskania kolejnych doświadczeń.
Psalmista, daje nam piękną zachętę: „Ten, kto postępuje nienagannie, działa sprawiedliwie i mówi prawdę w swoim sercu; oszczerstw nie głosi nie czyni bliźniemu nic złego i nie ubliża sąsiadom…” (Ps 15,2.3n). Warto ten psalm prześledzić właśnie w kontekście celów, które możemy obrać sobie, jako zadanie dnia. Mam pracować nad sobą, nad postawą i relacjami względem ludzi, którzy mi towarzyszą. Jeśli będziemy stawiać małe kroki, wówczas będąc wiernym swoim założeniom osiągnę cel i kolejny cel i kolejny… Radykalizm, determinacja i wierność uzdolnią nas do tego, aby dzień pełen był pięknych doświadczeń i by te doświadczenia owocowały w nas, przynosząc korzyść nie tylko nam, ale również sytuacjom i osobom, które zostały nam postawione na drodze dzięki woli Bożej.
Pomimo tego, że nasza codzienność jest często trudną przygodą, to tym bardziej powinniśmy dzięki wyznaczonym sobie celom pokonywać zniechęcenie. Dzięki systematyczności i wierności własnym celom zyskamy:, „kto tak postępuje, nigdy się nie zachwieje” (Ps 15,5)
Psalm 16
Jezus na pierwszym miejscu
Ta duchowa myśl nie jest nam obca. Zrozumienie treści tej myśli jest podstawą życia wiarą dla chrześcijanina. Pomimo tak ważnego znaczenia tej myśli, mimo wszystko, realizacja tego dla wielu ludzi jest bardzo obca.
Ps 16,2.8 – „Tyś jest Panem moim, poza Tobą nie ma dla mnie dobra. Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje.”
Chrześcijanin dobrze wie, że jego jedynym odniesieniem jest Bóg i Jego wola. Trudno kierować się wolą Boga, gdy na pierwsze miejsce w naszym życiu wysuwają się jakieś rzeczy, czy osoby. To, co istnieje w naszym życiu na pierwszym miejscu, tym żyjemy, kierujemy się w naszej codzienności. Wiara, że Bóg jest źródłem wszelkiego dobra, które otrzymujemy zwraca całe nasze życie ku Niemu. Wybór Boga i postawienie Go na pierwszym miejscu skupia nas na jedynym, prawdziwym Dobru. On jest dla mnie Dobrem, dlatego zawsze i wszędzie mogę Mu zaufać, zawierzyć i z całym przekonaniem oddać Mu swoje życie. Jeśli stawiam Boga na pierwszym miejscu, to jest to świadectwo konkretnego wyboru. Wybór ten określa sposób myślenia, postępowania, kwestia kierowania się tymi samymi, co Jezus wartościami. Wybór Jezusa to deklaracja, by codziennie i w każdej chwili czynić wszystko, by poddać się Jego woli i zrezygnować z własnych dążeń i pragnień. Utrzymując Jezusa „przed oczyma”, nie gubimy sensu i celu własnego istnienia. Dzięki temu Chrystus jest dla nas perspektywą życia, dzięki której w odpowiedzialny i właściwy sposób możemy kształtować swoją codzienność. Dzięki temu, że postawimy Jezusa na najważniejszym miejscu naszego życia, wszystko we właściwy w sobie sposób skupia się na Jezusie i do niego zmierza. W sposób niebywały, jeśli to umożliwimy Jezus staje pośrodku naszego życia stanowiąc centrum orbity, po której zmierza każda chwila naszej codzienności.
Dzięki usytuowaniu Jezusa w centrum naszego życia wszystko jest w bliskiej jedności z Nim, dlatego mogę wciąż na nowo odkrywać i sprawdzać, czy w swoim życiu pełnię wolę Bożą. Mogę jednocześnie stale przekonywać się o tym, że dzięki doświadczeniom zbliżam się do Boga. Dobrze wykorzystane doświadczenia zaprowadzają mnie przed Boga, gdzie mogę nabrać sił, ofiarować Mu swoje duchowe skarby i powrócić zanurzony w Miłości do kolejnych rodzących się chwil i doświadczeń.
Jeśli Jezus stanowi centrum mojego życia, wówczas mogę być pewien swoich wyborów, mogę czynić rzeczywiste dobro, gdyż mam w życiu odpowiedni cel i kierunek – Jezusa, dla którego jest wszystko.
Psalm 17
Zarzuty.
Niekiedy wydaje nam się, że inni ludzie wymagają od nas perfekcjonizmu. Kiedy wymagamy czegoś od innych, a sami w czymś się potkniemy, wówczas znajdą się „ci sympatyczni”, którzy wytkną nam błędy. W takiej sytuacji bardzo często usuwamy się na bok twierdząc, że nic nie znaczymy, że nie mamy prawa do niczego skoro od innych osób słyszymy różnego rodzaju zarzuty. Zmiana siebie? Czy jesteśmy wstanie być nienaganni i do tego stopnia sprawiedliwi, by inni niczego nam nie zarzucili?
Musielibyśmy podjąć w zasadzie dwa tematy: nie mogę zwrócić uwagi nikomu, bo sam mam wady? Druga rzecz, czy perfekcjonizm jest w ogóle drogą dla zwykłego człowieka?
Chrześcijanin to ten, który w pierwszym rzędzie powinien uświadomić sobie własną grzeszność i słabość. Dzięki temu wiem, że sam potrzebuję pomocy i umocnienia. Jednak to, że jestem grzeszny nie zabrania mi upominać kogoś, jeśli widzę, że ta osoba czyni sobie krzywdę, czyni coś źle. Jeśli nie czynię wyrzutów, a wręcz przeciwnie chcę komuś pomóc, to na pewno zostanę zrozumiany i przyjęty w odpowiedni sposób.
Zarzuty, jeśli ma je ktoś przeciwko mnie, powinny być przeze mnie zweryfikowane i odnosząc to do tego, co ja twierdzę względem tej sprawy powinienem zaktualizować własną postawę. Na pewno muszę odciąć się emocjonalnie od takich zarzutów, by nie działać pod wpływem nieuzasadnionych impulsów.
Ps 17,3 – „Choćbyś badał moje serce i przyszedł do mnie nocą, i doświadczał mnie ogniem, nieprawości we mnie nie znajdziesz.” Sumienie, jeśli jest aktywnym narzędziem mojego duchowego życia, będzie mi wyrzucało moje skłonności, złe pragnienia i grzechy. Wówczas podejmując się pracy nad tym, co dzieje się w moim życiu powinienem z całą świadomością zerwać z grzechem. Jeśli pracuję nad złem, zwalczam je, sumienie będzie mi wyrzucało jedynie złe intencje mojego postępowania. Jeśli świadomie czynię jakiś grzech będąc do niego przywiązanym, wówczas powinienem czuć dyskomfort. Jeśli popełniłem coś złego w sposób zupełnie nieświadomy, wówczas nie znajdzie się we mnie żadnej „nieprawości”.
Zarzuty, które wysuwa się przeciwko mnie mogą być uzasadnione, bądź też nie, ale w żadnej jednak sytuacji nie powinienem przechodzić wobec nich zupełnie obojętnie. Każde doświadczenie, nawet to trudne, związane z zarzutami wysuwanymi przeciwko mnie może przemienić i udoskonalić. Wykorzystajmy w takim razie każde doświadczenie.
Psalm 18
Noc
Co towarzyszy wam, gdy przeżywacie trudne doświadczenia, np. jakaś choroba, niepowodzenie, śmierć kogoś bliskiego, wykpienie przez innych itp.? Mamy wówczas wrażenie, jakbyśmy utracili pewien grunt pod nogami.
Dopada nas osamotnienie, smutek, rozpacz, pustka, zniechęcenie, czujemy się jakby wszyscy nas opuścili i zwrócili się przeciwko nam. Jest to podobne wrażenie do doświadczenia nocy, która ogarniając nas daje nam poczucie bezsilności.
O doświadczeniu nocy mówili wielcy duchowi mistrzowie, np. Jan od Krzyża. To przeżycie nocy – jakby oschłości, fizycznego opuszczenia i niemożności towarzyszy nam wówczas, gdy doświadczamy na własnej skórze trudności i bólów.
Noc jest przygotowaniem do oczyszczenia nas z tego, co nie potrzebne i przygotowaniem do rzeczy większych. Choć trudno w takich chwilach o pokój i nadzieję, to jednak musimy wzbudzać w sobie zaufanie wobec woli Bożej, która do takich sytuacji dopuszcza dla naszego dobra.
Mimo ludzkich odczuć opuszczenia, odarcia nas z czegoś, powinniśmy starać się wytrwać przy Bogu. „Wzywałem Pana w moim utrapieniu, wołałem do mojego Boga; I głos mój usłyszał ze swojej świątyni, dotarł mój krzyk do uszu Jego” (Ps 18,7). Głos modlitwy jest próbą poszukiwania i odnajdywania drogi, rozwiązania trudu w Bogu. Zawierzenie Bogu w każdej sytuacji z nadzieją, że w Bogu odnajdę ratunek i nową drogę, przyniesie światło w tej nocy moich doświadczeń. Moja modlitwa to nie tylko oddanie Bogu całej tej sytuacji, ale to nade wszystko próba podjęcia współpracy z Bogiem, dzięki której będę potrafił przeżyć to doświadczenie wyciągając konkretne wnioski.
Pomimo trudności nie poddawać się, nie rezygnować z tego, co dobrego działo się dotychczas w moim życiu. Nadal trwać przy tym, co Bóg ofiarował i do czego mnie powołał. Skoro Bóg postawił mi takie doświadczenie na mojej drodze, to tylko, dlatego muszę stawić temu czoła i przejść przez to, dla mojego pożytku.
„Noc” trwa tak długo, jak tego wymaga sytuacja. Człowiek rozeznając wolę Bożą przyjmie to, jako zadanie i będzie starał się ze wszystkich swych możliwości wytrwać w tym czasie, na niego dopuszczonym. Rozumienie woli Bożej pomoże objąć ten czas i wykorzystać go maksymalnie.
Niekiedy człowiek załamuje się w tym czasie, poddaje się temu, co złe. Doświadcza wszechogarniającej ciemności, której nie potrafi zrozumieć, ani też w żaden sposób wykorzystać. Jeśli sam, przy pomocy Boga, nie przejdę tego doświadczenia, to On sam dokonuje gwałtownej przemiany mojego życia. „Wyciągnął rękę z wysoka i mnie pochwycił, wydobył mnie z toni ogromnej” (Ps 18,17). Bóg ingerując w moje życie nie pogwałca mojej wolności, ani też tożsamości. Wykorzystuje wszelkie dary, które posiadam po to, by doprowadzić mnie do określonego celu. Wprowadza mnie w swój plan i pragnie dla mnie szczęścia. Bóg mnie kocha… to jest zasadnicza myśl, przy której stale muszę trwać i w niej szukać sił i nadziei.
Psalm 19
Boża lekcja.
Człowiek, choć jest istotą niebywale inteligentną to i tak notorycznie odkrywa coś nowego, coś, czym się zachwyca, co go fascynuje i pochłania. Podobny stan towarzyszy mi, gdy poznaję wiarę, gdy zbliżam się do Boga i wtapiam się w atmosferę Jego nauczania. Ewangelie zawierają przesłanie Jezusa, które dla wierzącej osoby stają się nieustanną lekcją. Wskazówki, dosłowne przykłady, duchowe natchnienia – to wszystko może znaleźć człowiek, który z otwartym i pełnym zaufania sercem wsłuchuje się w głos woli Bożej. Jezus wypowiadając te Słowa do człowieka, jednocześnie jest autentycznym świadectwem przez konkretne czyny tego, co sam głosi. To świadectwo konkretnych czynów niezwykle silnie do nas przemawia. Choć czujemy dystans pomiędzy tym, kim my jesteśmy, a kim jest Jezus, to i tak wewnętrznie mamy silne pragnienie naśladowania Go w każdej sferze naszego życia. Bóg poprzez dzieje i wielu ludzi pragnął dotrzeć do każdego człowieka. Jego pragnienie w pełni się urzeczywistniło w osobie Jezusa Chrystusa. Zrozumieć przesłanie Jezusa nie jest zadaniem trudnym, ale wymagającym wiary i zaufania. Człowiek większość rzeczy racjonalizuje i być może, dlatego trudno mu zrozumieć program Jezusa, którym jest „bezinteresowna miłość”. Tylko tym kluczem jesteśmy wstanie dotrzeć do sedna orędzia Jezusa. Jezus cała swoją publiczną działalność konstytuuje dwiema sprawami: Przykazaniem Miłości oraz swoją śmiercią na krzyżu. Jego świadectwo stanowi o niepowtarzalności jego lekcji, która tak mocno przenika serce ludzkie determinując je do działania. Tylko Miłość jest wstanie przekonać człowieka do naśladowania Chrystusa i realizowania Jego prawa.
Ps 19,8n – „Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę, świadectwo Pana jest pewne, nierozważnego uczy mądrości. Jego słuszne nakazy radują serce, jaśnieje przykazania Pana i olśniewa oczy.” Człowiek w Bożym prawie odkrywa drogę, jedyne prawidłowe rozwiązanie dla swojej codzienności. Umiejętne rozeznanie miłości Boga zawartej w każdym Jego prawie, powołuje nas do rozważnego, mądrego i pełnego miłości postępowania względem Boga i każdego człowieka. Bóg – Miłość powołuje każdego człowieka do uczestniczenia w tworzących się doświadczeniach Miłości. Działanie człowieka jest nade wszystko uczestniczeniem w woli Bożej, która względem każdej osoby odsłania swój indywidualny charakter. Człowiek uczestnicząc w „Bożej lekcji”, zatapia się w nurcie Bożej miłości odczuwając jak mocno jest kochany, a jednocześnie odkrywa zdumiewające zadanie wyznaczone mu przez Boga – by jedynie kochać. Bóg udziela jedynie lekcji miłości, gdyż wie, że jest ona niezwykle dynamiczna a jednocześnie otwarta na tworzenie nowych doświadczeń. Prawo Boże nie jest skostniałym zbiorem jakiś norm – nakazów czy zakazów, ale jest żywym tchnieniem Miłości, która uruchamia i umacnia wszelkie pokłady dobra w człowieku. Życie prawem Bożym jest życiem w przestrzeni Bożej miłości, która osłaniając człowieka ze wszystkich stron, daje mu poczucie bezpieczeństwa i pewności. Wszystko, co dzieje się w moim życiu za przyczyną Bożej woli jest oznaką różnorodności Miłości. Stawiając kolejne kroki w życie muszę być przekonany o Bożej miłości – to najważniejsza treść z Bożej lekcji.
Psalm 20
Pragnienia.
Nie ma takiej osoby, która w swoim sercu czegoś by nie pragnęła. Przeżywając teraźniejszość a patrząc w przyszłość każdy człowiek ma w swoich myślach jakieś projekty, myśli, które kiedyś – gdzieś chciałby wcielać. Te większe, bądź też mini projekty są naszymi pragnieniami, które spoczywają w naszych sercach stale pielęgnowane i podtrzymywane, oczekujące okazji ostatecznej realizacji. Niekiedy pragnienia są na tyle silne i panujące nad nami, iż pragniemy za wszelką cenę je zrealizować. Często są spokojne i czekają na odpowiedni czas i miejsc, gdzie będą mogły się ziścić. Pragnienia, oczywiście te zdrowe i dobre są naszą wewnętrzną siłą umożliwiającą nam przeciwstawienie się stagnacji i rezygnacji. Pomimo, być może wielu niepowodzeń pragnienia podtrzymują nas i napełniają nadzieją na lepsze jutro, na dzień, w którym wszystko uda nam się tak jak tego pragniemy. Dobre pragnienia są wartością uzupełniającą nasze codzienne działanie, sposób myślenia czy emocjonalnego egzystowania. Pragnienia są projekcją naszych marzeń, często skrywanych tęsknot za tym, w czym być może uczestniczymy, ale nie jest jeszcze takie jakby miało być, albo za czymś, czego byśmy pragnęli. Dobre pragnienia stają się naszymi celami, które chcemy zrealizować, by odczuć spełnienie i radość z osiągnięcia jakiegoś szczególnego zamiaru. Jeśli nasze pragnienia zmieszczą się w przestrzeni woli Bożej, wówczas możemy oczekiwać, że „Niech ci udzieli, czego w sercu pragniesz, i każdy twój zamysł wypełni” (Ps 20,5).
Człowiek poszukujący spełnienia swoich pragnień może być pewien, że jeśli są one zgodne z zamysłem woli Bożej zostaną na pewno zrealizowane. Wolą Bożą jest to, by człowiek był szczęśliwy i jeśli jego pragnienia nie mają w sobie cienia zła czy egoizmu zostaną w odpowiednim czasie zrealizowane. Bóg znając człowieka, przenikając jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość wie, co jest dla niego najlepsze i kiedy najlepiej udzielić mu jakiegoś daru by został odpowiednio wykorzystany.
Niekiedy z powodu jakiś bolesnych przeżyć czy w związku z naturą człowieka, pragnienia mogą być złe albo same w sobie, albo w następstwie ich realizacji. Trudno jest się pogodzić z brakiem możliwości realizacji swoich pragnień, lecz niestety brakuje nam często obiektywizmu i wówczas nie jesteśmy wstanie rzeczywiście ocenić swoich pragnień. Pragnienia nie powinny odbierać nam niczego dobrego a jedynie pogłębiać to dobro, które osobiście przeżywamy. Złe pragnienia skupiają nas na sobie, na własnych korzyściach i potrzebach. W takiej sytuacji, stajemy się niewolnikami swoich pragnień. Skoro nasze pragnienia są chwilową potrzebą czy chęcią zaspokojenia egoistycznych pobudek, wówczas ich skrywanie i pielęgnowanie prowadzi do zranień tak zarówno samego siebie, jak również tych z najbliższego naszego otoczenia.
Czy moje pragnienia są przedłużeniem woli Bożej? Czy ich realizacja przyniesie pożytek i dobro mnie i innym osobom? Dążmy do tego, co w niebie a nie do tego, co na ziemi, wówczas nasze pragnienia staną się ambitnymi celami.
Psalm 21
Powody do radości.
Kiedy spotka nas coś nietypowego i wzruszy nasze serce, wówczas czujemy się szczęśliwi i pełni niegasnącej radości. Co sprawia ci radość? Czy w chwilach trudnych, kiedy doświadczasz smutku masz sposób na wywołanie w sobie radości?
Niekiedy niewielkie rzeczy zmieniają naszą wewnętrzną postawę i nasze myśli. Sposobów jest wiele. Każdy z nas ma swój indywidualny sposób. Widzę po sobie, że te sposoby niestety wciąż muszę zmieniać, bo niekiedy życie odbiera nam ludzi, którzy dawali nam szczęście i wówczas musimy poszukiwać innych rozwiązań. Niekiedy krótki spacer, zakupy, fajny film, dobra książka, napawa radością i sprawia, że wewnętrznie odczuwam spokój i dystans wobec tego, co trudne. Sprawić sobie i innym radość jest rzeczą niezwykle piękną. Wówczas, gdy sprawimy radość innym mamy udział w tym i sami czujemy szczęście.
Każdy z nas ma różne zajęcia i jeśli uda nam się coś osiągnąć, wówczas ogarnia nas satysfakcja i szczęście. Poczucie, że coś udało mi się zrealizować, że komuś pomogłem jest dla nie największym powodem do radości. Oprócz tego każda chwila przepełniona dobrem i pokojem jest małym albo dużym zwycięstwem i powodem do radości. Sytuacje, osoby, wszelkie płynące z tego doświadczenia są darem Bożej dobroci. Możemy w tym znaleźć pewną drogę rozwiązania. Mianowicie, „… napełniłeś go radością Twojej obecności” (Ps 21,7). Powodem do radości jest obecność Jezusa. A przecież gdzie obecny jest Jezus tam obecne są: miłość, radość, dobro, nadzieja, entuzjazm, itd. Jeśli spojrzymy na te okazje, w których na pewno obecny jest Jezus to będą to powody do radości. Obecność Jezusa sama w sobie jest niezwykłym darem, promieniującym radością i wskazującym szereg możliwości czynienia szczęścia innym i sobie.
Bóg daje nam bardzo wiele okazji, w których możemy odczuć radość. Stanie się to wówczas, gdy będziemy starali się rzeczywiście odpowiednio, zgodnie z wolą Bożą przeżyć każdą daną nam okazję. Jeśli będziemy po swojemu pragnęli spełnić tylko zachcianki i chwilowe wizje, być może doświadczymy radości, ale będzie ona krótkotrwała. Im mniej oczekiwań, tym więcej okazji bycia szczęśliwymi. Potrzebujemy nade wszystko zrozumienia, na czym polega prawdziwa radość. Człowiek, który za wszelką cenę chce osiągnąć dzięki czemuś szczęście, może rozminąć się z wieloma innymi okazjami. Cieszyć się małymi rzeczami, to sztuka.
Radość, którą możemy doświadczyć w każdej chwili ma swoje źródło w Bogu, który pragnie dla nas dobra. Jeśli będę starał się współpracować z Bogiem, wówczas odkryję zawarte w każdej chwili dary i możliwości. Podejmując się tego wszystkiego, do czego powołuje mnie Bóg, odkryję drogę do prawdziwej radości.
Psalm 22
Opuszczony.
Kiedy wszystko nie wychodzi, kiedy wszyscy odwrócili się ode mnie, kiedy dzień i chwila stają się coraz trudniejsze, wówczas wydaje się, że doświadczam opuszczenia.
Pierwotnym obrazem opuszczenia dla każdego wierzącego człowieka, jest Jezus wiszący na krzyżu, który krzyczy „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Ps 22,2). Jezus „stracił” poczucie jedności i akceptacji ze strony Ojca, dlatego nie ma pewności czy słusznie postępuje. Odzyskuje pewność wówczas, gdy uświadamia sobie, że musi to zrobić. Pewność, słuszność działania pozwala Mu odświeżyć jedność przez zawierzenie do końca.
Postępowanie Jezusa pomaga nam, osobiście przeżyć doświadczenie opuszczenia, które bez odpowiedniego klucza może spowodować wiele przykrych rezultatów. Umiejętne rozeznanie sytuacji pomoże przezwyciężyć nasz pesymizm i brak wyobrażenia nowych perspektyw. Opuszczenie jest trudnym przeżyciem, gdyż wymaga nade wszystko obiektywności i sił, by wyrwać się z marazmu, w który popada człowiek w takich sytuacjach.
Opuszczenie, które odczuwamy jest dla nas sprawdzianem wierności zasadom i wartościom, którymi dotąd się kierowałem. Jest sprawdzianem siły i naszej determinacji, która dotąd pozwalała mi stawiać czoła różnym przeciwnościom i je przezwyciężać. Jest okazją umocnienia jedności z Jezusem przez opuszczenie, które mnie upodabnia w jakiejś mierze do Jezusa.
Opuszczenie jest trudne ze względu na zewnętrzne warunki, do których się przyzwyczailiśmy, które posiadaliśmy do tej pory, jako swoje. Utrata czegoś powoduje, że nie możemy odnaleźć się w sytuacji, która nas dotyka. Wewnętrzny bunt, sprzeciw wobec tego doświadczenia powoduje, że skupiamy się na tym, aby jak najszybciej odsunąć to doświadczenie a nie szukamy możliwości przyjęcia tego doświadczenia, jako przeznaczonego dla mnie. Trudno od razu w trudnym doświadczeniu zobaczyć coś pozytywnego i skierować się całym sobą ku temu doświadczeniu, by je odpowiednio do swojej osoby wykorzystać.
Opuszczenie jest o tyle trudnym doświadczeniem, gdyż nie odczuwamy wsparcia ze strony innych ludzi, a jedyne, co otrzymujemy to wyszydzenie – „Zaufał Panu, niech go Pan wyzwoli, niech go ocali, jeśli go miłuje” (Ps 22,9). W odniesieniu do sytuacji i ludzi to doświadczenie staje się próbą wiary.
Musimy w swoim sercu mieć przekonanie, że choć zewnętrznie wydaje mi się, że wszystko jest przeciwko mnie, to wewnętrznie muszę wytrwać przy tym, co dobre, w wierności, trwając przy realizacji wszelkich wartości. Zawierzenie Bogu umocni nasze wnętrze, mimo zewnętrznych przeciwności. Człowiek mimo opuszczenia znajdzie wewnętrzne światło, które przeprowadzi go przez to doświadczenie i pozwoli cieszyć się upragnionym pokojem w Chrystusie.
Psalm 23
Właściwa droga.
Jest kilka newralgicznych momentów w życiu każdego z nas, kiedy musimy podjąć radykalnie bardzo konkretne decyzje, które mają wpływ na dalszy przebieg naszego życia. Wybór szkół, podjęcie się pracy zawodowej, rozeznanie swojego powołania (małżeństwo, kapłaństwo), świadome wypełnianie warunków wiary itp., to nieliczne z bardzo wielu decyzji, które w jakimś etapie naszego życia musimy podjąć. Nie posiadamy instrukcji do naszej przyszłości, dlatego tym bardziej rozeznanie prawdy o swoim życiu wymaga wielu konkretnych narzędzi.
Kiedy stajemy w miejscu, w którym musimy podjąć decyzję, jawią się przed nami różne drogi – możliwości wyboru. Dylemat mamy tym większy, im więcej istnieje możliwości wyboru. W takich sytuacjach pojawia się często strach, ale i również wątpliwości, czy ludzkie ograniczenia. Podejmując jakąś decyzję bardzo rzadko mamy przekonanie, co do słuszności naszego wyboru. Pojawiają się trochę desperackie słowa: „życie pokaże”/ obawiamy się przyszłości, która nastąpi wraz z podjętą decyzją. Więcej pytań niż odpowiedzi – to najczęściej, niestety w takich sytuacjach nam towarzyszy. Boimy się, że przyszłość przyniesie niespodziewane trudności.
Musimy jednak znaleźć w sobie więcej nadziei i wiary, by podjęcie decyzji nas nie przygniotło i nie odebrało nam całego dobra, które na nas czeka w teraźniejszości i przyszłości. Życie jest niezwykłym doświadczeniem, w którym musimy mieć odwagę poważnie się zaangażować.
Słowa Psalmu 23 w całości są odpowiednią wskazówką dla takich właśnie momentów, w których musimy podjąć decyzję, kiedy życie musi obrać właściwy kierunek.
„Pan jest moim Pasterzem… Wiedzie mnie po ścieżkach właściwych.” (Ps 23,1.3). Skoro zaufamy i poddamy się przewodnictwu Jezusa, wówczas pojawiające się światło w odpowiednim miejscu i czasie wskaże nam drogę i umocni nas w postępowaniu po niej. Przewodnik to ten, któremu ufam, na którego się zdaję i idę za nim, gdyż wiem, że może pokazać mi coś, może mi coś wyjaśnić i dokądś zaprowadzić. Wybór właściwej drogi zależy od pierwszego, najważniejszego wyboru, a mianowicie obranie Jezusa, jako Przewodnika. To jest jakby warunek podstawowy, gdyż dzięki temu pozostałe nasze działanie będzie nieustannym wyborem Boga. Każda okazja będzie odpowiednio wykorzystana, ponieważ wybierzemy to, co On dla nas zaplanował, a wówczas nasz wybór będzie właściwy.
Wybór Boga będzie również dla nas kluczem do zrozumienia wszelkich doświadczeń, które albo bezpośrednio dotkną nas albo naszą codzienność. Dzięki temu, nieustannie będziemy odkrywali znaczenie i cel poszczególnych wydarzeń. Będzie to dla nas pomocne szczególnie wtedy, gdy dotkną nas trudne momenty naszego codziennego życia.
Psalm 24
„Góra” naszej codzienności.
Historia biblijna rozsiana jest po różnych krainach, a ważne wydarzenia umieszczone są na różnych górach np. Synaj, Oliwna, Golgota, itd. Miejscem szczególnym jest też góra Błogosławieństw, czy Przemienienia. Same nazwy wskazują na powagę sytuacji, które się tam dokonały. Samo miejsce ukazuje też rangę osób, które w tym wydarzeniu uczestniczą. Bóg i ta osoba, którą na to miejsce sam Bóg powołał.
Wielu mistyków, świętych, czy błogosławionych też szczególnie upodobało sobie góry, gdyż tam, jak sami na to wskazują lepiej i łatwiej jest doświadczyć spotkania z Bogiem. Możemy spotkać się w duchowości z procesem wzrostu duchowego polegającego właśnie na wspinaniu się na jakąś górę. Święty Franciszek szukając miejsca odosobnienia również udał się na górę, gdzie po spotkaniu z Chrystusem Ukrzyżowanym otrzymał szczególny dar – stygmaty. Tak, więc „góra” jest również wieloaspektowym symbolem w teologii duchowości, oznaczającym drogę duchowego jednoczenia się w przyjaźni z Jezusem.
Nasze codzienne wydarzenia często są jakąś trudnością, z którą musimy się zmierzyć, stawić jej czoła. Droga tych codziennych doświadczeń jest wspinaniem się na szczyt, na wierzchołku, którego doświadczyć możemy pokoju i wsparcia. „Góra” to proces, który zawiera w sobie trzy zasadnicze aspekty. Pierwszy – to droga na szczyt, drugi – osiągnięcie szczytu i przebywanie na samej górze, trzeci – to droga zejścia w dół.
Każde codzienne doświadczenie, a więc każda chwila obecna naszego życia jest „górą”, na którą musimy się wspiąć. Jeśli podejmiemy się tego zadania musimy wiedzieć, że wspinaczka będzie często sprawiać nam trudności. Zyskiwanie zaangażowania, codziennych doświadczeń, będzie codzienną drogą z możliwością osiągnięcia faktycznego celu. Różnego rodzaju towarzyszące nam przeciwności mają jeden cel, oddalić nas od tego, co jest nam przeznaczone. Zdając sobie sprawę, że po trudzie wspinaczki istnieje możliwość przebywania na wierzchołku góry, człowiek stara się bacznie obserwować wszelkie wydarzenia, by nie utracić tych zasadniczych etapów przebytej drogi. Doświadczenia towarzyszące nam w drodze umacniają nas i ćwiczą w tym, by przy innych okazjach otrzymać jak najdoskonalsze dobro.
Wspinanie się jest ćwiczeniem całego człowieka w tych doświadczeniach, które rodzą się w jego codzienności. Bóg przeprowadza każdego z nas przez takie doświadczenia, które rzeczywiście są nam potrzebne. Dzięki spełniającej się na nas woli Bożej człowiek zdobywa swój osobisty szczyt – miejsce, w którym spotyka Boga i odkrywa własną osobę i to wszystko, co bezpośrednio lub pośrednio wpływa na jego samego i jego życie. Osobista „góra” to miejsce przemian dokonujących się dzięki Bogu na człowieku, który decyduje się współpracować z Bogiem.
Owoce rodzą się nie tylko w momencie przebywania na szczycie góry, ale nade wszystko rodzą się również w etapie zejścia z góry, gdzie siła wcielania przemian jest największa.
Ps 24,3 – „Kto wstąpi na górę Pana, kto stanie w Jego świętym miejscu?” „Góra” jest przeznaczona każdemu człowiekowi i powinniśmy zrobić wszystko, by to, co daje nam Bóg zostało przez nas odpowiednio wykorzystane. Każdy dzień może być osobną „górą”, dlatego im bardziej będę rozeznawał wolę Boża, tym bardziej owocne będą doświadczenie mojej „góry”.
Psalm 25
Bądź wola Twoja.
Znam chrześcijaństwo. Wiem jak powinienem postępować, co robić a czego nie. Ale jak wygląda to rzeczywiście w naszej codzienności?
Niestety, pomimo ogromnej świadomości, dzieli nas od realnej praktyki tych wszystkich praw ogromny dystans. Bardziej przyziemne sprawy stają się przewodnimi motywami dla naszego życia. Wiara, wartość moralna zostaje z boku, stając się do niczego nie przydatnym archaicznym narzędziem. Wraz z wygaśnięciem zwyczaju odwoływania się do woli Bożej oraz budowania życia na jej fundamencie, człowiek traci Boży instynkt. Działanie Boga wydaje się człowiekowi obce i brak mu odpowiedniej otwartości i zaufania, by w wydarzeniach inicjowanych przez Boga widzieć dla siebie coś dobrego. Tracąc ów zmysł człowiek pozbawia się podstawowych Bożych instynktów, które mogłyby umożliwić mu zrozumienie każdego, nawet najtrudniejszego doświadczenia. Jesteśmy ograniczeni do takiego już stopnia, że wydaje nam się, że wolą Bożą są tylko te sytuacje, które od początku do końca są dobre, które zawsze są spełnieniem naszych pragnień – potrzeb. Wszystko, co trudne, bolesne nie jest przez człowieka interpretowane, jako wola Boża, która ma nas czegoś nauczyć, lecz jako kara za „przestępne” działanie. Czyli co z tego wynika? Bóg chce naszego szczęścia i czyni je realnym naszym osiągnięciem, ale z drugiej strony się mści? Cóż za bezsens. Zanim powiemy „Bądź wola Twoja” musimy być osobiście przekonani, co do tego, że jakieś wydarzenie faktycznie pochodzi od Boga, że każde zdarzenie przez Niego zainicjowane jest faktycznie dla naszego dobra.
Ps 25,5 – „Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń, Boże i zbawco, w Tobie mam nadzieję”.
Dziś wyruszać w podróż nie zabierając mapy lub nawigacji wydaje się być najbardziej z możliwych, bezsensownym postępowaniem. Kiedy docieramy do jakiś newralgicznych miejsc, wówczas sprawdzamy czy wciąż zmierzamy w odpowiednim kierunku. Upewniając się, że podążamy odpowiednią drogą zmierzamy dalej, w przeciwnym razie staramy się poszukać innego źródła pewności.
Ile razy w odniesieniu do swojego życia postąpiłeś podobnie? Ile razy pytałeś Boga o drogę? Ile razy czułeś pewność, że droga, którą zmierzasz jest odpowiednia? Ile razy nie mając przekonania poszukiwałeś głębszego źródła dla swojego życia i decyzji?
Stwierdzenie: „Bądź wola Twoja” to nie tylko nagie stwierdzenie. Pozwolenie, by Bóg mnie prowadził musi oprzeć się na przekonaniu i zaufaniu wobec tego, co rzeczywiście zaplanował dla mnie Bóg. Zanim powiem szczerze: „Bądź wola Twoja”, całym sobą muszę chcieć tego, co dla mnie chce Bóg. Każdego dnia, w każdej chwili i w każdej sytuacji stawiajmy proste pytanie: JAK JEST TWOJA WOLA?
Psalm 26
Być mocny.
Mieliście kiedyś poczucie, że musicie się w czymś sprawdzić i coś sobie udowodnić? Takie postępowanie ma w rezultacie przekonać nas do samego siebie, do własnych umiejętności i możliwości. Samoocena jest ważnym etapem rozwoju. Człowiek poznając siebie wie jak postępować, wie, przed czym należy się wystrzegać, wie, jakie dokonywać wybory. Sprawdzian samego siebie jest jakby odświeżeniem tego wszystkiego, do czego być może człowiek już się przyzwyczaił, co uznał za pewnik i w czym być może ostygło już jego zaangażowanie. Możemy w różny sposób i na różnych płaszczyznach sprawdzać swoje możliwości: fizycznie, psychicznie lub duchowo. Człowiek przeżywając różne doświadczenia może sam się ocenić i sprawdzić na ile ma w sobie siłę i dystans wobec tego wszystkiego, co trudnego go spotyka. Niekiedy proste, codzienne wydarzenia załamują nas doprowadzając do utraty siły i nadziei, że sobie poradzimy. Każde niepowodzenie, sytuacje, nad którymi nie mamy kontroli burzą trwałość naszych fundamentów powodując lęk i częste zachwiania. Wiemy, że niczego nie możemy być pewni, że wciąż pojawiać się będą sytuacje, które powodować będą w nas poczucie jakiegoś dyskomfortu. Utrata pewności i poczucia komfortu sprawią, że będziemy bali się w pewne wydarzenia angażować, przed niektórymi będziemy zwyczajnie uciekali i chowali się przed codzienną rzeczywistością. Człowiek będzie żył w ciągłym poczuciu niebezpieczeństwa i lęku. Bycie odważnym stanie się nierealnym osiągnięciem, gdy ulegniemy złudzeniu, że wszystko zmówiło się przeciwko nam. Przez to, że się poddamy, że zrezygnujemy nasze życie może popaść w całkowitą degradację. Brak poczucia wolności jest największym zagrożeniem. Wówczas człowiek nie potrafi obiektywnie spojrzeć na jakieś wydarzenia i w taki też sposób je oceniać. Jeśli przejmuję się zbytnio danym wydarzeniem, to znaczy zbyt emocjonalnie uczestniczę w jakimś wydarzeniu, to trudno abym wewnętrznie odczuwał pokój i umiał to doświadczenie wykorzystać, by się czegoś nauczyć, by odpowiednio wykorzystać tą sytuację. Nasza codzienność to wielkie dzieło Bożej miłości. Każdy z nas musi mieć wewnętrzną siłę, by się nie poddawać mimo niepowodzeń, by nie upaść, nie zrezygnować. Działanie Boga jest potrzebne człowiekowi, gdyż on sam nie jest wstanie ogarnąć swoim umysłem całej rzeczywistości ludzkiego życia. Przy współpracy z Bogiem człowiek zyskuje moc, która umożliwia nam w odpowiedni sposób potraktować każde, codzienne doświadczenie. Dzięki temu, będę mógł, jako człowiek zapanować nad własnym życiem i znaleźć odpowiedni sposób wykorzystania tego wszystkiego, co Bóg mi udzieli w ciągu dnia.
Ps 26,2 – „Doświadcz mnie, Panie, wystaw mnie na próbę, zbadaj me sumienie i serce”. Człowiek współpracujący z Bogiem nie boi się własnego życia, nie odczuwa trwogi przed jutrem ani przed żadnym doświadczeniem, które ześle mu Bóg. Być mocnym to w sposób odpowiedzialny i roztropny podejść do spraw związanych z naszym codziennym życiem. Z jednej strony przeraża mnie nieświadomość pewnych zdarzeń, z drugiej strony mam w sobie ufność, że skoro Bóg tak zaplanował mi moje życie, to każde doświadczenie jest mi potrzebne i jako takie, właśnie muszę je przyjąć.
Psalm 27
Jest ktoś, komu na mnie zależy?
Każdy człowiek odczuwa naturalne pragnienie bycia przydatnym i ważnym dla kogoś. Jeśli człowiek wie, że przynajmniej dla jednej osoby jest ważny, wówczas w jego sercu panuje pokój, bezpieczeństwo, a nade wszystko pojawiają się cele – mam dla kogo żyć, wiem dlaczego żyję. Siłą przekonującą do życia jest bycie potrzebnym innym osobom. Choć oczywiście nie jest to jedyny cel z powodu którego żyjemy. Potrzebujemy celów, motywacji i świadomości tego, że jestem dla kogoś ważny, dodaję sił by działać, poświęcać się i ofiarowywać innym całego siebie.
Niekiedy doświadczamy momentów, w których wydaje się, że nic nie znaczę, że moje życie jest mało efektywne i trudno ocenić jakąkolwiek przydatność. Pomimo być może takich odczuć, człowiek może zyskiwać zawsze nadzieję w Bogu, który kocha nas zawsze i niezależnie od tego, kim jestem i ja postępuję. Działanie Boga tak silne i jednostajne, od wieków niezmienne, daje człowiekowi przekonanie, że Miłość Boża jest prawdziwa, wyjątkowa a nade wszystko tak bardzo umacniająca człowieka w jego rzeczywistości. Człowiek może w każdym momencie odczuwać tą miłość i przekonywać się o sensie swojego istnienia.
Nieustanne odczuwanie Bożej miłości jest początkiem wielu przemian w człowieku; jest zarodkiem dobra, które również dzięki Niemu będzie mogło zaistnieć. Nie tylko namacalne owoce – korzyści, świadczą o naszej przydatności. Może niekiedy być tak, że przez bardzo długi czas człowiekowi zdaje się, że niczego nie osiąga, że do niczego nie jest przydatny, a pośród wielu codziennych wydarzeń jesteśmy cichymi bohaterami naszej codzienności. Jako człowiek zostałem postawiony tu na ziemi, by nieustannie służyć, pomagać, czynić dobro i nade wszystko czynić to w sposób bezinteresowny, nie oczekując niczego a jedynie ciesząc się szczęściem innych, które w takich sytuacjach jest również moim szczęściem.
Bóg nigdy nie zapomina o człowieku. Sytuacje, codzienne życie, nawet te trudne i bolesne jest oznaką Bożej miłości i pamięci. Człowiek by zrozumieć tą Miłość sam musi nauczyć się kochać. Nigdy Bóg nie opuszcza człowieka, nigdy go nie przekreśla i nie potępia. W jednej sytuacji jest otwarty i można bardziej wyczuć Jego działanie, bo człowiek jest zwrócony ku Niemu i ufny w jego moc. W innych sytuacjach wydaje się być uśpiony tak jakby nie działał, a to wszystko przez to, że człowiek własnym działaniem Go ogranicza i nie pozwala, by mógł On interweniować. Działanie Boga jest niezmienne, tylko człowiek ma trudności w odkrywaniu Jego obecności i działania. Warto abyśmy dążyli do tego, aby nasza wiara coraz bardziej otwierała nas na Boga i ukazywała naszym oczom Jego działanie. Potrzebujemy szczególnej otwartości na Światło którym jest Jezus.
Ps 27,9.10 – „Nie zakrywaj przede mną swojej twarzy, nie odtrącaj w gniewie Twego sługi. Ty jesteś pomocą, więc mnie nie odrzucaj i nie opuszczaj mnie Boże, mój Zbawco. Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie.” Bóg kocha mnie większą miłością niż nawet moi rodzice. Kocha miłością bezinteresowną a w Jego oczach zawsze mogę zobaczyć zrozumienie, przebaczenie i nadzieję. Bóg jest pełen Miłości i w Nim mogę odnaleźć siłę własnego celu i przeznaczenia. To On mnie wybrał i powołał do istnienia, do realizacji konkretnego zadania. Jestem Mu bardzo potrzebny, aby ten plan – zamiar mógł się zrealizować.
Psalm 28
Umierająca codzienność.
Kreatywność każdego dnia jest oznaką naszej pomysłowości, staranności oraz zaangażowania. Od początku do końca dnia wcielamy jakieś koncepcje, strategie i cele. Żywotność naszej codzienności oceniamy przez pryzmat tego, co robimy i jakie efekty otrzymujemy. W przeciwnym razie zastanawiamy się nad sobą, nad kształtem naszego dnia, nad czynnościami wykonywanymi i dokonujemy oceny, pod względem, jakości i przydatności. Niekiedy obserwujemy w naszym życiu monotonie i zastanawiamy się nad tym, z czego ona wypływa i jakie są jej konsekwencje.
Cenimy w naszym życiu konkretne rezultaty. Owoce naszego codziennego działania wydają się być odpowiedzią na nasze zaangażowanie. Stawiając pytanie, oczekujemy, że odnajdziemy odpowiedź na nurtującą nas sprawę, w przeciwnym przypadku po nieudolnym działaniu pojawia się żal i rozgoryczenie. Jeśli samo działanie nie przynosi zamierzonych rezultatów, wówczas staramy się zmienić strategię nowego postępowania. Wielokrotność podejmowanych prób, zmiany, które wprowadzamy by osiągnąć jakiś cel, świadczą o tym, jak bardzo nam na czymś zależy. Jeśli po wielu staraniach nie udaje nam się odnaleźć odpowiedzi, czy sposobu działania, ogarnia nas znużenie bądź też rezygnacja. Brak zaangażowania, brak zmian może doprowadzić do tego, że nasza codzienność będzie obumierać, aż odczujemy śmierć pewnych wątków naszego życia. Brak nadziei i ufności odbiera nam wszelkie chęci do działania, przeciwstawia się trudom naszej codzienności. Przegrywamy z własnym życiem, poddajemy się nurtowi spraw, które nas otaczają, gdyż brakuje nam odpowiedniej wizji dla naszego życia. Zrezygnowani, ulegamy stagnacji i monotonii.
Ps 28,13 – „Abym wtedy, gdy będziesz milczał, nie stał się podobny do zstępujących do grobu”. Zagubiony horyzont naszych codziennych celów pozbawia nas konkretności i jasności dotychczasowego działania. Nie rozumiejąc naszej codzienności, zadań towarzyszących w niej, chodzimy po omacku, często narażając się na zranienia i pogłębienie naszego problemu.
Jeśli nie znajdziemy trwałego oparcia dla swojego życia, jeśli nasza wizja życia nie będzie pokrywała się z wolą Bożą, jeśli ulegniemy złudzeniom naszej codzienności, możemy spodziewać się, że bardzo szybko nasza codzienność umrze.
Czym będzie objawiało się obumieranie naszej codzienności? Najpierw, wydaje mi się, stracimy żywy kontakt z naszą codziennością. Będziemy nadal wykonywali swoje zajęcia, ale bez wewnętrznego ducha – chęci. Zaangażowanie stanie się minimalne, a wizje i cele bardzo ograniczone i minimalistyczne. Czynności będą wykonywane bez zastanowienia, bardzo mechanicznie, a często będziemy nawet uciekać od odpowiedzialności za to, czego podejmowaliśmy się do tej pory. Utracenie wizji życia przeniesie się na każdą sferę naszego życia, do tego stopnia oddziaływujące na nas, że staniemy się wegetatywni i jedynie konsumpcyjni. Utracony zostanie wszelki dialog pomiędzy duchem, a naszą codziennością. Nie będzie już pytań, nie będzie też już żadnej odpowiedzi. Nasza codzienność stanie się ogromną pustką i ciszą.
Psalm 29
Pustynia.
W sensie geograficznym jest czymś innym, a w sensie religijnym ma jeszcze inne znaczenie. Symbolika pustyni jest nieustannie żywym elementem codzienności każdego człowieka.
Jako miejsce – jest symbolem trudu, bólu i walki z szatanem, ze swoimi skłonnościami i słabościami. W historii biblijnej było to miejsce szatana oraz miejsce, w którym człowiek dokonywał sprawdzianu samego siebie. Sprawdzał się, czy jest na tyle silny i pełny wiary, by umieć przeciwstawiać się złu.
Wyjście na pustynię jest świadomą pracą nad sobą, ćwiczeniem w sobie tych cech, które pozwolą nam zwalczać wszelkie zło i dążyć do czynienia coraz doskonalszego dobra. Podejmując się wyjścia na pustynię, człowiek przeżywa niejako rekolekcje, które mają mu umożliwić ułożyć w całości – jedności te wszystkie doświadczenia, które zostały mu ofiarowane w jego codzienności. Zadaniem pustyni jest zmierzyć się ze swoimi ograniczeniami, wzbudzić w sobie nowe myśli i zaangażowanie, by nie wracać do tego, co było, ale po powrocie do codzienności stworzyć podwaliny zupełnie nowej rzeczywistości. Pustynia jest dla nas nowym miejscem, a więc pojawiają się nowe doświadczenia, które oczyszczają i burzą to wszystko, co do tej pory tak skrzętnie tworzyliśmy. Zachwianie fundamentów jest nam konieczne do tego, byśmy umocnili pozycję tego, co rzeczywiście dobre i potrzebne w naszym życiu. Pustynia wyznacza nasze granice możliwości, a jednocześnie otwiera nas na nowy, być może dotąd nieodkryty wymiar życia. Pustynia otwiera nas w zupełnie nowych warunkach, przez co musimy uruchomić w sobie potencjał, który być może do tej pory nie odkryliśmy, a być może tylko go nie uruchomiliśmy.
Pustynia stawia nas przed nagą prawdą o nas, dlatego mobilizuje do tego, abyśmy stawili jej czoła i żyli nią, jako podstawowym narzędziem naszej codzienności. W takiej rzeczywistości odkrywamy siebie takimi, jakimi się dotychczas nie znaliśmy. Dla mnie pustynia jest nieustanną okazją rozeznawania swojego życia, a nade wszystko tego, co Bóg czyni dla mnie każdego dnia i w każdej sytuacji.
Pustynia jest miejscem, okazją głębokiego zjednoczenia się z Bogiem. To On powołuje nas na to miejsce z konkretnym zamiarem, który mamy właśnie odkryć wychodząc na pustynię. Ps 29,8 – „głos Pana wstrząsa pustynią”. To Bóg jest przewodnikiem po mojej pustyni. Wsłuchując się w Jego głos człowiek ma możliwość wstrząsnąć swoim życiem i odkryć cele, dla których w to miejsce sprowadził go sam Bóg. Pewien mnich otrzymał jedno zdanie z Pisma Świętego, by udał się na pustynię i tam je rozważył. Przebywał tam trzy lata. Po powrocie, udał się do swojego mistrza i oznajmił – w końcu to zrozumiałem. Wyjście na pustynię jest po to, by najpierw usłyszeć, a później zrozumieć, a na końcu tym żyć. Pustynia nie jest ani karą, ani kłodą pod nogami, ale jest darem od Boga, który pragnie przemiany człowieka i jego szczęścia. Miejmy odwagę przyjąć Boże zaproszenie i udać się na pustynię, by tam usłyszeć głos Boga, który dalej nas przeprowadzi przez nasze codzienne doświadczenia.
Psalm 30
Nowy dzień.
Każdy dzień niesie ze sobą moc wrażeń, wypływającej z różnorodnych doświadczeń. Nie wszystko i nie zawsze nam wychodzi realizacja różnych, poszczególnych zadań w ciągu dnia. Wydarzenia niekiedy nas zaskakują i wówczas pojawia się czasami mała tragedia. Coś nam nie poszło jak należy; straciliśmy szansę; odeszły w dal jakieś plany; kilkakrotnie zabierając się do jakiejś sprawy, wszystko kończyło się fiaskiem itd. Dopada nas niekiedy fatalizm i wszystko, za co się zabieramy jest nie tak, jak powinno być. W takich sytuacjach istnieją co najmniej dwie możliwości: zrezygnować – poddać się, bądź też wszystko zacząć od początku, ale w inny sposób. Każdy dzień może mieć swój osobisty wydźwięk, dzięki naszemu zaangażowaniu i przez to, jaki będziemy mieli stosunek względem kolejnych dni, kolejnych wydarzeń. Człowiek uczy się na własnych błędach, ale powinien też wyciągać konkretne wnioski, które pomogą mu nie popełniać znów tych samych błędów. Początek dnia to okazja, by w swoim sercu, umyśle zrodzić nową myśl, która stanie się przewodnikiem dnia i kolejnych wydarzeń. Musimy uczyć się obserwować dane wydarzenia i odnajdywać ich właściwe przesłanie. Zrozumienie chwili obecnej, tego, co w sobie niesie, pomoże nam to udźwignąć i przenieść całe dobro tej chwili, w kolejne chwile, starając się każdą następną chwilę ubogacić tym, co wydarzyło się w poprzedniej. Niektóre sytuacje notorycznie się powtarzają, dlatego tym bardziej powinniśmy starać się wykorzystać to, dla poprawienia jakości kolejnych chwil i wydarzeń, w naszym życiu. Choć wiele spraw jest podobnych do siebie, to wcale nie muszą być takie same. Wszystko zależy od naszego zaangażowania i postępowania.
Ps 30,6 – „Gniew Jego, bowiem trwa tylko przez chwilę, a Jego łaska przez całe życie. Płacz nadchodzi z wieczora, a rankiem wesele”.
Z każdej sytuacji, zawsze jest jakieś wyjście. Jeśli zabrniemy za daleko, to, gdy zorientujemy się, wówczas powinniśmy zawrócić na odpowiedni tor. Gdy uczynimy coś złego, zawsze mamy szansę i możliwość naprawić to. Najważniejsze, byśmy nie zrezygnowali i nie poddali się.
Otwarcie się na Bożą łaskę, zawsze ubogaci każdą chwilę obecną naszego życia. Współpraca z Bogiem, przyniesie nam zawsze nowe dary, które umocnią nas na drodze postępowania dobrze. Działanie Boga jest naprowadzeniem człowieka na odpowiedni tor działania.
Nowy dzień jest szansą uczynienia wszystkiego w inny, nowy sposób. Znalezienie tego sposobu gwarantuje nam sukces, w odniesieniu do wielu spraw, pojawiających się w ciągu dnia. Dziś jest jedyną okazją, aby uczynić coś ze swoim życiem. Wczoraj już nie ma, a jutra jeszcze nie ma, dlatego starajmy się jak najlepiej wykorzystać tą chwilę, która jest. Choć wydarzenia się powtarzają, choć sytuacje dziejące się w naszym życiu są bardzo do siebie podobne, to chwila, w której ma miejsce dane wydarzenie, jest tylko jedna. Ta chwila nie powróci, dlatego powinniśmy podjąć wszelkie starania, by chwile, wydarzenia, słowa nie umykały nam bezowocnie.
Nastaje wieczór, dzień dobiega końca, ale za jakiś czas wstanie nowy dzień… Jaki będzie? Jak go wykorzystam?
Psalm 31
Zawierzenie.
Poszukujemy autorytetów w swoim życiu, by móc swoją codzienność wesprzeć na autorytecie innych. Doświadczenia innych, czy umiejętności rozwiązywania pewnych spraw, stają się dla nas początkiem naszych osobistych przygód. Rozpoznawanie w kimś prawdziwego autorytetu, dużo bardziej ułatwia nam zaufanie i wzorowanie się na czyimś przykładzie. Poszukiwanie osobistego mistrza, czy przewodnika duchowego jak najbardziej świadczy o naszym dojrzałym stosunku do życia i do spraw codziennych. Dzięki tym osobom, mamy możliwość odkrywania głębi swojego życia i innych przestrzeni realizacji swoich zainteresowań.
W naszym życiu często natrafiamy na sytuacje, które jak mur stoją twardo i nie pozwalają się zbytnio pokonać. Z trudem i często bólem, przechodzimy przez te doświadczenia, szanując coraz bardziej każdą chwilę swojego życia. Im większy trud, tym większy szacunek względem tego, co uda nam się w takich sytuacjach zwyciężyć. Każdorazowe zwycięstwo jest umocnieniem naszych dążeń. Wzorując się rozwiązaniami innych, przez własne doświadczenia jeszcze bardziej uszlachetniamy swoją codzienność.
Zawierzenie jest etapem życia, w którym nasze życie składamy w czyjeś ręce, oddając się całkowicie do dyspozycji tej osoby, wierząc, że ten gest przyniesie jakieś owoce. Zawierzenie, to nie tylko duchowy aspekt życia, ale odnosząc to do przyjaźni, miłości, małżeństwa, jest to gest głębokiego zaufania do innej osoby, która nie tyle mądrzejsza, ale bardziej przez nas kochana, zostaje obdarowana takim właśnie darem – zawierzeniem. Jeśli zawierzenie odnosi się do naszych spraw osobistych, wówczas jest oznaką, że czyjeś pomysły, czy rozwiązania uznajemy za słuszne, właściwe i dla nas ważne. Kierowanie się czyimś zdaniem, przejęcie rozwiązań innych, jest oznaką naszego zaufania i uznania. Zaufanie jest otwartością na propozycje innych osób, ich programu życia. Zawierzenie jest często umiejętnością rezygnacji z własnego zdania, z własnych pragnień, na rzecz innych rozwiązań. Niekiedy zwracamy się do różnych osób, prosząc o poradę i wówczas potrzebujemy zawierzenia, gdyż w przeciwnym przypadku rady innych osób staną się pustymi i nic nieznaczącymi słowami dla nas. Otwartość jest uczynieniem w sobie miejsca dla innych, ich doświadczeń, słów, emocji itd. Jeśli jakaś osoba jest dla nas z oczywistych powodów ważna, wówczas automatycznie wzrasta poziom zawierzenia.
Ps 31,6 – „W ręce Twoje powierzam ducha mego”. Te słowa pamiętamy ze szczególnego wydarzenia, jakim była śmierć Chrystusa na krzyżu, wówczas te słowa, oznaczały całkowite zawierzenie, do końca, woli Ojca. Słowa te, uczą nas pełnienia woli – jakiegoś planu, zamiaru, do końca, niezależnie od tego, jakie towarzyszą nam odczucia i emocje. Jeśli komuś ufamy, to musimy czynić to do końca, nawet, gdyby w trakcie realizacji tego zamiaru, zmieniłoby się całe nastawienie i nastrój sytuacji. Pojawienie się wątpliwości jest powolnym burzeniem zawierzenia, którym obdarowaliśmy jakąś osobę. Wówczas najlepszym sposobem walki z wątpliwościami jest odnowienie i umocnienie zawierzenia, które zostało przez nas dokonane. Zawierzenie poprzedzone jest długotrwałym budowaniem relacji, która narażona jest na wiele trudności. Pokonywanie ich jest elementarnym zadaniem urzeczywistniania zawierzenia. Jezus pomimo braku zewnętrznych znaków potwierdzających Jego wybór wie, że nie może wycofać się z raz podjętej drogi. Jeśli jesteś wstanie i starasz się komuś zawierzyć całe swoje życie, bądź jakąś część, staraj się wytrwać do końca, angażując w to całego siebie.
Psalm 32
Wyznanie grzechów.
Człowiek pracując nad sobą, dokonuje w swoim codziennym życiu wiele ocen. Ocenia siebie, swoje zachowanie, poziom zaangażowania, przydatność niektórych sytuacji. Każdy z nas potrzebuje oceny, jako elementu sprawdzającego, niejako weryfikacja swojego dorobku, ale ocena służy też temu, aby w swoim postępowaniu znajdywać element mobilizujący. Ocena często jednak kojarzy nam się z negatywnymi odczuciami, dlatego stronimy od takiego zachowania. Praca nad sobą, wymaga jednak samooceny, a więc spojrzenia z dystansem na całego siebie i podjęcie jakiś konstruktywnych wniosków. Ocena wymaga osiągnięcia poziomu prawdy na swój temat. Każdy poszukujący prawdy, naturalnie podejmuje się oceniania, czy coś jest dobre, lub czy jest złe. Dopatrywanie się jakiegoś zła w naszym życiu, nie ma mieć za zadanie odbierać nam nadziei i przekreślać szans na osiągnięcie czegoś. Rozpoznanie, że coś jest złe wzmaga w nas chęć i siłę do walki i przemiany. Człowiek odkrywając zło ma podjąć się walki z nim, by nie utracić przez to, jakiejś ważnej perspektywy w swoim życiu. Izolowanie się od zła, nie uznawanie go, pogrąża nas w zafałszowanej projekcji życia. Człowiek pozbawiony prawdy, niszczy dobre cele i ogranicza swoje życie w dużym stopniu tylko do tego, co może przełożyć się na zysk i przyjemność.
Sakramentalne wyznanie grzechów (spowiedź) ma uzdrowić, oczyścić i umocnić najpierw naszą więź z Bogiem, a później z otaczającym nas światem. Wyznanie grzechów ma nas odciążyć od tego, co staje się zniewalającą nas naleciałością. Każde zło wprowadza nas w labirynt kolejnych grzechów, przez co stajemy się ograniczeni, zniewoleni, a nawet pozbawieni własnej wolności.
Wyznanie grzechów jest próbą wyrwania się z sideł zniewoleń, a skuteczność uzależniona jest od naszej faktycznej determinacji. W ciemnym pokoju trudno jest cokolwiek dostrzec, a co dopiero dostrzec coś pozytywnego. Potrzeba nam światła, czyli prawdy, która umożliwi nam dostrzeżenie tego pokoju w innych realiach, bardziej pozytywnych, optymistycznych.
Dlatego Ps 32,1.5 – „Szczęśliwy człowiek, któremu została odpuszczona nieprawość, jego grzech zapomniany (…) grzech wyznałem Tobie i nie skryłem mej winy. Rzekłem: Wyznaję mą nieprawość Panu, a Ty darowałeś niegodziwości mego grzechu.”
Efektem odzyskania utraconej wolności jest radość – szczęście i darowanie winy – przebaczenie. Dzięki temu, człowiek może dźwignąć się z obecnej sytuacji i podjąć się nowego życia. Oczywiście wciąż istnieje niebezpieczeństwo powrotu do tego, co było, ale tutaj warto angażować wszelkie siły, by wytrwać w postanowieniu. Człowiek walcząc ze złem, powinien mieć wizję realizacji swojej wolności, w przeciwnym przypadku, bardzo szybko powróci do tego, co zaistniało już w jakiś sposób w jego życiu. Powinniśmy mocno pielęgnować doświadczenia związane z naszą wolnością, może wówczas łatwiej nam będzie być asertywnym.
Wyznanie grzechów jest jedną z wielu form pielęgnowania i krzewienia wolności w życiu człowieka. Tylko prawda jest wstanie ukazać nam faktyczne właściwości wolności.
Psalm 33
Wszystko jest darem (łaską).
Ps 33,6 – „Przez Słowo Pana powstały niebiosa, wszystkie gwiazdy przez tchnienie ust Jego”. Kto jest dla mnie twórcą wszystkiego? Od odpowiedzi na to pytanie zależy to, co i jak dzieje się w mojej codzienności.
Wypowiadamy bardzo często słowa, nie do końca chyba jednak świadomie: a to przez przypadek… Czy skoro wszechświat funkcjonuje ściśle z określonymi zasadami, to czy moje życie ma być spontanicznym, przypadkowym splotem wydarzeń? Wydarzenia, które toczą się w mojej codzienności mają swój ważny wpływ. Często są to sytuacje, które uwrażliwiają mnie na potrzeby innych; są to sytuacje, które otwierają mnie na osoby przebywające w moim otoczeniu; wiele z nich ma charakter poznawczy, wiele innych ćwiczy mnie w realizacji jakiś cech; jeszcze inne poszerzają moje horyzonty; są też takie, które przez ból, cierpienie, uczą mnie doceniać moje życie i każdą minutę. Człowiek, który nie będzie dostrzegał głębszego wymiaru tych sytuacji, będzie je omijał, bądź też wiele tracił podchodząc bardzo lekceważąco do tego, czego sam nie chce, bądź też nie potrafi odkryć. Nasz stosunek do codzienności i to, jakie towarzyszy nam zaangażowanie jest świadectwem tego, jak rozumiemy życie i jego wartość. Każdy dzień jest mozaiką połączonych ze sobą zdarzeń, które mają na siebie ogromne oddziaływanie. Zrozumienie sensu wydarzeń i kontekstu, w którym się pojawiły, pomaga lepiej wypełniać każdą chwilę naszego egzystowania. Każda chwila zawiera w sobie dar i zadanie. Dlatego im bardziej jesteśmy świadkami i bardziej obserwujemy nasze życie, tym bardziej szczęśliwi jesteśmy podejmując się współpracy z każda chwilą. Jak łańcuch złożony z wielu elementów stanowi jakąś całość, podobnie codzienność złożona z wielu chwil połączonych w całość, stanowi o wartości dnia i wydarzeń. Dziejące się sytuacje w naszym życiu starajmy się nie nazywać dziełem przypadku, losu, itp., ale dostrzeżmy ich zamysł – owoc i zadanie. Dzięki temu odkryjemy, że wydarzenia to sieć połączonych ze sobą pewnych zdarzeń, które prowadzą w ściśle określonym kierunku.
Wszystkie wydarzenia są darem, gdyż ich obecność wprowadza coś konkretnego w nasze życie. Bóg udziela nam łaski przez poszczególne wydarzenia, byśmy mogli w ten sposób odkryć Jego plan względem nas.
Oceniając jakieś wydarzenie, jako przypadek, możemy utracić pierwotny zamysł tej sytuacji. Przyjmując je jako dar, staram się bardziej tę sytuację obserwować, oceniać i uczynić użyteczną. Satysfakcja będzie tym większa, im bardziej uda nam się wstrzelić z naszym myśleniem w to wydarzenie i dobrze je wykorzystać. Przyjmując życie i każdą chwilę, jako dar, powinniśmy wzmagać w sobie poczucie wdzięczności za to, co otrzymaliśmy. Wdzięczność połączona z poczuciem odpowiedzialności pomoże nam rozsądnie wykorzystywać życie i każde doświadczenie. Ciesząc się z każdego doświadczenia i poznając sens ich zjawienia się, człowiek podejmuje bardziej konstruktywne działanie.
Psalm 34
Pokojowe nastawienie.
Często, bardzo absurdalne wydarzenia prowokują do spięć. Ludzie wówczas nie mogą, lub nie potrafią znaleźć odpowiedniego zachowania, by nie ulegać destrukcji. Zbytnia drażliwość, czy nieumiejętność panowania nad emocjami, sprawiają, że nawet „mała i prosta sprawa” urasta do rangi wielkiego problemu. Nieumiejętność komunikowania sobie pewnych spraw, trudność w wyartykułowaniu tego, co czujemy, co przeżywamy, powoduje ogromną konfliktowość. Częstym powodem niepokoju, wręcz agresywności jest brak skupienia i umiejętności słuchania do końca drugiej osoby. Podejmujemy bardziej polemikę w jakiejś sprawie, niż próbę dialogu. Druga osoba bardziej traktowana jest jak wróg, a nie jak sprzymierzeniec i wówczas narastające konflikty, nieporozumienia, doprowadzają do kłótni, wyzwisk, agresji, a nawet nienawiści.
Mało w naszych kręgach przykładów osób ze stoickim spokojem i opanowanych, cierpliwych, trzymających emocjonalny dystans względem każdej sprawy. Tym bardziej zachęta psalmisty wydaje się być uzasadniona: „Od zła się odwróć, czyń, co dobre, szukaj pokoju i dąż do niego” (Ps 34,15) Słowa psalmisty mają ogromną zaletę, a mianowicie stanowią bardzo konkretny schemat, jak należy postąpić w sytuacjach konfliktowych.
By dążyć do pokoju, muszę odwrócić się od zła… To oznacza, że w moim działaniu muszę wykluczyć wszelkie złe intencje. Usunąć chęć zemsty, chęć udowodnienia mojej racji, wszelkie raniące słowa, negatywny stosunek, ocenianie, osądzanie itp. Dopiero, gdy będę wolny, wówczas moje dążenia będą dobre. To właśnie druga wskazówka: czyń, co dobre. Wiemy, żeby zmienić sytuację, napięcie powstałe pomiędzy osobami, potrzeba czegoś dobrego, rozwiązań, które nie tyle zagłuszą problemy, ale je faktycznie rozwiążą. Stawianie czoła trudnościom wcale nie musi odbyć się za pomocą zła, krzywdy i nienawiści. Szukanie prawdy ma nas od takich zachowań uwolnić, a nie pogrążyć. Niekiedy ustępliwość będzie najwłaściwszym rozwiązaniem. Zdystansowanie się względem sytuacji poprzez milczenie, przemyślenie sprawy i poszukanie właściwych rozwiązań. Działanie impulsywne, pod wpływem chwili, na pewno nie posłuży do rozwiązania sprawy. Człowiekowi trudno w takich sytuacjach o odpowiednie postępowanie. Dlatego czynienie mimo wszystko dobra, być może na początku będzie trochę sztucznym i naciągniętym postępowaniem, ale z czasem stanie się cenną dewizą i jedynym właściwym postępowaniem. Trzecim etapem, tworzącym się na podwalinach tego, co już napisałem jest: szukaj pokoju i dąż do niego. Szukanie pokoju, to szukanie zrozumienia tego, co czuje i myśli na temat jakiejś sprawy inna osoba. Dążenie do jedności to pełna dialogu konfrontacja z drugą stroną tego wszystkiego, co w nas obojgu się kryje. Pokojowe nastawienie, to nie tylko szukanie zgody, ale również satysfakcjonujących rozwiązań. Dążenie do pokoju to stanięcie obojga osób po tej samej stronie. Kiedy uzyskamy wspólny punkt widzenia i ocenę danej sytuacji, wówczas łatwiej nam będzie dalej, wspólnie podążać w tym samym kierunku.
Psalm 35
Bezinteresowność.
Mając uzasadnione motywacje dla swojego postępowania, dużo łatwiej jest nam być dobrodusznym i szlachetnym. Jeśli jestem wolny od chęci zysku, materializmu, wdzięczności, dużo prostsze staje się bycie bezinteresownym. Co innego, gdy nasza dobroć napotyka obojętność, a jeszcze zupełnie co innego, gdy wobec naszej dobroci otrzymujemy: „Złem płacili za dobro, czyhali na moje życie” (Ps 35,12).
Dewizą prawdziwie bezinteresownej osoby jest – „mimo wszystko, zawsze czynić dobro.” Wielu spoglądając na taką osobę powie, że to bez sensu, że naraża się na wyzysk, że taka postawa się nie opłaca. Muszę jednak zaznaczyć, że bezinteresowność kształtuje, uczy, wychowuje innych i wskazuje przykład godny naśladowania.
Bezinteresowność jest czynieniem dobra bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. Wychodzenie z inicjatywą działania nie może opierać się tylko na zysku, na osiągnięciu wdzięczności w różnej postaci, ale to sztuka nieustannego dawania. By opanować tą niebywałą sztukę, człowiek podejmujący się takiego działania najpierw musi nauczyć się kochać i w każdym człowieku, widzieć bliźniego. Działanie ze względów duchowych, przyczyni się do łatwiejszego zaadoptowania perspektywy bezinteresowności. Jeśli moim celem będzie wciąż – w każdej sytuacji i osobie – Jezus, to wówczas ze względu na Niego stać mnie będzie na całkowitą bezinteresowność. Warto zadać sobie pytanie: ze względu na co czynię dobro? Jeśli odpowiedź skłania nas ku materializmowi, zyskowi, wówczas muszę naprawić swoją pierwotną motywację. Jeśli skłaniam się ku wartościom duchowym, wówczas muszę pielęgnować myśl i troskę o drugą osobę, gdyż dobro w bezinteresowności powinno być zwrócone ku innym. Bezinteresowność jest cnotą, darem udzielonym przez Boga, dlatego nie powinienem odczuwać wielkiego dyskomfortu, gdy któryś raz nie udaje mi się być bezinteresownym.
Bezinteresowność uczy bycia całkowicie dla drugich. Uda nam się to realizować tylko wtedy, gdy naszym podstawowym celem będzie dobro innych.
Jeśli spotyka nas odrzucenie ze strony ludzi, którym czyniliśmy dobro powinniśmy jeszcze bardziej umocnić swoje pierwotne uzasadnienie – dlaczego czyniłem dobro. Bunt przeciwko postępowaniu innych, czy niechęć pojawia się wówczas, gdy pod przykrywką naszego działania, mimo wszystko ukazywać się będzie jakiś interes.
To najpierw ja, jako człowiek, muszę mieć świadomość dobra, do którego czynienia jestem zobowiązany, gdyż życie każdego człowieka jest misją, a moje działanie jest potrzebne po to, by uskutecznić i wcielić Boży program, w życie. Brak mojego działania, przyczynia się do pogłębienia pewnej luki w działaniu, do którego tylko i wyłącznie ja zostałem stworzony. Moje czyste intencje i bezinteresowność sprawiają, że istnieje we współpracy z Bogiem pewna ciągłość i nikt nie traci okazji dobra, które miał zrealizować, albo też miał otrzymać. Jeśli zdaję sobie sprawę, że po to się urodziłem, aby żyć, to nie oczekuję wdzięczności za to, że żyję, ale wiem, że każdy nasz dzień jest tą przestrzenią, w której ten dar mam realizować. Skoro mam czynić dobro, bo leży to w kwestii każdego człowieka, to mam je realizować nie ze względu na możliwą wdzięczność, ale dlatego mam je realizować, bo po to zostałem stworzony. Wiem, co mam robić, jak mam robić i po co, a reszta to albo elementy służące umocnieniu mojego działania, albo zagrożenia, które odsuną od tego, co dobre i właściwe.
Psalm 36
Próżność.
Myślę, że często wpadamy w różne pułapki, nawet te stworzone przez samych siebie. Kiedy jesteśmy osobami, które mają jakiś wpływ na rozwój różnych sytuacji, mamy wówczas często tendencję do tego, by wszystko przypisać sobie. To ja wiem jak powinno to być zrobione… Ja wiem najlepiej, bo przecież to znów mój kolejny pomysł… Ja mam wizję tego, jak to zrobić… Wszechstronnie uzdolnione ja przejmuje kontrolę nad wszystkim i wszystkimi, niszcząc inne „ja”, będące wokół mnie. Człowiek żyje w przekonaniu, że wszystko wiruje wokół niego, a cała reszta jest tylko nic nieznaczącym dodatkiem do całej tej rzeczywistości. Egocentryzm w pomieszaniu z narcyzmem i mamy do czynienia z niezwykłym składnikiem wybuchowym.
Człowiek stawiający wszystko na swojej głowie, w końcu się wypala, gdyż żaden człowiek nie jest samowystarczalnym i potrzebuje innych, aby o wspólnych siłach, tworzyć jakieś zadanie. Uzależnianie wszystkiego od siebie, sprowadza się w końcu do tego, że nikt z przebywających wokół takiej osoby nie czuje się akceptowanym, potrzebnym, czy też w jakiś sensie produktywnym. A skoro pojawiają się takie odczucia, to naturalnie wszyscy opuszczają toksyczne źródło ich problemów. I trudno się dziwić, że taka postawa przez ogół nie jest mile widziana i że do niczego dobrego ona nie prowadzi.
Człowiek zapatrzony w samego siebie, jest bardzo ograniczony, bo jaką faktycznie wiedzę może posiadać jedna osoba, by stać się rozwiązaniem dla wszystkich zagadnień dotykających ludzi. Idealizowanie siebie i swoich pomysłów staje się zgubnym czynnikiem, gdyż człowiek mimo swoich wielu zdolności jest jednak ograniczony i powinien być otwarty na innych, by móc coś w sobie zmienić, ulepszyć i naprawić. Warto też się przekonać do tego, że współpraca z innymi w każdej sferze, jest bardziej owocna niż działanie w pojedynkę.
Próżność, którą sami najpierw wytwarzamy i w której później wzrastamy, pielęgnuje w nas przekonanie, że „sam sobie wystarczę”. Zamknięci na krytykę i pochwałę innych żyjemy w stworzonym przez siebie świecie, który nam się wydaje piękny i wspaniały, a jest to wynik tej właśnie próżnej myśli. Idealizacja świata, który stworzyłem i który wciąż kreuje, sprawia, że nie liczymy się ze zdaniem innych, że wszyscy są gorsi, a jedynie nasze zdanie, nasze rozwiązania mają siłę przetrwania.
Ps 36,3 – „Bo zaślepiony sam sobie schlebia i nie widzi swej winy, by ją mógł znienawidzić.” Próżność jest perspektywą, która idealizuje wszystko i odcina się od faktycznej prawdy, pozbawiając w ten sposób człowieka obiektywności, umiejętności dokonywania właściwych wyborów. Próżność, jak klapki na oczach konia, ograniczają jego punkt widzenia, by nie rozpraszało go otoczenie. W przypadku człowieka ograniczenie dotyka tak głęboko jego życia, że nie widzi on nic poza swoim światem, w którym wszystko musi być mu podporządkowane i zgodne z jego wyobrażeniem. Takiej osobie, wydaje się, że ma monopol na wszystko…
Warto, abyśmy ocenili w tym względzie swoje życie – na ile potrafimy egzystować z innymi, a na ile wydaje nam się i tkwimy w takim przekonaniu, że sami ze wszystkim świetnie damy sobie radę.
Psalm 37
Akceptacja/tolerancja.
Każdy z nas obraca się w obszarze różnych osób i spraw. Często rozmawiając z ludźmi doświadczam ich mocno odmiennego zdania w wielu kwestiach. Niekiedy nasza odmienność jest pretekstem do bardzo długich i różnorodnych w tematy dyskusji. Ścieramy się ze swoimi opiniami i wyobrażeniami i bardzo często zakończeniem tych dyskusji jest obustronna abdykacja. Nikt nie chce zmieniać swojego zdania, bo jego zdanie, to co głosi jest prawdziwe i słuszne. Trudno też dziwić się człowiekowi, który od lat pielęgnuje jakąś postawę, że nagle wszystko powywraca do góry nogami i przyzna rację, że jego myślenie jest błędne.
Mi osobiście w rozmowach z nieznanymi dotąd osobami, często towarzyszą dwie postawy: akceptacja i tolerancja.
Akceptuję drugą osobę zawsze… Wiem, że ma prawo mieć inne zdanie niż ja. Akceptacja drugiego człowieka, by go przekonać, że jego poglądy i wyobrażenia wcale nie muszą przekreślać jego samego, jako człowieka. Akceptacja jest odpowiednią drogą wzajemnego poznania i zrozumienia. Trudno i jest to w zasadzie okrutne, by bez poznania jakiejś osoby, od razu ją oceniać przez pryzmat poglądów. Akceptacja uczy szukać tego, co wspólne, co łączy, co rzeczywiście umożliwia prowadzenie dialogu. Widząc, że ktoś błądzi muszę go poznać, by wiedzieć, dlaczego tak postępuję i tak myśli. W przeciwnym razie dokonamy inwazji na drugą osobę i niczego nie osiągniemy, gdyż naszym postępowaniem zrazimy do siebie tą osobę i pogłębimy i tak już istniejący dystans. Dzięki akceptacji możemy otworzyć podstawy dla mostu – dialogu.
Rozmowa tzw. „o wszystkim i o niczym”, pozwala mi przekonać innych do siebie. Otwierając się na innych zachęcam ich do czynienia tego samego.
Sam, swoim przykładem powinienem ukazać innym, na czym mi tak naprawdę zależy i czego oczekuję w zamian. Stwarzając podstawy dialogu buduję z drugą osobą więź, na bazie, której łatwiej mi będzie przekonać kogoś, że być może się myli, że powinienem zmienić swoje postępowanie i myślenie.
Druga rzecz to tolerancja. Dzięki rozmowom z innymi możemy zweryfikować – uzupełnić, przekształcić swój punkt widzenia. Rezygnując z własnego poglądu i rezygnując z poglądu drugiej osoby, możemy odnaleźć trzecie, najwłaściwsze rozwiązanie. Tolerancja czegoś lub kogoś, to wcale nie oznacza od razu zgadzać się. Spoglądając na rzeczywistość, w której żyje druga osoba, mogę wiele rzeczy rozumieć w kontekście ich życia, ale nie koniecznie jest to zgodne z moim życiem. Każdy z nas pomimo tego, że stanowimy może jakąś jedną grupę, nie koniecznie musimy posiadać jedno i to samo kryterium oceny. Poglądy osób uzależnione są przez osobiste doświadczenia. Jedni mogą mieć pozytywne, a inni niestety negatywne doświadczenia, co w dużej mierze wpłynie na nich samych i na kreowane przez nich poglądy.
Ps 37,1 – „Nie oburzaj się widząc źle czyniących i nie zazdrość ludziom niepoprawnym…” Kierując się akceptacją/tolerancją znajdziemy klucz do rozwiązania wielu własnych spraw, jak również uda nam się nawiązać dialog z innymi osobami, niezależnie od ich poglądów.
Psalm 38
Trawiący smutek.
Ps 38,7.8 – „Przybity i zgarbiony, przez cały dzień chodzę smutny. Bo ogień trawi moje lędźwie i w moim ciele nie ma nic zdrowego”.
Czasami doświadczenia, które przeżywamy w jednym momencie są na tyle trudne i bolesne, że trudno nam je zrozumieć, przyjąć i zaadoptować dla dalszego użytku. Wszystko jakby w jednym momencie wali się nam na głowę i burzy całe dotychczasowe piękno i dobro. Choć wydarzenia odkrywamy w jednym momencie, to jednak, gdybyśmy wcześniej uważniej obserwowali swoje Zycie, zauważylibyśmy pojawiające się syndromy – zapowiedzi tego, co być może teraz doświadczamy. Człowiek, który traci coś bardzo cennego, w konkretnym momencie nie widzi żadnej perspektywy, możliwości, udźwignięcia tych wszystkich konsekwencji i bycia „normalnym”, starając się podejść zwyczajnie do spraw bieżących.
Sprawy, które nas jakoś szczególnie dotykają, „trawią” nas od wewnątrz, nie dając spokoju, gdyż rodzą w nas mnóstwo pytań, na które niestety, nie jest łatwo nam w danej chwili odpowiedzieć. Pustoszeje nasze wnętrze z pokoju, wiary i nadziei, a to miejsce zajmuje lęk, nawet wręcz obrzydzenie do samego siebie, że tak postąpiliśmy, albo, że czegoś nie zrobiliśmy. Sytuacje pełne bólu i smutku, są jak zdetonowany granat w naszym wnętrzu, niszczą wszystko.
Co najgorsze, że pojawiające się być może jakieś światło nadziei bardzo szybko jest gaszone, gdyż przeżywając jakieś cierpienie sami nie uznajemy, by jeszcze coś nam się należało. Nasze wnętrze staje się toksyczne, niszcząc wszystko, co zjawi się dobrego w obszarze naszego życia.
Człowiekowi wydaje się, że jest przegrany i że już nic mu się nie uda. Gasnące światło życia może doprowadzić do śmierci wewnętrznej.
Przeżywając te trudne doświadczenia, dodatkowo musimy zmierzyć się z własnymi ograniczeniami, np. naszym dotychczasowym wyobrażeniami; wizją, którą sobie zaprojektowaliśmy; przyzwyczajeniem – zawsze tak było; pragnieniami – duchowymi i fizycznymi. To jest właśnie najdziwniejszy fenomen bolesnych doświadczeń – przed nami wyrasta góra dotąd nierozwiązanych niestety spraw.
Jak stawić czoła takiej sytuacji? Jedni powiedzą, potrzeba czasu… Inni powiedzą, cóż tak miało być, trzeba iść dalej. Jeszcze inni powiedzą, że trzeba się zdystansować i obiektywnie spojrzeć na daną sytuację. Co ja odpowiem? W sensie duchowym wiem, że rozwiązanie tkwi w Chrystusie Ukrzyżowanym, ale w sensie ludzkim to jest właśnie moja praca nad sobą – wciąż szukam tego właściwego sposobu, aby psychicznie i emocjonalnie poradzić sobie z trudnymi doświadczeniami.
Postarajmy się dalej rozważać psalmy, być może znajdziemy właściwe rozwiązanie, albo przynajmniej wskazówki wobec tych doświadczeń, które przeżywamy.
Psalm 39
Przemijanie.
Wszystko, co ludzkie ma swój początek i koniec. Względem wielu spraw oswoiliśmy się z przemijalnością, – że coś się kończy. Jednak pozostaje wiele spraw, z których przemijaniem nie jesteśmy wstanie się wciąż zgodzić, np. życie, przyjaźń, szczęście, sukces itp. Są to sprawy, o które walczymy do końca i nie jeden raz. Są dla nas zbyt cenne, byśmy się poddawali i rezygnowali. Jednak na wiele spraw nie mamy decydującego wpływu i jesteśmy zależni od warunków wokół nas panujących i od osób, które w tych wydarzeniach również uczestniczą.
Możemy z jednej strony zrobić wszystko, na co nas stać, by wykorzystać to, co mam, z drugiej strony możemy poddać się biegowi wydarzeń i zaakceptować panującą sytuację. Życie ciągle się zmienia i powinniśmy nauczyć się jednej rzeczy: wykorzystywać maksymalnie chwile obecną z tym, co ze sobą niesie i do niczego się nie przyzwyczajać.
Nasze działanie jest kroplą w morzu działania wszystkich ludzi. Wiem, że moją osobą zmieniam coś, ubogacam, ale często mogę nie osiągnąć zamierzonego celu, lecz wówczas uczynią to inni. Wartościowe idee nie giną, nie niszczeją, lecz znajdują kolejnych swych realizatorów. Plan światowy w rozumieniu woli Bożej stale się zmienia, udoskonala a nawet przemija, a jeden zastępowany jest kolejnym i kolejnym itd. Wiem, że moja obecność, działanie, przemija, ale gdy staram się wypełnić wolę Bożą, przyjdzie ktoś następny, kto będzie to kontynuował. Gdy będę realizował własną, ludzką, przyziemną ideę, wówczas mogę być pewnym, że to przeminie, być może pozostając w sercu wielu ludzi, jako miłe wspomnienie. Dziś jest, jutro nie ma – to dość oschłe i czuć w tym też dystans i brak zaangażowania. Jeśli zdaję sobie sprawę z przemijalności życia i tego, co dzieje się w moim życiu, być może bardziej starannie będę starał się realizować moją codzienność, skupiając się na tym, co będzie mogło służyć ogółowi, a nie tylko zaspokajać moje pragnienia i ambicje.
Ps 39,5 – „Panie, pozwól mi poznać kres mego życia. I jaka jest miara dni moich, bym wiedział, jak jestem znikomy”. Świadomość własnej wartości, oraz wartości mojego działania pomoże mi uwzględnić przemijalność, by następnych sytuacji wymagających mojego zaangażowania i podejmowania decyzji nie zmarnować. Skoro wiem, jak ulotne jest życie i wiele doświadczeń, warto angażować się w to, co ponadczasowe i służące dobru wspólnemu. Nie liczy się jedynie rezultat jakiegoś naszego działania, ale nade wszystko, jaką ma to wartość: czy nas zmienia, ubogaca.
Dziś, zdaję sobie sprawę, dlaczego wiele moich osobistych spraw przeminęło i zniknęło w przeszłości. Brak dobra wspólnego, brak ponadczasowości, sprawiły, że sprawy odeszły, nie powiodły się, przygniotły swoimi konsekwencjami, odebrały światło wiary i nadziei.
Pracując nad sobą, musimy uświadomić sobie mechanizm naszych wyborów, pragnień i celów, czy nie są one zbyt przyziemne i przemijalne. Starajmy się żyć sprawami, które mają przyszłość, które mogą nas wciąż ubogacać.
Psalm 40
Małe i duże cuda.
Chwile pełne szczęścia i zyskanego dobra nabierają dla nas cudownego znaczenia. Pojawia się wielka euforia związana z nowo pojawiającymi się doświadczeniami, które przemieniają nas, potęgując w nas radość i optymizm. Małe i duże cuda naszej codzienności. Są to sytuacje często bardzo proste, wręcz powszednie, które sprawiają radość i satysfakcję. Przemieniają dzień, ukazują jego inny charakter, pozwalają odczuć, że jest ktoś lub coś mi potrzebne, ale również, że ja jestem komuś potrzebny. Codzienność ta czyniona z zapałem i radością jest zupełnie inna niż ta, w której wszystko nas męczy, a każda prośba jakiejś osoby jest zwyczajnie trudnością do zrealizowania.
Niestety, jako ludzie jesteśmy zachłanni i dopiero wielkie, czy wręcz spektakularne sprawy dają nam satysfakcję i poczucie spełnienia. Małe, powszednie sprawy raczej wywołują mały uśmiech na twarzy, nie zatrzymując się zbyt długo przy nas. Często wobec tych małych wydarzeń, przechodzimy obojętnie, nie zwracając uwagi na to, co ewentualnie mogą one wnieść w nasze życie. Codzienność, kolejne dni mijają, a my czekamy wciąż na niby mające nastąpić wielkie sytuacje. A gdy nie następują? Albo czekamy dalej, albo zniecierpliwieni, jeszcze bardziej komplikujemy sobie życie i niszczymy kolejne okazje naszej codzienności. Życie samo w sobie ma bardzo wiele cudownych wydarzeń, które musimy nauczyć się dostrzegać, wypierając z siebie niszczącą nas tendencję do zauważania tylko wielkich spraw. W gruncie rzeczy chodzi o nauczenie się żyć tymi małymi sprawami, które gromadząc się dzień po dniu, mogą rzeczywiście uczynić nas zadowolonymi z życia i szczęśliwymi pod wpływem każdej okazji.
O wartości życia, stanowi każde doświadczenie, a nie tylko te wyjątkowe, sporadyczne i bardzo spektakularne wydarzenie. Doceniając małe sprawy, nie sprawi nam trudności przeżywanie dobrze również tych wielkich cudów naszej codzienności. Jeśli skupimy się tylko na tych wielkich, będziemy mieli ogromne trudności w dostrzeżeniu i przeżywaniu tych małych.
Przeżywając te cudowne sytuacje w naszym życiu, skupiamy się niestety tylko na własnych odczuciach, szukając jedynie spełnienia własnych pragnień i celów. Wielu ludzi nie potrafi dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi, gdyż uważają, że w ten sposób, ktoś może odebrać im to, co jest ich osobistym szczęściem.
Ps 40,6 – „Panie, Boże mój, wiele uczyniłeś cudów i w Twoich zamiarach wobec nas nikt Ci nie dorówna. A gdybym chciał je głosić i opowiadać, byłyby liczniejsze, niż można to wyrazić”. Małe i duże cuda naszej codzienności mają dla każdego z nas bardzo indywidualne znaczenie. Dlatego wykorzystanie ich zależy od nas, od naszego nastawienia. Dzieląc się nimi z innymi osobami, nauczymy się bardziej doceniać to, w czym sami uczestniczymy. Wdzięczność przełoży się na nowe doświadczenia, które będą owocami tego, co już stało się naszym udziałem.
Spójrzmy na swoje życie i oceńmy je w kontekście tego, co się wydarzyło w naszym życiu, a czego nie doceniliśmy i nie wykorzystaliśmy. Niech kolejny dzień, kolejne doświadczenia będą przez nas lepiej wykorzystane.
Psalm 41
Przyjaciel, czy wróg.
Ps 41,10.11 – „Nawet mój przyjaciel, któremu ufałem i który chleb mój jadał, pięta we mnie godzi. Tak Ty, Panie, zmiłuj się nade mną, dźwignij mnie, abym im odpłacił.” Trudne słowa do rozważenia, tym bardziej, że przyjaciel to dla nas sprzymierzenie, nieustanna pomoc, wsparcie… Jednak w codziennym życiu staje się tak, że przyjaciel się zmienia, a dzięki temu, że tyle o nas wie, staje się przez to, w takiej sytuacji największym wrogiem, wykorzystując to wszystko, co na nasz temat, wie.
Kiedy w naszej codzienności dzieje się tak, że coś, co wybraliśmy, najpierw jest naszym sprzymierzeńcem a później staje się naszym wrogiem? Myślę, że każdy z nas, mógłby przytoczyć w tej kwestii jakieś osobiste doświadczenie. Podam moje, jedno, bardzo banalne doświadczenie, ale ma ono tę kwestię nam zobrazować. Otóż z powodu wielu zajęć, ale też braku systematyczności, bardzo często, w zasadzie codziennie, wszystkie jakieś moje osobiste zadania przekładam na późny wieczór (albo na ostatnią chwilę). Siedzę bardzo długo, realizując swoje zadania i niby wciąż nie chce mi się spać. Noc jest moim przyjacielem – sprzymierzeńcem. Zawsze ogarnia mnie pokój, zadania codzienne są zrealizowane, więc ze spokojem można usiąść, poczytać, czy popisać. Idąc późno spać, strasznie trudno rano mi wstać i normalnie egzystować. I to, co wydawało się moim sprzymierzeńcem, staje się wrogiem. Sytuacji mógłbym mnożyć, ale chyba już zrozumieliście – „przyjaciel czy wróg”.
Może na szczęście niezbyt często rzeczywistość dobra, staje się naszym wrogiem, ale jednak mamy do czynienia z takimi sytuacjami. Często niestety nie zmieniamy dotychczasowego trybu życia i wydaje nam się, że damy radę. Mimo, że sytuacja być może się nie zmienia, to jednak pojawia się coraz więcej konsekwencji i reperkusji – „naszych wrogów’.
Praca nad sobą wymaga postawienia sobie pewnych zasad, które bezwzględnie będziemy starali się przestrzegać i rozwijać. Podejmując się pracy nad sobą warto jednak zwrócić uwagę, czy owe zasady, postanowienia, deklaracje, czy zmiany w pewnym momencie nie zwrócą się przeciwko nam. Rzeczą ostatecznie najgorszą jest ta, gdy próba zmiany na lepsze w konsekwencji doprowadzi do tego, że będę gorszy niż byłem.
– nie możemy stawiać sobie zbyt wygórowanych celów…
– nie powinniśmy stosować ograniczeń, które pozbawią nas całkowicie radości i wolności…
– praca nad sobą ma przemieniać a nie niszczyć naszej tożsamości…
Zatem kierując się rozsądkiem, starajmy się stawiać sobie cele pośrednie, by w końcu osiągnąć swój ostateczny plan. Uważajmy, by to, co nam służy, nie zwróciło się przeciwko nam. By to osiągnąć, w pracy nad sobą warto, abyśmy poddawali się często weryfikacji zewnętrznej – posłuchali rady innych osób, które obiektywnie stwierdzą, czy nadal postępujemy słusznie.
Pamiętajmy, że nasza praca nad sobą, nasze postanowienia, czy wybory powinny umacniać nas i wspierać, a nie niszczyć. Dopóki coś jest po mojej stronie chroni mnie i rozwija, a gdy przejdzie na „drugą stronę” staje się niestety naszym wrogiem. Nie możemy żyć myślami:, ale to chodziło, zawsze to działało, to mi pomagało, itp., bo nawet nie wiedząc, kiedy – to, co dobre nagle staje się naszym przekleństwem.
Psalm 42
Gdzie jest twój Bóg? Ps 42,4b
Wobec trudnych sytuacji, nieszczęść, ludzie w sercu stawiają sobie trudne pytanie: „a gdzie jest twój Bóg?”. Pytanie, które rodzi się często wobec katastroficznych wydarzeń, np. śmierć bardzo wielu ludzi, staje się już typowym oskarżaniem i obarczeniem winą za to wydarzenie Boga. Można by przekornie zadać inne pytanie: „jak spotyka cię coś dobrego, to zastanawiasz się nad tym, gdzie On jest i wtedy również Jemu przypisujesz to wydarzenie?” Niestety w takiej sytuacji, daleko jesteśmy od Boga i od tego, aby Jemu przypisać całe to działanie sprawiające mi jakieś dobro.
Pierwsza rzecz, z którą się spotykam to fakt, że człowiek natychmiast musi wydać wyrok i kogoś obwinić za cała sytuację. Dlaczego Bóg? Bo On się nie upomina, nie wda się w głupią ludzką dywagację na jakikolwiek temat. Powiedzenie, którego często używamy, myślę, że też to tłumaczy: „tłumaczy się winny.” Człowiek obwinia Boga, z naturalnej skłonności, ale nade wszystko z uwidaczniającej się szczególnie w takiej sytuacji, nieświadomości tego, kim jest Bóg. Wyrok na Boga wypływa z tego, że człowiek nie wierzy w fakt, że Bóg rzeczywiście jest Miłością i pragnie dobra człowieka. Pogłębienie wiary otwiera nas na Boga, na Jego plan, a nade wszystko dostrzegamy ważność współpracy z Bogiem. Konsekwencją złych wyborów ludzi, braku współpracy z Bogiem jest wiele nieszczęść, które, na co dzień nam się przytrafiają. Umiejętność rozsądzania wydarzeń i prawidłowa ich ocena, leży w mądrym podejściu do sprawy, a nie od razu na osądzaniu i wyrokowaniu. Wielu zdarzeń nie jesteśmy wstanie też zrozumieć, dlatego może pojawia się natychmiastowe oskarżenie Boga.
Nawet najbardziej kochająca nas osoba nie jest wstanie przewidzieć wielu zdarzeń i uchronić nas przed jakiś niebezpieczeństwem. Na pewno kochająca osoba wskoczyłaby w ogień, by nas ratować, ale czy skrajna sytuacja faktycznie umożliwiłaby jej nadal realizację takiej postawy. Bóg stawia w różnych sytuacjach znaki i ludzi, którzy mogą mnie ustrzec przed czymś.
Ale i tak na wiele spraw nie mamy bezpośredniego wpływu, co w rezultacie niestety łączy sytuację z bólem, czyjąś śmiercią, czy utratą czegoś. Niektóre wydarzenia muszą nastąpić, by innych czegoś nauczyły albo, dlatego, że w jakiś sprawie człowiek dopuścił się świadomie, bądź też nie błędu, co w ostateczności kończy się fatalnie.
Inna sprawa, może wręcz infantylne wyjaśnienie. Bóg jest z natury dobry, więc uczynienie jakiegoś zła przez Niego jest wręcz niemożliwe. Jest to jedyna rzecz, której Bóg nie potrafi – nie potrafi uczynić czegoś złego. W sytuacjach trudnych, czy ogólnie złych mówimy o tym, że Bóg dopuszcza takie sytuacje. Ale tutaj warto by było przeczytać historię Hioba, w której właśnie Bóg dopuszcza różne sytuacje, nawet zło, ale jednego nie pozwolił zrobić Hiobowi, odebrać mu życia. To ma dla mnie ogromne znaczenie, – jeśli Bóg dopuszcza jakieś doświadczenia, to nigdy i tak nie pozwoli, by odebrały człowiekowi życie.
Bóg ma na mnie wpływ do tego stopnia, do którego Mu pozwolę. Mam własną wolę i posiadam również wolność. Niekiedy te dary dobrze wykorzystuję, niekiedy jednak postępuję wbrew temu, co moja wola i wolność zakładają. Bóg jest obecny w każdej sytuacji. Nawet, gdy człowiek przeżywa jakąś katastrofę Bóg jest z nim, ponieważ kocha i chce mu pomóc. Gdy nasze wybory i konsekwencje pójdą za daleko, może nam ofiarować tylko to, na co pozwolimy Mu my i sytuacja, w której się znajdziemy. Skacząc z mostu nie mogę liczyć, że Bóg pozwoli mi miękko wylądować, ale jeśli narażam swoje życie i w trakcie odczuwam żal, Bóg może mi wybaczyć.
Psalm 43
Eucharystia – spotkanie z Bogiem.
Myślę, że wiele osób ma niestety problemy z uczestnictwem w niedzielnej Eucharystii. Może wypływać to z bardzo wielu powodów, np. letniość religijna, brak wierności i systematyczności, brak zrozumienia, czym to wydarzenie jest. Trudno abym w krótkim rozważaniu wyjaśnił wszystko, ale skupię się nad „pracą nad sobą”. Człowiek kieruje się w swoim życiu różnymi motywami, co niestety często ogranicza nasze zaangażowanie, najczęściej do tych pragmatycznych – opłacalnych wydarzeń. Nie dostrzegamy związku pomiędzy dobrze kształtowaną sferą duchową a dobrze wypełnianą, w rezultacie naszą codziennością. Niedzielna Eucharystia zeszła na boczny plan, z racji w niektórych przypadkach normalnego dnia pracy. Pozbawieni dnia wolnego, zostaliśmy po części odarci również z duchowego charakteru tego dnia. Zmuszeni niejako do pracy, pozbawieni w pewnym względzie wolności wyboru, rezygnujemy z Eucharystii, bo „trzeba jakoś żyć”. Ludzie bywają też przewrotni i gdy mają dzień wolny poddają się „całkowicie lenistwu”, angażując się bardziej w domowe sprawy i stwierdzają, że zabrakło im czasu. Tak źle i tak nie dobrze.
Warto w tym względzie zastanowić się, jaką wartość powinna mieć Msza święta, chociażby niedzielna.
Według zwyczajowości judaistyczno – chrześcijańskiej sobota i niedziela pozostawały dniami wolnymi z racji uroczystego charakteru tych dni. Żydzi – sobota, chrześcijanie – niedziela. Świąteczny charakter tego dnia wiązał się z uczestniczeniem w Liturgii i w ten sposób obchodzenia tej uroczystości. Jesteś chrześcijaninem – niedziela jest twoim świętem, dlatego świętuj!
Wymiar pragmatyczny – świętowanie nadaje temu dniowi uroczysty charakter. Po ciężkim od pracy tygodniu jest czas, by odpocząć i pobyć z bliskimi, by tworzyć tak nieczęsto możliwy już charakter rodzinny tego dnia. Można poświęcić sobie i innym więcej uwagi, wspólnie coś omówić – podsumować, zaplanować. Tutaj właśnie mamy szczególną okazję do autorefleksji. Podobnie jak Bóg, kończąc stwarzanie świata odpoczął, by się tym cieszyć, podobnie człowiek, zaangażowany w liczne obowiązki musi odpocząć, by dostrzec coś – co będzie powodem do szczęścia. Im więcej okazji do zauważenie tych dobrych elementów tygodnia, tym bardziej wartościowe wydaje się być życie takiego człowieka.
Ps 43,4 – „I przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem i radością, i będę Cię chwalił przy dźwiękach lutni, Boże, mój Bożę!” Na ostatnim miejscu tą kwestię poruszam, ale jest ona w ujęciu katolika najważniejsza. Radość fizyczna, wypoczynek – to wszystko jak najbardziej ważna kwestia, ale sfera ducha jest czynnikiem nadrzędnym, to on ma wpływ, na jakość naszego wypoczynku, to on decyduje o faktycznej radości. Czynnik duchowy jest naszym wewnętrznym przewodnikiem, siłą umacniająca nasze dążenia i cele. Człowiek zwracając się do Boga, zwraca się do Tego, od którego wszystko zależy. Zwrócenie się ku Niemu jest podjęciem się współpracy, której celem nie jest izolowanie nas od naszej codzienności, ale wręcz przeciwnie, wprowadzaniem nas, w naszą codzienność i przeprowadzaniem przez różne niuanse. By żyć lepiej, by codzienność była bardziej efektywna, musimy nabrać sił, poczuć wdzięczność za coś oraz wyznaczyć sobie tor działania. Temu wszystkiemu będzie służyła niedzielna Eucharystia, jeśli systematycznie i wiernie będziemy podejmowali się współpracy z Bogiem właśnie w Eucharystii.
Psalm 44
Nowa ewangelizacja
Nic tak mocno do nas nie przemawia, jak żywe doświadczenia człowieka, który przeżył coś trudnego, a później opowiada innym, by ci w jego postawie mogli znaleźć zachętę i umocnienie dla siebie. Gdy głoszę kazanie staram się mówić o swoich doświadczeniach, ukazując siebie, jako człowieka, który również błądzi, ale również poszukuje i odnajduje rozwiązanie, albo wskazówki, u Boga w Jego Słowie.
Głoś to, czym żyjesz i żyj tym, co głosisz – dewiza bardzo klarowna. Wszelkie nasze mądrości będę bez znaczenia, jeśli nie będę miały pokrycia w naszym postępowaniu; i jeśli nie będą konkretnie odnosiły się do codzienności. Wyidealizowane tezy mogą być niezrozumiałe, a nieumiejętność zaadoptowania ich w życiu codziennym usytuuje je w lamusie.
Człowiek, który nie odważy się żyć Słowem, który nie będzie podejmował się częstej lektury Pisma Świętego i je „trawił”, stanie się jak wyschnięta ziemia, a jego chrześcijaństwo będzie powolnie obumierało. Dla mnie, jak sami możecie zauważyć, przewodnikiem po codzienności i po zakamarkach mojego wnętrza stały się rozważania słów Psalmów. Przeczytanie Psalmu, wybór zdania, zastanowienie się nad tematem, zajrzenie w głąb siebie, asystencja Ducha świętego i rozważanie gotowe. Gdy napiszę już wszystkie, podejmę się kolejnej refleksji nad tym, co sam napisałem, starając się osobiście podjąć pracy nad sobą. Wam proponuję lekturę, zastanowienie się, napisanie krótkiej myśli – hasła i otwartość na działanie Ducha Świętego. Niezwykłe są przygody życia Słowem Bożym, lecz najpiękniejszym momentem jest ten, gdy mam możliwość razem z innymi podzielić się swoimi doświadczeniami. Wymiana myśli, poglądów, opinii, pomysłów jest najsilniejszym świadectwem – „jak żywe i skuteczne jest Słowo Boże” (_)
Ps 44,2 – „Boże, słyszeliśmy na własne uszy, ojcowie nasi nam opowiedzieli o czynach, których za ich dni dokonał w pradawnych czasach”. Nie ma nic silniejszego i piękniejszego, jak opowiadanie o tym, co Bóg dla nas, lub wobec nas uczynił. Bóg musi mieć swoje centrum w naszym przepowiadaniu, wówczas działanie będzie o wiele bardziej skuteczne.
Znów podzielę się krótkim doświadczeniem. Im bardziej skupiam się podczas kazania na formie, na przekazie, na tym, by inni coś zapamiętali, tym częściej kończył się dzień rozżaleniem, – bo mnie nie zrozumieli, bo nie tego oczekiwałem, – bo nie to zapamiętali, co mieli itd. A im bardziej starałem się prosto powiedzieć o doświadczeniu Bożej miłości, o tym, że Bóg nas kocha i jak nas kocha, tym bardziej to do wszystkich przemawiało.
Zastanawialiście się nad tym jak wy ewangelizujecie i czym? Człowiek usłyszane doświadczenie, jeśli go dotyka, stara się urzeczywistnić również w swoim życiu. Warto, abyśmy świadomie wzrastali w osobistym przeżywaniu Słowa a innym ofiarowywali owoce takiego życia – to będzie nowa ewangelizacja.
Psalm 45
Bronić się
Kiedy wzrastamy w jakiejś rzeczywistości, kiedy staramy się układać swoje życie według jakiś zasad, niekiedy dopada nas znużenie i brak chęci. Jeśli dostrzeżemy to a zależy nam bardzo na czymś, wówczas szukamy odnowienia i umocnienia. Bronimy tego, co dla nas ważne nie tylko przed tym, co nam zagraża, ale również przed naszym nastawieniem i częstymi ograniczeniami. Człowiek wie, że jego zapał szybko stygnie a chęci stają się coraz bardziej leniwe i niesystematyczne. Musimy stawić czoła swoim skłonnościom i bronić się przed samymi sobą. To jakby najważniejsze zadanie wobec naszej codzienności, bronić tego, co dobre, co pozytywnie na nas wpływa, co kształtuje nasze życie, systematyzuje je i to, co wyznacza nam jakieś ludzkie normy zachowania.
Nasz styl życia, rzeczywistość, w której się obracamy, sama w sobie jest często zagrożeniem dla nas. Niekiedy, choćby chwilowa rezygnacja z czegoś powoduje, że istotne dla nas sprawy odsuwają się na bok, osłabiają a niekiedy kompletnie zanikają. Myślę, że nie wiele jest zasad, których krytycznie się trzymamy, dlatego z jednej strony łatwo nas złamać i pozbawić tych zasad, a inna sprawa, że skoro jest ich mało, to tym bardziej powinniśmy starać się wytrwale je realizować i nie oddać ich za jakieś inne sprawy, będące imitacjami naszych zasad. Pozbawienie się konstruktywnych zasad tak naprawdę jest przyczyną osłabienia całej konstrukcji naszego życia. Będąc bez zasad nie trudno spodziewać się sytuacji, które będą nami miotać jak wiatr liśćmi.
Myślę, że każdy z nas wie i nie trzeba być do tego inżynierem, że życie potrzebuje osobistych podstaw i odpowiednich mechanizmów – zasad, by funkcjonowało jak należy.
By móc trzymać się jakoś określonych zasad, człowiek sam dla siebie musi zyskać odpowiednie przekonanie, że zasady są potrzebne i wiedzieć, dlaczego.
Nasze życie będzie niekiedy walką, zmierzaniem się z życiem i tym, co ono przyniesie. Walka będzie sensowna, pożyteczna, gdy będziemy walczyli faktycznie z wrogiem i gdy będziemy chcieli wygrać coś rzeczywiście dobrego.
Praca nad sobą, powinna wnieść w nasze życie wiedzę na temat tego, jakie są moje skłonności, tendencje, ograniczenia, jakie zasady są mi potrzebne itd. „Wstąp szczęsliwie na rydwan w obronie wiary, prawa i ubogich, a twoja prawica niech ci wskaże wielkie czyny” (Ps 45,5) Mając osobiste przekonanie do czegoś, człowiek będzie walczył do końca o to, co jest dla niego rzeczywiście ważne. Niekiedy trzeba ponieść ofiarę, by wygrać. Nawet, gdy będziemy musieli stracić wiele, to wiedz, że zasady obronią twoje życie a później przyczynią się do tego, że życie przyniesie owoce.
Określ swoje zasady, którymi kierujesz się w życiu, umocnij te, które są rzeczywiście ważne i potrzebne. Stwórz może jeszcze jakieś dodatkowe, które pomogą ci kształtować swoją codzienność najlepiej jak tylko potrafisz.
Psalm 46
Strach.
Bardzo wiele psalmów przekonuje tych, którzy je rozważają – śpiewają, o obecności Boga pośród nas, przy nas. Wzrastanie w tym przekonaniu chroni nas przed poczuciem osamotnienia, rzucenia na pastwę losu. Świadomość, że nie jestem sam, wyzwala we mnie wiele dobra; „Przeto nie będziemy się bali, choćby zatrzęsła się ziemia i góry zapadły w otchłań morza.” (Ps 46,3.4b) Dla człowieka, który wierzy i przeżywa różne doświadczenia obecność Jezusa, ta odczuwalna, jest niebywałym wsparciem i możliwością nieustannego odnajdywania właściwego rozwiązania. Dopóki odczuwam obecność Jezusa, nie kroczę w ciemności.
Strach pojawia się w różnych sytuacjach, ale najczęściej wtedy, gdy tracę pewność własnego postępowania, gdy coś mi zagraża albo, gdy sytuacja, w której się znajduję jest dla mnie niepewna. Strach ma również pozytywne znacznie, gdyż może pojawić się, jako ostrzeżenie i wówczas człowiek działa bardziej ostrożnie i mocniej przygląda się rzeczywistości, która go otacza. Strach może paraliżować człowieka i wówczas odbiera mi chęć, siłę i motywację do jakiegokolwiek działania.
Strach pada na tych, którzy są słabi i niepewni. Wiele sytuacji w naszym życiu wywołuje strach, gdyż z jednej strony nie wiemy, czego się możemy spodziewać a z drugiej nie jesteśmy pewni siebie, czy podołamy temu, co się wraz z tą sytuacją pojawi. Strach jest tym, co niestety bardzo często, skutecznie oddala nas od celu.
Obecność Jezusa dla wierzącej osoby jest zapewnieniem, że nic mi nie grozi, że ze spokojem dam sobie radę. To przekonanie zyskuję wówczas, gdy w swoim sercu podejmuję i staram się podtrzymać jedność z Jezusem. Jak w chwili odczuwalnego strachu podtrzymywać tą jedność?
Pierwsza rzecz już była opisana – stałe rozeznawanie woli Bożej. Im bardziej pytam Go, jaka jest Jego wola, wówczas mogę tym bardziej zyskać przekonanie, że postępuję słusznie, że tego właśnie ode mnie oczekuje Jezus.
Druga rzecz to – mieć stale w pamięci Jezusa. Otóż im bardziej rozmyślam o Jezusie, tym łatwiej jest mi przywołać w pamięci wydarzenia związane z Jezusem, Jego nauczanie. Wówczas pojawia się światło, które ukazuje mi drogę rozwiązania. Jego powołanie staje się rzeczywistą moją drogą, na której umiem postąpić właściwie wobec różnych doświadczeń. Skoro pozwolę Bogu kierować mną na drogach mojej codzienności, skoro Mu całkowicie zaufam, to wzrastanie w dobru będzie dla mnie jedyną i najwłaściwszą drogą postępowania. Podtrzymywanie jedności z Jezusem to ciągłe aktualizowanie swojej postawy względem woli Bożej. Im bliżej jestem Jezusa, tym większa pewność właściwego postępowania. Oddalenie się od Jezusa jest utraceniem tej pewności, a więc wejściem w ciemność i poczuciem wszechogarniającego mnie lęku przed tym, co może się wydarzyć.
Każdy z nas powinien pracując nas sobą odkryć swoje lęki i ich powody. Jeśli zdam sobie sprawę z faktycznych powodów, nie mogę uciekać i unikać odpowiedzi na takie moje postępowanie. Ucieczka czy udawanie, że niczego się nie boję może prowadzić do pogłębienia zafałszowanej postawy.
Psalm 47
Mam władzę.
Jesteśmy tak stworzeni przez Boga, że pod wieloma względami przewyższamy wszelkie inne stworzenie. Bóg obdarzył nas inteligencją, wolnością, a nade wszystko władzą nad tym wszystkim, co stworzył. Być może faktycznie władza jest tym, co szczególnie nas wyróżnia, a umiejętność jej sprawowania jest wśród ludzi bardzo ceniona. Warto tu zwrócić uwagę, co wśród ludzi jest często błędnie interpretowane, że władza nie jest przywilejem, lecz szczególnym zadaniem.
Uświadamiając sobie, jaką posiadam władzę nad sobą, swoim światem, być może też nad powierzonymi mi osobami i sprawami, nie powinienem wykorzystywać tego dla własnych korzyści i ułatwień, lecz wraz z powierzoną władzą spoczywa na mnie odpowiedzialność, a to szczególnie zobowiązuje.
Władza to wcale nie panowanie jak niektórym się wydaje, ale szczególna forma służby. Skoro, jako człowiek zostałem postawiony ponad innymi, czy ludźmi, czy sprawami, to na pewno jest to forma wyróżnienia, ale tym szczególniej inni wówczas liczą się z moimi kompetencjami, doświadczeniem i może szczególnie umiejętnościami. Po to posiadam władzę, by mądrze jej używać, by posłużyła mnie i innym dla uszlachetnienia i rozwoju. Bóg udzielił władzy każdemu człowiekowi po to, by posłużyć się otrzymanymi od Boga darami dla uszlachetnienia i uświęcenia własnej duszy oraz jako znak uwielbienia Boga za to, Kim jest i co uczynił.
Ps 47,4 – „On nam poddaję władzę, i ludy rzuca pod nasze stopy”. Jeśli wiem, kim jestem, znam również swoją wartość, dlatego posiadanie jakiejkolwiek władzy powinno służyć dobru wspólnemu. Jeśli każdy z nas wypełniać będzie swoje obowiązki zgodnie z dobrą ich intencją, nie pojawi się złe wykorzystanie władzy, lecz nieustanny rozwój.
Posiadanie władzy nad czymś, np. nad własnymi emocjami, ma posłużyć mi do coraz lepszego wypełniania spraw mi powierzonych. Właśnie ma służyć mojemu rozwojowi, kontroli siebie oraz zgodnego z wolą Bożą postępowania.
Mam prawo, to mój przywilej decydować o wszystkim tym, co dotyczy mojego życia, a w odniesieniu do innych – nie mogę przekroczyć ich praw i ich wolności. Zniewalając kogoś, ograniczając w jakiejkolwiek sprawie, źle wykorzystują swoją władzę i staję się dyktatorem a nie sługą. Powinienem uwzględnić Boże przeznaczenie władzy, która została mi ofiarowana, wówczas będę ją wypełniał zgodnie z wolą Boga, od którego ta władza została mi udzielona.
Jeśli korzystam z „pracy nad sobą”, zauważam ile z mojego świata jest tak naprawdę pod moją kontrolą, a ile dzieje się przy mojej nieświadomości. Władza to posiadanie rozeznania, dlatego im bardziej będę starał się zrozumieć siebie, tym lepiej i do końca wypełnię wszelkie moje obowiązki i zadania. Jeśli chcę mieć faktyczną władzę, muszę swoje życie przemienić całkowicie w służbę innym.
Psalm 48
Rozważanie – medytacja.
Zagonieni przeróżnymi sprawami i obowiązkami rzadko, kiedy znajdujemy czas na refleksję. Nie odkrywamy tego, jakże pięknego i ważnego narzędzia, przez co nasze życie podejmujemy spontanicznie i często bezmyślnie.
Warto, abyśmy jednak odnaleźli znaczenie medytacji – rozważania w naszym życiu, później znaleźli też oczywiście czas na jej realizację, a wszystko po to, by na końcu obserwować dojrzewające owoce.
Chyba każdy z nas widział, albo sam na sobie w jakiejś mierze doświadczył sztuk relaksacyjnych, opartych na medytacji. Oczywiście medytacje wschodu skupiają się nade wszystko na ciele – relaksacji, kontroli umysłu, przepływie energii itd. To w dużej mierze ludziom się podoba, bo to takie trendy. Warto jednak pamiętać, że skupienie się na sobie, swojej wewnętrznej energii itd., skupia nas na niewiadomej – nienazwanej wprost energii. Chrześcijaństwo ma również nam coś do zaoferowania. Medytacje czy rozważania, które mogą mieć bardzo różne podłoże, mają nas nakierować na nadprzyrodzoność – Boga, który ukształtował świat, człowieka i nadał temu wszystkiemu odpowiedni kształt, ale i również plan – przeznaczenie.
Człowiek przez medytację ma odnaleźć głębsze znaczenie tego, co dzieje się w nim i poza nim. Odkrywanie świata, w którym egzystencja ułatwia mi przebywanie wśród różnych doświadczeń i umiejętne z nich korzystanie. Świat wabi nas przeróżnymi atrakcjami, by nie zagubić właściwych horyzontów, by nie wypalić się wewnętrznie potrzebujemy odpowiedniego przygotowania, którym może być właśnie medytacja.
Jako chrześcijanie jesteśmy szczególnie zobowiązani do bycia „stróżami Pisma świętego”. Nie tyle lektura, co właśnie rozważania, medytacja stają się odpowiednimi narzędziami pozwalającymi nam wejść w znaczenie słów, sytuacji i odkrycie nadal aktualnego dla nas Słowa – drogowskazu. W wielu przypadkach chrześcijanie stali się ospali, wręcz „niepełnosprawnymi” w swojej wierze przez to, że zaniedbali rzeczywistość jakiejkolwiek lektury Pisma Świętego. Lektura Pisma Świętego nie ma być znów tylko czystą lekturą, nieustannym rozpoznawaniem znaczenia słów, kontekstu itd., ale ma prowadzić do żywego dialogu z Jezusem oraz wdrażania słów w życie i przemienianie dzięki temu swojej codziennej przestrzeni.
To, co obecnie czynimy jest też moją refleksją medytacji Słowa. Dzięki temu odkrywam swój świat, oceniam go i jednocześnie staram się w tej przestrzeni szukać dialogu z Bogiem, któremu poddając się pozwalam mnie oczyszczać, uzbrajać, przemieniać i czynić nowym. Medytacja ma też w swojej naturze prowadzenie człowieka do osiągnięcia wewnętrznego pokoju i harmonii. Wydaje nam się, że to chwilowe oderwanie od świata jest abstrakcją, bez sensu, ale stworzenie odpowiedniego dystansu umożliwi nam nie tylko inaczej spojrzeć na świat z innej niejako perspektywy, ale również wzbudzi w nas inne niż dotąd zaangażowanie.
Ps 48,10 – Rozważamy Boże łaskawość Twoją we wnętrzu Twojej świątyni”. Przecież moja dusza jest świątynią, którą zamieszkuje Bóg i tam właśnie mam rozważać świat, swoje życie – to wszystko, co jest łaskawością Boga
W pracy nad sobą warto chronić i karmić wewnętrzne pragnienia medytacji, by dzięki niej inaczej wejść w przestrzeń dnia i wszelkich własnych obowiązków.
Psalm 49
Równość
Ps 49,3 – „Niscy pochodzeniem na równi z możnymi, bogaci razem z ubogimi.” Ewangeliczne przesłanie jest dla wszystkich. Nie ma takich, którzy by nie zasługiwali, czy by byli niegodni. Każdy, kto pragnie może użyć tego, co Bóg pragnie nam wszystkim ofiarować. Bóg nie czyni różnić, nie hołduje jednych a innych gnębi, ale wszystkich kocha tą samą miłością i tak samo. Wszyscy w Jego oczach są ważni i dlatego Bóg nie postępuje tak, jak nam to często podpowiada ludzka logika. Bóg jest wolny od względów ludzkich, dlatego potrafi wszystkich traktować jednakowo. Nie musi nikomu się podchlebiać, o nic zabiegać, nie czuje odrazy wobec biedy… Bóg w Jezusie wręcz ‘do przesady” stał się człowiekiem i doświadczył wszystkiego, co przeżywają ludzie (prócz grzechu), a czego my, jako ludzie często pewnie nie doświadczamy na własnej skórze.
Równość jest jakimś ideałem. Ludzie próbowali to wprowadzać, ale niestety w bardzo utopijny sposób. Równość to postawa człowieka względem siebie i innych ludzi. Postawa ta rodzi coś nietypowego – miłość, która służy innym, pomaga im, ofiarowuje z siebie, wszystko czyni wspólnym. My swoimi wyborami, decyzjami, niestety skazujemy się na pozbawienie równości.
Człowiek to człowiek, tak przynajmniej powinno być, niezależnie, czy ktoś jest prezydentem, gwiazdą filmową czy muzyczną, czy najbogatszym człowiekiem świata, czy wysokim, czy niskim, grubym czy chudym – jakikolwiek przymiotnik lub rzeczownik stanie przed moim imieniem to wciąż i tak ja – człowiek. Różnice wynikają z wielu dziwnych i złych powodów: egoizm, źle pojęta władza, wyzysk, ironia, zazdrość itp. Różnice tworzą ludzie, którzy z racji tego, że są lepsi – wywyższają się; bo są gorsi – zazdroszczą; bo mają władzę – dbają o siebie albo wyzyskują, bo pozbawieni są praw – kombinują, spekulują… Różnice powstają w człowieku a nie z samym statutem, który posiadam w życiu.
Zatem równość przede wszystkim polegać będzie na tym, że każdy z nas będzie zawsze pamiętał, że jest CZŁOWIEKIEM. To ta właśnie godność jest najlepszą podstawą dla równości.
Możemy uporządkować swoje pragnienia i ambicje, by nie rzutowały one na nasz sposób traktowania innych ludzi, w negatywny sposób. By żyć równością powinniśmy starać się wcielać w nasze życie chrześcijańską myśl, wypływającą z Przykazania miłości – a mianowicie – miłość wzajemną.
Jeśli będę myślał o drugiej osobie jak o moim bliźnim, wówczas całe moje myślenie nie będzie skupiało się na mnie, ale również, a nawet nade wszystko na drugiej osobie. Podejmując się pracy nad sobą powinniśmy wyjść z siebie i zanurzyć się w życiu drugiej osoby, by jej służyć i w miłości wzajemnej czynić wszystko to, co sam chciałbym, by mi czyniono. Drugą jakby podstawą równości, zaraz po tym, że mam pamiętać, że jestem człowiekiem, stoi druga bardzo ważna rzecz – MIŁOŚĆ.
Płaszczyzna miłości bliźniego, jak siebie samego, jest niebywałą możliwością ku temu, aby wszyscy byli równi. Bo jeśli kocham bliźniego, to nie przemawiam, ani nie czynię niczego z piedestału władzy mi powierzonej, ale z perspektywy głębszej – bycia człowiekiem.
Równość to poszukiwanie tego, co nas łączy i tego, w czym możemy tworzyć jedność. Dlatego narzędziem, które będzie urzeczywistniało równość powinna stać się dla nas jedność. Dzięki pracy nad sobą będę odkrywał te cechy i te umiejętności, które pomogą mi, wręcz umożliwią mi życie w jedności z tymi, których Bóg postawił mi na drodze.
Psalm 50
Wspólnota.
Jednym z wielu decydujących elementów towarzyszących nam w codziennym życiu jest wspólnota. To tak naturalne, że aż zwyczajne. Człowiek tworzy wspólnotę bardziej lub mnie świadomie i trwale. Nawiązanie wspólnoty dokonuje się przez bardzo wiele czynników. Podstawowym czynnikiem jest spotkanie co najmniej dwóch osób, bo to najmniejsza liczba tworząca jakąkolwiek wspólnotę.
Ps 50,5 – „Zgromadźcie Mi moich umiłowanych, którzy przez ofiarę zawarli ze Mną przymierze.” Słowo psalmisty jest dla nas kolejny raz niezwykłą podpowiedzią.
Wspólnota to „zgromadzenie miłujących się”, a to oznacza, że pomiędzy ludźmi tworzącymi wspólnotę powinna istnieć nić łącząca ich – miłość wzajemna. Więzi tworzące się pomiędzy osobami umacniają ich integralność i współpracę. Jeśli będzie między ludźmi ugruntowana miłość bliźniego, wówczas nie będzie to tylko spotkanie grupy jakiś tam osób, ale będzie to już rzeczywiście wspólnota opierająca swoje istnienie na czymś więcej niż tylko ludzkie reakcje. Wspólnota realizuje się poprzez zdrowe relacje panujące wewnątrz niej. Wspólnota to żywa komórka, którą powinniśmy szczególnie rozwijać, tworząc wspólnotę jest: „przez ofiarę zawarli ze Mną (z Bogiem) przymierze.”
Dla mnie szczególnym wyjaśnieniem tej myśli jest fragment biblijny: Mt 18,20 – „bo gdzie dwaj zgromadzą się w imię moje, tam jestem pośród nich”. Owo przymierze, o którym wspomina psalmista to właściwy kierunek, w którym powinna zmierzać wspólnota. Jezus skupiając nas wokół Siebie nadaje naszej wspólnocie szczególny charakter. Dzięki miłości wzajemnej i Jezusowi obecnemu pośród nas kwitnie pomiędzy nami zjednoczenie.
Każde spotkanie z inną osobą jest okazją budowania wspólnoty. Dzięki pragnieniu jednoczenia się z innymi, człowiek buduje most porozumienia o wiele głębszy niż tylko przyziemne sprawy. Człowiek wiąże się z innymi osobami nie z byle jakiego powodu, ale szuka więzi, porozumienia, wspólnych celów. Dzięki wzajemności we wspólnocie wiele rzeczy staje się o wiele łatwiejszymi do realizacji i osiągnięcia. Budowanie wspólnoty jest nie tylko procesem wzajemnego poznawania siebie i pomagania sobie, ale nade wszystko zbliżaniem się też do siebie.
Przymierze – to głębokie zobowiązanie ze względu, na które nasze postępowanie staje się bardziej radykalne. Uczymy się dzięki temu żyć w sposób bezinteresowny, a postępowanie nie ulega zmianie przez złe czynniki, ale szuka dojrzalszego wyrazu. Wszystko, co dzieje się we wspólnocie powinno być czynione ze względu na Jezusa.
W pracy nad sobą powinniśmy szukać możliwości głębszego zaangażowania we wspólnotę, w życie każdego jej członka. Otwórzmy się na ludzi, którzy mogą być dla nas darem wspólnoty. Sięgnijmy do pięknych pokładów dobra w naszym sercu i ofiarujmy to tym, którzy pragną z nami tworzyć wspólnotę.
Psalm 51
Dwie perspektywy.
Niekiedy towarzyszy nam w ciągu dnia różnego rodzaju słowo czy znak, które dopiero zaczynamy rozumieć wtedy, gdy przez jakieś doświadczenia, w inny sposób docierają do naszego serca i wywołują szczególnie mocne refleksje.
W perspektywie czasu i różnych sytuacji człowiekowi łatwiej zrozumieć pewne wydarzenia i samego siebie. Dzięki takim sytuacjom zupełnie inaczej traktujemy kolejne wydarzenia w naszym życiu oraz zmienia się nasz stosunek, co do wydarzeń i nowych przeżyć.
Odkrywając Ps 51, odnalazłem dwie ważne myśli w.4 – „obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego” oraz w. 17 – „Panie, otwórz wargi moje, a usta moje będą głosić Twoją chwałę”. Te dwie myśli towarzyszą mi codziennie od 8 i 14 lat i dziś, kiedy na nie spoglądam, przez pryzmat dotychczasowych doświadczeń, uzmysławiam sobie, jaka jest ich wartość dla mnie na ten czas.
Werset 4 – towarzyszy kapłanowi w czasie Eucharystii, kiedy po przygotowaniu ołtarza obmywa on ręce, wówczas wypowiada właśnie słowa Ps 51,4. Każdorazowo wypowiadając te słowa, uświadamiam sobie swój obecny stan – moje wnętrze – to, kim i jaki jestem. Grzeszność jest naszym niechybnym, codziennym towarzyszem, uzmysławiając to sobie, może ufać Bogu, że oczyści go i umocni na drodze kolejnych życiowych doświadczeń. Gdy zmierzam się z jakiś problemem, ustalam zasady pracy nad sobą – walki ze złem. Ufając w Boże miłosierdzie, każdorazowo przystępując do ołtarza zawierzam się Jego przebaczeniu i oddaję do całkowitej dyspozycji licząc, że udzieli łaski, która uzdolni mnie do jak najlepszego spełniania Jego ofiary. Obmycie, oczyszczenie jest łaską uzdrowienia i umocnienia, które dokonuje na człowieku Bóg chcąc go uczynić najpiękniejszym swoim narzędziem. Perspektywa walki z grzechem jest jedną z najważniejszych zadań, choć należących do nie najłatwiejszych. Jednak im bardziej stawiam czoła swojej grzeszności, ograniczeniom, tym bardziej przyczyniam się do zwycięstwa i osiągnięcia wolności.
Druga perspektywa, to werset 17., który jest częścią modlitwy brewiarzowej (modlitwy nade wszystko stanu duchownego). Zanim przejdę do modlitwy, rozważania Pisma Świętego, zanim rozpocznę normalne obowiązki dnia, od samego początku modlitwy pojawiają się słowa wersetu 17.
Słowa te są szczególnym symbolem rzeczywistego otwarcia się na to wszystko, co przyniesie dzień. Otwartość jest najważniejszym ludzkim narzędziem we współpracy z Bogiem. Dzięki niej człowiek angażujący się w codzienność, stara się jak najwierniej zrealizować Boży plan względem jego osoby. Człowiek i początek kolejnego dnia jest jakby budzeniem się, albo bardziej rodzeniem się do nowego życia. Niekiedy z poprzednich dni towarzyszą nam obawy, zranienia, czy lęk otwarcia się na nowy dzień. Rozpoczynający się dzień jest okazaniem zaufania, ale też postanowieniem – dziś postaram się żyć lepiej. Życie pokazuje, że każdy dzień może być inny, jest inny. Mam ogromny wpływ na to, co dzieje się w moim życiu, na to jak moja codzienność wygląda i dokąd zmierza. Potrzebujemy wsparcia w realizacji własnego życia. Zawierzenie przez modlitwę, Eucharystię, osobiste oczyszczenie z grzechów, otworzy nas na naszą codzienność i całe dobro nagromadzone w każdej chwili obecnej.
Psalm 52
Polegać na Bogu.
Myślę, że każdy z nas stara się pamiętać o miłych i pożytecznych doświadczeniach. Zaufanie innym pewnie i wam przyniosło wiele razy pożytek. Sceneria naszej codzienności jest jednak różna i niekiedy nie wszystko jest super i dobrze. Kierujemy się myślą i podpowiedzią innych osób, ufając tym osobom z różnych powodów. Jednak są też takie osoby, które nadużywają naszego zaufania i wyprowadzają nas w pole. Czy wszystkim mogę zaufać, czy wszyscy chcą mojego dobra? Czy ja nie wyprowadzam innych na manowce i tracę ich zaufanie przez nieodpowiednie zachowanie i sugestie?
Różne perypetie towarzyszące w naszym życiu nauczyły nas pewnie nie jeden raz, że zaufanie buduje się przez wspólne doświadczenia. Nie tracimy zaufania względem osób, które uczyniły coś niechcący, nieświadomie. Potrafimy wybaczyć, ale zapamiętujemy to doświadczenie, tak na wszelki wypadek. Pewnie są też takie osoby, którym już nie ufamy, a trauma, przez którą przeszliśmy spowodowała, że szukamy bardziej pewnego i niezmiennego źródła.
Mówimy niekiedy, że na ludziach nigdy nie można polegać, ale czy nie jest to tylko efekt negatywnych doświadczeń osób, które coś takiego wypowiadają. Człowiek jest omylny i trudno obwiniać go za cokolwiek i w jakiejkolwiek sytuacji. Możemy polegać do granic możliwości a nie oczekiwać od innych, że będą posiadali „super moc, czy super wiedzę”.
W wielu sytuacjach jednak sami jesteśmy sobie winni, gdyż bardziej liczymy i opieramy się na ludzkich umiejętnościach, niż na tym, co rzeczywiście podpowiada nam zdrowy rozsądek czy sumienie. Ludzie polegający na Bogu wiedzą gdzie tkwi ich program życia i jak powinni w danej sytuacji postąpić. Zdroworozsądkowe myślenie wypływa bardziej z możliwości i umiejętności wyobrażania pewnych spraw, niż z spontanicznego korzystania z tego, co jest.
Ile w naszym życiu jest przemyślanych decyzji? Ile razy zatrzymujemy się i rzeczywiście zastanawiamy się nad tym, jakie owoce lub konsekwencje mogą pojawić się w następstwie naszych decyzji? Czy nasze życie nie jest częściej podjęciem się tego, co chwila przyniesie; spełnieniem naszych często ludzkich celów i pragnień?
Ps 52,11 – „Będę Cię sławił na wieki za to, coś uczynił, polegał na Twoim imieniu, ponieważ jest dobre dla ludzi oddanych Tobie”. Prawdziwie wierzący i oddany Bogu człowiek wyzbywa się krótkowzroczności a zdobywa wiedzę i umiejętność daleko perspektywicznego myślenia i postępowania. Wierzący jest jak „szachista” – potrafi spojrzeć dalej, przewidzieć pewne postępowanie i skutki. Polegać na Bogu, to często podjąć się działania trudnego, wymagającego i ofiarnego, ale dającego w dalszej perspektywie wiele dobrych owoców. Pracując nad sobą piętnujemy w sobie dziecinną postawę – „ja chcę, ja potrzebuję; już, teraz, natychmiast…”, gdyż w przeciwnym przypadku narazimy się na częste rozgoryczenie, niepowodzenie i przegraną.
Polegać na Bogu to w pełni Mu ufać i starać się zrozumieć sens Jego woli. Życie w zaufaniu Bożej woli uskuteczni nasze działanie i otworzy nas na nowe, nadzwyczajne możliwości.
Psalm 53
Zbłądzić.
Wśród wielu wydarzeń w naszej codzienności i wyborów, które dokonujemy może zdarzyć się tak, że utracimy orientację w tych wszystkich sprawach. Ogólne zaciemnienie, które powstaje w takich sytuacjach w naszej duszy powoduje, że wszystko dokonujemy po omacku, nie mając ani przekonania, ani wyobraźni tego, co byśmy chcieli osiągnąć.
Czasami nasze przekonania prowadzą nas w miejsca przez nas jeszcze nieodkryte i wówczas stajemy się prekursorami danych sytuacji. Jeśli potrafimy odnaleźć prawdę, wówczas dokonujemy słusznych wyborów, ale jeśli prawda jest przez nas wciąż nieodkrywana, zaczynamy popełniać mniejsze lub większe błędy. Trudno człowiekowi odnaleźć właściwą drogę – rozwiązania, gdy wszystko jest dla niego nowe, zupełnie obce. Człowiek postępuje według wcześniej realizowanych schematów i dlatego gdy rzeczywistość się zmienia, wówczas codzienność staje się trudniejsza i bardziej nierealna. Człowiek nie może iść za swoim instynktem, posługiwać się przypadkowo pojawiającymi się myślami, ale powinien być bardziej racjonalny i posługiwać się rzetelnymi źródłami wiadomości.
Zbłądzi ten, który posługiwać się będzie jedynie niesprawdzonymi wiadomościami, domysłami i opiniami. Błądzenie wśród własnych myśli jest chyba tą najtrudniejszą sprawą, która dotyka nas w życiu. Wśród wielu możliwości wyboru, które mamy, nigdy nie potrafimy się odpowiednio określić i prawidłowo wybrać. Błądzimy, gdyż brakuje nam zdecydowania i przekonania, co do słuszności naszych wyborów.
Gdy nie mamy odpowiedniej wiedzy powinniśmy zadbać o roztropność, gdyż w przeciwnym przypadku zbyt pochopne decyzje wyprowadzą nas w pole. Musimy mieć jasno określone zasady, które umożliwią nam pewne przejście przez życie i podejmowanie właściwych decyzji. Zasady, to one będą odpowiednim odnośnikiem w każdej, nawet nowej sytuacji. Zasady tworzą nie tylko moralny kręgosłup, który na tyle umocni nas, że będziemy potrafili sprostać naszym sprawom, ale kształtują nas samych, umacniają to, kim jesteśmy, jakie powołanie realizujemy. Gdy nasz kręgosłup kruszeje, wówczas stajemy się słabi i niepewni, a pojawiające się propozycje budzą w nas dawno zagłuszane pragnienia. Jeśli zachwiane są nasze zasady, wówczas świat nas otaczający staje się silniejszy od nas, a pragnienia biorą gorę nad rozsądkiem. Błądząc borykamy się ze swoimi ograniczeniami i pragnieniami. Im bardziej się im poddajemy, tym bardziej zostajemy pochłonięci w wir wydarzeń, które ukazują niestety nagą prawdę o nas.
Ps 53,4 – „Wszyscy razem zbłądzili, stali się nikczemni, nie ma ani jednego, który by czynił dobrze”. Jeśli poddamy się wirującym sprawom wokół nas, przejmą one nad nami kontrolę i jeszcze bardziej osłabią. Błędy są nieuniknioną rzeczą w naszym życiu, ale trwanie w nich, czy nawet świadome wybieranie ich degraduje nas i pozbawia świadomości i możliwości wyboru.
Praca nad sobą rzuca światło na nasze słabości i błędy, i wówczas każdy krok – nasze działanie może być zdobywaniem własnej wolności.
Psalm 54
Wybawienie.
Ile mógłbyś przytoczyć beznadziejnych sytuacji, które cię dotknęły, a w których niespodziewanie doświadczyłeś wybawienia? Przeżywamy dylematy w niektórych sytuacjach i zastanawiamy się jak z nich wyjść. Są takie wydaje się proste sytuacje, które potrzebują jedynie czasu by same się rozwiązały. Są też i takie, których ani czas, ani różnego rodzaju rozwiązania niczego nie dają, a sytuacje wydają się dalej jeszcze bardziej komplikować. Czy można zostawić to przypadkowi i liczyć na wybawienie? Życie jest bardziej skomplikowane i niekiedy nie da się odłożyć problemów na bok i zająć się innymi sprawami niczym się nie przejmując. Pewnie nie jedna osoba powie nam, że trzeba wziąć się w garść i stawić czoła trudnościom. Ale jak, skoro bardzo często nas przerastają i nie potrafimy sprostać im ze swoimi umiejętnościami i wiedzą.
Wydaje nam się, że praca z trudnościami zawsze jest mozolna i bardzo wymagająca. Są takie sytuacje, w których wystarczy uświadomić sobie, że idę w nieprawidłowym kierunku i odwrócenie się od tego, co złe stanie się dla nas wybawieniem. Jeśli brniemy w coś, co widzimy, że i tak nie wychodzi, nie sprawdza się, warto niekiedy zamilknąć i przestać działać i obserwować dalszy rozwój sytuacji. Niekiedy wartą uwagi jest dewiza – nic na siłę. Pozostawmy niekiedy sprawy swojemu biegowi i obserwujmy to, co nam te sytuacje ukażą. Najtrudniejszą postawą jest zgoda na to, że przegraliśmy, że coś bezpowrotnie utraciliśmy. Wymaga to niezwykłej siły by przeciwstawić się samemu sobie i nie pozwolić sobie na desperację. Jeszcze inna sprawa – pójść pod prąd – musimy rozeznać, w której sytuacji rzeczywiście się to sprawdza i jest słusznym, bo jedynym rozwiązaniem.
Wybawienie – niekiedy jest rezultatem naszych mądrych decyzji a niekiedy jest darem, który zjawia się nie wiadomo skąd i jest rozwiązaniem naszych dotychczasowych trudności.
Szukajmy rozwiązań naszych trudności, gdyż na każdą sprawę można spojrzeć z różnych stron. Niekiedy to praca nas sobą uświadomi nam, że nie potrafimy czegoś dostrzec, bo nie chcieliśmy tego widzieć, bo rozwiązanie było zbyt bardzo skryte – niezrozumiałe dla nas. Niekiedy by spojrzeć na sytuację i odnaleźć wybawienie potrzebujemy innych ludzi, którzy uświadomią nam, jaka jest rzeczywista prawda. Nie ma sytuacji beznadziejnych, są tylko nasze złe zachowania, które uniemożliwiają nam odnalezienie tej właściwej drogi.
Pojawiające się niekiedy z nikąd wybawienie jest rzeczywiście ratunkiem, do którego powinniśmy przylgnąć i postępować według tego, co nam podpowiada, bo „Wybaw mnie Boże, w imię twoje, mocą swoją broń mojej sprawy” (Ps 54,3).
Psalm 55
Modlitwa.
Tak jak mowa jest narzędziem komunikacji pomiędzy ludźmi, tak modlitwa jest tym darem i możliwością komunikowania się człowieka z Bogiem i na odwrót. Najprostsza definicja modlitwy – to dialog człowieka z Bogiem, ale zdecydowanie to coś o wiele więcej niż tylko dialog.
Modlitwa jest dla człowieka punktem zwrotnym, osią przemian, a w ciągu dnia są to szczególne momenty, tak jakby punkty odniesienia, dzięki którym człowiek przemierza swoją codzienność i w końcu dociera do celu. Ps 55,18 – „Rankiem wieczorem i w południe narzekam i jęczę, a On wysłucha mojego głosu”. Jeśli utrzymuję nieustanny kontakt z Bogiem, wówczas dzięki modlitwie otrzymuję odpowiedź i sugestię, którymi kierując się osiągam wyznaczony cel. Im więcej w ciągu dnia jest takich momentów, w których zwracam się do Boga, tym więcej we mnie przekonania, że postępuję zgodnie z zamysłem Boga. Z każdej rozmowy wychodzimy w jakiś sposób ubogaceni i przekonani do czegoś, podobnie w modlitwie, Bóg rzuca światło na naszą codzienność dając nam jasny obraz naszej rzeczywistości. Rozmowa z Bogiem, dzielenie się z Nim własnymi wrażeniami otwiera nas na Niego, uczy dostrzegać dobro naszych doświadczeń i przemieniać nasz codzienny rytm zdarzeń.
Modlitwa jest też okazją wsłuchania się w samego siebie i usłyszenie tego, czego nie możemy usłyszeć w zgiełku naszego codziennego zaangażowania. Modlitwa jest pewnego rodzaju postojem, w którym człowiek odzyskuje siłę i pierwotną motywację dla swojego postępowania. Dzięki temu modlitwa jest jak żywy organizm, który w nas wzrasta i wpływa na całą osobę. Przemieniająca siła modlitwy jest tętnem naszego życia wskazującym prawidłowość naszej aktywności.
Najważniejszym elementem modlitwy jest jej możliwość – staje się dla nas stałym i pewnym gruntem, możliwością wybicia się w przyszłość, w codzienność. Modlitwa staje się jakby trampoliną, na której możemy podskoczyć i sięgnąć tego, co najpiękniejsze i najważniejsze w naszej codzienności.
Pomimo trudności zawartych w naszej codzienności, pomimo tego, że codzienność staje się często jedną wielką zmienną, pozostaje nam jakby stały grunt – modlitwa dająca nam odpoczynek i pewność. W czasie modlitwy pozostawiamy wszelkie ciężary codziennych zdarzeń – zrzucamy je na Jezusa, który przyjmuje ten dziwny dar i uwalnia nas od wszelkiego ciężaru umożliwiając nam dobre podróżowanie po naszej codzienności – Ps 55,23 – „Zrzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma, nigdy nie dopuści, by się zachwiał sprawiedliwy”.
Modlitwa jest też zdobyciem przekonania, że nigdy nie pozostanę sam – Bóg mi stale towarzyszy i wspiera w każdej sytuacji mojego życia. Praca nad sobą to również czas modlitwy. Czas, w którym uczę się ufania Bogu i budowania swojego życia w oparciu o te różne momenty w ciągu dnia, które utrzymują mój kontakt z Bogiem.
Psalm 56
Nadzieja.
Wobec spraw, które przekraczają naszą możliwość osiągnięcia ich, w człowieku rodzi się mocne poczucie nadziei, która utrzymuje człowieka i dodaje mu sił w tym, aby nie poddać się, lecz mimo wszystko starać się osiągnąć swój zamiar. Człowiek wie, że nie wszystko może tak od razu osiągnąć i jeśli będzie cierpliwy i pełen nadziei, wszystkie bariery będą mogły być obalone a cele w jakiejś mierze się przybliżą. Człowiek mając w sobie nadzieję jest silniejszy i odporny na wszelkie niepowodzenia dotykające różnych jego planów.
Czasami zamiary człowieka są przez niego niedoścignione i wówczas pojawiają się nadzieje, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się uda, że wszystko się ułoży. Każdy człowiek, każda sytuacja rodzi jakąś nadzieję, dlatego jest ona tak ważna i tak potrzebna. Często właśnie nadzieja utrzymuje człowieka przy życiu, utrzymując w tym samym stanie jego pragnienia i cele. Człowiek jest współtwórcą swojego życia a nadzieja jest wyraźnym głosem woli Bożej, która ukazuje prawdziwe perspektywy życia. Nadzieja to nie ludzkie tęsknoty, czy niespełnione pragnienia, ale głos Boga, który w tej rzeczywistości, w której żyję ukazuje mi prawdę i to, do czego rzeczywiście powinienem zmierzać. Nadzieja to rodzące się w człowieku Boże perspektywy, które otwierają przed nami nowe horyzonty, szansę tworzenia i urzeczywistniania tego, co najlepsze w naszym życiu jest do osiągnięcia.
Dzięki nadziei człowiek sam odkrywa, kim jest, jakie są jego cele. Postępując za wewnętrznym głosem nadziei otwieramy się na przestrzeń, którą jawi przede mną jedynie Bóg, a której sam nie jestem wstanie sobie wyobrazić i osiągnąć.
Ps 56,5 – „W Bogu, którego słowo wielbię, w Bogu pokładam nadzieję, nie będę się lękał, cóż może uczynić mi człowiek?”. Umiejscowienie swojego punktu przeznaczenia w woli Bożej daje wewnętrzną siłę i przekonanie, że działanie, którego się podejmuję jest Bożym powołaniem – misją, którą mam spełniać. Dzięki nadziei sprawy, którymi żyjemy stają się bardziej znaczącymi, a to z tego powodu, że nasze działanie nabiera zupełnie innej wartości. Nasze zaangażowanie staje się też o wiele głębsze, gdyż nadzieja oddala ograniczenia i to, co nas spowalnia, a dodaje siły wypływającej z świadomości przeznaczenia.
Człowiek pracując nad sobą w tej perspektywie, widzi, ku czemu zmierza, odkrywa swój własny potencjał i siły. Nadzieja staje się przeznaczeniem, dzięki któremu człowiek może uwierzyć w samego siebie.
Psalm 57
Przebudzenie.
Ps 57,9 – „Zbudź się, duszo moja, zbudź, harfo i cytro, a ja obudzę jutrzenkę”. Człowiek przez wiele lat uprawiający ten sam styl życia, w pewnym momencie staje się bardzo uśpiony a wydarzenia dziejące się wokół niego, nieustannie te same, niczym nie zaskakują. W bardzo prosty sposób można przyzwyczaić się do własnego życia. Ospałość, monotonia, schematyczność – tak wygląda życie człowieka, który przesypia własną codzienność – życie. Oswojony z tym, że doszedłem do jakiegoś poziomu, oswajam się z nim mając nieuzasadnioną pewność, że nic się nie zmieni, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pozory mylą a pewność jest w takich sytuacjach bardzo zgubną cechą. Kiedy wydaje mi się, że nic mi nie zagraża, że nic nie jest wstanie zmienić mojego życia, wówczas powinienem sobie uświadomić, że jestem na pozycji przegranego, który nie zważa na nic, bo takie ma przekonanie. „Przecież zawsze, albo przynajmniej od dłuższego czasu było wszystko dobrze, po co czymkolwiek się przejmować” – nie jeden raz towarzyszyły mi takie słowa a później jak psikus pojawiało się coś, co wywracało moje życie i w sensie kontaktów, czy zdrowia, czy samopoczucia, czy realizowanych umiejętności. Pewność nie jeden raz stała się przyczyną mojej zguby.
Z jednej strony człowiek może być bardziej zapobiegawczy, obserwować swoje życie i dokonujące się w nim zmiany. Z drugiej strony może stać się nieczułym i obojętnym i czekać na tzw. krach, wtedy zacznie się dopiero przejmować. Sam po sobie widzę, że pewnych rzeczy mogłem się spodziewać i dużo wcześniej je przewidzieć – dziś pewne sprawy nie bolałyby tak bardzo. Ale któż mógł się spodziewać takiego przebiegu sprawy…
Dziś uświadamiam sobie, że stagnacja, przyzwyczajanie się, czy nawet w niektórych sprawach wypalenie – było i jest efektem mojej życiowej ospałości. Trudno się dziwić, że życie zaskakuje człowieka, który przesypia swoje życie, który uśpił to, co się w nim działo. Niekiedy popełniamy błędy, dokonujemy złych wyborów, a to z tego względu, że nasze uczucia, sumienie czy wrażliwość zostały uśpione i nie funkcjonują w sposób prawidłowy.
Uśpienie wywołane jest wieloma czynnikami, o których już wcześniej wspominałem, np. przyzwyczajenie, rutyna, mała chęć odkrywania czegoś nowego, brak funkcjonującego sumienia – wiary, zło, porażki, brak zgody na własne życie itp.. Ukazuje to jak pod wieloma względami człowiek jest ograniczony i potrzebuje rzetelnej pracy nad sobą, by pokonywać te ograniczenia i zmierzać wciąż naprzód.
I w końcu przebudzenie, które często wywołane jest silnymi przeżyciami, które wyrywają nas z dotychczasowego letargu i stawiają do pionu, mobilizując uruchomienie swojego myślenia i działania. Niekiedy wstrząs, a nawet trauma związana z jakimś przeżyciem otwiera nam oczy. Wówczas dostrzegamy tak bardzo wyraźnie – co straciliśmy, przed czym stoimy, co obecnie się w nas dokonuje.
Praca nad sobą powinna nas nieustannie budzić do życia… Każdego dnia staje przed nami wiele okazji do zmienienia czegoś, do naprawienia i uzyskania celu. Musimy zwalczyć skłonność do rezygnacji, do kapitulowania. Jeśli wiem jak ważna jest sprawa w której walczę, nigdy nie poddam się uśpieniu.
Psalm 58
Ocena/ osąd.
Chyba nie ma człowieka, który by nie posiadał niechybną cechę, jaką jest ocenianie – osądzanie. Przyglądamy się jakiejś osobie, może sytuacji i natychmiast w naszych głowach jawi się jakaś ocena/osąd. Opiniujemy innych, gdyż w ten sposób chcemy „wybielić siebie”, albo uczymy się na doświadczeniach innych osób; oceniamy by pamiętać i nie popełnić tych samych błędów. Musimy dostrzec, że ocena/osąd ma swoje pozytywne i negatywne strony i dopiero, gdy zauważymy istotne różnice, być może bardziej ostrożnie będziemy podchodzili do tej sprawy.
Pozytywny aspekt – człowiek dzięki ocenie sytuacji może dostosować do tego odpowiednie zaangażowanie i jego poziom. Ocena sytuacji pomaga nam ustrzec się przed ewentualnymi błędami i potyczkami, które mogą nas spotkać. Jeśli potrafimy w odpowiedni sposób ocenić, potrafimy również dzięki temu dokonywać właściwych wyborów. Ocena siebie, własnego dorobku motywuje nas do dalszego, głębszego działania, dzięki któremu możemy osiągnąć dużo więcej. W końcu ocena motywuje nas do przemiany – bo określenie czegoś mianem złe nie powinno powodować obojętności, a wręcz przeciwnie, widząc coś złego powinienem starać się osiągnąć na tym polu jakąś zmianę. Ocena, choć bywa nie przyjemna, w pozytywnym aspekcie jest narzędziem, dzięki któremu w życie człowieka wprowadza się wiele zmian, i dzięki któremu tak wiele można osiągnąć. Jeśli ocena pomaga, wspiera i mobilizuje, jak najbardziej jest właściwa i konieczna.
Ps 58,2 – „Władcy możni, czy wydajecie rzetelne wyroki, czy słusznie sądzicie synów ludzkich” i w. 12 – „A ludzie powiedzą: Uczciwy ma nagrodę, zaiste jest Bóg, który sądzi na ziemi.”
Czy rzetelnie…, czy słusznie sądzicie? Właśnie niekiedy takie postępowanie budzi w nas wiele wątpliwości. Nigdy nie mamy pewności czy ocena/osąd jest właściwy, czy nie wyrządzi więcej szkody niż pożytku. Potrzebujemy niezwykłej obiektywności, ale i też pamięci o dobru drugiej osoby. Jeśli ocenianie/osądzanie wypływa ze złych pobudek nie możemy sądzić, że przyniesie to jakiś pożytek. Nigdy nic czynionego ze złą motywacją nie wniesie niczego dobrego.
Negatywny aspekt – ocena/osąd, mogą być krzywdzące dla sytuacji, czy człowieka. Wówczas zamiast pomóc niestety zaszkodzi i zrodzi dodatkowe trudności. Nie możemy wydawać oceny/osądu pod wpływem własnych emocji, dokonując jej na podstawie tylko własnych opinii. Niekiedy to, co widzę, czy słyszę może nie być do końca adekwatną prawdą.
Ignorując obiektywizm a biorąc pod uwagę swój indywidualny system oceniania/osądzania, możemy dokonać niewłaściwej oceny sytuacji, czy człowieka. Niekiedy w tym, co się dzieje, czy w jakiejś osobie, widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć, by tak a nie inaczej ocenić/osądzić. Jest to dla nas bardzo wygodne, ale nie uwzględnia to, ani całej sytuacji – całej osoby, ani prawdy – takiej, jaką rzeczywiście jest.
Praca nad sobą wymaga weryfikacji, a więc jakiejś oceny – części naszego życia. Pamiętajmy jednak, po co my sami siebie oceniamy/osądzamy, i do czego dzięki temu zmierzamy. Skrajny krytycyzm – niewłaściwy osąd, zamiast pomóc może pogrążyć nasze działanie i odebrać nam wszelkie nadzieje.
Psalm 59
Nawroty.
Choć wierzę w linearny system czasowy, choć wydarzenia, powtarzające się w codzienności są do siebie podobne, ale nie takie same, to na pewno nie mogę zaprzeczyć, że nie istnieją „nawroty”.
Jako ludzie najbardziej boimy się nawrotów jakiejś choroby, choć istnieją też pewne doświadczenia, które najchętniej nie chcielibyśmy, by się znów powtórzyły. Silne przeżycia, odczucia, które nam towarzyszyły, wzbudzają w nas niechęć, aby te wydarzenia miały się powtórzyć. Nie możemy popaść w paranoję i mówić o systematycznej cykliczności pewnych zdarzeń. Są one niekiedy następstwem naszego działania a dziwimy się, czemu tak się stało. Niestety, niektóre wydarzenia spowodowane są naszymi myślami, decyzjami, niekiedy nieświadomymi wyborami. Na niektóre sytuacje mamy wpływ i możemy sprawić, by się nie powtórzyły, albo by jednak miały miejsce, ale pozostaje wiele takich, które pojawiają się niezależnie od naszego działania i nie mamy żadnego na nie wpływu. Sytuacje niekiedy powtarzają się z racji charakteru naszej codzienności i zawsze możemy na nie wpłynąć, odpowiednio zmieniać i ubogacać. Są one po to, abyśmy i my mieli okazję się ubogacić i dzięki wydarzeniom przemieniać.
Sytuacje trudne, które nas dotykają, mogą mieć również za zadanie zmienić nas, choć w trudniejszych okolicznościach i być może bardziej radykalnie. Są one niekiedy do przesady tak bolesne, byśmy w końcu zrozumieli i nie stosowali być może jak dotąd półśrodków i bezsensownych rozwiązań. Niekiedy takie właśnie sytuacje powracają do nas, byśmy w bardziej radykalny sposób podeszli do sprawy i wyciągnęli odpowiednie wnioski. Choć boimy się takich nawrotów sytuacji, choć trudno nam uwierzyć, że cokolwiek dobrego może z nich wyniknąć, to musimy znaleźć w sobie odwagę, silną wolę i chęci, by nauczyć się przeżywać takiego rodzaju sytuacje. Są one drastyczną metodą, ale rozwój dramatyzmu zawdzięczają temu, jakie są nasze odczucia, emocje, pragnienia, a nie samej wartości wydarzenia. To jak przeżywamy daną sytuację zależy od nas, od naszego usposobienia i tego jak traktujemy daną sytuację. Dzięki Bogu, wierze w Niego i nadziei pokładanych w przyszłości możemy nabrać większego dystansu, obiektywizmu i spokoju, podejmując się uczynić kolejne kroki w tej sytuacji.
Jeśli człowiek niczego nie uczy się przez kolejne doświadczenia, to albo jest „ślepy”, albo mimo trudności bardzo mu na czymś zależy, że mimo wszystko, naraża się na kolejne trudne sytuacje. Nawroty pewnych zdarzeń możemy wykorzystać, by w zupełnie nowy sposób podejść do jakiejś sprawy i by wyciągając konkretne wnioski, czynić swoją codzienną rzeczywistość nową – inną, lepszą.
Ps 59,7.15 – „Wracają wieczorem i jak psy warczą, krążąc po mieście”.
W pracy nad sobą warto uskutecznić sposoby walki z tym, co złe i szukać dla mojej codziennej rzeczywistości nowych, bardziej konstruktywnych rozwiązań. Uskutecznić swoje metody postępowania, to bardzo ważne zadanie, a szczególnie wtedy, gdy doświadczymy nawrotów pewnych zdarzeń.
Psalm 60
Rozdarcie.
Każdy człowiek przeżywał lub nadal przeżywa rozdarcie z jakiegoś powodu. Gdy muszę dokonać wyboru; gdy jestem w jednym miejscu, a chciałbym być w innym; gdy ktoś jest dla mnie ważny, ale mnie rani; gdy pragnę czegoś, ale wiem, że to złe itp. – tak wiele jest sytuacji, w których czujemy się rozdarci, że aż trudno wypisać je, nawet te chociażby najważniejsze. Wielość tych sytuacji tym bardziej powinna nas przerażać i dać powód do zastanowienia się:, dlaczego tak jest w naszym życiu. Podstawą rozdarcia jest nasze serce, w którym brakuje pewności, przekonania, czy słuszności wyboru. Wiemy, że wybierając jedno musimy zrezygnować z drugiej sprawy i rzadko, kiedy uda nam się pogodzić dwa rozbieżne zadania, czy cele. Właśnie wtedy, gdy zmierzamy się z naszymi pragnieniami, zawsze istnieją dwie drogi a często nawet więcej dróg wyboru. Istnieje droga pragnień – tego, co by chciało się wybrać, droga rozsądku – tego, co powinno się zrobić; droga konieczności, tego, co muszę zrobić. Im więcej możliwości wyboru, im więcej dróg, których możemy się podjąć, tym więcej dylematów, rozterek, tym mocniejsze rozdarcie w naszym wnętrzu. Towarzyszy nam wówczas niezadowolenie, gniew na samego siebie i pragnienie walki z rzeczywistością. Człowiek, jeśli nie jest pogodzony z samym sobą, jeśli istnieje w nim świat pragnień, który daleki jest od rzeczywistości, od tego, co dobre, to niestety, dopóki nie pojedna się z sobą, wewnątrz niego będzie toczyć się nieustanna walka, a rozdarcie będzie stawało się coraz większe.
Nasze codzienne życie powinno zmierzać ku jedności – zbiegać się w jednym, bardzo ważnym punkcie dla naszego życia. Dopóki ten punkt będzie niejako poza nami, jakby nie możliwy do pogodzenia z naszym życiem, tak długo będziemy walczyli ze sobą i nigdy nie doświadczymy zadowolenia z tego, kim jesteśmy i co robimy.
Nie możemy wieść podwójnego życia – z jednej strony to, czego pragnę, a z drugiej strony to, do czego moja codzienność mnie zobowiązuje – przymusza. Jedność wewnętrznego świata przejawiać będzie się też zewnętrzną jednością.
Wydaje mi się, że rozdarcie jest efektem ludzkiego niepogodzenia się z samym sobą. Jeśli człowiek mimo konkretnych znaków, nadal będzie pogłębiał swoje rozdarcie, doprowadzi go to do całkowitego zaprzepaszczenia możliwości zbudowania właściwego życia. Celem naszych działań musi być podjęcie pracy nad tym, by drogi naszych wyborów już się bardziej nie mnożyły, a jedynie konkretyzowały i ujednolicały. Uświadomienie sobie celów może pomóc nam w dokonaniu konkretnych cięć tych wyborów, które pogłębiać będą nasze rozdarcie.
Ps 60,4 – „Wstrząsnąłeś i rozdarłeś ziemię, ulecz jej rozdarcia, albowiem się chwieje”. Wydaje się, że jest też pozytywny aspekt rozdarcia, mianowicie, gdy się już pojawia człowiek może wówczas ocenić swoje życie, zwrócić uwagę na to, za czym podąża jego serce i czy jest to odpowiednia sprawa, w którą powinien, czy też nie się angażować. Rozdarcie pełni w tym momencie funkcję ostrzegającą nas przed popełnieniem błędu, niepotrzebnego zaangażowania się w coś, czy niesłuszność dokonanego wyboru. Możemy dzięki temu ocenić, czy nasze zaangażowanie i cele nie rozmijają się czasami z rzeczywistością. Jest to też znak, że powinniśmy pracą nad sobą wpłynąć na wewnętrzną zgodę i jedność.
Psalm 61
Wieża warowna.
Budowanie życia wymaga opierania się na wartościach, które pochodzą od Boga – nieprzemijalne, które są dla nas stałym i solidnym odniesieniem. Im bardziej staramy się budować życie w zgodzie z wolą Bożą, tym bardziej stabilną staje się nasza konstrukcja. Przypomina ona wieżę warowną – albo twierdzę – mocną, stabilną, chroniącą w swoim wnętrzu ogromny skarb. Twierdza jest wewnętrznym zbiorem różnych pomieszczeń, zakamarków, które symbolizują różne etapy naszego życia. Przechodzenie przez kolejne etapy – poziomy naszej wieży jest wstępowaniem po szczeblach „drabiny doskonałości”.
Wieża jest naszym światem – tworzeniem, odkrywaniem, zdobywaniem. Jest tą przygodą, która tworzona jest w naszej codzienności. Wieża stanowi miejsce schronienia, poczucia bezpieczeństwa. Jest miejscem wyciszenia i nabrania odpowiednich sił, by stawić czoła temu, co Boża wola względem nas zaplanowała. Budowanie konstrukcji życia jest gromadzeniem doświadczeń, wrażeń, myśli i wykorzystywaniem ich do umocnienia tego, co dobre i pozytywne. Ta konstrukcja daje pewność, że nasze życie jest dobre a wybory słuszne. Im stabilniejsza jest konstrukcja naszego życia, tym więcej w nas odwagi do tego, aby życie wypełnione było samym dobrem, byśmy angażowali się w nowe sytuacje, przepełniając je tym wszystkim, co dla nas dobre.
Świadomość, co jest dla mnie ważne, co chcę osiągnąć, w jaki sposób podchodzę do różnych osób czy spraw, jest obrazem stabilności mojej wieży. Człowiek musi mieć swoje osobiste motywacje, które będą nim kierowały w jego codziennym życiu.
Mądrość życiowa, umiejętność ustosunkowania się do różnych spraw, cele i umiejętności ich osiągnięcia – to wszystko składa się na całość, którą nazywam – „wieżą warowną”.
Dzięki temu, że mamy określone, dość precyzyjnie swoje życie, potrafimy odnaleźć się w świecie, który stale wymaga od nas opowiedzenia się za czymś, dokonaniem jakiegoś wyboru, zbudowania własnego światopoglądu… Człowiek konstruując swoje życie potrzebuje wiele elementów, które będą niejako bazą wyjściową w kolejny dzień.
Ps 61,4 – „Bo ty jesteś dla mnie obroną, wieżą warowną przeciwko wrogowi”.
Wieża warowna, którą zbudujemy stanie się naszym bogactwem życiowym, przewodnikiem po życiowych zawiłościach, obroną wobec stale wirujących wokół nas zagrożeń.
Praca nad sobą przyniesie rezultat w postaci dobrze ukształtowanego życia – z zasadami i wartościami, które stają się światłem – drogowskazem. Pracując nas sobą, podejmując się różnych myśli i zadań zadbajmy o to, by nasza wieża była solidna i stabilna.
Psalm 62
Pochyła ściana
Człowiek przekonany o tym, że solidnie zbudował swoje życie, może niejednokrotnie przekonać się o tym, że nawet solidna ściana może się przewrócić i runąć. To nie tylko kwestia solidności materiału, ale nade wszystko to, jak zbudujemy swoje życie jest elementem istotnym. Nawet najbardziej szczytne cele, fundamentalne wartości nie stworzą same z siebie jakiejkolwiek wartości. Pomiędzy wieloma elementami istotny jest zwornik – czyli element scalający wszystko w jedną całość. Elementy najbardziej szlachetne, bez połączenia mogą szybko zostać wyrzucone z naszego życia, złamane przez doświadczenia trudne, odebrane przez trudne decyzje.
Mur wydaje się nam konstrukcją solidną, niełatwą do sforsowania. Wybudowanie samej konstrukcji życia- codzienność, to sprawa mimo wszystko prosta, bo wokół nas porozrzucane są odpowiednie materiały. Okazja do modlitwy, pomoc jakiejś osobie, dobre słowo, dobro, radość itp., – nie jest o nie trudno i w życiu niejednej osoby są one obecne. Trudnością nie jest poukładać cegłę na cegłę i tak postawić wydawałoby się nam, że mur – ale wystarczyłoby się delikatnie oprzeć – i co by się stało?
Ps 62,4- „Jak długo będziecie napadać na człowieka. Przewracać go jak pochyłą ścianę, jak mur, który się wali?” Otóż właśnie, cegły poukładane w mur, bez spoiwa- tego, co będzie je łączyć, zwyczajnie runie.
Patrząc na krzywą wieżę w Pizie, można powiedzieć o fenomenie niektórych konstrukcji. Wyobraź sobie, jakie może być twoje życie, jeśli odnajdziesz swoje właściwe spoiwo. Człowiek gromadzi różne doświadczenia, które same w sobie stanowią jakąś wartość, ale ich trwałość zależy od odpowiedniego poukładania tych wszystkich doświadczeń i znalezienia czynnika łączącego w jedną całość całe nasze życie.
Budowanie codzienności to próba jednoczenia tych elementów, które składają się na naszą codzienność. Spoiwo samo w sobie musi być mocne i musi posiadać tę szczególną umiejętność łączenia. To, czym się kierujemy w życiu musi umieć wyszukiwać we wszystkich naszych doświadczeniach czynników wspólnych – niejako celów, które będą się wzajemnie uzupełniały i umacniały.
Co scala moją codzienność? Jednym z elementów jest wiara, która umożliwia mi szukanie w doświadczeniach cech wspólnych. Wspólnota celów nade wszystko pomaga mi, wszystkie te codzienne wydarzenia wypełniać w jednym duchu. Innym motorem scalającym i uruchamiającym doświadczenia jest miłość wzajemna. Dzięki niej dość, że moje życie staje się zwartą codziennością, to jednocześnie działanie otrzymuje pogłębioną wartość i charakter. Jeśli działanie jednoczy się i zmierza w jednym kierunku, wówczas łatwiej nam jest ogarnąć nasze dotychczasowe życie i podjąć się jego realizacji.
Często brak odpowiednich motywów i określonego kierunku działania może uczynić nasze życie „pochyłą ścianą”, którą będzie łatwo przekreślić i zniszczyć. Warto zwrócić uwagę na materiał, z którego budujemy naszą teraźniejszość, ale nade wszystko powinniśmy przyłożyć się do tego, aby odkryć i wcielić w życie to, co scali nasze życie w jedną całość.
Psalm 63
Przylgnąć…
Angażując się w pewne sprawy człowiek odkrywa, że w pewnych określonych miejscach, sytuacjach, wśród określonych osób jest dużo szczęśliwszy, bardziej zadowolony i łatwiej jest mu żyć. Przeżywając takie doświadczenia człowiek jeszcze bardziej stara się, by tego typu doświadczenia miały miejsce jak najczęściej. Pragnienia są tak silne, że człowiek stara się czynić wszystko by poznać i odtwarzać tego typu doświadczenia. W takich sytuacjach człowiek odkrywa, że jego serce przywiązane jest do tego typu doświadczeń. Tworzy się przywiązanie a w sercu pojawia się ogromna tęsknota za tym, by jak najczęściej przeżywać doświadczenia, które sprawiają mu radość- szczęście. Człowiek odkrywając coś ważnego, coś sprawiającego dobro i szczęście pragnie do tego przylgnąć, to znaczy przywiązać się całym sobą do tego, co go uszczęśliwia.
Przylgnięcie jest szczególnym zaangażowaniem w pewną sprawę, poszukiwaniem rozwiązań i odpowiedniego działania, by uskutecznić jakieś idee. Każdy z nas, jeśli mu na czymś zależy, poszukuje odpowiednich sposobów zyskania tego, na czym nam zależy.
Przylgnąć oznacza również otworzyć się na coś, przed kimś… zaangażować swoje serce w to, co nas przekonuje i co w sposób odpowiedni na nas wpływa. Nasze zaangażowanie przemienia nas wewnętrznie i buduje nasz światopogląd i stosunek do życia. Jeśli jakaś sprawa nas przekonuje, powoduje nasze zaangażowanie, czyni nas ludźmi szczerze pochłoniętymi jakąś sprawą. Życie może być płytkie, jeśli sprawy, którymi żyjemy nie pochłaniają nas, nie powodują naszego szczególnego przylgnięcia. Jeśli sami nie jesteśmy przekonani, co do swojego życia, wówczas żadne sprawy nie zainteresują nas i spowodują, że będziemy pragnęli szukać innych perspektyw dla naszej codzienności.
Ps 63,9- „Do Ciebie lgnie moja dusza, prawica Twoja mnie wspiera” Człowiek zaangażowany w jakieś sprawy, odkrywa inną stronę swojej codzienności, możliwości przekraczania swoich ograniczeń i możliwości. Przylgnąć możemy do tego, co nas rzeczywiście przekonuje i angażuje. Przekonani o czymś wiemy, że warto w to zaangażować swoje serce i złożyć w tym swoje nadzieje. Sprawa, w którą się angażujemy jest jak przeciwna strona magnesu, która nas przyciąga i powoduje, że warta jest naszego zaangażowania.
Jeśli mamy przekonane do czegoś nasze serce, wówczas niestety trudno o obiektywizm i wolność wyboru. Przylgnięcie do czegoś jest niekiedy zniewoleniem, naszym ograniczeniem i zauważaniem tylko tego, co dla nas rzeczywiście przyjemne, atrakcyjne a nie obiektywnie przydatne.
Pracując nad sobą, człowiek musi mieć siłę i odwagę uwolnić się od tego, co go zniewala, by angażować się rzeczywiście w to, co umocni nas i przyczyni się do naszego rozwoju. Uważajmy na to, w co się angażujemy, do czego przylgnie nasze życie i czemu odda się bez granic.
Psalm 64
Wielka niewiadoma
Próbowałeś / łaś zgłębić i ogarnąć całe swoje życie z tym wszystkim, co przeżyliście i jakie odczucia wam towarzyszyły. Wydaje się, że już próbując sobie to wyobrazić człowiek ma taki stos różnych myśli i wspomnień, że trudno nam już w tym miejscu ogarnąć to wszystko.
Zadanie niełatwe, a w zasadzie z racji nieustannie zmieniających się w naszym życiu rzeczywistości, wręcz niemożliwe do osiągnięcia. Próbując ogarnąć swoje życie, człowiek natrafia na wiele pytań i niewiadomych. Im bardziej próbujemy zgłębiać i zrozumieć swoje życie, tym bardziej wpadamy w przepaść wielu tajemnic i jeszcze nieodkrytych rzeczywistości.
Życie człowieka jest wielkim darem-tajemnicą, którą nieustannie odkrywamy, oswajamy się z tą rzeczywistością i staramy się jak najlepiej wypełnić to, co zostało nam ofiarowane, jako zadanie. Codzienność niekiedy jest na tyle skomplikowana, że czasami nowe wybory, decyzje, a niekiedy też inni ludzie powodują, że: „Obmyślili zasadzkę, ukrywają swe plany; podobne do przepaści jest serce i wnętrze człowieka ” (Ps 64,7)
Kiedy działamy, w pewnych sprawach wydaje nam się, że przyszłość coś przed nami ukrywa, zasłaniając przed nami swe plany i znaczenie. Spowodowane to jest niekiedy brakiem odpowiedniego zaangażowania a niekiedy tym, że nasze myśli utkwione są w innych sprawach niż te, które są obecne teraz, w naszej teraźniejszości.
Jeśli ulegniemy złudzeniu, że wszystko nas przerasta, że jest ponad nasze możliwości, wówczas odczujemy, że nasze życie jest przepaścią. Wówczas może nas ogarnąć trwoga z racji ogromu naszego życia i tego, co się na nie składa.
Musimy być odważni, by nie przerażać się naszą codziennością i tymi sytuacjami, które być może zachwieją tym wszystkim, co do tej pory przeżywaliśmy. Życie być może przeraża z tego powodu, że nieustannie się zmienia, ale dzięki temu staje się też intrygującą przygodą, która wciąga nas i przemienia do tego stopnia, że odsłaniający się kolejny dzień zachęca nas do naszego zaangażowania.
Życie nie może stać się rutyną… Powinniśmy bać się konsekwencji wypływających z lekkomyślnego realizowania życia i podejmowania decyzji i wyborów. Świat wykracza ponad możliwości naszych wyobrażeń i faktycznie może przerażać, ale tym bardziej zmobilizuje to nas do pracy nad sobą. Jestem taki mały w tym ogromnym świecie, ale to jednak mi Bóg pozwolił żyć, tworzyć i kształtować moją codzienność. Być może jestem niezdolny i nie wszystko mi wychodzi, ale mam mieć odwagę stawić czoła swoim „murom”, które utworzyłem przez lęki, zło i nieumiejętność podejmowania właściwych decyzji.
Psalm 65
Uprawiać ogród
Spodobało się mi już bardzo dawno temu inne określenie duszy- „tajemniczy ogród”. Nie tylko piękne określenie, ale niesamowicie twórczo określa duszę i to, co się w niej dzieje.
Wyobraź sobie, że twoje wewnętrzne życie jest ziemią, którą przez całe życie pieczołowicie uprawiasz. Wiemy, w jaki sposób możemy podejść do uprawy, jak i co angażować, by ten tajemniczy ogród przyniósł rzeczywiste owoce. Praca nad sobą w tym Psalmie otrzymuje swój konkretny kształt i charakter. Człowiek musi dołożyć wszelkich starań, by jego życie stało się rzeczywiście ogrodem, w którym wzrastać będą różnego rodzaju doświadczenia, przynoszące nam duchowe i fizyczne dary. Pielęgnowanie może dla niektórych osób być mozolnym działaniem, ale na pewno nie możemy spodziewać się tego, że nikła praca przyniesie wielkie efekty.
Nasz układ- zaangażowanie może niejednokrotnie w ogóle nie przynosić żadnego rezultatu, ale praca uszlachetnia, kształtuje i warto choćby z tego względu nie poddawać się i nie rezygnować. Nasz tajemniczy ogród jest bardzo wrażliwy i wymagający, co powinno wzmóc w nas bycie cierpliwym, wyrozumiałym i nade wszystko otwartym. Przygotowanie duszy na przyjęcie darów wymaga odpowiedniego nastawienia – zaufania, że to, co ofiaruje mi Bóg jest mi potrzebne i mam to w odpowiedni sposób wykorzystać.
Odpowiednie przygotowanie swojej duszy wymaga czynników, które uzdolnią nas do rozwinięcia naszych wewnętrznych zdolności. Człowiek ma swoje indywidualne predyspozycje, które z czasem odkrywa i rozwija. Bóg ofiaruje nam zdolności, budzi w nas pragnienie nieustannego rozwijania samego wnętrza : „Nawodniłeś jej bruzdy, wyrównałeś jej skiby, spulchniłeś ją deszczami i pobłogosławiłeś plonom.” (Ps 65,11)
Poznanie siebie pomaga nam skierować nasze działanie w takim kierunku, który pomoże nam osiągnąć cel, którym są owoce wynikające z naszej pracy. Dążenie w odpowiednim kierunku jest szansą zyskania właściwych efektów. By nasz ogród mógł stawać się coraz bardziej pięknym musimy dbać o niego : praktyka modlitwy, ćwiczenie swojego sumienia, odczytywanie woli Bożej i jej realizacja, zaufanie i zawierzenie Bogu, budowanie wspólnoty, czynienie dobra, dokonywanie oceny bieżącej stanu swojego życia itp.
Każdy, kto dba o jakieś „roślinki, czy poletko” zdaje sobie sprawę z trudności, nieopłacalności, ale też i radości, które przychodzą po długiej pracy. Praca nad sobą to nawadnianie, spulchnianie, wyrównywanie, grzebanie w poszukiwaniu chwastów i w końcu radość z zebranych plonów. Trud zaowocuje a poświęcenie i ofiarność zostaną wynagrodzone- ale jak wszystko potrzebuje nas, tak podobnie jest w pracy nad sobą.
Psalm 66
Tchnąć życie
Każdy z nas w swoim codziennym życiu tworzy wiele teorii i idei, które albo wciela w swoje życie, albo poszukuje odpowiedniego sposobu ich realizacji. W każdym człowieku zgromadzone są pokłady przeróżnych doświadczeń, pragnień, myśli i celów. Ich realizacja, czy możliwość osiągnięcia czegoś zależy od tego, czy są realne i możliwe do wprowadzenia w nasze życie. Ile swoich myśli, teorii, idei rzeczywiście wprowadziłeś w życie, ożywiłeś i uczyniłeś fizycznie realnymi? Wszystko, co gromadzimy w sercu, umyśle, a nieurzeczywistniane jest w naszej codzienności, jest tylko wyobrażeniem, może szczerym pragnieniem, czy marzeniem. Dopóki nie znajdzie się w nas chęć czy siła, która wypchnie to z nas i wcieli w życie, tak długo będzie to, mimo wszystko martwą ideą.
Wiele rzeczy nie potrafimy, albo nie możemy wprowadzić w życie z różnych powodów. Pozostają one, jako dalekosiężne plany, które jeśli byśmy mogli wprowadzić, to na pewno byśmy to uczynili. Jeśli nie możemy, niekiedy są to notoryczne myśli budzące inne działanie, które jest jakby zastępstwem tego ostatecznego celu, który pragnęlibyśmy wprowadzić w czyn.
Rzeczywistość istniejąca w naszym sercu czy myśli, potrzebuje ożywienia. Ożywienie to ucieleśnienie tych idei, które są w naszym wnętrzu. Realność ich istnienia widoczna jest wówczas, gdy adoptują się one do naszej rzeczywistości, nadają jej wartość i wskazują kierunek.
Ps 66,9- „Bo On życiem obdarował naszą duszę i nie dał się potknąć naszej nodze.”
Ucieleśniane plany w naszym życiu potrzebują nieustannego ożywiania- naszej aktywności, zaangażowania, które będzie rozwijało i niejako odświeżało naszą myśl. Człowiek, jeśli pozbawi się pierwotnego entuzjazmu może stłamsić jakiś plan. Powinniśmy karmić naszą wewnętrzną motywację, by nie ostygł nasz zapał. Jeśli pragniemy wdrażać w nasze życie jakieś idee, musimy nieustannie się motywować, szukać zachęty i wciągać się w nowe przygody- doświadczenia. Im bardziej zaangażowani jesteśmy w realizację naszego życia, tym bardziej czujemy satysfakcję i radość z tego, że możemy je tworzyć.
Życie to pęd wielu wydarzeń wymagających naszego zaangażowania. W pewnych okolicznościach możemy niestety stracić zapał i sens naszego działania. Pracując nad sobą powinniśmy odkrywać to, czego rzeczywiście pragniemy i jeśli obiektywnie jest to dobre, powinniśmy uczynić wszystko by tak się zaangażować, by pragnienia otrzymały swoje życie.
Psalm 67
Owoc mojej pracy- efektywność
Ilekolwiek mamy lat, w każdym z nas istnieje pragnienie obserwowania efektów swojej pracy. Człowiek jest bardziej spokojny, więcej w nim radości, gdy widzi faktycznie efekty swojego zaangażowania. Owoce są też motywacją do jeszcze mocniejszego zaangażowania i wkładania więcej wysiłku i ofiary, by osiągnąć zamierzony cel. Trudno o chęci, gdy nie widzimy konkretnych owoców naszej pracy albo, gdy widzimy wręcz odwrotne efekty, przeciwne wobec naszych zamiarów.
Człowiek zdaje sobie sprawę, że niekiedy na efekty trzeba czekać, ale i tak brakuje cierpliwości, niekiedy wyrozumiałości, bo chce wszystkiego natychmiast. Problemem jest dom, w którym się wychowujemy: praca- efekt; efekt-praca. Konsumpcjonizm, ale też silnie wchłaniany przez nas pragmatyzm powodują, że nie wystarczą nam same dobre intencje i zmiany. Potrzebujemy rezultatów, gdyż w pewnym względzie są sprawdzianem poprawności naszych dążeń i sposobu ich realizacji. Trudnością dla nas jest też to, by zaakceptować te owoce, które rzeczywiście się rodzą, a które często dalekie są też od tych, które sobie my okazaliśmy. Często zawiedzeni, niekiedy zrozpaczeni i zniechęceni poddajemy się rezygnacji i powstrzymujemy się od angażowania w sprawy, które według naszej opinii są zwyczajnie nieopłacalne.
Ta sprawa wymaga naszej pracy nad sobą. Jeśli zwróceni jesteśmy tylko na zysk, opłacalność, wiele sytuacji w naszym życiu będzie ograniczonych, niepodejmowanych ze względu, na jakość owoców albo ich brak.
Wydaje nam się, że jesteśmy wolni, bo to my możemy wybrać sprawy, w które będziemy się angażować, ale efekt niestety jest odwrotny. Ograniczenie się tylko do spraw, które naszym zdaniem są opłacalne bardzo zawężają naszą aktywność i wybór sytuacji, w które będziemy się angażowali. Okrojony zakres naszego zainteresowania i działania wpłynie również bezpośrednio na kształt naszej osobowości i charakteru.
Nasze działanie nie może być motywowane tylko owocami i chęcią zysku, lecz powinny być w nas bardziej wartościowe motywacje. Niekiedy nasze działanie wnosi dużo więcej niż zyskanie owoców. Może to dziwnie wygląda, ale spójrzmy, iż działanie ma wpływ na całą osobę- kształtuje ją, a owoce są rezultatami tej pracy. Nie mamy tylko działać, dlatego, że mogę coś zyskać- choć są to nieodłączne sprawy. Efekty zależą od działania. Zmieniając siebie, zmienia się moje działanie, a w rezultacie przynosi to lepsze owoce.
Ps 67,7- „Ziemia wydała swój owoc, Bóg, nasz Bóg, nam pobłogosławił”
Człowiek wyda właściwy owoc przez własne zaangażowanie, przemianę swojego myślenia i motywacji dla własnego działania.
Psalm 68
Równać drogę.
Z jednego punktu do drugiego możemy przeprowadzić bardzo wiele różnych linii, które będą różnego kształtu. Wydaje nam się, że najwłaściwsza droga to ta prosta, która jest najkrótszą drogą. Prosta droga umożliwia nam prosty dostęp do celu, gdyż nieustannie mamy go przed oczyma i wciąż możemy obserwować jak zmniejsza się dystans dzielący nas od celu. Różnica dróg, które możemy obrać wskazuje różne trudności, które możemy napotkać i które wpłyną na dalszy rozwój drogi- będziemy zbawiać, oddalać się i w końcu zbliżać. Różnorodność dróg to świadectwo naszych decyzji, wyborów i ich konsekwencji albo owoców.
Sami widzimy w codzienności, w jaki sposób kształtuje się dzień, sytuacje i trudno nam niekiedy, pomimo szczerych chęci pójść tą prostą drogą. Świadomy wybór drogi postępowania zdecydowanie powinien być poparty motywacjami i nasza chęcią osiągnięcia sprecyzowanego celu. Im bardziej jesteśmy świadomi, co i jak chcemy osiągnąć, tym bardziej jest to dla nas na wyciągnięcie ręki,
Pewnie każdy z nas zna gry polegające na przetaczaniu kulki po labiryncie do określonego miejsca- celu, by móc wejść na kolejny poziom. Nasze życie podobne jest do tego labiryntu, w którym jest wiele dróg- możliwości, ale choć początkowo wydają nam się otwarte i dobre, z czasem okazują się drogą bez przejścia i trzeba znów wrócić do początku, by znaleźć inną, właściwą drogę. Prosta droga- to pojęcie względne, a w rzeczywistości proste powinny być nasze decyzje, postanowienia i wybory. To jak kształtuje się życie, to jedna strona medalu, ale znacznie ważniejsza jest ta druga strona- będąca naszym nastawieniem wobec Boga i Jego woli. Równanie drogi to symboliczne działanie, które ma umożliwić Bogu w nas działać.
Ps 68,5- „ Śpiewajcie Bogu, grajcie Jego imieniu, równajcie drogę przed Tym, który dosiada obłoków, cieszcie się Panem, przed Nim się weselcie”.
Prostowanie dróg polega na ułatwianiu i umożliwianiu, by Bóg mógł w nas działać, byśmy w codzienności rozpoznawali Jego znaki i starali się całkowicie im zawierzyć i je podejmować. Człowiek powinien zrozumieć, że kierowanie się wolą Bożą ujednolica jego codzienność i kształtuje przejrzyste cele.
Praca nad sobą ma nam ukazać naszą otwartość, dyspozycyjność i ich rzeczywisty stan. Czy potrafimy zaufać Bożym drogom i rozwiązaniom, i tak realizować swoją codzienność, by głos decydujący pozostawić Bogu. Wartość naszego życia leży w tym, jak bardzo przylgniemy do woli Bożej. Pracując nad swoim wnętrzem człowiek musi ćwiczyć swoją dyspozycyjność i starać się uczynić wszystko rzeczywiście świadomym wyborem Boga, jako swojego Przewodnika. Prostowanie dróg to dbanie, by nasze decyzje, wybory stawały się coraz bardziej proste i wierne woli Bożej.
Psalm 69
Ludzkie bagno.
Każdy z nas niestety, może wpaść w swoim życiu w najgorsze doświadczenia i być może tak postępować, by zniszczyć jeszcze bardziej swoje życie. Mówimy, że „człowiek sięgnął dna”. Co to tak naprawdę oznacza? Przestając żyć jakimiś wartościami człowiek dokonuje bardzo często skrajnych wyborów, które pogrążają i doprowadzają do przepaści. Człowiek zagubiony w swoich myślach i dążeniach pogrąża się w ciemnej stronie swojego życia. Do tego stopnia zniewolony jest człowiek, że dla niego nie istnieje prawo wyboru i wolność. Człowiek jest tak wewnętrznie skłócony, że nie dostrzega innych możliwości wyboru niż tylko te, które obiera i realizuje. Ktoś, kto obserwuje taką osobę z boku, widzi bardzo wyraźnie jej irracjonalność i tak bardzo widoczne błędy, które wręcz dziwią, że można aż tak się stoczyć i postępować. Dlaczego jest taki ograniczony? Może zbytnie zaangażowanie się w coś, z czego tak trudno się wycofać stało się zniewoleniem i tak silnym ograniczeniem, że człowiek już się poddał i zrezygnował z dalszej walki. Sięgnięcie dna to stan kompletnej beznadziei i braku nawet wyobrażenia sobie możliwości odnalezienia jakiegoś wyjścia.
Bagno jest symbolem nagromadzonego wielkiego zła, które człowiek wybrał być może nieświadomie, a stoczył się do samego dna przez nieświadome konsekwencje wcześniejszych wyborów, które być może wyglądały tak niewinnie. Człowiek nie uświadamia sobie niczego, zgasły wszelkie iskierki dobra; doświadcza samotności, odrzucenia, nie ma także nikogo.
Ps 69,15- „ Wyrwij mnie z bagna, abym nie zatonął, wybaw mnie od tych, co mnie nienawidzą, ratuj mnie z wodnej głębiny.”
Niekiedy ludzka egzystencja znika w bagnie zła, błędnych wyborów, wyniszczenia. Człowiek schodząc na same dno może je poczuć.
Z jednej strony świadomość tak niskiego upadku może jeszcze bardziej pogrążyć człowieka i pozbawić go kompletnie wszystkiego. Dla innych wyczucie dna pod stopami, może stać się ostatnią „deską ratunku”. Wpadnie na pomysł, albo inne osoby mu to uświadomią, że może odbić się od dna i szukać rozwiązań służących mu, jako ratunek i wyjście z tej sytuacji. „ Ja zaś jestem nędzny? I pełen cierpienia, niech pomoc Twa, Boże, mnie strzeże.”(Ps 69,30)
Na ratunek nigdy nie jest za późno. Człowiek może w każdym momencie wyjść z trudnej sytuacji. Jeśli tego pragnie, wówczas działanie, choć może mozolne, prędzej czy później przyniesie oczekiwane rezultaty. Każdy z nas, jakikolwiek jest stan jego życia powinien mocno się trzymać wiary i Boga i przygotować się na najgorsze. Nigdy nie możemy być pewni tego, że i my być może takiego stanu nie osiągniemy. Wiara i odpowiedni ludzie gotowi służyć mu pomocą, to najmocniejsze zabezpieczenie na taką ewentualność.
Psalm 70
Co ja mam?
Nagromadzone przez lata doświadczenia są naszym najcenniejszym skarbem, skrywanym wewnątrz nas. Gdy staniemy pośrodku naszego mieszkania i rozejrzymy się dookoła dostrzeżemy też ogrom fizycznych przedmiotów, świadczących o naszych zainteresowaniach, fascynacjach, pragnieniach i celach. Wszystko to i wiele innych rzeczy, wydaje się naszym życiowym dorobkiem. Przywiązujemy ogromną wagę do tego, co posiadamy, a jeszcze bardziej zawładnięte mamy myśli tym, co byśmy chcieli posiadać.
W przestrzeni naszego życia są ważne i ważniejsze sprawy- nie tylko świat materialny jest nam drogi. Co ja mam? Co stanowi niebywałą dla mnie wartość? Czego nie chciałbym stracić?
Przypomina mi się, pewnie znana wam historyjka o kangurze, który uwielbiał promocje w sklepach. Po wielu odwiedzinach w różnych sklepach, nagromadził on w swojej kieszeni na brzuchu bardzo wiele przeróżnych przedmiotów. Miał ich taką ilość, że z trudnością się poruszał. W końcu wszedł do kolejnego sklepu skuszony kolejną promocją, gdy w tym sklepie niespodziewanie wybuchł pożar. Wszyscy kierując się ku wyjściu przeciskali się przez strasznie zatłoczone miejsce przy drzwiach. Kangur próbując się ratować, próbował również przedostać się przez wąskie drzwi, ale nie mógł tego uczynić, gdyż zbyt wielka była jego kieszeń, przez co nie mógł w żaden sposób przez nie przejść. Wszyscy się ratowali a on przez swoją zgubną tendencje gromadzenia wszystkiego w swojej kieszeni, niestety zginął w płomieniach.
Kiedy pierwszy raz słyszałem tą historię wyobraziłem sobie sytuacje – że płonie mój dom i co bym chciał ratować. Mimo bardzo wielu pomysłów, zawsze zdawałem sobie sprawę, że to, co chciałbym uratować nie jest jednak najważniejsze i tak mimo wszystko czegoś by mi zabrakło. Jednak nie chciałbym zginąć w płomieniach z racji mojego braku zdecydowania. Wówczas pojawiło się pytanie: „co ja mam?”
Ps 70,6- „Ja zaś jestem ubogi i nędzny, Boże, pośpiesz mi z pomocą”.
Wszystko, co mam najcenniejszego nie zawdzięczam sobie, ale tym, którzy przy mnie byli czy są. Doświadczenie żywej wspólnoty z innymi osobami może ofiarować nam to, co rzeczywiście jest ważne, cenne i niezastąpione.
W pracy nad sobą warto zadać sobie pytanie: ”co ja mam?”. Co jest moim największym skarbem? Być może wyjdzie, że przywiązuje wagę do rzeczy błahych, a może uświadomię sobie, że marnuje swoje skarby, a być może zrozumiem, że najcenniejszego skarbu jeszcze nie posiadam.
Psalm 71
Podpora.
Nowe dążenia i siły niekiedy gasną albo są zachwiane przez inne czynniki towarzyszące danym sytuacjom. Tracimy pewność i sens naszego działania. Jeśli pozostajemy sami na tzw. ”polu bitwy” i nie ma ludzi, którzy nas wspierają i podtrzymują wówczas jeszcze bardziej jesteśmy w stanie utracić poczucie pewności.
Coś, co jest słabe, niestabilne wymaga umocnienia. Dlatego powinniśmy odnaleźć uzasadnienie dla swoich motywacji działania. Oprócz motywów ze względu, na które działamy, powinniśmy posiadać silną wewnętrzną motywację, która będzie umacniała nasze dążenia. Liczy się każda podpora… Warto, byśmy uzmysłowili sobie, kto lub co pełni w naszym życiu funkcję podpory. Myślę, że dobrze wiesz, kto lub co wspiera cię w życiu, w codzienności. Warto, jeśli to możliwe bardzo mocno się tego trzymać.
Podpora nie tylko ma wspierać nasze dążenia i cele. Choć taka funkcja jest też bardzo potrzebna, to podpora powinna również ukierunkowywać nas i umacniać nowe cele. Podpora powinna stać się źródłem nowych rozwiązań, pomocą w odkrywaniu innych możliwości. Tutaj po raz kolejny uwidocznia się różnica działania w pojedynkę, a znacznie różniącą się postawą- działania we wspólnocie.
Praca nad sobą ma wzbudzić w nas pragnienie budowania duchowej i fizycznej jedności z „podporą”. Utworzenie tego duchowego mostu przyniesie umocnienie dla naszych dążeń, planów i celów.
Ps 71,6- „Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin, od łona matki moim opiekunem, ciebie zawsze wysławiałem”.
Doświadczenie wsparcia- opieki daje nam poczucie bezpieczeństwa nawet, gdy sytuacje stają się trudne i bolesne. Człowiek w pojedynkę nie jest wstanie stawić czoła wszystkim wydarzeniom. Potrzebuje wsparcia i siły, którą zapewnić może nam nasza „podpora”. Świadomość, że „ktoś stoi za mną” dodaje nam siły do ucieleśniania i realizacji pewnych celów i zamierzeń.
Bóg od początku naszego istnienia jest najwierniejszą naszą podporą, którą niestety często odrzucamy, odsuwamy, przez co jakby znika z naszych odczuć, a my zadawalamy się jakąś imitacją, namiastką. Odsuwamy się od Boga, bo wydaje nam się, że to, co On nam sugeruje, jeśli to w ogóle słyszymy jest nierealne i zbyt wymagające. Wolelibyśmy, by Bóg za nas i bez naszego bezpośredniego uczestnictwa załatwiał nasze sprawy, a my będziemy cieszyć się jedynie rezultatami.
Jeśli włączymy wyobraźnie i będziemy myśleli o podporze to sami zobaczymy, że jej zadaniem jest umacniać to, kim my sami jesteśmy, a nie nas wyręczać.
W pracy nad sobą starajmy się dostrzec słabe elementy naszego życia; jeśli mają one szczególną wartość, starajmy się znaleźć odpowiednią dla nich podporę.
Psalm 72
Życiodajny deszcz
Może opatrzność, że gdy piszę to rozważanie, za oknem pada rzęsiście deszcz. Szum opadających kropel jest oznaką, że da początek albo umocni on istnienie. Pomimo skrajności pogodowych, bo deszcz może sprawić również powódź, wciąż zdajemy sobie sprawę, że gdyby nie on życie roślin, a później i ludzi wisiałoby na włosku. Deszcz uruchamia wyobraźnię i człowiek jest wstanie wyobrazić sobie, co dzieje z nim się, gdy spadnie na ziemię.
Użyźnia, nasącza, daje życie, paruje, tworzą się chmury i znów od początku… Ruch deszczu i fakt, co mogą uczynić wszystkie te krople spadające w jednym momencie w trakcie deszczu, uświadamiają moc stwórczego gestu Boga.
Ps 72,6- „ Bądźcie jak deszcz spadający na trawę, jaj rzęsista ulewa, co nawadnia ziemię”.
Wiemy, że psalmista zapowiada tymi słowami przyjście Jezusa. Jego łaska, nauczanie, dar życia i śmierć stają się jak deszcz życiodajny, budzący do życia wszystko to, co uschnięte czy uśpione. Człowiekowi i sytuacjom nie wystarczy tylko to, że ten deszcz spadnie, ale nade wszystko potrzeba otwarcia się na jego działanie.
Otwarcie się na działanie łaski jest wyrażeniem naszej zgody, całkowitego zaufania, że przemiana, która się dokona jest nam potrzebna, że to zostało przez Boga zaplanowane. Działanie Boga nie zawsze musi być do końca zrozumiane. Jego łaska działa „ponad naszym wyobrażeniem”. Tak jak deszcz spada na ziemię, by ją nawodnić- wszyscy rozumieją to działanie, jego potrzebę, ale nie wielu było tak dociekliwych by rozkopywać ziemię, by zobaczyć jak strugi wody znikają w jej głąb.
Obserwujemy działanie, wnikamy w rezultaty, ale często nasze działanie wciąż pozostaje dla nas tajemnicą.
Deszcz budzi w człowieku to, co dobre; rodzi w nim do istnienia to, co może mocno skrywane przestało kiedyś istnieć- działać. Przemiana, która dokonuje się za sprawą Jezusa nie jest agresywnym- inwazyjnym działaniem, lecz delikatnym, ale skutecznym odradzaniem, budzeniem. Człowiek dzięki temu działaniu odkrywa to, co skrywa jego życie, a wraz z obudzeniem się tego, co dobre, rodzi się również silna nadzieja.
Odradzające się dobro w człowieku jest oznaką życia oraz siły, jaką ma mimo wszystko drzemiące w nas dobro. Dobra w nas zgromadzonego tak łatwo nie można zniszczyć. Pomimo często destrukcyjnego naszego działania, siła dobra jest niezmierzona i tak wielka, że często niemożliwa do zrozumienia przez człowieka. Człowiek może siebie niszczyć, ale dobra w nim i przez niego uczynionego nie jest wstanie stłamsić. Bóg to wykorzystuje ofiarowując człowiekowi różne doświadczenia, by ten zrozumiał swoją niebywałą wartość i zmienił swój stosunek względem życia.
Praca nad sobą powinna posłużyć dla nieustannego budzenia siebie i tego, co Bóg w nas złożył, by nie zaprzepaścić tych wszystkich darów, które mają swoje konkretne zadanie.
Psalm 73
Co mnie cieszy?
Myślę, że odpowiedzi jest tyle ilu ludzi na świecie. Każdemu zupełnie coś innego sprawia radość i za tym podąża i tego pragnie. Po części sprawy szczęścia, radości komentował wskazując Ps 21. Jednak w tym miejscu pragnę ukazać właśnie to, co Psalmista- „Kogo prócz Ciebie mam w niebie? Gdy jestem z Tobą, ziemia mnie nie cieszy”(Ps 73,25). Psalmista w głębszym rozumieniu insynuuje nam pytanie: czy umiemy odróżnić wartości ziemskie od wartości nadprzyrodzonych?
Bardziej namacalne rzeczy, to, co w prosty sposób sprawia nam przyjemność jest dla nas dużo ważniejsze i praktyczniejsze niż dobra duchowe. To nie problem w namacalności i praktyczności, ale problem tkwi w rozumieniu wartości duchowych: radości, którą wnoszą w nasze życie.
Człowiekowi nie przychodzi łatwo myślenie perspektywiczne, dalekosiężne, dlatego dużo łatwiej jest go zaintrygować i zadowolić tym, co proste i natychmiast może osiągnąć. Duchowość natomiast jest czymś, co zakorzenia się w człowieku i wzrasta przez dłuższy czas jego istnienia. Dlatego człowiekowi niełatwo jest przemówić, że takie właściwe działanie być może, co prawda w późniejszym czasie, przyniesie bardzo wiele pożytku. Niekiedy może przerażać owo stwierdzenie- późniejsze rezultaty.
Każdy z nas fascynuje się jakąś rzeczywistością, dopóki go angażuje i przynosi korzyści, ale jak się nam znudzi, wówczas postępujemy bardzo radykalnie i odrzucamy rzeczy zbyteczne. Porzucamy niekiedy jak zużytą zabawkę, skupiając się znów na kolejnej rzeczy, sprawie. Interesuje nas wszystko to, co nowe i co wydaje nam się przydatne. Ale wstydzimy się w sumie przyznać do tego, że coś, co było w jednej chwili dla nas bardzo ważne, zaraz w innej niekiedy staje się już nic nie warte. Nasze pragnienia i ambicje są niezwykle wygórowane, a codzienność nie spełnia w pełni tego wszystkiego.
W sytuacjach niestety dopiero skrajnych, gdy coś odrzucamy albo przemija wówczas dostrzegamy, że w gruncie rzeczy można sobie bez tego poradzić. W wielu sytuacjach widzę, że można powstrzymać nieustanną chęć posiadania, ucząc się rezygnacji i dostrzegania tego, co rzeczywiście ważne. Spotykając się z dorosłymi, bardzo dojrzałymi osobami, dostrzegam ich niezwykle zachwycającą prostotę życia i skromność. Czy to wypływa z braków, czy z własnych, dobrowolnych wyborów. Im człowiek staje się starszy tym bardziej określoną ma rzeczywistość swojego życia. Cele i pragnienia nie ścigają się z kolejnymi propozycjami i możliwościami, ale człowiek wie po prostu, co ma we własnym życiu robić.
Duchowe wartości mogą nam umożliwić tą przejrzystość i realność życia. Musimy jednak podjąć się pracy nad sobą i przyczynić się do bardziej krystalicznego działania i przywiązywania się do spraw duchowych. Nie możemy ich umniejszać, a wręcz starać się je coraz bardziej odkrywać i nimi żyć.
Psalm 74
Zaciemnienie
Szczęściarzem jest ten, który wstając rano wie i rozumie, jaka jest wola Boża względem niego, względem dnia i wydarzeń, które go oczekują i potrafi się zaprzeć samego siebie i próbować w pełni zrealizować wszystko to, co Bóg dla niego przewidział. Odkrywanie woli Bożej, jej realizacja wymaga naszego zaufania i szczerości w pełnym przylgnięciu do Boga. Każdy z nas tworzy tą wyjątkową przyjaźń w konkretny, ale i też bardzo indywidualny sposób. Dzięki temu coraz lepiej znamy przestrzeń swojego życia, a jednocześnie coraz doskonalej wypełniamy własne powołanie.
Może wydawać się nam, że gdy udaje nam się przynajmniej w niektórych względach realizować wolę Bożą, możemy być przekonani, co do słuszności nowych wyborów i celów, których się podejmujemy. Jednak niekiedy bywa tak, że na sytuacje, których się podejmujemy wpływają inni ludzie i sytuacje. Wydaje nam się wówczas, że inni burzą porządek naszego planu. Pojawiające się pytania i wątpliwości stają się ciemną chmurą krążącą nad naszą głową. Jeśli coś innego przesłania nasz cel czy wartości, albo odpowiedzi, wówczas mamy do czynienia podobnie jak z przysłoniętym słońcem przez jakąś planetę, zaciemnieniem. Już nie wszystko wówczas jest takie oczywiste, pewne… Jakiekolwiek zburzenie naszych pewności wpływa na nas rodząc wątpliwości. Jeśli istnieje w nas zaciemnienie, wówczas rzuca ono cień na sprawy, w których uczestniczymy, które przeżywamy. Jedna wątpliwość budzi inne, przez co człowiek traci pewność i przekonanie.
Czy zastanawialiście się nad tym, czym są i jakie są w tobie zaciemnienia?
Zaciemnienie jest najczęściej utrata pewności w tym, co dotąd się realizowało. Jest utratą zrozumienia lub wyczuwania sytuacji i często wiąże się to z utratą zapału działania. Można to sobie wyobrazić na przykładzie obrazu- wchodzenia w mgłę… Im bardziej staje się ona silniejsza, tym mniej człowiek może dostrzegać i tym mniej pewnie może się przemieszczać po chwilach swoich codziennych doświadczeń. Brak orientacji, oddalenie od Bożej woli stają się przyczyną coraz bardziej pogłębiających się trudności i niepowodzeń. Człowiek żyje w świecie, który staje się dla niego coraz bardziej tajemniczy, niezrozumiały. Chcąc nawet postąpić słusznie człowiek nie potrafi wyrwać się z sieci własnych ograniczeń.
Ps 74,5- „Już nie widać nowych znaków i zabrakło proroka, nikt między nami nie wie, jak długo to potrwa.”
Jakie mam w sobie zaciemnienia? Brak umiejętności dostrzegania czy rozpoznawania znaków, to w naszym życiu najpoważniejsze zaciemnienie. Postępujemy po omacku, czyniąc każdy krok z trudnością, często narażając nie na niepotrzebne trudności. Innym zaciemnieniem jest indywidualizm, przez który nie potrafimy zaufać, otworzyć się na propozycje innych i czasem- we wspólnocie dążyć do osiągnięcia celu.
W pracy nad sobą powinniśmy podjąć się nieustannego ćwiczenia rozpoznawania znaków i podejmowania się ich razem z innymi osobami, które Bóg postawi nam na naszej drodze.
Psalm 75
Filary.
Budowanie całego życia, czy tylko chwili obecnej, wymaga od nas nie tylko odpowiedniego nastawienia, ale odpowiednich narzędzi. To, czym kierujemy się w każdej chwili naszego życia, to, co staje się też elementem budującym tą chwilę staje się filarem. Filary są naszymi osobistymi narzędziami, ale też nasz cechą charakterystyczną. Niekiedy staramy się świadomie wyćwiczyć te cechy, ale najczęściej jest tak, że przez różne doświadczenia wyłaniają się te filary i odkrywamy, co jest tak naprawdę naszą silną stroną.
Każdy z nas zdaje sobie sprawę jak ważne są filary, bo mając je dużo łatwiej jest nam przemieniać nasze życie- codzienność. Filary to wznoszenie naszego życia ponad przeciętność, która nas nie zadowala. Dzięki filarom wzbijamy się na wyżyny doświadczeń, które są dla nas okazją wiernego i kompletnego wypełniania naszego powołania.
Najbardziej stabilna budowla potrzebuje tylu filarów, aby być mocną, solidną i trwałą. Każdy z nas odkrywając realia własnej codzienności odkrywa również to, ile tak naprawdę potrzebuje filarów. Jest to chyba bardzo indywidualna sprawa.
Filar ma wznosić ciężar naszych codziennych doświadczeń. Filary stoją na solidnych fundamentach, dlatego też wyrastając z nich ukazują naturę i charakter naszych fundamentów. Można powiedzieć, że filary są żywym świadectwem naszych fundamentalnych wartości. Filary są naszymi codziennymi doświadczeniami- żywymi sytuacjami, które realizujemy w naszej codzienności. Dzięki nim stajemy się silniejsi, a wybory, które dokonujemy mają ogromny wpływ na tworzenie kolejnych chwil.
Ps 75,4- „Choćby się chwiała ziemia z wszystkimi mieszkańcami, Ja umacniam jej filary.”
Umacniać moją codzienność i jedyne właściwe przeznaczenie to zadanie, które możemy realizować dzięki codziennym doświadczeniom. Codzienność wskazuje nam perspektywy realizacji naszych dążeń i pragnień. Człowiek stawia czoła różnym sytuacjom. Jego zaangażowanie i radość z różnych rezultatów tworzy szczególną przestrzeń, w której Bóg na człowieku dokonuje wielu cudów. Filary są naszym sposobem bycia; naszymi cechami charakteru; emocjami wzmacniającymi dar Bożej miłości; umiejętnością realizacji woli Bożej itp. . Umacnianie filarów polegać może na mocniejszym przylgnięciu do spraw rzeczywiście ważnych. Umacniamy również filary przez własne decyzje i wybory, które szczególnie dają poczucie pewności wtedy, gdy postępujemy zgodnie z naszym sumieniem.
Praca nad sobą ma charakter umacniania tego, co dla nas ważne, czym żyjemy i czym kierujemy się w życiu. Nasza pozycja w życiu bywa często narażona na wiele przeciwności, dlatego tym bardziej potrzebujemy umocnienia dla naszego wnętrza.
Psalm 76
Wewnętrzne światło
Człowiek często korzysta z różnych wskazówek- kieruje się nimi i dzięki nim stara się osiągnąć jakiś zamierzony cel. Wskazówki mają różny charakter i wydźwięk. Niekiedy są to bardzo konkretne sugestie, słowa, pytania i odpowiedzi, ale często mają też bardziej duchowy charakter i są pewnego rodzaju przeczuciem, wewnętrznym przekonaniem, intuicją. Nazw jest wiele, jednak trudno sprecyzować, skąd to wewnętrzne działanie bierze swój początek.
W wielu sytuacjach niestety nie znajdujemy odpowiedniego rozwiązania. Sytuacje nas przerastają i irytujemy się tym, że życie wymyka nam się z rąk. W takich sytuacjach często towarzyszą nam wręcz akty depresji i rozpaczy, a działanie wręcz dla nas nietypowe. Można bardzo konkretnie powiedzieć, że tam gdzie nie ma mądrości, tam się jej nie znajdzie. Nie możemy postępować naprzód, jeśli nie jest nam znana droga. Szukanie mądrości to otwarcie wnętrza na działanie Boga. W przeciwnym razie działanie może stać się powierzchowne i donikąd nas nie zaprowadzi. Nie udawajmy intelektualnych gigantów, nie oszukujmy samych siebie, gdy czegoś nie wiemy. Niekiedy największą mądrość znajdziemy w tym, czego doświadczamy, jeśli otworzymy się na działanie woli Bożej w chwili obecnej. Szukając rozwiązania w swoich ograniczeniach daleko nie zajdziemy. Dlatego w niektórych sytuacjach (bardziej) musimy zrezygnować z własnego zdania, opinii… na rzecz wewnętrznego natchnienia, które nie zawdzięczamy sami sobie, ale jest darem.
Dla osoby wierzącej wytłumaczenie „wewnętrznego światła” nie jest niczym trudnym, gdyż przypisuje je działaniu Ducha Św., który wylewając na nas swoje dary uzdalnia nas do rozpoznawania tego głosu i realizowania go w różnych sytuacjach.
Ps 76,5- „Ty jesteś pełen światła i potężniejszy od gór odwiecznych.”
Działanie Boga w nas nie jest niczym skrępowane. Jedynie my nie potrafimy tego działania często dostrzec. W wielu sytuacjach działanie Boga jest ograniczone przez to, że my Mu osobiście na to nie pozwalamy.
Istnienie wewnętrznego światła jest oznaką działania Ducha Św., który wylewając na nas dary jest dla nas oparciem i przewodnikiem. Współpraca z nim przynosi owoc- konkretne dary, które są tą naszą wewnętrzną inspiracją. W wielu sytuacjach w sposób niespodziewany pojawiają się Boże inspiracje, które ratują w takich sytuacjach nasze życie. Człowiek niekiedy sam próbuje odnaleźć najwłaściwsze rozwiązanie jakiejś sprawy i w żaden sposób nie potrafi tego uczynić. Wówczas bardzo często, jako Boża pomoc pojawia się w sercu- myśl, działanie i człowiek odzyskuje radość, siły i chęć.
Każdy z nas może ograniczyć się tylko do swojego świata: pomysłów, pragnień, celów. Jednak czuje niekiedy własne ograniczenie. Mądrość podpowiada nam byśmy zaufali Bożym podpowiedziom i byśmy poszli za tym natchnieniem. Rozwijajmy zatem swoją wrażliwość i otwartość na Boże podpowiedzi, a wówczas tym bardziej, łatwiej będzie nam rozeznawać i podejmować się realizacji tych podpowiedzi.
Psalm 77
Lekcja z przeszłości
Choć zdajemy sobie sprawę z doniosłości zadania- życia chwilą obecną, to trudno jest nam odciąć się całkowicie od przeszłości, a szczególnie od tych dobrych doświadczeń.
Dobro z przeszłości jest naszym skarbem i tym, co wciąż nas uszlachetnia i kształtuje. Powracając do pięknych doświadczeń człowiek wciąż umacnia wiarę i nadzieję. Siła, z jaką przeżywamy pewne doświadczenia decyduje o tym jak długo i jak bardzo mają one na nas wpływ. Człowiek tworząc swoją teraźniejszość- przyszłość powinien czerpać z przeszłości, ale na pewno nie wracać do przeszłości, by żyć tylko wspomnieniami. Przeszłość jest często dla nas ukojeniem i w niej odkrywamy prawdę o naszej teraźniejszości. Jeśli coś w przeszłości zostało źle zrobione, źle wykorzystane, wówczas pokutuje to w naszej teraźniejszości. Dlatego wracamy też do przeszłości, by w niej rozpocząć naprawę naszej teraźniejszości i już bez popełniania tych samych błędów, co kiedyś, iść pewnie w przyszłość. Przeszłość jest nam ofiarowana a teraźniejszość i przyszłość zadana. Dlatego powinniśmy uważnie czynić kolejny krok, by nie zaprzepaścić kolejnych szans w naszym życiu.
Myślę, że każdy, kto konfrontuje swoją teraźniejszość z przeszłością jest w stanie odnaleźć bardzo wiele wniosków i dzięki nim zbudować kolejne piękne doświadczenia. Przeszłość daje nam dobre podstawy dla budowania teraźniejszości. Jeśli dobrze zrozumiemy to, co miało miejsce w naszej przeszłości będziemy wstanie też bardziej zrozumieć to, co obecnie nas dotyka. Przeszłość jest też dla nas źródłem interpretacji naszej teraźniejszości. Starając się o piękne doświadczenia dzisiaj bierzmy odpowiedzialność za naszą przyszłość- za jej stan, bogactwo. Chwila obecna w trakcie swej mobilizacji staje się naszą przeszłością, dlatego biorąc ogromną odpowiedzialność za tu i teraz, jestem odpowiedzialny za każdą następną chwilę mojego życia.
Ps. 77,67-„Rozpamiętuje dni które dawno minęły, i lata poprzednie… wspominam. Rozmyślam nocą, w swym sercu rozważam, a duch mój docieka…”
Każde doświadczenie jest po to, by przyniosło nam jakąś korzyść, ubogacenie. Wskazało nam jakieś perspektywy, by zbudowało kolejną chwilę. Jednak musimy mieć też niekiedy odwagę odciąć się od przeszłości, gdyż może ona działać również w negatywny sposób i pozbawić nas zapału do czynienia czegoś.
„Rozpamiętywanie, wspominanie, rozmyślanie, rozważanie”- tak wiele konstruktywnych sugestii, których powinniśmy się podjąć. Życie jest darem, który należy rozwinąć analizując też to, co składa się na naszą codzienność. Życiem jest trudnym darem wymagającej głębszej świadomości i właściwych wyborów. Uda nam się to osiągnąć tylko wtedy, gdy podejmując się współpracy z Bogiem będziemy bardziej świadomie przeżywali swoją codzienność.
Psalm 78
Miłosierdzie
Najtrudniejszą sztuką życia jest przebaczenie. Jesteśmy ludźmi pamiętliwymi, często oddajemy złem za zło, jesteśmy zadziorni i brakuje nam wyrozumiałości i wrażliwości. Brakuje nam miłosierdzia, choć sami bardzo mocno z niego korzystamy.
Wydaje mi się, że doświadczając nawet czegoś pięknego we własnym życiu, niezbyt długo to przeżywamy, żyjemy tym. Idąc do spowiedzi liczymy na Boże przebaczenie- odpuszczenie grzechów. Po otrzymaniu go wracamy do naszej codzienności, nie przejawiając w niej tego ducha, którego przed chwilą czy kiedyś tam doświadczyliśmy. Stając wobec jakiejś sytuacji czy człowieka sami nie potrafimy być tacy, jak tego wymagamy od innych. Nam Bóg ma przebaczyć, ale kiedy stajemy przed jakimś człowiekiem sami już tacy nie potrafimy być. Dar by mógł trwać i rozwijać się powinien być ze szczególną pieczołowitością realizowany, wówczas doświadczymy jego żywotności. W przeciwnym przypadku obumiera i całkowicie zanika.
Miłosierdzie, szczególna forma miłości jest cechą szczególną Boga. To On wielokrotnie i na wiele sposobów pragnie, by człowiek pojednał się z Nim. Przeżywanie braku jedności spowodowanego grzechem wzmaga często w człowieku pragnienie odzyskania tej szczególnej relacji. Wiedząc i rozumiejąc jak wiele znaczy przyjaźń z Bogiem, tym bardziej dokładamy starań, by zmienić swoją postawę- zło, które rozdziela nas z Bogiem. Tęsknota za Bogiem umacnia nasze dążenie do pojednania, choć zerwanie z grzechem nie należy do najprostszych zadań. Jednak to wszystko, co jesteśmy w stanie uczynić zawdzięczamy tym wszystkim momentom, w których doświadczyliśmy Bożego miłosierdzia- konkretnego przebaczenia, które Bóg udziela w sakramencie pojednania.
Musimy krzewić w sobie Boże miłosierdzie, gdyż wtedy dopiero zrozumiemy, na czym polega wyrozumiałość, wrażliwość i prawdziwe przebaczenie. Ten szczególny Boży dar jest udzielany nam nie tylko po to, by naprawić naszą relację z Bogiem, ale również po to, abyśmy na wzór tego, co czyni Bóg, potrafili budować wspólnotowe więzi- relacje z każdym człowiekiem.
Ps 78, 38-„On jednak w swym miłosierdziu odpuszczał im winę i nie zatracał. Gniew swój często powściągał i powstrzymywał swoje oburzenie”
Cierpliwość Boga i Jego wyrozumiałość jest tak wielka, że człowiek zanim głośno wyrazi swój żal za popełnione błędy, Bóg już nam to dawno, dużo wcześniej wybacza. Zna nasze serca, rozumie nas i wie, że często nasze działanie pozbawione jest świadomości i umiejętności wyobrażenia sobie końcowych rezultatów- konsekwencji.
Boże miłosierdzie ma nas nauczyć wyobraźni, przewidywania swojego działania, ale również podejmowania się odpowiedzialności za własne czyny, ale i też za innych, których nam postawił i powierzył Bóg. Praca nad sobą powinna przemienić nasze krytykanctwo i osądzanie w wrażliwość, wyrozumiałość. Dzięki temu będziemy potrafili przebaczać- czynić innym to, czego sami oczekujemy.
Psalm 79
Przynależność
Wychodzę z takiego założenia, że jeśli w coś się angażuję, pragnę w czymś uczestniczyć, pragnę też doprowadzić to do końca, gdyż angażując się postanowiłem do tego przynależeć. Jeśli dokonujemy jakiegoś postanowienia, deklaracji to po to, aby ich przestrzegać a nie szukać okazji do tłumaczenia się i unikania odpowiedzialności za własne wybory.
Z jednej strony musimy być bardziej rozważni w angażowaniu się w pewne sprawy, a z drugiej strony powinniśmy znać siebie i wiedzieć na ile nas stać. Nie biorąc tych dwóch rzeczy pod uwagę człowiek sam się naraża na ewentualne trudności. Pokonanie ich w takiej sytuacji wymaga od nas większego wysiłku i pomysłowości. Człowiek dzięki przynależności staje się bardziej odpowiedzialny za dary, które zostały nam ofiarowane.
Przynależenie do czegoś nie powinno wypływać z przymusu albo braku możliwości innego wyboru. Powinniśmy umieć i mieć możliwość wyboru i realizowania wolności. To nasz wybór- przynależeć do kogoś, czegoś… Im bardziej jestem zaangażowany w sprawę, im bardziej jestem przekonany, tym nam łatwiej jest realizować ową przynależność. Człowiek powinien rozumieć i realizować przynależność, jako tworzenie więzi- wspólnoty. Dzięki temu człowiek widzi inne zasady funkcjonowania swojego życia, dostrzega możliwość realizowania swojego życia w duchu, który sam obrał jako program. Tak naprawdę sytuacji i ewentualnych wyborów, w których zaczynamy do czegoś przynależeć jest nie wiele. Być może, dlatego, że przynależność ma w człowieku mimo wszystko wciąż negatywne znaczenie i dlatego w naturze ma omijanie wszelkich wspólnot, ugrupowań itd.., Ale wypływa to jednak z negatywnych doświadczeń, albo braku zrozumienia. Osoby, którym ukazano dobrze realizujące swe życie wspólnoty mają odpowiednie, pozytywne świadectwa, przekonywujące człowieka, że warto do czegoś takiego przynależeć. Muszę mieć jednak to osobiste przekonanie, by angażować się i przynależąc do czegoś, starać się z całym przekonaniem wypełniać jakieś zasady do końca.
Ps 79,13- „My zaś, lud Twój i owce Twojej trzody, będziemy wielbić Ciebie na wieki i przez pokolenia głosić Twoją chwałę.”
Utożsamianie się z kimś lub z jakąś ideą jest pod wieloma względami bardzo przydatne i bardzo potrzebne. Zyskujemy, jako ludzie przekonanie, że nie podejmujemy się jakiegoś działania sami, ale mamy wsparcie u innych osób. Przekonanie, co do słuszności wyborów i obranych celów gwarantuje nam owocność naszego codziennego działania.
Przynależeć- to stać przy czymś, trwać, uczestniczyć w czymś. Na pewno przynależąc do czegoś nie możemy pozostawać bierni, ale koniecznie musimy pracować nad sobą i radykalnie dążyć do systematyczności i wierności wobec tego, czego się podjęliśmy. Przynależność ubogaca naszą osobowość, tożsamość i ubogaca nasze wnętrze duchowe, jeśli Jezus jest Tym, do którego przynależymy.
Przynależność jest jedną z wielu form tworzenia i ucieleśniania wspólnoty, przyjaźni, relacji wzajemnej miłości. Im głębsze motywacje do przynależenia tym większa siła tego, co się tworzy.
Psalm 80
Odnowienie
Patrząc na swoje życie, oceniając własną sytuację, człowiek wielokrotnie przekonuje się o tym, jak szybko się do czegoś przyzwyczaja, jak szybko niekiedy znikają dotychczasowe cele i motywacje, jak wiele spraw staje się przeszłością. Człowiek nieustannie angażuje się w jakieś sprawy, wie, że musi włożyć w różne sprawy swoje umiejętności, siły, gdyż w przeciwnym razie jego działanie nie przyniesie rezultatów. Powinniśmy pamiętać również o tym, że działanie nie musi się zawsze wiązać z widocznymi efektami- możemy otrzymać coś nieoczekiwanego.
„Odnowienie”- jest bardzo ważnym elementem naszej codzienności. Każda sytuacja jest nowym zadaniem wymagającym innego nastawienia, dlatego musimy w naturalny sposób odnawiać się wewnętrznie- niejako aktualizować się wobec zmieniającej się rzeczywistości. Odnowienie to nie tyle zmiana osobistego nastawienia, zmiana motywacji czy intencji, jeśli nie powiodło nam się osiągnąć jakiegoś zamierzonego celu. Odnowienie jest odrzuceniem niepotrzebnych naleciałości, tendencji, czy dotychczasowego pokutującego złego nastawienia i zmiana intencji i motywacji oraz sfer, w których działamy. Każdy z nas może wpaść w pułapkę znużenia, a to z racji bardzo wielu powodów: brak efektywności, monotonia, trudność zadania itd. Człowiek, wydaje się, że podupada na duchu postępując coraz bardziej biernie wobec różnych zadań. Niekiedy nieodpowiednie decyzje i wybory powodują, że zbaczamy zbyt mocno z naszej pierwotnej drogi do celu obierając irracjonalne działanie. Człowiek może pogrążyć się we własnych złych decyzjach, jeśli nie będzie dokonywał odnowienia swojego myślenia i działania.
Niekiedy przez różne sytuacje kończymy jakieś działanie, zapominamy o czymś i przestajemy się już jakimiś sprawami zajmować, przez co pewne sprawy przemijają, choć z racji ich wartości niekiedy powinny być nadal obecne w naszym życiu. Odnowienie naszego życia będzie często zawróceniem ze złej drogi i obraniem tej właściwej. Człowiek może dokonać zmiany w swoim życiu dzięki temu, że będzie bardziej świadom wartości życia i tego, co dzieje się w jego codzienności. Odnowienie jest też odświeżeniem tego, co dotychczas w nas się działo, a co może z jakiś powodów ostygło lub wygasło.
Ps 80,4- „Odnów nas, Boże, i rozjaśnij nad nami swoje oblicze, a będziemy zbawieni.” Zastanawiam się już od długiego czasu nad tym, w jaki sposób człowiek powinien się odnawiać…
Pierwsza rzecz- to nieustanny rozwój- zadbanie o formację intelektualną, duchową. Człowiek nie może wpaść w stagnację, lecz nieustannie w pewnych sprawach musi człowiek być na bieżąco, w przeciwnym razie życie go nieoczekiwanie przerośnie.
Druga sprawa- to obiektywizm i ocena chwili obecnej- człowiek może odnawiać się dzięki temu, że stawia sobie cele i stara się je w jak najlepszy sposób wypełniać. Tylko, gdy człowiek posiada cel jest w stanie być silnym i wytrwałym.
Trzecia sprawa- to osobiste przekonanie do działania- człowiek tracąc poczucie pewności i słuszności tego, czym żyje, zwyczajnie traci to z oczu pogrążając się w ciemności niezrozumienia
Praca nad sobą jest odnawianiem siebie, dlatego tym bardziej starajmy się ten czas dobrze wykorzystać otwierając się na Boga, który chce rozjaśnić nasze życie.
Psalm 81
„Nie będziesz miał obcego Boga…” Ps 81,10
Słowa znane przez nas wszystkich, gdyż nawiązują do Dekalogu- Bożych przykazań. Słowa te nawiązują do bardzo wielu spraw w naszym życiu i to nie tylko w kwestii religijnej. Autor psalmu daje nam pod rozwagę pewną myśl, która określa szereg naszych zachowań. W innym już rozważaniu pracowaliśmy nad stawianiem Boga na pierwszym, najważniejszym miejscu.
Spróbujmy zrobić małe doświadczenie. Na małych karteczkach pojedynczo wypiszmy, co jest dla nas ważne: sprawy, rzeczy, cele, osoby itd. Później podzielimy to doświadczenie na dwa etapy.
1.Rozdzielajmy kartki: materialne sprawy na jedną stronę, wartości i duchowe sprawy na drugą… Po jednej stronie jest więcej karteczek? Już sama kwestia ilości pewnych spraw po jakiejkolwiek stronie wskazuje nam na wiele zagadnień, które powinniśmy rozważyć. Ilość wskazuje nam, na czym nam rzeczywiście zależy i ku czemu najbardziej zmierza nasze serce.
2. Druga rzecz postarajmy się te rzeczy, po jednej i po drugiej stronie poukładać od najmniej ważnych do najważniejszych. Tak powstałe piramidy ukażą nam kolejną rzecz, a mianowicie: jeśli porównamy szczyty obydwu piramid zauważymy, że na pierwszym miejscu istnieją dwie sprawy, które mogą ze sobą wewnątrz nas wzajemnie konkurować, wręcz nawet walczyć.
Jeśli wewnątrz nas dokonuje się walka pomiędzy Bogiem a czymś innym, równie ważnym, tak długo będziemy niszczyli swoje życie i nie wykorzystamy okazji zyskania dobra, które jest nam przeznaczone. Sytuacje, które są obecne w naszym życiu mają ogromny wpływ na całą naszą osobę. Decydujący wpływ ma to, co sami wybieramy, czym żyjemy. Jeśli to, co wybierzemy wpływa na nas pozytywnie, wówczas nie musimy się niczego obawiać i niczym przejmować. Jeśli nasze wybory są złe, powodują, że pojawia się coraz więcej trudności i niepokoju.
Postawienie czegoś na pierwszym, najważniejszym miejscu sprawia, że wszystko się temu podporządkowuje i jest od tego zależne. Dlatego wzbraniamy się przed mało roztropnymi decyzjami, które mogą bezpośrednio, bardzo mocno wpłynąć na nasze życie. Wybór tego, co stawiamy na pierwszym miejscu jest wyborem całej osoby, tego, czym chcemy żyć i na czym nam zależy. W ten sposób kształtujemy też charakter naszego życia, naszej codzienności. Jeśli uczynimy taki wybór, mamy pewność, że to właściwy wybór, wówczas nie powinniśmy dokonywać zmian, lecz szczególnie oddać się temu, co dla nas ważne i wiernie tym żyć.
To, co było na najważniejszym miejscu w piramidzie spraw materialnych jest naszym największym pragnieniem, ale też niebezpieczeństwem. To właśnie ta sprawa może stać się dla nas bogiem i wykluczyć z naszego życia to, co faktycznie ważne i wartościowe.
Praca nad sobą powinna służyć temu, by być czujnym, ostrożnym, by to, co było i jest naszym sprzymierzeńcem nie stało się wrogiem. Obserwując nasze cele i to, czego pragniemy, uważajmy, by nie odebrało nam pewności i dobra, które do tej pory zyskaliśmy.
Psalm 82
Być dla innych
Zmiany, które dokonują się w nas, może też dzięki pracy nad sobą, mobilizują nas do otwierania się na innych i służenia im tym dobrem, które sami zyskaliśmy. Przemiana nie jest tylko darem dla nas, ale staje się ona jednocześnie zadaniem wobec innych ludzi i spraw. Owoce, które w nas wzrastają powodują szereg zmian a jednocześnie przyczyniają się do krzewienia cnót i zdolności, które pomagają nam kształtować odpowiednie zachowanie.
Być dla innych wymaga wewnętrznego, odpowiedniego nastawienia. Wypływa ono z tego, że człowiek gotów jest rozeznać i wypełnić wolę Bożą. Nasze działanie ogranicza się do tego, że pozwolimy Bogu w nas działać. On pozna nasze serca i otwiera nasze oczy na różne sytuacje i ludzi i podpowiada jak mamy postępować.
Ułożenie własnych spraw, uporządkowanie własnych myśli i pragnień powoduje, że zyskujemy chęć życia, siły do ożywienia dobra. Służba innym staje się nasza życiową misją, w której odkrywamy wiele możliwości. Nie tylko Boże natchnienie, ale również ludzka wrażliwość jest konieczna do tego, aby być dla innych. Gotowość służenia wypływa z natury człowieka, z jego usposobienia, które możliwe jest do osiągnięcia dzięki otwartości na wolę Bożą i gotowości pełnienia Jego woli. Spotykamy na swojej drodze bardzo wielu ludzi potrzebujących- nie najważniejsze jest to, czy im pomożemy, ale jak będzie ta nasza pomoc wyglądała. Nastawienie naszego serca i motywacja naszego działania jest sprawą nadrzędną. Wielokrotnie mamy okazję służyć innym osobom, ale nie zawsze znajdujemy chęci do działania. Nie wypływa to z tego, że jesteśmy obojętni, lecz bardziej jesteśmy ograniczeni niepotrzebnymi spekulacjami i osądami sytuacji.
Trudno stworzyć jakiekolwiek kryteria, czy zasady postępowania. Najważniejsza zasadą postępowania jest miłość wzajemna i to dzięki niej odnajdziemy w sobie wszelkie potrzebne chęci, by służyć innym.
Ps 82,3-„Ujmijcie się za sierotą i uciśnionym, oddajcie sprawiedliwość ubogim i nieszczęśliwym.”
Jeśli jako człowiek znam swoją wartość, wiem jak cenne, ale zarazem jak kruche jest życie, wówczas tym bardziej łatwiej jest mi utożsamić się z każdym człowiekiem, a szczególnie tym będącym w potrzebie. W takich sytuacjach tym szczególnie działającym narzędziem jest serce, które umie współczuć, które przenika serce drugiej osoby i potrafi się z nim zjednoczyć.
Rozumiejąc siebie, własne ograniczenia i bóle, stając przed innymi ludźmi bardziej ich rozumiemy. Kluczem do serca innych osób jest moje własne serce. Praca nad sobą ma prowadzić również do głębszego poznania tych ludzi, których znam, za których jestem szczególnie odpowiedzialny. Zamiast wytykać innym błędy, zamiast piętnować innych za ich czyny, pracujmy nad swoją wrażliwością i wyrozumiałością.
Psalm 83
Prześladowania
Wydaje się, że temat zamierzchły. W XXI w. nie ma prześladowań, przecież żyjemy w państwie demokratycznym, jesteśmy tak mocno uświadomieni i rozwinięci intelektualnie i technicznie, że wręcz jest to nie możliwe, by we współczesnym świecie istniało coś takiego jak prześladowanie- taki głos usłyszymy od bardzo wielu osób. Choć wydawałoby się, że żyjemy w tak rozwiniętych czasach, to jednak zdziwimy się w sprawie prześladowań…
Kiedyś było to działanie bardzo widoczne i nieskrywane. Dziś posługują się takie osoby bardziej skrywanymi metodami: manipulacją, korupcją, zamaskowanymi ideami itd.. Niekiedy trudno zorientować się, z czym się ma do czynienia, gdyż jest to bardziej zamaskowane i dywersyjne działanie. Pod pozorem dobra krzewi się zło i degraduje pewne wartości i symbole, wystawiając je na ośmieszenie.
Człowiek w imię wolności czyni niekiedy bardzo dziwne rzeczy, często manipulowany nie zdaje sobie sprawy, że staje się sam dla siebie zaprzeczeniem. Wykorzystuje się do tego różnego rodzaju elementy, choćby nieświadomość i często zbyt małą wiedzę w jakiejś kwestii. Prześladowanie nie jest zagadnieniem bardzo odległym, bo dotyka najmniejszych komórek, np. małżeństwa. Kwestia orientacji religijnej osoby, którą się kocha, niekiedy staje się elementem prześladującym, zmuszającym drugą osobę do zmiany swoich idei, wartości, czy niekiedy świadomości religijnej. Niektórzy mają okazję, by obudzić coś, co realizowali a zostało w nich uśpione; niekiedy jednak jest to element pokazowy, dla przypodobania się komuś, ale nie ma w tym osobistego przekonania – osobistej wiary.
Ogromną presję i wpływ ma też nasze otoczenie. Wszelkie tendencje, czy myśli wypływają niekoniecznie od pojedynczych osób, ale są twarzą jakiś ugrupowań, które wietrzą w tym jakąś okazję do interesów. Inni, mający słabą osobowość niestety ulegają tej presji sądząc, że nie mają zbytnio innego wyboru. Niestety to kolejny sposób prześladowania- brak możliwości dokonania właściwego wyboru.
Ps 83,4.5-„Spiskują przeciwko Twojemu ludowi, zmawiają się przeciw tym, których strzeżesz. Mówią: „ Chodźcie, wytraćmy ich spośród narodów by więcej nie wspominano imienia Izraela.””
Trudności, które nas spotykają są naszymi osobistymi prześladowaniami. Zagraża nam wiele niebezpieczeństw, które mogą zmarnować nam życie, odebrać nadzieję i pozbawić wszelkich życiowych celów. Prześladowanie dotyka wielu sfer z życia człowieka, ale najczęściej są to sprawy życiowo ważne, będące elementem konstytutywnym w życiu każdego człowieka.
Praca nad sobą ma wnieść w nasze życie umocnienie tych wartości, którymi się kierujemy, aby żadne prześladowanie nie pozbawiło nas naszych życiowych skarbów. Będąc silnymi wewnętrznie będziemy potrafili przeciwstawić się wszelkim formom prześladowania.
Psalm 84
Wartość dnia- życia
Dni, w których spotyka nas coś szczęśliwego, w których coś udaje nam się osiągnąć należą do tych najpiękniejszych, które ze wzruszeniem wspominamy i za którymi tęsknimy. Z racji tego, że takie dni należą do rzadkości, ze szczególną możliwością i pieczołowitością traktujemy każde wydarzenie składające się na taki dzień. Ale nie mamy co się oszukiwać, są też trudne dni, w których nic nam nie wychodzi i pozbawieni jesteśmy radości. Czy faktycznie te dni nie mają żadnej wartości?
W pewnym odstępie czasu, patrząc z dystansu człowiekowi łatwiej jest ocenić sytuacje i to, co go w jakiejś chwili spotkało. Wartość każdego dnia jest dla nas wyraźna i zrozumiała, gdy widzimy, co te doświadczenia miały względem naszej osoby uczynić. Wartość dnia nie zależy od efektów, które zyskujemy, ale od jakości naszego zaangażowania.
Wartość dnia często przypisywana jest naszemu działaniu i zaangażowaniu a przecież dobrze wiemy, że mimo naszych zdolności nie wszystko jest pod nasza kontrolą. Wierząca osoba dobrze wie, że wszelkie dobro, którego doświadcza zawdzięcza Bogu, który w swojej miłości ofiarowuje wszelkie potrzebne nam dobro. Sama obecność Boga w naszej codzienności jest niebywałą wartością, bo „Doprawdy, dzień jeden w przybytkach Twoich lepszy jest niż innych tysiące. Wolę stać w progu mojego Boga, niż mieszkać w namiotach grzeszników.”(Ps 84,11)
Wydaje się, że to stwierdzenie psalmisty jak najbardziej jest logiczne, ale dlaczego tak jest, że „dzień z Bogiem jest lepszy niż innych tysiące”? Choćby, dlatego że działanie we współpracy z Bogiem prowadzi do określonych celów i wartości. Wiem, że moje działanie zyskuje jakiś szczególny charakter, który wyróżnia mnie od tych, którzy tej współpracy nie podejmują. Dzięki tej współpracy każdy człowiek ma możliwość pogłębić swoje działanie przez wartości, które ofiaruje nam Bóg.
Dzień z Bogiem jest wypełniony działaniem z miłością a wszystko, co czyni miłość ma najwyższą wartość. Człowiek dzięki temu może uświadomić sobie, do jakich wielkich rzeczy został stworzony i powołany. Trwanie przy Bogu gwarantuje nam liczne owoce w naszej codzienności. Działanie przy boku Jezusa gwarantuje człowiekowi słuszność wyborów. Dzień spędzony na wypełnianiu woli Bożej staje się niezwykłą przygodą świętości.
Praca nad sobą, powinna uświadomić nam jak wiele zawdzięczamy Bogu, jak wiele mamy szczęścia żyjąc, jak wiele mamy możliwości czynienia realną w naszym życiu woli Bożej.
Psalm 85
Silne połączenie
Kiedy realizujemy jakąś czynność wykorzystujemy wszystko, co mamy, aby uskutecznić swoje działanie i osiągnąć zamierzony cel. W takich sytuacjach odkrywamy, jakie połączenia są właściwe i konieczne, by móc dzięki tym wartościom osiągnąć upragniony cel. Dzięki połączonym wartościom człowiek otrzymuje poparcie dla myśli, które pragnie wcielać w swoje życie. Dzięki temu połączeniu jedna wartość stanowi umocnienie dla innej wartości, a jednocześnie jest świadectwem życia jakąś wartością. Dzięki temu, że żyję jakimiś wartościami mam możliwość je pomnażać. Rodzące się dzięki temu owoce stają się kolejnymi ważnymi wartościami. Bogactwem naszego życia są doświadczenia, które ewoluują i czynią następne doświadczenia. Każdy z nas dzięki temu ubogaca się i przyczynia się do krzewienia we własnym życiu i innych osób tego, co najlepsze.
Konstrukcja naszego życia bywa niekiedy zachwiana przez trud i ból, który nas dotyka, ale wówczas połączenie jakiś wartości sprzyja temu, by iść dalej, nie zatrzymując się na doświadczanych przykrościach. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że życie jakąś wartością wpływa na nasze wybory, decyzje i konkretny kształt naszej codzienności. W połączeniu w jedno wiele wartości buduje nasze życie, tworząc jego specyficzny duch- charakter.
Ps 85,11-„Łaska i wierność spotykają się ze sobą, ucałują się sprawiedliwość i pokój.”
Dobro i wartości mają to w sobie, że przyciągają do siebie… Działają jak magnez powodując pozytywne reakcje, przemieniając nasze życie i czyniąc je niezwykłą kopalnią dobra, z której nieustannie rozdajemy dobro innym. Człowiek, który stara się w swoim sercu nieustannie rodzić dobro, przyciąga do siebie inne wartości i ludzi tworząc z nimi „silne połączenie”.
Człowiek w niezrozumiały dla siebie sposób wyczuwa krążące wokół niego dobro, które pragnie wybrać, którym pragnie żyć. Jeśli jestem dobrego usposobienia, wówczas dużo łatwiej jest mi znaleźć wokół siebie ukryte dobro i wydobyć je na światło dzienne. Dzięki temu każdy z nas znając w sobie konkretne wartości, może rodzić je poprzez własne działanie, powodując coraz silniejsze rozprzestrzenianie się dobra, które urzeknie innych i pociągnie ich do działania w ten sam sposób. Wartości nagromadzone w naszym wnętrzu mają niezwykłą skłonność do przyciągania, dlatego człowiek o „szczególnych właściwościach” zawsze odnajdzie kogoś lub coś, z czym będzie chciał i mógł się łączyć.
Łaska – wierność
Sprawiedliwość – pokój
Miłość – wzajemność
Dobro – dobro
Wiara – nadzieja
Służba – pomoc, wdzięczność itd.
Myślę, że jeszcze wiele innych par każdy z nas potrafiłby znaleźć i stwierdzić, że to naturalne, że jedno rodzi drugie. Praca nad sobą powinna zapalić nas do tworzenia takich właśnie szczególnych połączeń.
Psalm 86
W szkole Jezusa
Codzienność rodzi wiele pięknych sytuacji. Jedne są dla nas bardzo jasne i oczywiste, inne skomplikowane i niezrozumiałe. Próbujemy różnych sposobów, aby zrozumieć swoje życie- codzienność. W wielu sytuacjach uświadamiamy sobie, że nie potrafimy- że nie mamy ani wystarczającej wiedzy, ani umiejętności. Reakcje wobec niezrozumiałych sytuacji są różne, albo szukamy innego sposobu, albo się poddajemy. Człowiek wierzący szuka odpowiedzi w Bogu- w jego nauczaniu. Wówczas wielu podobnie jak psalmista wypowiada pragnienie:
„Naucz mnie, Panie, Twej drogi, bym postępował według Twojej prawdy, nakłoń me serce, by lękało się Twego imienia”(Ps 86,11).
Zwrócenie ku Bogu i Jego woli swojego życia jest dobrym i właściwym rozwiązaniem, ale mimo wszystko trudno nam jest zrozumieć i od razu wcielać Jego wolę. Człowiek potrzebuje i w tym względzie jakiegoś konkretnego przewodnika, który umożliwi mu odpowiednio postąpić wobec tego wszystkiego, co mu proponuje Bóg. W szkole Jezusa potrzebne jest otwarcie się na propozycje Boga oraz bezwarunkowe zaufanie względem woli Bożej, która się na człowieku realizuje. By wykorzystać doświadczenia, które Bóg ofiarowuje człowiekowi musimy stać się rzeczywiście Jego uczniami.
Uczeń Jezusa, podobnie jak apostołowie w trakcie publicznej działalności Jezusa, musi wsłuchiwać się w głos Jezusa, poznawać Go, realizować dosłowne wskazania Jezusa i współuczestniczyć w Boskim tworzeniu życia mojego i tych, którzy zostali w jakiś sposób ofiarowani. Uczenie się w szkole Jezusa polega na wdrażaniu Jego woli w nasze życie. Jego rozwiązania są jasne i często radykalne. Aby umieć nimi żyć potrzeba czasu, w którym najpierw człowiek nauczy się Go kochać, a później czynić wszystko w imię Miłości. Poznanie drogi Boga jest rozpoznaniem właściwej drogi i programu dla własnego życia. Poznanie Jezusa motywuje do działania, którego owoce będzie krzewiło Jego osobę w naszym życiu.
Być uczniem Jezusa to niezwykła przygoda, w której nieustanne służenie wnosi w nasze życie ogromne pokłady radości i zadowolenia. Odkrywamy i uczestniczymy w wielkim dziele Boga, który czyni wszystko z miłości do człowieka. Jezus dzięki temu ma ogromny wpływ na nasze życie, otwiera nasze oczy, uszy, serce i czyni bardziej wrażliwymi na życie. Nakłania nasze życie do ofiarowania się Mu bezgranicznie, co sprawia, że stajemy się narzędziem w Jego ręku. Bycie uczniem Jezusa wzbudza w nas poczucie lęku- bojaźni przed odpowiedzialnością za dary nam ofiarowane. Chcemy być coraz bardziej godni tego, że jesteśmy uczniami Chrystusa.
Praca nad sobą ma pomóc nam odkryć to, co Bóg w nas złożył. Ma poruszyć nasze serce na działanie Boga i wzmóc chęci do działania w zgodzie z wolą Bożą.
Psalm 87
„… Najwyższy sam go umacnia”(Ps 87,5)
Myślę, że wiele nawet wierzących osób poddaje w wątpliwość fakt stałej obecności Jezusa przy nas. Wydaje nam się częściej, że jest to raczej działanie czasowe, gdy już coś się rzeczywiście dzieje, ale gdy Go tak naprawdę potrzebujemy, to Go nie ma. Kiedy dotykają nas trudne- niewytłumaczalne doświadczenia często wznosimy głos pretensji- „gdzie byłeś jak Cię potrzebowałem?” Może nie za bardzo jest świadoma nasza postawa, gdy wypowiadamy te, … i podobne słowa, ale ogólny wniosek jest taki, że gdzieś w zakątkach naszej duszy uważamy, że nie zawsze jest z nami. Na pewno kryterium, którym oceniamy Boga nie może być nasze- ludzkie postępowanie- że zawiodłem, że nie miałem czasu, że nie zauważyłem itp.. Musimy powtarzać sobie w nieskończoność, dopóki nie uwierzymy sami słowa: BÓG JEST ZAWSZE ZE MNĄ. Taka jest prawda, że jej nie rozumiemy, być może nie wierzymy jej i jej nie odczuwamy, ale to wcale nie oznacza, że Bóg mnie w jakimś miejscu, czy czasie opuścił. Trud, ból często odbiera nam poczucie bliskości Boga, ale to doświadczenie przekonuje nas o tym, że to wynik naszych ludzkich skłonności i ograniczeń.
„Ja jestem z wami, przez wszystkie dni aż do skończenia świata”(Mt 28,20) Skoro Bóg tak mówi, to jest to prawda i powinienem temu wierzyć. Przecież On jest „…Prawdą…”(J 14,6) Nigdy czego, jak czego, ale nie możemy Bogu zarzucić tego, że jest kłamcą. Skoro Bóg mnie zapewnia, że jest ze mną, to muszę rozszerzyć zdolność wyczuwania Jego obecności. Sama obecność Boga jest szczególnym umocnieniem, ale by ją odczuć trzeba umieć ją sobie wyobrazić i zrozumieć.
Realną, stałą obecność możemy dostrzec szczególnie podczas sakramentów. One są żywą obecnością i działaniem Boga względem człowieka, umacniając go wobec sytuacji i doświadczeń, które go dotykają. Ta pomoc- umocnienie ma rangę sakramentu, dlatego jest szczególnie ważna i wartościowa. Sakrament może być ważnie i godnie przyjęty, gdy człowiek jest dyspozycyjny względem łaski ofiarowanej w konkretnym sakramencie. Bóg zawsze wychodzi naprzeciw potrzebom i wymaganiom człowieka, ale nie zawsze on sam jest gotowy i otwarty na udzielaną mu pomoc. Sakramenty wymagają, by serce człowieka było przygotowane na przyjęcie tych łask, które wraz z tymi sakramentami mogą na nas spłynąć.
Praca nad sobą powinna obudzić w nas jeszcze bardziej obiektywizm. To, że potrzebuje jakiejś pomocy- często mam jakiś zamysł i chcę, by Bóg go zrealizował. Obiektywizm powinien pozwolić Bogu działać tak, jak On tego chce a ja w tym rozwiązaniu powinienem widzieć dobro i to, że to Boże rozwiązanie jest jedynie właściwe, choć może odbiega od mojego wyobrażenia.
Psalm 88
Trudna samotność
O samotności już wiele razy pisałem i omawiałem jej różne znaczenia. Samotność z wyboru jest czymś zupełnie innym niż być samotnym, gdy wszyscy się odwrócą i pozostawią w samotności. To o wiele trudniejsze doświadczenie, gdyż spotyka nas niezależnie niekiedy od naszego postępowania. To nie nasz wybór, ale sytuacja, która nas spotyka i która wywołuje różnego rodzaju odczucia i reakcje.
W jednej chwili mam z kim być, rozmawiam, a w drugiej chwili już nie ma przy tobie nikogo. To niecodzienne zjawisko musi być następstwem poprzedzających je innych wydarzeń. Niekiedy nasze zachowanie, niekiedy rozwój zdarzeń powoduje, że wokół nas rodzi się niespotykana dotąd pustka, która do tego stopnia nas przygniata, że nie odczuwamy nadziei. Telefon milczy, w twojej głowie stos myśli przemyka przez sekundę, czujesz, że wszystko wymyka ci się z rąk. Panicznie chcesz to wszystko, co było dotąd ogarnąć w swoich dłoniach, ale masz wrażenie, że wszystko przesypuje ci się jak piasek przez palce. Chcesz zwyczajności, by było jak dotąd, ale czujesz, że nic nie możesz zrobić. Przeszłość jakby się ciebie zaparła i nie chciała powrócić do codzienności. Twoje życie radykalnie zmienia swój kształt, wszystko staje się niezrozumiałe i dziwnie puste. Każdy ma swoje odczucia, które mu towarzyszą i które wpływają na dalszy rozwój akcji. Dopadająca człowieka niechciana samotność, boli i paraliżuje. Ta samotność powoduje dyskomfort i trudno z niej wyciągnąć jakieś wnioski i owoce. Tego rodzaju samotność spowodowana jest negatywnymi sytuacjami i zachowaniami. Człowiek przeżywający takie doświadczenia staje się pesymistą, gdyż w tym doświadczeniu samotności czuje się opuszczony i odrzucony.
(Ps 88,19) – „Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy, tylko ciemności mieszkają ze mną”. Człowiek doświadcza odsunięcia wszystkich i wszystkiego, co wprowadza go w ciemność, która przysłania i odbiera wszystkie cele, myśli i pragnienia.
To trudne doświadczenie, choć trudne do zrozumienia, dobrze wykorzystane daje wiele powodów do refleksji i obiektywnej oceny własnej sytuacji. Jest to też pewnego rodzaju forma oczyszczenia, dzięki której każdy może na nowo poukładać i nadać nowy kształt swojej codzienności. Nie jest łatwo samemu oderwać się od przeszłości i w ciemności szukać wyjścia, ale tego rodzaju doświadczenia uwrażliwiają nas i wyostrzają nasze życiowe zmysły, gdy dokonujemy kolejnych wyborów. Potrzebujemy niekiedy duchowego wstrząsu, aby zrozumieć, że to, do czego przywykliśmy jest złe, nieodpowiadające naszemu powołaniu.
Niekiedy spotykają nas doświadczenia, które wymagają cierpliwego oczekiwania. Musimy przeżyć doświadczenie, a więc niekiedy dłuższy czas musimy w nim trwać. Praca nad sobą powinna nauczyć na cierpliwości i wytrwałości w przeżywanych doświadczeniach.
Psalm 89
Przymierze.
Towarzyszą nam w naszym osobistym życiu, czy zawodowym jakieś konkretne zobowiązania. Postanawiamy coś uczynić i znając swoje możliwości podejmujemy się coś wiernie wypełnić. Nasze intencje są szczere i właściwe, natomiast forma realizacji bywa niekiedy nieadekwatna do tego, co postanowiliśmy. Próbujemy też niekiedy umocnić naszą sytuację, czy opinie przysięgając na coś – na kogoś, co w gruncie rzeczy ma przekonać innych do tego, że zrobimy wszystko, by nasze postanowienie zrealizować. Przysięga ma przekonać innych, że jesteśmy solidni, dbali i rzetelni. Człowiek jednak różnie wypełnia swoje przysięgi. Przysięga jest szczególnym postanowieniem i zobowiązaniem, które jest o tyle ważne, o ile właśnie objęte jest w ramy przysięgi. Czymś więcej niż przysięga jest przymierze, które ma, jako zaplecze mocniejsze postanowienia przestrzegania i realizowania własnych postulatów.
Przymierze jest dwustronnym sojuszem a przechodnim inicjatorem jest sam Bóg. To On najpierw daje spokojne, konkretne podstawy przymierza wiernie je wypełniając. Zaprasza On do pełnego zaangażowania się w przymierze, które nie tylko jest zadaniem, ale nade wszystko owocem wzajemnej miłości. Dzięki temu, że przymierze wypełniane jest w duchu wzajemnej miłości, staje się całkowitym ofiarowaniem się do dyspozycji drugiej osoby. Przymierze staje się bardzo konkretnym paktem istniejącym pomiędzy przynajmniej dwoma osobami. Pakt nadaje życiu pewne znaczenie, ale nade wszystko staje się pewnym niejako programem działania, w którym każde słowo, myśl, czyn wyraźnie posiada charakter miłości i ofiarności względem bliźniego. W historii biblijnej mamy wiele przykładów przymierza (Dawid, Mojżesz itd.), których głównym inicjatorem jest Bóg, który uzdalnia człowieka do realizacji woli Boga, jako zobowiązania wypływającego z przymierza.
Pomiędzy ludźmi jest również taka szczególna nić, która buduje solidne podstawy dla decyzji o podjęciu przymierza tych osób. Dzięki obustronnej chęci podjęcia się realizacji przymierza, ludzi zaczyna łączyć szczególna więź duchowa, wzajemna służba, ofiarność, chęć niesienia pomocy, dobrej rady itd. Więź tworzona nieustannie pomiędzy osobami zobowiązanymi do paktu- przymierza rodzi szczególną, wzajemną odpowiedzialność.
Ps 89,4-„Zawarłem przymierze z moim wybrańcem, przysiągłem mojemu słudze Dawidowi…” Muszę utwierdzać się w przekonaniu, że pomiędzy mną a Bogiem istnieje ta szczególna więź- przymierze. Praca nad sobą powinna nakierować nas na bardziej staranne i głębsze budowanie więzi z Bogiem i nieustanne odnawianie tego przymierza. Dzięki niemu wiem, że nigdy nie pozostaje sam, że nigdy mnie On nie zdradzi, nie wyprze, lecz z racji przymierza będzie zawsze przy mnie i mnie wspierać.
Psalm 90
Czas.
Czas jest dla nas tylko miarą, możliwością osadzenia jakiś wydarzeń w przestrzeni naszego życia. Posługujemy się nim z ogromnym szacunkiem, starając się jak najlepiej wykorzystać szansę nam ofiarowaną. Życie jest jedno, zatem jedna jest szansa, ale każda chwila jest możliwością coraz lepszego wypełniania tych okazji. Czas ma swoje granice i to zarówno duchowe jak i fizyczne. Mając świadomość przemijalności, szczególnie ciąży nad nami odpowiedzialność za każdą chwilę, która jest darem. Człowiekowi, któremu trudno odnaleźć się w przemijalności, grozi tendencja albo do zbytniego pośpiechu, albo do bojaźni zaangażowania z racji tego, że boi się utraconych chwil- sytuacji.
Dlatego bardzo często rytm życia wyznaczają niestety te dwie sprawy: pośpiech, bojaźń. Człowiek ulegając tym sprawom, tak naprawdę coraz bardziej ulega ograniczeniom, które odbierają mu okazję dobrego życia. Znając swoje możliwości, odkrywając faktyczny sens swojego życia, powinienem być bardziej odpowiedzialnym względem mojego życia- które jest, jakie jest, ale jest jedyne, niepowtarzalne i na swój sposób piękne.
Nasze normy czasowe oraz możliwości wykorzystania go są bardzo odległe od tego, co czyni Bóg: „Bo tysiąc lat w twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, albo straż nocna”(Ps 90,4) Bóg ma inną miarę czasu, dlatego jest ponad czasem, dlatego jest Tym, który ogarnia czas każdego istnienia. Słowo psalmisty zachęca do tego, byśmy starali się bardziej świadomie wykorzystać czas i nim dysponować. Jest to niezwykły dar, który daje nam szansę na podjęcie się wielu zadań.
Kiedy jestem świadom wartości czasu, którym dysponuję, mogę bardziej być systematyczny i wierny pewnym wydarzeniom. Zaangażowanie się w coś powinno być rozsądnym i roztropnym dzieleniem swojego czasu na różne sprawy, gdyż: „A większość z nich to trud i marność, bo szybko mijają, my zaś odlatujemy”(Ps 90, 103) Podczas organizowania własnego czasu warto rozmyślnie ocenić własną sytuację- możliwości i podejmować się tego, co rzeczywiście dobre, pożyteczne i owocne. Marnotrawienie czasu wynika z braku stanowczego odrzucenia tych spraw, które jedynie zabierają nam czas a nie wnoszą nic pożytecznego. Organizacja własnego warsztatu pracy- zajęć, odpowiednie rozdzielanie czasu pracy i sił pomoże nam bardziej konkretnie i owocnie wykorzystać to, co mamy.
Praca nad sobą wymaga czasu. Angażując się w nią wiem, że to nie jest ani stracony czas, ani bezowocny. Warto jednak spojrzeć na efekty swojej pracy, by móc ocenić i wydać opinię, że właściwie wykorzystujemy czas.
Psalm 91
Ofiarowanie się Bogu.
Mocnym krokiem w życiu duchowym jest oddanie się Bogu. Ten decydujący krok wypływa ze świadomego wyboru Boga, zaufania Mu i kierowania się Jego wolą. Dzięki temu każda osoba konkretyzuje swoje działanie, zachowanie i charakteryzuje swój osobisty styl życia wypracowany przy współudziale Boga, któremu ta osoba się powierza. Takie decyzje myślę, że wielu miało okazję obserwować będąc gdzieś, na jakiś rekolekcjach. To wydarzenie przybierało postać jakiegoś pojedynczego-stałego oddania się Bogu, przez modlitewny akt zawierzenia. Deklaracja pozostawała w formie pamiątkowej modlitwy oddania się Bogu na podpisanej osobiście kartce. Jednak, choć moment ten tak ważny w tamtej chwili, powoli wycinał się i często ograniczał jedynie do codziennej modlitwy- odmówienia tego aktu. Pozostawała jednak pustka w życiu codziennym i pytanie jak tym żyć- jak to realizować. Niekiedy pewnie niektórzy nie odnaleźli odpowiedzi i ich ambitny plan spoczywał gdzieś, jedynie w pamięci, jako „fajny” moment rekolekcji. Sami czujecie na pewno, że nie tak powinna się skończyć ta historia z osobistym aktem zawierzenia się Bogu. Pewnie niejedna osoba stwierdzi, że najwłaściwszą postawą będzie podejmowanie współpracy z wolą Bożą, przez osobiste realizowanie własnego powołania. I myślę, że właśnie w tym jest pewien klucz- dobry początek…
Psalmista powierzając się Bogu, ukazuje bardzo wiele owoców wypływających z tej współpracy. Ważne jest to, jak podejmiemy się tego pierwszego, najważniejszego kroku: „Kto się w opiekę oddał Najwyższemu”(Ps. 91,1a)
Chciałbym krótko podzielić się swoim doświadczeniem. Pamiętnego dla mnie dnia, we wspaniałych okolicznościach dokonałem aktu oddania się Jezusowi ukrzyżowanemu. Początkowy zapał i entuzjazm sprawił, że bardzo często powracałem i rozważałem mój osobisty akt zawierzenia, starając się nim coraz bardziej radykalnie posługiwać. Po jakimś tam dłuższym już czasie stało się to, już tylko rytualnym nawykiem. Spychanie tego momentu na koniec dnia, szybkie odczytanie modlitwy, brak zapału i radykalizmu sprawiło, że stało się to już jakąś ideą w moim sercu, która jest nierealną do całkowitego spełnienia. Był to moment bardzo mechanicznego, bezdusznego działania. Znów po jakimś czasie odnalazłem światło- rozwiązanie swojej sytuacji. Wybór Boga… codzienny świadomy gest, który stawał się początkiem poszukiwania Jego obecności w moim życiu. I tak dziś każda chwila jest okazją do powiedzenia: „Dla Ciebie Jezu…”
Praca nad sobą może pomóc nam ukonkretnić jakieś idee w naszym sercu i pomóc znaleźć realny sposób realizacji tej idei w mojej codzienności.
Psalm 92
To, co daje Bóg jest dla mnie dobre.
Patrząc na naszą codzienność i ludzi ma się wrażenie, że nie wielu jest takich, którzy są zadowoleni z własnego życia. Szukamy zadowolenia w różnych sprawach i sytuacjach, ale nigdy tak do końca nie możemy odnaleźć zadowolenia i radości. Spowodowane jest to wieloma sprawami, ale na przedzie tego wszystkiego jest pragnienie zupełnie innej codzienności. „Czujemy się obco we własnej skórze”- to jest chyba najbardziej trudne dla nas samych. Brak akceptacji i zrozumienia własnego życia jest powodem trudności, które przeżywamy, które wpływają na nasze zaangażowanie, lub jego całkowity brak.
Zrozumienie własnego życia- codzienności, jako niezwykłego daru i zadania, może już samo w sobie przynieść niezwykłe doświadczenie szczęścia. Bóg postawił mnie w takiej rzeczywistości życia i każdy brak akceptacji będzie pokutował niezadowoleniem i rozgoryczeniem. Ucieczka od swojego życia nie umożliwi nam pozyskania innego życia, ale wciąż będziemy jak bezdomni, tylko my nie będziemy posiadali własnej codzienności. Nasze życie będzie nieustannym doświadczeniem walki i ucieczki, a wartości z życia wówczas niestety nie będzie. Wydaje nam się, że jeśli spotyka nas coś trudnego, to jest to kara za coś albo złośliwość ze strony Boga. Takie interpretowanie życia i trudnych doświadczeń nigdy nie umożliwi nam zgłębić faktycznego sensu tych doświadczeń. Nie pytajmy, „dlaczego ja, mnie”, ale „ jak mam to wykorzystać”, wówczas jedynie odkrywać będziemy cel, który początkowo może być dla nas trudny do zauważenia i zrozumienia.
Wobec trudu codzienności musimy umocnić pozycję Boga w naszym sercu, w przeciwnym razie nikt nas nie przekona do tego, że z każdego doświadczenia można wyciągnąć coś dobrego. Nasza decyzja, zgoda na własne życie może mieć ewolucyjne znaczenie. Jeśli wiem, że moją codzienność mimo tego, że jest trudna, jest mimo wszystko właśnie dla mnie, to zamiast jej zaprzeczać i ją odrzucać, starajmy się stawić jej czoła i się jej podjąć.
Ps 92,5- „Bo weselę się Panie twoimi czynami, raduję się dziełami rąk Twoich.” Przyglądając się swojej codzienności, z wiarą powinniśmy dostrzegać wszelkie działanie Boga względem nas. Gdy w mojej codzienności rzeczywiście dostrzegę działanie Boga i w nie uwierzę, że to, co On mi daje jest faktycznie dobre. Człowiek dzięki wierze otrzymuje inną perspektywę, dzięki której wszystko potrafi ocenić obiektywnie i dostrzegać pozytywne strony danej sytuacji.
Praca nad sobą powinna prowadzić nas do jak najlepszego wykorzystania swojej codzienności. Ćwiczenie się w realizowaniu swojej codzienności przyniesie owoce w postaci: wytrwałości, radości i naszych różnych doświadczeń. Pracuj tak, by rozpocząć kolejny dzień z pełnym zaangażowaniem we własne życie.
Psalm 93
Wieczna stałość
Pewnie nie jeden raz przeglądając swój album z dawniejszych lat przekonałeś się o tym, jak bardzo się zmieniłeś. Wydarzenia, które cię teraz spotykają rozumiesz i już inaczej podchodzisz do pewnych wydarzeń. Masz inne, być może bardziej rozwinięte uzdolnienia niż kiedyś. Nieustannie się zmieniasz, dojrzewasz: stajesz się w wielu sytuacjach bardziej zaangażowany. Są zmiany, które wpływają pozytywnie i jak najbardziej są wskazane. Są jednak zmiany negatywne, których należy się bać. „Człowiek lubi być zmiennym”- to, co myśli w jednym momencie, nie koniecznie w następnej chwili będzie tak samo. Cenimy sobie stałość- cnotę, którą posiadają nieliczni ludzie, dlatego tak cenne są te osoby dla nas. Warto oprzeć się i zaufać tym, którzy mają stałe wartości, poglądy, działania… Takie osoby przyciągają do siebie i razem z nimi dużo łatwiej jest budować swoje życie, gdyż oni dają poczucie pewności i bezpieczeństwa. Czy jednak nie ma jakiś uwarunkowań, które zmieniają jednak każdą osobę? Nigdy nie możemy być pewni siebie, a już tym bardziej innych. Człowiek niestety jest zmienny.
Zatem gdzie możemy odnaleźć „Wieczną stałość”? W wieczności! Skoro tylko niebo jest miejscem stałości to Tym, który jest nieustannie niezmiennym, jest Bóg. Oparcie swojego życia na Bogu wniesie w nasze życie niebywałą trwałość tym wartościom, które pochodzą od Boga.
Ps 93,2- „Twój tron niewzruszony na wieki, istniejesz od wieków, Boże.”
Pewność Boga, Jego postępowania jest dla nas stałym punktem odniesienia. Wola Boża jest dla nas źródłem… Dzięki niej otrzymujemy inspirację wobec naszej codzienności, tych spraw, które tworzą się dzięki woli Bożej oraz naszym wyborom. Dzięki temu, że mamy świadomość, że Bóg jest niezmienny nie musimy się obawiać, że coś w naszym życiu nagle się zmieni, że poczujemy się oszukani, że to, co było ważne niespodziewanie zmieni swoja wartość.
Wyobraź sobie, np. abstrakcyjną sytuację: wracasz ze szkoły, z pracy albo skądś i nagle uświadamiasz sobie, że w miejscu, w którym mieszkasz nie ma takiego domu, bo ktoś go zabrał i postawił zupełnie na innej ulicy. Niby banalne, ale niektóre sprawy muszą być pewne, stałe, musimy być ich świadomi. Dzięki stałości Boga łatwiej jest nam go odnaleźć, łatwiej się z nim przyjaźnić i wierzyć w Niego.
Praca nad sobą powinna pomóc nam określić pewne „stałe elementy” naszego życia. Stałość umożliwi nam budowanie naszego duchowego i moralnego kręgosłupa.
Psalm 94
Zwyciężyć niepokój
Towarzyszy nam w wielu sytuacjach. Rodzi się wówczas, gdy coś nam zagraża, gdy przeczuwamy niebezpieczeństwo albo, gdy coś tracimy. Pojawia się również wtedy, gdy angażujemy się w nasze doświadczenia. Ogarnia nas wówczas, gdy coś wyrzuca nam nasze sumienie. Bywa niekiedy paraliżujący, ale pojawia się też jak ostrzeżenie i chroni nas. Niepokój jest wewnętrznym głosem duszy, ale bywa też ludzką tendencją. Jeśli będziemy potrafili wykorzystać niepokój, w wielu sytuacjach unikniemy czynienia błędów.
Towarzyszące nam obawy wynikają z naszego bardzo emocjonalnego podejścia do różnego rodzaju spraw, albo z racji zewnętrznych, np. zagrożenia ze strony innych osób, albo utrata czegoś. Warto byśmy spojrzeli w głąb siebie i dostrzegli te sytuacje, osoby, które rodzą w nas niepokój. Jakie to są niepokoje? Nasze obawy względem jakiś sytuacji nie zmaleją, dopóki nie zaczniemy walczyć z niepokojem, stawiać temu czoła i szukać konkretnych rozwiązań. W zależności od tego, co powoduje niepokój, powinniśmy dostosowywać nasze działanie. Jeśli niepokój jest spowodowany moją nieświadomością tego, co czai się za zakrętem mojego życia, wówczas powinniśmy umacniać to, czego jesteśmy pewni i tym posługiwać się w dokonywaniu wyborów i podejmując jakiekolwiek decyzje. Wartości, którymi żyjemy i kierujemy się, stają się pewnymi kluczami wobec naszych sytuacji i doświadczeń. Niepokój burzy naszą pewność, dlatego zamiast panikować, starajmy się umacniać to, co mamy i czego jesteśmy pewni.
W sytuacjach, w których ogarnia nas niepokój, nie możemy postępować posługując się emocjami i odczuciami. Musimy zachować wewnętrzny pokój wzbudzając dystans, starając się postępować bardziej obiektywnie i racjonalnie. Działanie impulsywne- irracjonalne, może pogrążyć nas w niepokoju i odebrać wewnętrzne światło.
Ps 94,19- „Gdy w moim sercu mnożą się niepokoje, Twoja pociecha orzeźwia mą duszę.” Dążenie do wewnętrznej wolności pozwoli nam w prawidłowy sposób odnieść się do tego, co dzieje się w naszej codzienności. Już kolejny raz stawiamy przed sobą konkretne zadanie: musimy otworzyć się i rozeznać jak jest wola Boga i którędy pragnie nas prowadzić. Tylko człowiek wewnętrznie wolny jest wstanie dostrzec Boże światło- podpowiedź, właściwe rozwiązanie.
Praca nad sobą prowadzi do stworzenia wewnętrznych zapór, chroniących nasze doświadczenia przed niepewnością. Mając mocno osadzone wewnętrzne wartości będziemy potrafili sprostać każdej sytuacji.
Psalm 95
Skamieniałe serce
Ps 95,8- „Niech nie twardnieją wasze serca…” Wydaje się to mało prawdopodobne, ale dzieje się to często przez bolesne doświadczenia – raniące, które pozostawiają po sobie „rysę na naszym życiu”. Nawet najbardziej wrażliwy człowiek może zmienić się w skałę, jeśli nie podoła pokutującym w nim przykrym doświadczeniom. Człowiek jak gąbka wsiąka te wszystkie doświadczenia i wówczas mają one ogromny wpływ na każdą osobę, oddziaływujące na jego sposób myślenia i działania. Człowiek przyjmując trudne wydarzenia, rozpamiętując te doświadczenia, automatycznie uruchamia funkcje ochronne, które wywołują względem podobnych doświadczeń reakcje obronne. Człowiek przez takie zachowania boi się angażować w coś, co wydaje mu się choćby w jakiejś mierze podobnym do tego, co już przeżył. Trudno jest komukolwiek przedstawić swoją mentalność i angażować się w coś, co wywołuje u niego nieodpowiednie uczucia.
Serce jest fizycznym i duchowym ośrodkiem funkcjonowania całej osoby, jego prawidłowość funkcjonowania wpływa na całą osobę. Dzięki sercu człowiek nie tylko odkrywa drogę, ale jeszcze bardziej sposób jej realizacji. Działanie z sercem przemienia każde nasze słowo i czyn, wyposażając je w głębsze znaczenie i szczególną wartość. Jeśli zdaję sobie sprawę z niezwykłej wartości mojego serca, wówczas będę bardziej ostrożny, by moje serce nie przesiąkło złem, goryczą i bojaźnią.
Pomimo tego, że doświadczenia są do siebie tak bardzo podobne, to nigdy nie są takie same, dlatego obiektywna ocena i każdorazowa inna-nowa postawa powinna nam towarzyszyć w naszej codzienności. Nie zrażajmy się tym, co było kiedyś, ale starajmy się spojrzeć inaczej na pewne wydarzenia.
Ocenianie nowych wydarzeń, co przyznacie przeszłości, stanie się dla nas wielokrotnie zniewalającym ograniczeniem. Nic wówczas nie zdołamy prawidłowo ocenić ani zaangażować się. Serce stanie się kamieniem; niemałym, niemożliwym, nieufnym… Człowiek bez serca jest człowiekiem strasznie zamkniętym, pozbawionym perspektyw, zamkniętym na jakiekolwiek życie i relacje. Człowiek pozbawiony serca nie będzie działał z myślą o innych, zawsze będzie egoistą.
Przeżywając jakieś trudne doświadczenia nie walczymy z ich istnieniem, ale raczej dążymy do wewnętrznej wolności od konsekwencji, które pojawią się w wyniku ich pojawienia się w naszym życiu. Całkowita wolność od przeszłości, pozwoli czynić nam podobnym nasze serce. Szukajmy innych sposobów patrzenia na sytuacje i ludzi, którzy nas zranili.
Praca nad sobą ma uwolnić nas od zbędnego ciężaru spoczywającego na naszym sercu, myślach. Jeśli uwolnimy się od przeszłości, zwyciężymy przyszłość i teraźniejszość.
Psalm 96
Zgubne złudzenia
Niekiedy wobec sytuacji, które będą miały miejsce w przyszłości postępujemy ze złudzeniem, że coś się wydarzy, że cos się zmieni, że będzie tak jakbyśmy sobie to wyobrażali.
Można być naiwnym, można liczyć na los szczęścia, spontaniczne rozwiązania, ale na takim traktowaniu swojego życia można nie jeden raz się przejechać i zniszczyć coś cennego. Życie jest jedno i jest zbyt cenne, by postępować tak lekkomyślnie. Jednak pomimo świadomości, że życie jest zbyt ważne by ryzykować, ludzie często postępują wbrew logice i poza wszelkim sensom.
Czy bolał cię kiedyś ząb i chwilę pomęczyłeś się i przeszło? Człowiek na podstawie takich doświadczeń wobec innych sytuacji łudzi się, że ból minie. Jednak w życiu jeden raz ból zęba spowodowany jest niekiedy gwałtowną zmiana temperatury, a niekiedy powodem bólu jest próchnica. Więc sami widzicie, doświadczenie, choć zewnętrznie może wydawać się podobne do innych, to wewnętrzne powody zgoła mogą być bardzo różne. Dlatego nie powinniśmy „złudzenia” wykorzystać, jako rozwiązania. Wiara i rozum w połączeniu stają się bardziej sensownym podejściem do sprawy niż tylko złudzeniem. Człowiek spoglądając na swoją codzienność szuka różnych powodów własnej sytuacji i próbuje poznać wszelkie mechanizmy kierujące naszym życiem. Kiedy rozwijamy intuicję i racjonalne spojrzenie na życie, wówczas odsuwamy wszelkie złudzenia, nie pozbawiając się oczywiście nadziei. Nadzieja jest oczekiwaniem na coś pewnego; złudzenie jest często nierealnym marzeniem.
Jeśli budujemy swoje życie i opieramy je na nierealnych pragnieniach, doświadczamy bardzo często tego, że cel jest nierealny, naiwny, fikcyjny. Jeśli się nie podejmiemy realizacji i konstruktywnego działania to pozostanie nam tylko złudzenie. Będzie nam się wyobrażało, że coś zmieniamy, że coś udaje nam się osiągnąć i zatrzymać, a będzie to zwyczajny miraż. Złudzenia często zaślepiają nas i skupiają nasze myśli i działanie na pozornym dobru, egoistycznych pragnieniach. To nie tak, że tylko realizm- to, że mogą coś dotknąć, poczuć, zobaczyć, będzie świadczyło o tym, że coś jest a czegoś nie ma, ale po to mam być realistą, by mierzyć swoje siły wobec zamiarów, które mi przyświecają. Łudzenie się jest w gruncie rzeczy postawieniem swojego życia na jedną kartę – przypadek, los szczęścia… Nie po to Bóg dał mi życie, bym nim w taki sposób postępował. Nie mogę, nie powinienem swojego życia traktować jak laboratorium, w którym testuje się różnego rodzaju sposoby osiągnięcia swoich wyimaginowanych zamiarów. Potraktuj życie, jako dar, bardzo szczególny skarb, w którym trzeba poruszać się bardzo ostrożnie podejmując przemyślenia, ale też bardzo konkretne decyzje.
Życie to realność- istnienie dobra i zła, pięknych i trudnych doświadczeń. Potrzeba odwagi, by stawić czoła mirażom i stanowczo postawić kolejny krok w przyszłość, choćby była zupełnie odmieniona i boleśnie trudna. Nie łudź się! Praca nad sobą powinna wnieść w wasze życie realizm. Choćby coś ci nie wyszło nie załamuj się, nie łudź, ale próbuj, aż ci się w końcu uda. Ps 96,5- „Bo wszyscy bogowie pogan są tylko ułudą, Pan zaś stworzył niebiosa”.
Psalm 97
Znajdziemy rozwiązanie.
Znalazłem się w sytuacji bez wyjścia… Myślę, że wiele razy w twoim życiu miałeś odczucie, że sytuacja, w której się znajdujesz nie ma albo żadnego rozwiązania, albo to rozwiązanie nie jest pomyślne dla ciebie. Poczucie, jakbyś stał na rozstaju dróg i nie wiedział, w którą stronę iść albo, co gorsze, droga się kończy i nie ma przed tobą perspektyw. Jedna sprawa ma ogromny wpływ na twoje życie, ale nie ma takiej siły, by przekreślić całe życie. To, że ty nie widzisz rozwiązania wcale nie musi oznaczać, że takiego rozwiązania nie ma. Nie możemy w takich sytuacjach posługiwać się desperacją i chwytać się bylejakości. Najlepszym lekarstwem na wiele spraw jest czas i poszukiwanie. Nikt nie może się natychmiast decydować i tylko nieliczne sytuacje wymagają natychmiastowej odpowiedzi i działania. Wrogiem każdego człowieka są dwie rzeczy; pośpiech i głupota. Dlatego nie pozwól, by jakakolwiek sytuacja pozbawiła cię jasności umysłu i pokoju w sercu.
Ps 97,11 – „Światło wschodzi dla sprawiedliwego i radość dla ludzi prawego serca.” Podziwiam Jezusa, który w sytuacjach bardzo trudnych, pełnych presji potrafił właśnie zachować pokój i dystans wobec zewnętrznej urazy. Jego słowa, decyzje, działanie jest tak bardzo właściwe i precyzyjne, że aż Boskie. Każdy z nas otrzymał od Boga tą właściwość. Musimy odpowiednio wykorzystać ofiarowane nam środki: czas, modlitwa, sakramenty, aby odbudować zachwiany wewnętrzny pokój, obiektywizm i zmierzyć się z ciemnością, która w trudnych chwilach szczególnie nas otacza.
Psalmista wymienia dwie sprawy: sprawiedliwość i prawość, które wydają się być cnotami, które nie tylko zostają nagrodzone, co raczej owocują dając wewnętrzne światło. Te cnoty, jeśli są od samego początku naszego życia pielęgnowane i realizowane, przynoszą korzyści w postaci kolejnych darów dających światło wobec naszych myśli, decyzji, wyborów itd. Człowiek może przegrać, gdy jego wnętrze jest puste i nie ma w czym odnaleźć klucza- źródła właściwych rozwiązań. Nigdy nie przekreślaj i nie odrzucaj niczego, co ważne w twoim życiu, gdyż to prędzej czy później może stać się twoim wybawieniem.
Czas, w którym przeżywasz coś trudnego nie jest możliwy do oszacowania. Każde doświadczenie potrzebuje właściwej dla siebie ilości czasu. Znajdziesz rozwiązanie- jednak uwzględniając nie tyle dla siebie, ale dla tej sytuacji właściwy czas, sposób i miejsce.
Musimy pobudzić w sobie Bożą wyobraźnię, by odpowiednio do sytuacji widzieć owoce, czy też konsekwencje. Praca nad sobą jest działaniem przygotowującym nas na wiele jeszcze różnych doświadczeń, które nas spotkają. W chwilach ciężkich doświadczeń staraj się wciąż powtarzać i tym żyć: znajdę rozwiązanie.
Psalm 98
Osądzać się w obliczu Boga
Każdorazowo, kiedy człowiek wdraża jakieś pomysły w swoją codzienność, automatycznie włącza opiniowanie i ocenianie swojej codzienności. Odpowiednie rozpoczęcie dnia, to nade wszystko ustosunkowanie się do wydarzeń, które będą miały miejsce w naszym życiu. Weryfikacja własnej postawy na bieżąco, w trakcie dnia, pomoże nam jak najlepiej wykorzystać każde wydarzenie, umiejętne rozsądzenie możliwości.
Każdy z nas rozpoczynając swój dzień zdaje sobie sprawę, że musi umiejętnie rozeznać, co jest ważne i w co koniecznie muszę się zaangażować oraz co można ze spokojem odłożyć, gdyż wydarzenie nie jest naglące i potrzebne. Ocena oczywiście zależna jest od nas, dlatego tym bardziej powinniśmy stanąć jak najczęściej w obliczu Boga – wobec Niego człowiek wyznacza cele i przemienia ewentualnie dotychczasowe działanie. Bóg powinien być dla każdego źródłem nowych pomysłów. Jeżeli staję w Jego obliczu, to tym bardziej powinienem dążyć do ustalenia pewnych priorytetów, dzięki którym spełnienie woli Bożej będzie dla nas naturalnym postępowaniem. Współpraca z Bogiem przyjmie postać zwartej wspólnoty, w której wzajemne oddziaływanie ma prowadzić do celu, jakim jest kompletna realizacja woli Bożej. Skoro Bóg dał mi życie, to stając przed Nim mam szczególnie odkrywać obraz i podobieństwo, na które zostałem stworzony. Muszę w mojej codzienności najpierw odkrywać drogę do całkowitego upodabniania się do Boga i dzięki temu nadać mojej codzienności szczególny kształt i charakter. Kiedy moja osoba stanie w obliczu Boga, powinna Jego światłość rzucić blask na moją osobę, dzięki czemu człowiek tym szczególniej odkryje podobieństwa i różnice. Wielu świętych w ciągu dnia odnajdywało czas na to, by stanąć przed Bogiem i przy Nim nabrać siły i odwagi, które umożliwią nam pełne zaangażowanie w naszą codzienność.
Ps 98,9 –„W obliczu Pana. Który nadchodzi, aby osądzić ziemię. On będzie rządził świat sprawiedliwie i ludy według słuszności.” Ocena Boga ma przede wszystkim na celu pobudzenie w nas dobra i chęci do odkrywania tego, do czego Bóg mnie zaprasza. Przy Nim człowiek może w sposób głębszy wniknąć w swoje życie i zadania mu powierzone. Człowiek dzięki Bogu nie czuje się osądzany w sensie negatywnym, lecz ocena ta zawsze ma charakter mobilizacji. Sprawiedliwość Boga daje podstawy dla obiektywnej oceny naszego postępowania, dlatego Jego działanie nie polega na wytykaniu nam naszych porażek i błędów, ale zawsze na pragnieniu zmotywowania nas i zachęcenia, aby starać się coraz więcej realizować wolę Bożą. Dzięki spotkaniom z Bogiem ( fizycznym i duchowym) człowiek stale może, w ciągu dnia weryfikować swoją postawę i dążyć do duchowej doskonałości.
Praca nad sobą ma prowadzić do samokontroli swojej sytuacji duchowej, psychicznej itd. w ciągu dnia. Dzięki temu mamy też poddać się bezpośrednio woli Bożej, która jest jedynym i najwłaściwszym rozwiązaniem dla naszego życia.
Psalm 99
Ład
Człowiek wiodąc codzienny tryb życia zastanawia się nad tym, jak ewentualnie usprawnić swoje działanie, uskutecznić metody i ukonkretnić przyszłościowe wizje. Projekt życia jest dużym ułatwieniem wobec bardzo wielu spraw, które wypełniają naszą codzienność.Niestety często nasze życie narażone jest na pośpiech i dość powierzchowną codzienność. Jeśli zauważymy naszą codzienność w perspektywie tego, co moglibyśmy rzeczywiście osiągnąć, wówczas zauważymy, jak wiele spraw nas mija i tracimy je przez nasz pośpiech i chaotyczność.Tryb naszej codzienności zależy od naszego charakteru, systemu wartości, a nade wszystko od naszego stosunku do teraźniejszości. Kiedy spoglądamy na codzienność innych osób, jesteśmy wielokrotnie zdumieni sumiennością i starannością pracy, którą wykonują te osoby (oceniając siebie wiem, że jestem wielokrotnie w wielu sytuacjach bardzo niestaranny, brakuje mi systematyczności, a nade wszystko odpowiedniego programu dnia pracy). Widzę codzienność wielu moich znajomych i widzę jak funkcjonują i jak owocna jest ich praca dzięki uporządkowaniu jakiejś konkretnej wizji, która im przyświeca. Dzięki temu nie są oczywiście pozbawieni zmartwień i trudności, ale ich harmonogram zajęć pozwala na spokojne podejście do tego typu spraw i ich odpowiednie rozwiązanie.
Może nam się wydawać abstrakcją, by zaplanować dzień i zajęcia może nie co do minuty, ale co do godziny.Dzięki temu praca może być bardziej efektywna a my bardziej spokojni i wypoczęci. Harmonogram dnia i zajęć uświadamia nam wartość niektórych wydarzeń oraz bardziej świadomie ogarniać cały swój dzień i wszystkie wydarzenia.Dzięki systematyczności każdy może lepiej podejść do wielu spraw i zmierzyć się z tym wszystkim, co trudne i wymagające.
Ps 99,4 – „…Tyś ład ustanowił ,wymierzasz sprawiedliwość i prawo w Jakubie.” Dzięki uświadomieniu sobie faktu, jak wiele i jak ważne są wydarzenia, które daje nam Bóg, człowiek powinien bardziej odpowiedzialnie angażować się w każdą czynność. Warto abyśmy podjęli wysiłek ułożenia swojej codzienności opracowując plan dnia –przynajmniej ramowy, który z czasem będziemy coraz bardziej uszczegółowiali i konkretyzowali. Ład w duszy przekłada się na to, że w naszej codzienności też wszystko jest uporządkowane.Podobnie ma się z naszą duszą, jeśli nasza codzienność jest usystematyzowana.
Praca nad sobą ma prowadzić do osiągnięcia wewnętrznego i zewnętrznego ładu. Uporządkowanie swojej duszy prowadzi do wewnętrznego opanowania.Człowiek wówczas opanowuje w dużym stopniu swoją codzienność.
Psalm 100
Czy jesteś dobry?
Trudno, aby człowiek potrafił się obiektywnie ocenić. Jego ocena jest albo zaniżona, albo zawyżona, ale próbuje się odnaleźć we własnej rzeczywistości, próbując sobie poradzić ze swoimi skłonnościami i tendencjami. Człowiek, który chce poznać prawdę o sobie, weryfikuje swoją postawę najpierw z Bogiem (tak powinno być), a później rozgląda się dookoła i próbuje stwierdzić czy inni go akceptują, czy raczej oceniają negatywnie. Obiektywizm wydaje się być w wielu sytuacjach zasadniczy, ale często niestety nierealny do osiągnięcia.
Spoglądamy z zachwytem na ludzi, którzy mają „to coś”, cudowną naturę, niebywałe usposobienie do życia. Ich działanie, sposób postępowania, optymizm i stosunek do innych nie jest może niebywały, ale inny – właściwy, dobry. Podejmujemy się próby zrozumienia fenomenu takich ludzi zaprzyjaźniając się z nimi, często przebywając z takim osobami, starając się wyciągnąć z tej lekcji jak najwięcej. Owoce są przeróżne, bardzo często zniechęcamy się, bo wydaje nam się, że jest to dla nas niemożliwe do osiągnięcia. Lecz jakieś zmiany i efekty pozostają i sami czujemy, że „to coś” troszkę nas owładnęło i w nas działa.
Pytamy się bardzo często: kim jestem, jaki jestem? Znasz odpowiedzi na te pytania dotyczące twojej osoby?
Musimy starać się ukształtować pewne zachowania, które są w naszej naturze, ale są one uśpione albo umyślnie je wyłączyliśmy z różnych, często niezrozumiałych powodów. By być dobrym musimy początkowo wyćwiczyć jakieś zachowania, które nie będą czymś sztywnym czy sztucznym, ale będą się komponowały z naszą naturą, umiejętnościami.
Ps 100,5 – „Albowiem Pan jest dobry. Jego łaska trwa na wieki, a Jego wierność przez pokolenia.” Wzorowanie się osobą Jezusa, staranie się wdrażać w codzienne życie wolę Bożą może przysłużyć się do tego, że rzeczywiście staniemy się dobrzy. Często brakuje nam osobistego pomysłu, dlatego dobrym sposobem, by stać się dobrym jest naśladowanie odpowiednich wzorców. Budowanie własnego życia na podstawie świadectwa innych ludzi, umożliwi nam zaadoptować pewne zwyczaje czy zachowania i stworzyć swoją własną wersję życia. Zwrócenie się ku dobru umożliwi to, abyśmy sami tym dobrem przesiąkli. Wzorowanie się dobrymi przykładami wymaga od nas najpierw znalezienie takiego przykładu. W świecie mamy wiele do wyboru, jednak wzorując się na czyimś przykładzie pamiętajmy jednak, że mimo wszystko to ludzie i na pewno też mają swoje wady.
Praca nad sobą ma nam utorować drogę ku dobru… Jeśli uznamy jakąś osobę za godną naśladowania wykorzystajmy pracę nad sobą, by nauczyć się odpowiedniego postępowania w realiach własnej codzienności.
Psalm 101
Odwrócić się od zła.
Nasze decyzje świadczą o naszych zainteresowaniach, a więc również o tym, czego pragniemy. Jeśli się w coś angażujemy, to wówczas ta sprawa nas pochłania i nią przesiąkamy. Trudno odwrócić się od tego, na czym nam zależy, w czym uczestniczymy. Sprawy da nas ważne są na tyle absorbujące, iż trudno nam znaleźć wytłumaczenie z jakiejś sytuacji. Dążenie do jakiś określonych celów wymaga naszego zaangażowania, co często pozbawia nas ogromu sił, możliwości włączenia się w inne sprawy. To fakt, że jak nam na czymś zależy stajemy się niestety ograniczeni, gdyż pochłania nas ta sprawa do tego stopnia, że często poza nią nic więcej się dla nas nie liczy. Są zatem plusy i minusy takich rzeczywistości.
Jednak nasz wybór nie zawsze jest właściwy, a sprawy, w które się angażujemy całym sobą niekoniecznie dobre. Wówczas problem jest o tyle trudny, gdyż człowiek angażując się w takiego rodzaju sprawy, niekoniecznie dostrzega czające się zagrożenia. Im głębiej uczestniczymy w jakimś wydarzeniu, tym trudniej jest się wycofać i przyznać do popełnionego błędu. Niekiedy sprawy tak się potoczą, że trudno nam się wycofać i naprawić to, co niestety nie udało nam się zrobić. Dopóki sami albo ktoś nam nie uświadomi, że postępujemy źle, dopóty będziemy nieustannie brnąć w zło, które tak manipuluje nami, że często odbiera nam trzeźwość myślenia i podejmowania decyzji. Człowiek, ograniczając perspektywy swojego działania czyni się zniewolonym, przez co jego osobisty rozwój jest zagrożony. Odwróć się od zła to stać się wolnym. Wolność to nie tyle kwestia ideologiczna, co raczej kwestia mentalności, nad którą musimy popracować. Musimy najpierw w swoim wnętrzu stworzyć odpowiedni system immunologiczny, który ochroni nas przed ewentualnymi sytuacjami, które mogłyby stać się złe, być dla nas zagrożeniem. Wolność wewnętrzna stanie się odpowiednim narzędziem dystansującym nas wobec zła, które nieustannie krąży wokół nas.
Ps 101,3 – „Nie będę zwracał oczu ku sprawie niegodziwej. W nienawiści mam czyny przestępcy, nie przylgną one do mnie.”
Podejmując się walki ze złem, najpierw musi nam przestać zależeć na tym, co pozornie jest dobre, a w gruncie rzeczy jest złe. Odwrócić się radykalnie od zła to zmobilizować całą swoją osobę, aby przerwać jakikolwiek kontakt z czymkolwiek, co jest złe. Musimy zachować wszelką ostrożność, by nie wpaść w pułapkę zła, by nie odebrać sobie dobra, które jest w nas złożone. Człowiek zniewolony przez zło jest skłonny do postępowania w sposób dla innych nielogiczny. Przywiązuje się wówczas do takich rzeczy, wobec których w normalniej sytuacji byłby daleki. Człowiek w bardzo prosty sposób może przegrać swoje życie, ale z ogromnym trudem udaje mu się zwyciężyć kolejne chwile życia.
Praca nad sobą powinna w nas wyzwolić siłę do tego, aby wobec jakiegokolwiek zła umieć powiedzieć: NIE, DOŚĆ, NIE ZGADZAM SIĘ.
Psalm 102
Czuwaj
„Ostrożności nigdy nie za wiele” – myślę, że wielokrotnie słyszeliśmy takie słowa. W sytuacji, w której je usłyszeliśmy, były pewnie odebrane bardziej, jako zbyteczna troska innych osób, przewrażliwienie i niepotrzebne nerwy. Gdy jednak coś się stanie, gdy doświadczymy może czegoś bolesnego, wówczas te słowa nabierają zupełnie innego znaczenia, wartości.
Człowiekowi trudno jest objąć całe jego dotychczasowe życie, z wszelkimi niuansami, zawiłościami życiowymi. Potrzebuję po raz kolejny odpowiednich narzędzi do tego, aby bardziej pewne stąpać po swojej codzienności, by wyczuwać intuicyjnie, co jest a co nie jest wolą Bożą – Dobrem w jego życiu.
Niestety w naszym osobistym życiu wciąż poruszamy się jak po dziewiczej dżungli, wciąż niezgłębionej tajemnicy, która skrywa się w naszym sercu, w naszych myślach. Ostrożność nie jest antidotum na wszystko…, ale pewną wewnętrzną intuicją, przekonaniem. Bardzo często powraca w moich rozważaniach słowo – „klucz”, również teraz w odniesieniu do czujności – ostrożność, z całym przekonaniem uznałbym tę postawę, jako klucz do naszego życia – codzienności. Dzięki temu mamy możliwość bardziej obiektywnie i dojrzale wniknąć w nasze codzienne wydarzenia. Biblijna postawa osoby czuwającej, wskazuje na to, że ma być przygotowana wobec sytuacji, które na pewno nastąpią. To, co ma nastąpić nie jest dla nas zaskoczeniem, lecz wiadomą, którą osiągniemy wówczas, gdy nasze przygotowanie osiągnie odpowiedni poziom.
Czuwanie jest zachętą do wypatrywania tych najważniejszych wydarzeń, które obecnie oczekują na nas w przyszłości. Dzięki takiej postawie, różnego rodzaju wydarzenia będą dla nas bardziej czytelne, a przez to także lepiej wykorzystane. Szans jest niewiele a jeśli te nie wykorzystamy, powstanie jakaś pustka, poczucie niespełnienia.
Czuwanie jest utworzeniem w sobie przestrzeni, w której panuje pokój i dystans wobec tego, co dzieje się wokół człowieka. Choć uczestniczymy w życiu, mamy zdolność dokonywania właściwych wyborów.
By czuwać, by zdobyć taki sposób postępowania potrzebne jest nam odpowiednie przygotowanie. Wewnętrzny spokój i opanowanie można wywołać przez zewnętrzne i wewnętrzne wyciszenie. Skupienie, chwile refleksji pomogą nam utrzymać wewnętrzną stabilność, która przemieni całą naszą osobę i pozwoli być bardziej skupionym. Cnoty, które dzięki takim przygotowaniom zyskujemy, stają się naszą codzienną podporą.
Ps 102,8 – „…czuwam jak samotny ptak na dachu.” Pozornie samotność wydaje nam się bezproduktywna, ale dobrze zrozumiana i wykorzystana staje się elementem bardzo istotnym w naszej codzienności, uwrażliwiającym nas na wszelkie doświadczenia. Czuwanie to bycie ostrożnym, szczególnie wobec nowych zjawisk w naszym życiu, ale to też wytrwałość w postawionych przez siebie celach. Dzięki czujności łatwiej nam kształtować ogólnie swoją postawę względem życia.
Psalm 103
Nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy. (Ps 103,8)
Spoglądając na Jezusa dostrzegamy w Nim niebywałe cechy, które my również pragnęlibyśmy posiadać. Nasza natura jednak i impulsywność sprawiają, że wiele sytuacji, czy osób nie potrafimy potraktować ze spokojem, nie denerwując się. Wynika to nie zawsze z naszego powodu, niekiedy jest to związane również z sytuacją, w której uczestniczymy albo osobami, które nam wówczas towarzyszą. Jesteśmy niestety bardzo związani z innymi i to nie kwestią emocjonalną, ale nade wszystko „zespołem następstw” – gdy ja powiem coś, lub uczynię coś nieodpowiedniego, wywołuje to wówczas u innych konsekwentną reakcję. Padają w obydwie strony nieodpowiednie słowa, czy pojawiają się takie też czyny, które rodzą konsekwencje, ogólnie sytuacja staje się gęsta a trudności się mnożą. Trudno nam w sytuacji, w której w jakiś sposób jesteśmy „atakowani” zdystansować się względem zachowań, sytuacji i zachować wewnętrzny pokój. Człowiekowi udziela się atmosfera w której uczestniczy. Przesiąkamy zachowaniami innych osób i w ten sposób, choć sami jesteśmy inni zmieniamy się, dostosowując się do sytuacji i osób, z którymi przebywamy. W takich sytuacjach niestety często zaprzeczamy sami sobie, tracąc swój osobisty charakter. Nie potrafimy zachować w takich sytuacjach własnej tożsamości, jak to czynił Jezus.
By w sytuacjach konfliktowych zachować spokój, musimy posiadać wewnętrzny pokój i siły do tego, aby oddzielić się od zachowań innych osób. Jezus posiadał zdolność życia tym, co sam powiedział:,, zło dobrem, zwyciężaj”. To znaczy, że stojąc przed złem wcale nie muszę postępować tak jak inni, jak osoby, czy sytuacje mi to w jakiś sposób narzucają. Mając silną osobowość, mocny system wartości, nie poddaję się złu i temu, co je sprawia.
Czy wszystko jest winą naszej grzesznej natury? W dużej mierze na pewno jest to pokutujące piętno, które nam towarzyszy. Ale posiadamy też szczególny dar – wolność, dzięki której możemy dokonywać własnych wyborów i wcale nie musimy ulegać innym czynnikom. Prawo wolności nie może być naruszeniem wolności innych osób. Dlatego niszcząc się, czy odpowiadając złem na zło, tak naprawdę ograniczamy najpierw własną wolność, bo ulegamy manipulacji osób czy sytuacji, a później ograniczamy też wolność innych, gdyż może nawet nieświadomie, ale swoim postępowaniem nie pozostawiamy innym osobom innej możliwości postępowania.
Praca nad sobą, ma być dążeniem do najpierw wewnętrznej jedności, zgody z samym sobą, a później również to działanie powinno nam towarzyszyć na zewnątrz, względem ludzi i sytuacji. Chęć pojednania, osiągnięcia i czynienia dobra pozwoli nam tym szczególniej rozwinąć kolejne cnoty: wolność i cierpliwość.
Psalm 104
Mam Bożego Ducha.
Pewnie każdy z nas zna ten fragment: „wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą” (Rdz 2,7). To niezwykle przejmujący fragment, świadczący o Bożej inicjatywie, o Bożej miłości – atmosferze, w której został stworzony człowiek. Jest też druga strona tego wydarzenia – człowiek otrzymuje coś nadzwyczaj cennego – „Stwarzasz je napełniając swym Duchem i odnawiasz oblicze ziemi: (Ps 104,30). Bóg przez swoje tchnienie nadał mojemu życiu szczególną wartość, dzięki której zyskałem kształt, codzienność, charakter, misję – zadanie. Przybliżając się do Boga, jak magnes łączą się Jego osoba i moja dusza. To połączenie staje się szczególną wspólnotą, a rodząca się przyjaźń pomaga nam udźwignąć się z trudnych doświadczeń i przeżywać całe dobro nagromadzone w naszej codzienności, ofiarowane nam dzięki woli Bożej.
Boży Duch, którego posiadam dzięki działaniu Boga, upodabnia mnie do Niego, dzięki czemu wiem, że możliwość naśladowania i realizowania woli Bożej jest moim przeznaczeniem, jest najwłaściwszym sposobem realizacji mojego życia. To, że jestem podobny do Boga, to, że mam w sobie Jego Ducha, stawia przede mną szczególne zadania, zobowiązujące mnie do zachowania wierności woli Bożej. Człowiek dzięki temu, że odkrywa w sobie tak drogocenny dar, pragnie go jak najlepiej wykorzystać, dlatego stara się rozeznać szczegóły tego daru i umiejętnie, coraz wierniej nim żyć. Współpraca z tym, co zostało we mnie złożone, pozwoli mi coraz lepiej rozumieć zamysł Bożego planu i starać się coraz bardziej o własne uświęcenie.
Boże tchnienie napełniło nas ogromem darów, które podobnie jak Jezus możemy wykorzystać, by być jak On. Ofiarowany nam Duch uzdalnia nas do wypełnienie woli Bożej oraz doskonałego wypełniania własnego powołania. Ten wachlarz darów staje się dla nas „uzupełnieniem” i umocnieniem dla wypełnianych zadań. Dobrze wykorzystując Bożego Ducha mamy możliwość nieustannego przemieniania siebie i tego wszystkiego, co znajduje się w naszym codziennym życiu.
Praca nad sobą ma uwypuklić ową obecność Bożego Ducha w nas i pozwolić Mu, aby Jego działanie było ponad wszystkim. Uznając Jego wyższość nad moim życiem, dopuszczam pełne zaufanie, by Bóg mógł całkowicie się mną posługiwać.
Psalm 105
Boży posłaniec.
Ps 105,26.27 – „Posłał wtedy sługę swego Mojżesza i Aarona, wybranego przez Siebie. Okazali wśród nich Jego znaki i cuda w krainie Chamitów.”
Jest wiele sytuacji, w których wręcz oczekujemy jakiegoś znaku z niebios, który stałby się dla nas źródłem wiedzy, który rozjaśniłby nasze wątpliwości. Chcemy jasnych, zrozumiałych znaków, które w bardzo konkretny sposób naprowadzą nas na odpowiednią drogę. Nie ma w naszym życiu zbyt wielu bardzo jaskrawych sytuacji. W każdej są jakieś różne możliwości i niuanse, których zrozumienie wymaga czasu, a niekiedy też głębszej świadomości i wiedzy niż obecnie posiadamy. Chcielibyśmy, aby nasze życie było bardziej oczywiste, było bardziej przejrzyste. Wiele sytuacji jest trudnych i zagmatwanych, gdyż sami sobie skomplikowaliśmy życie, nasz sposób myślenia, działania często bywa o wiele trudniejszy niż tego rzeczywiście wymaga sytuacja.
Co jest dla mnie dziś wyraźnym znakiem? Wśród wielu różnorakich propozycji jest niewiele takich propozycji, którym chciałbym oddać się całkowicie. Wybieram jeden wyraźny drogowskaz – jakaś idea, człowiek, który pozwala mi zrozumieć moją codzienną rzeczywistość – program, dzięki któremu wiem jak mam kształtować swój dzień, swoją postawę. Znak może przybrać ważną formę – może to być jakaś sytuacja, może to być jakaś myśl, uczucie albo jakiś człowiek. Określiłbym to ogólnie mianem – „Boży posłaniec”. To Boże działanie, pomoc, którą nam udziela jest Jego podpowiedzią, wyjaśnieniem mojego życia, wskazówką wobec przyszłości. Niekiedy znaki udzielone są nam po to, abyśmy przygotowali się wobec tego, co dopiero nastąpi. Bóg panuje nad naszą przyszłością, teraźniejszością i przeszłością, dlatego może dostosować swoją pomoc do tego, co przeżywamy i czego jeszcze doświadczymy. Niekiedy nie pojmujemy znaków i Bożej pomocy, ale jest to spowodowane naszym brakiem otwartości na Boga i Jego sugestie. Przegrywamy w niektórych sytuacjach przez to, że brakuje nam dyspozycyjności względem woli Bożej.
Bóg powołując proroków a w końcu też Jezusa, objawił nam wszystko to, co rzeczywiście jest nam potrzebne. Jeśli będziemy zgłębiali to, co Bóg nam ofiarował, wówczas będzie bardziej realna współpraca z tym, co Bóg względem mnie zaplanował. Zrozumienie „Bożego posłańca” jest zauważeniem Bożego działania i wykorzystaniem tego w jak największym stopniu. Boża inicjatywa jest wyrazem Jego miłości i tego, jak każdy człowiek jest dla Niego ważny i jak bardzo się nami przejmuje.
Praca nad sobą ma nas przekonać, że pomoc Boża jest nam potrzebna, że działanie Boga zawsze jest dobre i słuszne. Przyznanie się, że potrzebuję pomocy wymaga od nas odwagi, ale również realnego myślenia o swoim życiu. Musisz znać wartość swojego życia, musisz wiedzieć na ile cię stać, a w czym wciąż jesteś ograniczonym.
Psalm 106
Niecierpliwość.
Ps 106,13 – „Ale szybko zapomnieli o Jego czynach, nie czekali na Jego radę”.
Bóg jest rzeczywiście Miłością, bo widząc jak często Go traktujemy – opuszczając Go, w innych ewentualnościach mógłby nas zgładzić. Jednak Bóg nie jest naiwny i na szczęście nie spełnia naszych zachcianek, ale widząc przyszłość i nasze serce wie, co jest nam rzeczywiście potrzebne i które z naszych pragnień są rzeczywiście szczere i wypływające z głębszych pobudek niż tylko chęć zysku.
Człowiek „produkuje” codziennie bardzo wiele próśb. Kieruje je do Boga pragnąć, by jak najszybciej zostały wysłuchane. Niektóre z nich spełniają się; człowiek cieszy się ich spełnieniem i w bardzo szybkim czasie euforia mija, rodzą się kolejne pragnienia, a brakującym nieustannie elementem jest wdzięczność okazana Bogu za to, co dla nas uczynił.
W chwilach, gdy Bóg spełnia naszą prośbę towarzyszy nam niezwykła radość, zadowolenie, często również nasze osobiste postanowienia – przysięgi, które deklarujemy po to, by okazać wdzięczność Bogu za to, co dla nas uczynił. Jednak nasze deklaracje zostają owiane codziennym rytmem wydarzeń, trudności i nagle nasz zapał stygnie, ambitne plany rozwiewają się a w myślach i sercu rodzą się wątpliwości, a z czasem kolejne pragnienia. Co gorsze zmierzając się z codziennością zapominamy o tym, co dla nas tak wiele razy uczynił Bóg i stajemy często nawet w opozycji wobec Boga. Zamiast wdzięczności i wierności niestety pozostaje niewierność, zaparcie się wiary i często myśl o sobie, o własnej wygodzie i o tym, co jeszcze dla siebie możemy zyskać.
Deklaracje znikają albo stawiane są z boku, bo często zaangażowanie codziennością studzi nasze zapały i wzniosłe, emocjonalne zachwyty stają się pustymi słowami, zobowiązaniami.
Kiedy znajdziemy drogę wiodącą nas do naszego celu, wpadamy jakby w trans nie widząc tego wszystkiego, co dzieje się poza tą drogą. Przemy do przodu nie zważając na jakiekolwiek inne, mniej interesujące wydarzenia. Uzyskanie celu i świadomość własnych osiągnięć staje się dla nas niekiedy niebezpieczną pułapką. Jeśli chcemy coś osiągnąć, nie możemy być niecierpliwi i popełniać głupstw. Każdy z nas mógł już wiele razy się przekonać, że brak cierpliwości nie przynosi dobrych rezultatów a często wręcz przeciwnie, pogłębiamy własne trudności i komplikujemy naszą codzienność.
Praca nad sobą trwa niekiedy bardzo długo i angażuje nasze myśli, pragnienia, dążenia i wszystkie siły. Niekiedy bywa uciążliwa i wymagająca, co często narusza naszą cierpliwość i wytrwałość. Jeśli będziemy potrafili przeciwstawić się tym trudnościom, będzie nam dużo łatwiej osiągnąć pełny, satysfakcjonujący rezultat.
Psalm 107
Gdzie jestem?
Życie przerasta niekiedy człowieka. Próbuje się odnaleźć w sytuacjach, które go spotykają. Pragnie poznać ich faktyczny sens i znaczenie, ale pomimo starań bywa niekiedy tak, że staje w miejscu, rozkłada bezradnie ręce i w sercu dudni pytanie: „gdzie jestem?”. Wszelkie wątpliwości, obawy i ciemności gromadzą się nad nami jak ciemne chmury. Popadamy w skrajny pesymizm a sytuacje zdają się być niewyobrażalnie trudne. Doświadczamy duchowej i fizycznej pustyni, podczas której wydaje nam się, że wszystko sobie zaprzecza, że nic nam się nie udaje, że trwamy w sytuacji bez wyjścia i nie potrafimy odnaleźć sposobu na nasze codzienne trudności. „Błądzili na pustynnym odludziu, do miasta zamieszkałego nie znaleźli drogi.” (Ps 107,4) Pustynia jest miejscem naszej wewnętrznej walki. Jest okazją stawienia czoła naszym ograniczeniom, pożądaniom i odnalezienia tej najwłaściwszej drogi dla swojego życia.
Postępując po omacku często potykamy się, gdy wszystko wówczas jest dla nas trudne do zrozumienia czujemy się więźniami we własnej codzienności: „Siedzieli w ciemnościach i mroku, skuci żelazem i nędzą…” (Ps 107,10). Podobne do tego doświadczenia, stają się możliwością odkrywania swojego wnętrza, dróg, które prowadzą do różnych celów stawianych nam przez wolę Bożą.
Niekiedy wejście na nowe terytorium naszego życia wydaje się być dla nas trudnym doświadczeniem, ale musimy pamiętać, że niekiedy takie właśnie doświadczenia są oczyszczeniem, odebraniem nam tego, co jest zbytecznym i uciążliwym balastem.
Życie nieustannie mobilizuje nas do ciągłego odkrywania drogi, którą zmierzamy, oceniania jej i ewentualnego przemieniania. Nie możemy dopuścić, że w swojej codzienności utracimy orientację, że nagle zgubimy własną drogę, którą podążaliśmy. Jeśli tak nastąpi, powinniśmy powrócić do miejsca, w którym odczuwamy słuszność naszego postępowania. W tym punkcie postawmy sobie pytanie: „gdzie jestem?”Dzięki temu utrwalimy nasze motywacje i cele nie przegrywając niczego ważnego. Czas poświęcony na refleksję, czas przebywania na pustyni jest wydarzeniem, choć trudnym to jednak bardzo cennym. Nieustannie kształtujemy swoje postawy, dlatego miejsce, w którym stracimy orientacje może być chwilą opamiętania i początkiem bardziej wrażliwego i odpowiedzialnego życia.
Wykorzystujmy trudne doświadczenia pustyni, by pracując nad sobą dotrzeć do najgłębszych zakamarków naszej duszy i na nowo odkryć perspektywy, które kreśli przed nami Bóg. Jeśli coś tracę, to niekiedy po to, by otworzyć się na nowe sprawy, do których zaprasza mnie sam Bóg i próbując mnie przeprowadza przez trudne, ale oczyszczające doświadczenia.
Psalm 108
„…ludzkie wsparcie jest zawodne” P.s 108,13)
Nawet najbardziej mądry i silny człowiek potrzebuje wsparcia. Dlaczego? Ponieważ mając taką osobę, mam w drugiej osobie potwierdzenie tego, co robię. Skinienie głowy, uśmiech, gratulacje itp. są oznakami potwierdzenia, w których odnajduję siłę dla dalszej realizacji własnych celów. Niekiedy wsparcie polega na dalszej akceptacji mnie jako człowieka, pomimo tego, że być może coś zrobiłem źle. Więzi, które budujemy z innymi osobami bardzo często oparte są na wzajemnych odniesieniach i splecione są historią ludzkich wydarzeń. Nasze doświadczenia często dotykające również trudnych i bolesnych chwil, nie wymagają zbyt wiele a jedynie oparcia, dobrej myśli, dobrego słowa. W oparciu o zdanie innych osób często podejmujemy własne decyzje i kształtujemy swoje życie.
Zwracamy się do szczególnie bliskich nam osób, które otaczamy szczególnym zaufaniem, ale czy ich wiedza, mądrość życiowa jest adekwatna do trudności, które przeżywamy? Nie zawsze ci, którym ufamy mogą nam rzeczywiście pomóc. Potrzebujemy często bardziej fachowego wsparcia niż uprzejme i ważne mimo wszystko sugestie naszych bliskich, zaufanych osób. Psalmista podaje nam, choć pesymistyczną, to jednak ważną myśl – „…ludzkie wsparcie jest zawodne” (Ps 108,13). Niekiedy nasze oczekiwania są zbyt wygórowane i nakładamy na ramiona naszych bliskich zbyt wielki ciężar odpowiedzialności. Nasze sprawy, choć ważne dla innych osób, niekiedy zbyt bardzo przygniatają innych i oni sami przeżywają utrapienia z tego powodu, że nie są wstanie nam pomóc, mimo szczerych chęci.
Pomimo naszych przeżyć i odczuć nie potrafimy niekiedy być cierpliwi i wyrozumiali. Wydaje nam się, że nasze przeżycia są najistotniejsze i nikt w chwili, gdy my coś przeżywamy nie ma większych problemów niż my. Wydaje nam się, że wszyscy powinni zrozumieć, że powinni zostawić swoje sprawy i rzucić się nam na pomoc. Trudno nam zrozumieć niekiedy, że powinniśmy się rozejrzeć wśród różnych osób i znaleźć tą odpowiednią, która rzeczywiście gotowa jest nas wysłuchać i jest wstanie nas zrozumieć. To nie to, że nasi bliscy nie chcą nam pomóc, oni często boją się, że nie podołają. Unikają nas, bo boją się przyznać, że nie są wstanie nam pomóc. Choć nie chcą nas zawieść to jednak to robią. Nie przekreślajmy tych osób, bądźmy wyrozumiali i cierpliwi, przyjdzie odpowiedni czas, by do tych znajomości powrócić, na nowo im zaufać i powierzyć im sprawy, które są wstanie udźwignąć i zrozumieć.
Praca nad sobą, to pewnego rodzaju okazja do ocenienia własnej sytuacji i rozeznania, do kogo mam zwrócić się o pomoc. Musimy sami umieć ocenić stan naszych spraw, by umieć opowiedzieć o tym, co nas dotyka.
Psalm 109
Ocenić swoją sytuację.
„Co panu (księdzu) dolega? – pyta lekarz. A ja żartobliwie odpowiadam – gdybym wiedział, to bym do pana nie przyszedł. Choć to żarcik sytuacyjny, to każdy z nas wie, że muszę umieć się ocenić, by móc innym przedstawić własną sytuację. Od tego jak poznam siebie, swoje dolegliwości, zależy jak przedstawię swoją sytuację. Im bardziej fachowa, konkretna będzie moja ocena, tym bardziej skuteczna będzie pomoc tych, którzy jej mają nam udzielić. Umiejętność oceniania siebie wypływa z tego, jak dobrze siebie znamy. W końcu powinniśmy być specjalistami od własnego życia – doświadczeń. Kto, jak kto, ale to my powinniśmy zauważać różne sytuacje w naszym życiu, choć nie koniecznie znając swoje życie potrafimy je właściwie zinterpretować.
Czy oceniałeś siebie kiedyś? Jak to zrobiłeś? Co jest potrzebne do tego, aby dokonać właściwej oceny samego siebie?
Pierwsza i myślę najważniejsza rzecz to – muszę wiedzieć, po co dokonuję tej oceny, czemu ona ma służyć. Jeśli na drodze osobistego wzrostu będę nieustannie dokonywał takiej oceny, wówczas moja codzienność będzie owocowała w różne konfiguracje i opcje moich doświadczeń. Jest wiele opcji mojej codzienności. By móc wybrać tą najwłaściwszą muszę umieć właściwe oceniać swoje życie. Człowiek wśród wielu opcji dnia, które może wybrać, powinien rozwinąć intuicję i dokonać właściwych wyborów. Z jednego punktu do drugiego wiedzie nieskończona liczba dróg. Zadaniem człowieka jest odpowiednia ocena sytuacji i wybór tej najwłaściwszej drogi.
Człowiek dokonując oceny musi być obiektywny i umieć znaleźć punkt odniesienia, czyli jakąś rzeczywistość względem której będzie oceniał swoje życie. Sumienie jest w tym względzie niezastąpionym narzędziem. Jeśli odpowiednio je ćwiczymy i wykorzystujemy, może stać się prawdziwym narzędziem, skuteczną pomocą na drodze naszych codziennych doświadczeń.
Ocenianie siebie nie ma prowadzić do obwiniania siebie, ignorowania jakiś znaków pojawiających się w naszym wnętrzu. Poznanie prawdy ma prowadzić do wolności, ku zrzuceniu z siebie ciężaru różnych ograniczeń. Niekiedy nasza osobista opinia na swój temat jest o wiele surowsza niż rzeczywiście jest. „Bo jestem nędzny i nieszczęśliwy, zranione jest moje serce. Niknę jak cień, który się pochyla, strząsają mnie jak szarańczę” (Ps 109,22.23) Czasami mamy swój obraz zbyt przesadnie przejaskrawiony – albo zbyt pozytywny, albo zbyt negatywny. Musimy dostrzec prawdę, dlatego nawet w ocenianiu siebie musimy podjąć się nieustannych ćwiczeń i pracy.
Praca nad sobą staje się bardziej już radykalnym krokiem. Zdając sobie sprawę z wartości mojego życia, muszę dołożyć starań, by ocena siebie przyniosła oczekiwane rezultaty.
Psalm 110
Tryumf z Chrystusem.
Myślę, że wiele osób po przeczytaniu tego rozważania będzie wiedziało, że w swoich przeżyciach nie są sami i że podobnie jak ja doszli albo przynajmniej zrozumieją, w jakim kierunku powinni zmierzać.
Budujemy codzienne wydarzenia w oparciu o swoje doświadczenia, intuicję, mądrość. Prowadzi nas to w różnych kierunkach, nie zawsze w tym odpowiednim. Niekiedy nasze aspiracje, plany przekraczają możliwości naszej codzienności. Ludzkie działanie może być piękne, może osiągnąć bardzo wiele celów, może wnieść się na wyżyny naszych możliwości, jednak pojawi się ciche, bądź głośne „ale…”. Owo „ale…”, symbolizuje wiele trudności, niepowodzeń, zwątpień. To one właśnie sprawiają, że jakiekolwiek jest nasze działanie, to i tak zawsze to tylko ludzkie działanie. Możemy dokonywać wielu zmian, osiągnąć jeszcze bardzo wiele w swoim życiu, ale będzie to wciąż oszukiwaniem siebie. Wiele razy dotrzemy do takiego miejsca, w którym będziemy czuli, że można coś jeszcze zrobić, że można by coś jeszcze osiągnąć, ale w nas będzie pustka. Nie będziemy potrafili stworzyć nawet wyobrażenia o tym, co byśmy mogli uczynić, a już na pewno sami z siebie doświadczymy swoich granic i niemożliwości osiągnięcia pełni pewnych wydarzeń.
Człowiek może przekroczyć własne ograniczenia tylko wtedy, gdy realizuje przymierze z Bogiem. Więź z Bogiem otwiera nam owe nieprzekraczalne przez nas granice. Bóg chroni w nas różne myśli i możliwości. Tylko współpraca z Nim umożliwi nam odkrycie owego, zgromadzonego w nas bogactwa. Choć tajemnice są w naszym wnętrzu, to jednak sami nie potrafimy ich odkryć. Możemy to uczynić jedynie dzięki łasce Bożej.
Łaska Boża porusza naszym wnętrzem i dzięki temu jesteśmy wstanie odkryć te szczególne dary, które są w nas złożone. Wytrwałość w modlitwie i praktyki podejmowane wiernie i systematycznie owocują rozwijaniem tych darów w nas. Przymierze, o którym już wcześniej rozważaliśmy jest szansą tryumfu Boga w naszym życiu. Jego dobroć, miłość jest ponad tym wszystkim, co stanowi naszą codzienność. Zwyciężający Bóg staje się Panem naszego życia. Jemu powierzamy i w nim znajdujemy swoją codzienność, tą najwłaściwszą wersję i opcję naszej codzienności. „Przy Tobie panowanie w dniu twego triumfu…” (Ps 110,3). Kiedy nastąpi moment, że Bóg odzyska w nas pierwsze miejsce, gdy całe nasze życie się Jemu podporządkuje, wówczas Jego zwycięstwo przyniesie szereg zmian, a w następstwie wiele również zwycięstw.
Bóg nie pragnie niczego dla siebie. Wszystko, co czyni, czyni dla naszego dobra i pożytku. Dlatego zobowiązując się realizacji przymierza z Nim, powinniśmy trwać w ścisłym zjednoczeniu z Bogiem. Praca nad sobą jest zawierzeniem Bogu, który zna mnie najlepiej, który wie, co jest dla mnie najlepsze, który odkrywa w delikatny sposób swoje plany przede mną bym mógł je ogarnąć, przyjąć i zaakceptować.
Psalm 111
Bojaźń – dar dla wrażliwych.
Niekiedy podchodzimy do pewnych spraw bardzo lekkomyślnie, a to, dlatego że sytuacje te nieustannie się powtarzają – mamy zawsze do nich dostęp, a ich nieprawidłowa realizacja nie wnosi w nasze życie jakiś reperkusji. Jednak tak postępujemy względem coraz większej liczby sytuacji. Brakuje nam wrażliwości na codzienne wydarzenia, umiejętności dostrzeżenia powagi sytuacji każdego wydarzenia. Odkrywanie wartości każdego wydarzenia zależy w dużej mierze od naszego wewnętrznego ustosunkowania – wrażliwości. Jeśli do życia podchodzimy w sposób lekceważący, lekkomyślny, powinniśmy obawiać się wielu strat. Życie wymaga naszej delikatności i czujności – każde wydarzenie jest ważne i cenne.
Bojaźń Boża – jest to dar dla wrażliwych. Jeśli zdaje sobie sprawę z tego jak wiele otrzymuję od Boga, jak bardzo stara się on względem mojego życia, wówczas odkrywać będę nieustannie ogromną wartość działania Boga. Bóg widzi człowieka, widzi to, jak on traktuje dary Boże; widzi często lekceważenie, nieodpowiednie zachowanie. Tylko posiadając dar bojaźni – człowiek boi się tego, by nie obrazić Boga, by Go nie urazić swoim postępowaniem. Człowiek otrzymuje dzięki temu darowi głębsze poczucie odpowiedzialności za to, co otrzymuje od Boga, od życia…
„Bojaźń Pana jest początkiem mądrości, wspaniała zapłata dla tych, co według niej postępują, a Jego sprawiedliwość będzie trwać na wieki” (Ps 111,10)
Kiedy przyglądam się życiu, swojej przeszłości, mogę zauważyć jak wiele spraw mi umknęło, jak wiele było niewykorzystanych sytuacji, jak wiele spraw zaniedbałem i zniszczyłem prze swoje nieodpowiednie postępowanie.
Trudno naprawić przeszłość, ale możemy nauczyć się tego, jak traktować teraźniejszość. Poprzez współpracę z Bogiem możemy nauczyć się w odpowiedni sposób, z wyobraźnią, traktować swoją codzienność.
Życie jest darem, dlatego z tym większą odpowiedzialnością musimy podchodzić do sprawy. Skoro Bóg ofiarowuje mi jakieś doświadczenie, to jest mi ono do czegoś potrzebne. Starajmy się rozeznać wśród wielu dotykających nas wydarzeń te, które pochodzą od Boga i jak najlepiej postarajmy się je wykorzystać. Skoro Bóg ofiarowuje mi jakieś doświadczenia, to stale przypominajmy sobie jak wielka jest Jego dobroć i jakże ważne jest to, by Go nie zawieść i nie zmarnować tych okazji, które nam daje.
Bójmy się tego, że zmarnujemy okazje ofiarowane nam przez Boga. Być może dopiero wtedy dołożymy wszelkich starań, by dzień, sytuacje otrzymały inną wartość dzięki naszemu większemu zaangażowaniu.
Praca nad sobą ma zmobilizować nas do bardziej odpowiedzialnego i dojrzalszego traktowania życia i każdego wydarzenia. Ćwicząc swoje zaangażowanie staraj się bardziej wykorzystywać i uczestniczyć w wydarzeniach twojej codzienności.
Psalm 112
„Sprawiedliwy się nie zachwieje” (Ps 112,6)
Bardzo fajne są takie klarowne fragmenty. Nic dodać, nic ująć. Tylko niekiedy tak pragmatyczne i tak proste, aż za trudne do zrozumienia. Słowo psalmisty również należy do tego typu sformułowań. Rozważając tego typu fragmenty przeraża nas to, jak krystaliczne są ich przesłania. Próbujemy ze swoimi ograniczeniami przeniknąć ich znaczenie, ale często jest ono przed nami zbyt bardzo skryte. Wśród wielu pewnych i jaskrawych spraw istnieje o wiele więcej tych niepewnych i wciąż tajemniczych. Pojawiające się trudności i wątpliwości budzą w nas zwątpienie. A od wątpliwości do zachwiania się naprawdę nie ma dużej odległości. Jeśli nie będziemy starali się oceniać sytuacji spoglądając przez Boże oczy, często pozostaniemy na zewnętrznej powłoce wydarzeń.
W kontekście tego rozważania warto abyśmy zastanowili się w swoim życiu, nad dwoma sprawami: czym jest i jak być sprawiedliwym, oraz w jakich sytuacjach i z jakiego powodu towarzyszą nam zachwiania.
Sprawiedliwy, to nade wszystko określenie osoby, która jest blisko Boga, która odnajduje w Nim spełnienie swojego życia. Dzięki byciu blisko Boga – razem z Nim, człowiek zdobywa cechy, które uzdalniają go, jako człowieka do głębokiego zaufania woli Bożej. Tylko wtedy, gdy bezgranicznie oddam się Bogu, złożę w jego rękach całe moje życie, tylko wtedy to zjednoczenie przemieni mnie wewnętrznie do tego stopnia, że zapanuje we mnie całkowicie sprawiedliwość. Całe dobro, które osiągnę i realizuję ma swoje źródło w Bogu, który we mnie zapanuje.
Sprawiedliwość to nade wszystko wierne przestrzeganie woli Bożej. Człowiek inicjując różne wydarzenia wie, że dobre rozwiązania są wynikiem działania Boga. Człowiek czyniąc swoją wolę Bożą, staje się naczyniem dobra, które Bóg pragnie złożyć w każdym człowieku. Jeśli człowiek jest otwarty na dobro w nim złożone, wówczas jest o wiele wytrwalszy w działaniu i solidniejszy w realizowaniu swoich celów.
Człowiek się nie zachwieje, jeśli jego fundamenty są stabilne a cele i działania określone. Łatwiej jest nam podjąć się jakiegoś działania, jeśli mamy możliwość wybić się ze stabilnego fundamentu.
Praca nad sobą ma umożliwić nam osiągnięcie pewnej stabilności, dającej dobry początek dla różnych inicjatyw, których się podejmujemy. Określenie swoich priorytetów, wybór wartości, którymi się kierujemy potrzebuje jasnych działań. Dlatego praca nad sobą da nam wgląd w głęboko skrywane myśli i pragnienia. Stanie się niejako serum prawdy, dzięki czemu każdy krok będzie coraz pewniejszy.
Psalm 113
Tylko On może mnie wydźwignąć.
Człowiek doświadcza niekiedy sytuacji skrajnych. Tak skrajnych, że czuje się przygnieciony ciężarem niejako całego świata. Wszystko staje się zbyt czułe i każda myśl, słowo, złe działanie innych ludzi staje się tak dotkliwie bolesne, że czujemy się przez wszystkich opuszczeni, znienawidzeni, a życie; wydaje nam się, że wszystko robi nam na złość. Życie dotyka nas tak bardzo, że jedyne czego pragniemy to uciec jak najdalej, tam gdzie nic, ani nikt nas nie znajdzie. Utopijne myślenie niestety bardzo często zaprowadza nas na skraj przepaści i wówczas popełniamy bardzo różne czyny, ale często są to bardzo skrajne i negatywne postawy.
Życie proponuje bardzo różne rozwiązania i niestety nie zawsze są one korzystne i właściwe. Niekiedy doświadczamy takiego pesymizmu, że trudno nam zauważyć jakiekolwiek światło nadziei. Nie mamy sposobu, by z takiej sytuacji wyjść z obronną ręką. Potrzebujemy kogoś, czegoś, kto nas wydźwignie z obecnego stanu i postawi na nowym, solidnym gruncie. Pojawiające się nowe perspektywy, jakieś pomysły i siły stają się udzieloną nam pomocą, która wydźwignie nas z trudności i ciemności, które ogarniają nasze życie.
Kiedy chcemy pomóc komukolwiek musimy być na tyle silni, by nie pozwolić się jakiejś sytuacji, czy osobie, wciągnąć i nam zagrozić. Niestety bardzo często w tym względzie, gdy nasi bliscy przeżywają jakieś trudności, trudno nam zachować obiektywizm. Empatia, która nam towarzyszy, jeśli nie jest zdrowa i prawdziwa może nas wciągnąć w wir różnych sytuacji i uniemożliwić udzielenia pomocy naszym bliskim. W bardzo łatwy sposób możemy zniszczyć swoje życie i pozbawić się wszelkich perspektyw, a o wiele trudniej zbudować coś trwałego i konstruktywnego, niepozbawionego sensu.
Ludzkie próby udźwignięcia innych z ich trudności, często bywają krótkotrwałe i mało skuteczne. Gdy chcemy komuś pomóc, często natrafiamy na ścianę naszych ograniczeń i brak rzeczywistej możliwości. Brakuje nam pomysłów, często również słów, by wesprzeć jakąś osobę, by zaproponować komuś rzeczywiste rozwiązanie. Natrafiamy na małą efektywność naszego działania, przez co bywamy często niezadowoleni z naszej pomocy, a inni niestety borykają się ze swoimi sprawami dalej.
Ps 113,7 – „Podnosi z prochu nędzarza i dźwiga z gnoju ubogiego.” Bóg może udzielić nam właściwego wsparcia. Zawierzenie się Jezusowi, oddanie Mu swoich spraw i zmartwień w akcie zaufania pomoże nam w każdym doświadczeniu znaleźć coś dobrego, odnaleźć twardy grunt pod stopami i odbić się od „dna ludzkiej biedy”. Nawet, gdy spadną na nas niewyobrażalne doświadczenia w Nim wszystko staje się inne. Dzięki Bogu możemy mimo bólu, braku nadziei, odnaleźć drogę przez własne doświadczenia.
Praca nad sobą pozwala nam inaczej patrzeć na własną rzeczywistość. Pomimo trudu, bólu, który dotyka nas w niektórych doświadczeniach, każdy z nas może udźwignąć ten ciężar i przejść przez niego, docierając w końcu do upragnionego celu. Trud, ból i wiele innych spraw może nas uszlachetnić i uświęcić.
Psalm 114
Wszystko można zmienić?
Od samego początku tych rozważań zastanawiamy się nad różnymi kwestiami. Podejmujemy się wielu tematów, które symbolizują właśnie sprawy wymagające naszej pracy, zmian. Już myślę, że udało nam się wiele spraw lepiej zrozumieć, inaczej na nie spojrzeć, a myślę, że wielu osobom udało się też tak konkretnie wiele spraw naprawić lub zmienić.
Możesz i powinieneś spojrzeć wstecz na te wszystkie towarzyszące ci dni pracy i zmian. Co udało się ci zrobić, osiągnąć? Dzięki temu, oprócz rezultatów będziemy mogli zauważyć to wszystko, z czym nadal mamy trudność, czego nie udało nam się jeszcze zmienić. Ogarniamy swoje życie już na pewno w zupełnie inny sposób, z innej perspektywy i dzięki temu możemy oceniać życie, wyznaczać sobie cele i perspektywy działania. Doświadczamy tego, jak wiele możemy zmienić, ale bardziej oczywiste również staje się to, że jest wiele spraw, których albo nie da się zmienić, albo jest to rzeczą trudną. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych…, bo On, „Który zmienia opokę w jezioro, a skałę w źródło wody” (Ps 114, 8), nie natrafi na trudności, chyba że człowiek sam Mu zabroni swoim działaniem dokonać czegokolwiek.
Dzięki tym rozważaniom o pracy nad sobą próbuję dokonać – zmiany siebie. Do tej pory towarzyszyło mi wiele oczywistych spraw i zachowań, które byłem w stanie zaobserwować i samemu ocenić. Widzę też wiele spraw, które musiałbym zmienić, ale trudno mi znaleźć źródło tych zachowań. Z całym przekonaniem stwierdzam, że wiele można zmienić, można zmienić to wszystko, co się dostrzega, ale nie zmienimy nigdy tego, czego sami nie zauważymy. Nawet to, co widzimy, co wydaje nam się, że powinniśmy zmienić jest naszą subiektywną opinią. Często dokonujemy „fizycznych, duchowych, mentalnościowo – psychologicznych operacji”, które wynikają z naszych pragnień. Chcemy zmienić image, schudnąć, lepiej się modlić, itp., ale wynika to z naszych wyobrażeń, osądów a nie z czystego od pobudek źródła, które mogłoby nam dostarczyć faktycznych wskazówek. To, że komuś nie podoba się jego wygląd wcale nie oznacza, że go powinienem zmienić.
Dziś uświadamiam sobie po raz kolejny ważną rzecz, która już wcześniej powinna wybrzmieć bardziej stanowczo – a czego Bóg ode mnie chce; jak on mnie i moje zachowanie widzi; jakich On zmian ode mnie by oczekiwał. By dokonać zmian i by były one właściwe powinienem na siebie spojrzeć oczyma Boga. Jest to perspektywa niesamowicie prawdziwa, ale zarazem najbardziej miłosierna i delikatna. Jakiego mnie stworzył, jaki kształt nadał On od początku mojego istnienia, a jaki faktycznie dziś jestem?
By praca nad sobą przyniosła właściwe zmiany, towarzyszem naszej pracy w każdej kwestii, nieodłącznie musi być Jezus. On nie tylko uczy, ale nade wszystko uzdrawia. Efektem właściwym dla podjętej przez nas pracy nad sobą ma być uzdrowienie dla ducha, ale i też dla ciała.
Psalm 115
Jestem jak wyprodukowany seryjnie, bożek.
Pomimo tego, że jesteśmy wierzącymi osobami, to bardzo często chcemy zastąpić naszego Boga innymi, pseudo podobnymi bożkami. Nasz tupet niekiedy jest tak wielki, że my sami chcemy zastąpić Jego miejsce twierdząc, że my byśmy lepiej to zrobili. Stajemy się bożkami dla siebie samych, pragniemy, by inni nas stawiali na pierwszym miejscu, by nas hołdowali i czynili nam zaszczyt. Niezwykła próżność ludzka tak nas zaślepia i czyni tak nieczułymi, że przypominamy seryjnie wyprodukowane roboty (bożki), które po to zostały uczynione, aby spełniały jakąś funkcję. Nie odkrywamy swojego miejsca w świecie, przez co pragniemy zająć to, naszym zdaniem najlepsze – najbardziej korzystne. Stajemy się nie tyle „panami sytuacji”, co raczej pragniemy odgrywać rolę bogów naszego życia. W rezultacie tracimy żywy kontakt z Bogiem, jak i rzeczywisty kontakt z naszą codziennością.
Wiem, że kontekst za chwilę przytoczonych słów jest inny, ale kiedy odniesiemy je do siebie, wówczas pokażą niestety sytuację bardzo wielu osób – może nie tych, co rozważają te słowa, ale tych, z którymi w jakiś sposób mamy kontakt. Jednak mimo wszystko nam również taka postawa zagraża – „Mają usta, ale nie mówią, mają oczy, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą, mają nozdrza, ale nie czują zapachu. Mają ręce pozbawione dotyku, nogi mają, ale nie chodzą, gardło ich nie wydaje głosu” (Ps 115,5-7)
Posiadamy niebywałą ilość darów – zdolności, które stają się niestety nieczułe, gdyż przez naszą obojętność wyłączamy je. Dary nieużywane niestety zanikają. Dlatego tym bardziej powinniśmy być bardziej odpowiedzialni za posiadane dary, a nasza praca powinna prowadzić do głębszego ich wykorzystania w naszej codzienności. Dzięki tym darom – zdolnościom możemy odkryć, że nasze życie stawia przed nami wiele przygód, które wykorzystane mogą posłużyć w czynieniu wiele dobra.
Dobrze wykorzystana codzienność przyniesie bardzo wiele owoców, nie tylko dla nas, ale również innym, którzy mają z nami styczność. Po to każdy z nas został stworzony, aby wypełnić swoje szczególne zadanie, by ubogacić świat i ludzi swoją obecnością. Ociągając się w realizacji własnych zadań, nie angażując swoich umiejętności, postawa człowieka jest biernym uczestniczeniem w życiu. Człowiek w takiej sytuacji nie jest stanie osiągnąć dobra, które zostało dla niego przygotowane. Pozostawanie w ciągłej bierności wobec życia pokutuje małą efektywnością. Człowiek sam siebie pozbawia dobra i wszelkich możliwości uczynienia czegoś w zgodzie z wolą Bożą.
Praca nad sobą może uruchomić w nas te pokłady dobra, które zostały w nas złożone i pomóc w odpowiednim wykorzystaniu własnej codzienności. Człowiek obserwując własne życie może bardziej świadomie uczestniczyć w nim, dlatego też dużo łatwiej będzie mu w odpowiednim czasie uruchomić właściwe umiejętności.
Psalm 116
Uwięziony we własnym życiu.
Nasza codzienność wypełniona jest wieloma doświadczeniami, wyborami, celami i próbami… Jeśli staranniej je wykorzystujemy, wówczas stanowią jedność. W przeciwnym przypadku stają się odrębnymi elementami, będącymi dla siebie przeciwnościami i nawzajem się wykluczając. Kiedy podejmujemy się czegokolwiek w życiu zdajemy sobie sprawę, że wymaga to czasu i jakiegoś nakładu sił. Trudno spodziewać się efektów, gdy nie będziemy się angażowali, podejmowali się prób zyskania czegokolwiek.
Jednak niekiedy możemy wpaść w pułapkę naszych wyborów, decyzji i zaangażowania. Wówczas pojawia się w nas żal, a co najgorsze coraz bardziej pojawia się anty-nastawienie wobec spraw, w których uczestniczymy. Zachwiane jest wówczas poczucie własnej wolności, stajemy się zniewoleni we własnym życiu. Będąc ograniczonym trudno o mądre decyzje i rozwiązania, wówczas raczej bardziej działa chęć jak najszybszego uwolnienia się z danej sytuacji, co może niestety spowodować, że dokonamy kolejnych, mało rozsądnych wyborów i decyzji. Niestety często się tak dzieje, że będąc zniewolonym człowiek nie potrafi podejmować wolnych działań. Jego myśl są na tyle zniewolone, że jego działanie wydaje się, jakby wynikało z jakiegoś uzależnienia. Warto w tym miejscu obiektywnie ocenić: w co się angażuje; czemu poświęcam najwięcej czasu i sił. Jeśli potrafimy to określić, to warto byśmy dalej drążyli ten temat i zastanawiali się nad: na ile jesteśmy wolni i czy w każdym momencie możemy się od tych spraw odłączyć. Jeśli czujemy nierozerwalną nić łączącą nas z jakimiś sprawami, to czy te sprawy są ważne i dobre? Tu nie wystarczy nasza ocena, ale potrzebujemy obiektywnej opinii np. spowiednika.
Bywa tak niestety, że w niektórych sprawach jesteśmy zbyt zaangażowani i zbyt długo już w nich uczestniczymy, dlatego próba rozłąki z tymi sprawami będzie dla nas bolesna, bo to tak jakbyśmy wydzierali z siebie coś żywego. Taka zmiana w naszym życiu będzie faktycznie trudną, ale jednak możliwą operacją. To będzie przypominało detoks, który dotknie naszej sfery fizycznej i duchowej i dokona oczyszczenia z tego wszystkiego, co nas ogarniało.
Jeśli sprawy, które powodują nasze ograniczenia są przez nas dostrzegane to myślę, że jest to już połowa sukcesu. Dużo łatwiej jest nam osiągnąć wolność, gdy wiemy, co jest dla nas ograniczeniem. Jeśli potrafimy wyobrazić sobie swoją własną wolność, wówczas uzyskamy właściwe perspektywy dla swojego działania, by uzyskać cel, którym jest wolność.
Ps 116,3 – „Oplotły mnie więzy śmierci, dosięgły mnie pęta otchłani, ogarnął mnie strach i udręka.” Praca nad sobą powinna pozwolić nam dostrzec i dotrzeć do korzeni naszych zniewoleń. By przeciwstawić się wszelkim ograniczeniom musimy wiedzieć, z czym walczymy i jakie metody musimy zastosować. Jest to bardzo ważne przedsięwzięcie, dlatego im poważniej podejdziemy do tej sprawy, tym większe rezultaty naszego działania.
Psalm 116b
Mój kielich.
Eucharystia jest wydarzeniem, podczas którego nie tylko mamy do czynienia z przemianą chleba w ciało i wina w Krew, ale nade wszystko jest to, to samo wydarzenie – z Golgoty, wtedy, gdy Jezus umierał za mnie na krzyżu. Podczas Eucharystii dwukrotnie kapłan wznosi kielich i chleb w geście oddania tego wszystkiego Bogu, jako ofiary służącej naszemu uświęceniu. To wydarzenie obejmuje moje życie – wnosząc kielich unoszę też swoje życie ofiarowując się Bogu, by mnie całkowicie przemienił i uczynił swoim naczyniem. Kielich jest naczyniem gromadzącym w sobie wino i wodę – owoc pracy rąk ludzkich, który ofiarowany Bogu zostaje przemieniony w krew Chrystusa – źródło Miłości, Zbawienia. Unosząc kielich ofiarowuję Bogu również siebie, swoją dyspozycyjność – nie tylko, jako ksiądz, ale również, jako człowiek.
Każdy uczestniczący w Eucharystii, w geście kapłana odkrywać powinien wiele symbolicznych znaczeń.
Pragnienie przemiany – człowiek składa w darze swój codzienny trud pozwalając Bogu, by dokonał przemiany według swojego planu. Gest ten wymaga bezwzględnego zaufania i oddania się Bogu do Jego dyspozycji. Bóg uwzględniając warunki naszej osoby i codzienności dokonuje zmiany, ofiarowując nam wsparcie.
Pragnienie złożenia daru w dowód wdzięczności – człowiek przeżywając jakieś doświadczenia czuje niezwykłą pomoc Boga. Przemiany, których dokonuje w nas sprawiają, że człowiek odkrywa swoje życie z innej perspektywy. Człowiek odczuwając wybawienie, pragnie za sprawą kapłana złożyć ofiarę dziękczynną, która wyrazi ludzką radość wobec tego, co Bóg dla nas uczynił. Wykorzystuję bardzo często wolne od intencji msze, aby nie tylko prosić, ale także, aby wyrazić ogromną wdzięczność za cuda, które wobec mojego życia uczynił sam Bóg.
Wzbudzić zachwyt – człowiek „podnosząc kielich”, pragnie ukazać innym swoje życie a jeszcze bardziej pokazać to, co Bóg uczynił w moim życiu. To nie jest zachwyt nad własnymi dokonaniami, lecz nad pełną miłości wolą Bożą, która dokonuje w naszym życiu niezwykłych rzeczy. Zachwyt nad tym działaniem jest tak ogromny, że pragniemy podzielić się swoim doświadczeniem z innymi, by oni zapalili w sobie chęci do współpracy z Bogiem.
Ps 116b,4(13) – „podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pana.” Praca nad sobą pozwala jeszcze głębiej współpracować z Bogiem, który stale pragnie ofiarowywać człowiekowi swoją łaskę. Jeśli ją odpowiednio wykorzystamy, wówczas stajemy się kielichem, naczyniem, w którym Bóg gromadzi dobro, które możemy odpowiednio w każdej sytuacji wykorzystać.
Psalm 117
Wierność Boga.
Jeśli się czegoś podejmiemy w naszym życiu, nie zawsze wystarcza nam zapału do tego, aby wiernie coś doprowadzić do końca. Różnego rodzaju przeszkody na naszej drodze zniechęcają nas i próbują naszą wytrwałość i siłę naszych postanowień. Brakuje nam cierpliwości, chęci, zaangażowania a nade wszystko wierności, bo najgorsze, że we własnych kryteriach oceniamy wszystko dookoła, bo skoro my tacy jesteśmy, to inni na pewno też. „Przecież świat taki jest, a ludzie w nim w swoich zachowaniach bardzo podobni” – takie słowa, lub podobne nie jeden raz wystrzeliły z naszych ust, jako ocena jakiejś sytuacji. Dość krytyczna i ogólnikowa ocena albo wystarczająca do tego, by usprawiedliwić samego siebie. Świat posiada bardzo wiele barw, które jak świecidełka kuszą nas swoimi propozycjami. Poddając się im bez naradzenia i odpowiedniej oceny wpadamy w miraż – złudzenia naszego życia.
Bóg jest inny i nie sposób byśmy byli wstanie w pełni wyobrazić nawet sobie, jaki On jest. To, co jest najbardziej niezwykłe w Bogu, to właśnie to, że nie jesteśmy wstanie go ogarnąć, a On stale nas zaskakuje. Jego działanie pełne miłości wciąż nas zachwyca i zdumiewa, bo to, co jest Jego planem wciąż jest dobre i okazuje się niezastąpione w naszym życiu. Niekiedy usilnie poszukujemy obrazów, które mogłyby nam przybliżyć po części to, jaki faktycznie jest Bóg. Obrazem, który do mnie bardzo przemówił jest historia opisana w książce pt. „Zraniony Pasterz”. Pomimo tego jak człowiek traktuje Boga, jak wiele razy się Go zapiera, wyrzuca Mu wiele rzeczy, Bóg i tak dochowuje wierności. Jest konsekwentny wobec swoich słów i działania. Nic nie powstrzyma Go od tego, aby kochać każdego. Człowiekowi wciąż zależy na samym sobie. Bóg jest wolny od tego. Jego działanie całkowicie jest nastawione na dobro człowieka, dlatego wierność jest dla niego tak ważna i tak oczywista.
Ps 117,2 – „Bo potężna nad nami Jego łaska, a wierność Pana trwa na wieki”. A jak wygląda moja wierność? W jaki sposób traktuję moje codzienne zajęcia i postanowienia? Muszę postarać się, by w życiu codziennym swoje działanie i myślenie opierać bardziej na wierności systematyczności, wówczas tylko cele staną się bliższe i możliwe do spełnienia.
Praca nad sobą ma umocnić naszą wierność i postanowienia, których się już podjęliśmy albo podejmiemy. Ucząc się bycia wiernym sobie, swoim wartościom i celom, człowiek odnajdzie więcej zapału i sił do realizacji własnego życia.
Psalm 118
Kamień węgielny.
Kiedy wznosi się jakąś nową i ważną budowlę kościelną – w fundamenty, bądź też symbolicznie w ścianę wmurowuje się tzw. kamień węgielny. W zwyczaju jest też to, że taki kamień węgielny jest jakąś częścią innego, jakiegoś ważnego miejsca. To miejsce ma też znaczenie, dlatego właśnie z takich miejsc wykorzystuje się jakiś element, który ma stać się początkiem – fundamentem nowej konstrukcji. Wznosząc nową budowlę, jest ona częścią innej, niekiedy jeszcze bardziej ważnej, dzięki czemu chcemy zachować symboliczną jedność pomiędzy tymi miejscami.
Symbolizm „kamienia węgielnego” dodaje nam sił przez to, że uczestniczymy w czymś większym, ważniejszym niż tylko w pojedynczym dziele. Człowiek czuje się dumny, że jego jakieś małe dzieło uczestniczy w czymś większym, ważniejszym. „Kamień węgielny” jest też symbolem jedności tych miejsc, które zbudowane są na fundamencie kamienia pochodzącego z jednego miejsca. Jest to symbol korzeni, tradycji, które w tym miejscu rozkwitają i dają podstawę dla wszelkich podejmowanych działań. Ludzie uświadamiają sobie, że w oparciu o ten kamień tworzą wspólnotę, tworzą działania zmierzające w jednym kierunku dla uświęcenia wszystkich. Wydaje się nam, że wartość takiego „kamienia”, jest minimalna, czy nawet nieodczuwalna. Wznosimy się w naszym życiu na wyżyny duchowe. Starajmy się odkrywać głębszy wymiar pewnych sytuacji w naszym życiu, a wówczas sami odkryjemy wyjątkowość zdarzeń, doświadczeń, które mają swoją wartość przede wszystkim w tym duchowym wymiarze. Niekiedy odczuwamy cenne rzeczy a tylko, dlatego że ich nie rozumiemy, nie czujemy ich faktycznej wartości nie widzimy możliwości ich wykorzystania.
Ps 118,22 –„Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym.” Odrzucamy nie tylko to, co złe, zbyteczne, ale często niestety również ważne rzeczy, które być może, dlatego że gryzą się z naszym sumieniem, wolimy je odrzucić i o nich zapomnieć. Trudno odzyskać rzecz utraconą, dlatego budując codzienną rzeczywistość warto, abyśmy byli bardziej odpowiedzialni i wrażliwi.
Niekiedy rzecz odrzucana jest tym, potrzebnym kluczem do jakiejś rzeczywistości, którego nam brakuje, gdyż z racji naszego pochopnego działania został odrzucony. Brakuje nam w życiu bardzo wiele, ale to nie ze względu na wybujałe pragnienia, ale dlatego że wiele z naszych życiowych szans – możliwości nie zostało wykorzystanych i odpowiednio zrealizowanych. Niestety w naszym życiu często pokutują nasze błędy.
Praca nad sobą przypomina budowę, albo bardziej odbudowywanie rzeczywistości, którą kiedyś już posiedliśmy, a którą utraciliśmy w wyniku naszych błędnych decyzji czy zła, które uczyniliśmy. Nasze życie wymaga odpowiedniego „kamienia węgielnego” – czy zdajesz sobie już sprawę z tego, po co ci on, czym jest i jaki powinien być?
Psalm 119
Jego Słowo.
Podjęliśmy się już od dłuższego czasu pracy nad sobą. Tworzymy nowe perspektywy, odgadujemy znaczenie tych już toczących się w naszym życiu doświadczeń, staramy się naprawić to, co zepsuliśmy. Było już wiele propozycji, ale czy jakaś zadziałała w twoim życiu i przynosi owoce? Zdajemy sobie sprawę, że życie przyniesie jeszcze wiele doświadczeń, pewnie i też tych trudnych – co zrobić by historia nie zatoczyła znów koła? Potrzebujemy stałego przewodnika, codziennej motywacji, która umożliwi nam pójść dalej, a nie tylko bez ryzyka stać, czy co najgorsze uwsteczni nas. Od bardzo wielu lat codziennie pochylam się nad Słowem Bożym, rozważaniami książki (teraz pt. O naśladowaniu Chrystusa), które nie tylko utrzymują mnie blisko w przyjaźni z Jezusem, ale które powodują też rozwój mnie, moich postaw i zaangażowania.
Pewnie wielu z was powiedziałoby mi, że to za trudne, za wymagające, że nie macie czasu. Nie będę mówił, że proste, bo to takie nie jest, ale tak jak we wszystkim najgorszy jest początek, a później to tylko jedna wielka przygoda, której już nie ma się ochoty zaprzepaścić. Pamiętaj – życie jest jedno, nie zmarnuj go i wykorzystaj różne okazje tak, aby jak najlepiej je wykorzystać. Poświęcając się tym rozważaniom, poświęcam wiele czasu, ale widzę też z tego niezwykły pożytek, który owocuje. Rozważanie Słowa Bożego jest tak naprawdę umożliwieniem Bogu, by we mnie wzrastał, by to On we mnie, przy mojej współpracy działał i dokonywał zmian. Bóg we mnie staje się odpowiedzią wobec życia, kopalnią nowych działań, pomysłów. Odczuwanie Jego obecności w sobie jest siłą i pokarmem dla wiary, życia, przyjaźni, mojego powołania. Bóg wnika we mnie, a swoją miłością wypełnia każdy zakamarek mojej osoby, czyniąc mnie dzięki temu człowiekiem „nowej jakości”.
Każdy z nas musi mieć w sobie Słowo – Jezusa – taki jest mój wniosek wielu lat rozważania codziennie i życia Słowem. Trudno mi nawet sobie wyobrazić życie bez Jezusa, bez rozważania Jego Słowa.
Ps 119,11 – „w sercu swoim zachowuje Twe słowo, aby nie zgrzeszyć przeciw Tobie”. Zachowując w sobie Jego skarb człowiek otrzymuje łaskę, która uzdalnia go do innego życia. Nie unikniemy kompletnie grzechu, ale możemy bardzo mocno obniżyć stan jego obecności i siłę działania w naszym życiu. Otrzymujemy Bożą siłę, która pomaga nam coraz częściej zwyciężać grzech i czynić dobro. Słowo, które jest w nas zachowane, z jednej strony zachowuje Boże życie, a z drugiej strony jest alarmem, który ostrzega wówczas, gdy grzech chce wejść w nasze życie.
Praca nad sobą ma utrzymywać pewien poziom życia w naszej codzienności. Ma nas pobudzić do walki ze złem, by grzech nami nie zawładnął i nie zrujnował tego dobra, które jest w naszym posiadaniu.
Psalm 120
Gaszące opinie.
Opinie ludzkie podcinają mi bardzo moje skrzydła. Chęć pracy, działania, wyznaczania coraz to nowych celów sięga często głębokich motywacji. Ale nawet, gdy mam wewnętrzne zaparcie i chęć zdobycia jakiejś góry, to pogoda (wiatr, deszcz) mogą pokrzyżować nawet najbardziej ambitne plany. Człowiek choćby chciał podskoczyć wysoko i ominąć wszelkie przeszkody to i tak nie podoła temu, bo ponad jego możliwości istnieje grawitacja, która piorunująco szybko sprowadzi go na ziemię. Pewnych rzeczy nie da się ani przeskoczyć, ani ominąć. Cóż w takiej sytuacji można zrobić? Najwłaściwszą reakcją byłoby niekiedy milcząco iść dalej, ale niekiedy musimy stawia czoła temu, co się dzieje.
Wiele osób ma w sobie ogromny żar do działania. Chwytają się wielu spraw i czynią wszystko by je jak najlepiej wypełnić. Każdego stać na wiele, każdego stać na więcej. Niekiedy opinie, które nam towarzyszą, jako nasze etykietki wytworzone przez inne osoby podcinają skrzydła, choćby człowiek chciał się wzbić, to jednak albo już tego nie potrafi, albo zwyczajnie nie ma już sił. Nie wiele potrzeba, by człowiek zrezygnował i się poddał – niekiedy to, co usłyszymy na nasz temat umocni nas i jeszcze więcej sił włożymy w nasze działanie, a niekiedy te bezpodstawne, zmyślone opinie zniechęcą nas i zrezygnujemy z jakiegokolwiek działania. Czujemy się w takich sytuacjach dość, że zniewoleni to również ograniczeni. Każdy z nas, jeśli jest pobawiony wolności czuje, że nie jest sobą. Oczywiście wówczas, gdy popełniamy błędy powinniśmy obiektywnie spojrzeć na opinie innych osób, ale w przypadku kłamstwa na nasz temat, powinniśmy spojrzeć w swoje serce i sami się ocenić.
Gdy czujemy, że argumenty innych są zmyślone, oszczercze, wówczas powinniśmy wzmóc w sobie pragnienie modlitwy…
Ps 120,2 – „Uwolnij moje życie Panie, od warg kłamliwych i podstępnego języka”. Człowiek w swoim działaniu musi starać się osiągnąć maksymalny poziom wolności. Dzięki temu nie pojawią się w nas wątpliwości, które mogłyby ewentualnie zniszczyć plany i owoce naszego działania. Podobnie jak w nas pewne wydarzenia budzą kontrowersje, podobnie również inni niekiedy chcą w ten sposób wpłynąć na nasze działanie, przeszkadzając nam w pełnieniu woli Bożej. Jeśli jestem pewien słuszności swojego działania, jeśli czynię to z właściwych pobudek, wówczas opinie nie będą miały siły pozbawić nas entuzjazmu i zapału.
Praca nad sobą ma nas uwolnić od tego, co mogłoby nam w jakiś sposób zagrozić. Tylko właściwa ocena sytuacji, pewność działania nie odbiorą nam właściwych perspektyw działania.
Psalm 121
Strażnik.
Nic piękniejszego nie może nas spotkać, jak to, że mam, jako mojego osobistego strażnika Boga, który czuwa bym nie uczynił sobie i innym niczego złego. Pewnie stawiasz pytanie: skoro strzeże mnie, to dlaczego spotyka mnie i innych tak wiele trudnych doświadczeń? Ocena, co jest rzeczywiście trudne albo nieprzydatne według nas, jest oceną subiektywną. Człowiek ma w naturze, że wszystko, co trudne, co bolesne chce natychmiast odrzucić i się z tego wyzwolić, nie starając się odkryć wartości i znaczenia tych doświadczeń. W ten sposób bronimy się przed bólem, niepowodzeniem. Może, gdy zrozumiemy, że Bóg działa w bardzo różny sposób, niekiedy nawet niezrozumiały dla nas, być może wówczas będziemy starali się bardziej rozpoznawać i rozumieć, jaka jest wola Boża w danym momencie. Ryzyko podejmujemy tylko wtedy, gdy postępujemy naprzód nie starając się rozpoznawać, jaka jest wola Boża względem nas. Stąpanie po kamieniach Bożej woli daje nam pewny grunt, ale również przekonanie, co do słuszności własnego postępowania. Bóg nie czyni niczego, co by mogło zniszczyć całkowicie człowieka. Nawet, gdy wydaje nam się, że nieunikniony jest koniec czegoś to pamiętajmy, że Bóg ze wszystkiego jest wstanie wyciągnąć dobro. Nawet stojąc nad przepaścią w ostatniej chwili wszystko może się radykalnie zmienić, może nabrać zupełnie innego znaczenia i dynamizmu. Jeśli pragniemy, by Bóg był naszym strażnikiem musimy Mu bezwzględnie zaufać, złożyć w Jego ręce nasze życie, nasz los. Musimy pamiętać, że pełni On też funkcję strażnika, a więc nie możemy wymagać, by robił coś za nas. Strażnik ochrania nas, ale gdy my uporczywie narażamy się w pewnych sytuacjach, wówczas związujemy Mu ręce, uniemożliwiając pełne działanie. Jest wystarczająco wiele znaków, które podpowiadają nam wiele – musimy być czujni i nie wystawiać Boga na próbę.
Bardzo często podejmujemy próby w naszym codziennym życiu, nie zważając na istniejące zagrożenia. Ryzykujemy niby na własną odpowiedzialność, ale gdy zabrniemy zbyt daleko, wówczas całą odpowiedzialność zrzucamy na Boga – nie widać w tym sensu. Skoro ryzykujemy sami powinniśmy dźwigać konsekwencje.
Ps 121,5 – „Pan ciebie strzeże, jest cieniem nad tobą, stoi po twojej prawicy”. Człowiek musi najpierw wierzyć w to, że Bóg stale jest przy nas. Wiara w żywą obecność Boga w moim życiu pozwoli nam bardziej realnie i świadomie jednoczyć się z Nim i podejmować się realizacji Jego woli. Postępując zgodnie z jego wolą człowiek czuje, jak wiele sytuacji nie ma na niego wpływu, nie zagraża mu, a on sam przekonuje się o własnej wolności.
Praca nad sobą powinna podkreślić wartość naszego życia tak, byśmy nie balansowali na skraju przepaści, ale byśmy bardziej roztropnie angażowali się w różne sytuacje, samemu sobie nie czyniąc krzywdy, nie zagrażając sobie przez różne wybory i decyzje.
Psalm 122
Żyć Niebem.
W zależności od tego, jakie człowiek ma perspektywy, takie też ma zaangażowanie i motywacje. Wiele spraw jest ze sobą ściśle połączonych i dopóki nie odkryjemy tej nici, tak długo nasze działanie będzie jak układanie puzzli. Musimy podjąć się trudu scalenia naszego życia. To nie odrębne elementy będące dla siebie nawzajem obce, ale to części integralne naszego życia. Czyniąc życie właśnie w duchu takiego zamysłu, wiele rzeczy jest dla nas bardziej zrozumiałych, bo potrafimy ogarnąć całość i widzieć jak te poszczególne elementy są ze sobą połączone i jak są dla siebie nawzajem ważne i potrzebne. Dzięki temu, że czujemy, że nasze życie stanowi integralną całość, łatwiej nam być odpowiedzialnymi za poszczególne sytuacje i doświadczenia.
Niebo jest tym miejscem, w którym doświadczamy całkowitej integralności, dlatego już dziś Niebo staje się programem dla naszego życia, i już dziś w naszej codzienności możemy zaobserwować takie działanie, które po części jest odwzorowaniem tej niebiańskiej atmosfery. Powinniśmy nieustannie budzić w sobie pragnienie Nieba, by po części takim właśnie duchem udało nam się żyć już tu na ziemi, doświadczając niebywałych owoców takiego postępowania. Niebo jest miejscem, w którym dobro i wzajemność osiąga swój szczyt. Dziś mogę się w tym ćwiczyć stawiając sobie coraz dojrzalsze zadania, próbując pokonywać jak najczęściej te ludzkie, własne ograniczenia. Niebo nadaje rytm naszej codzienności. Dobro, miłość wzajemna, pomoc, rozeznawanie woli Bożej ma prowadzić nas do Nieba, ale na dzień dzisiejszy Niebo ma wprowadzać nas w nasze życie tu na ziemi.
Chrześcijanie przez modlitwę, Eucharystię, Słowo Boże, budzą w sobie coraz to większe pragnienie i tęsknotę za niebem. Wiedzą, na czym mi najbardziej zależy, uświadamiając sobie, jaki kształt powinno nabrać moje życie codzienne człowiek podejmuje wszelkie próby, by już tu doświadczyć w miarę możliwości Nieba, które jest naszym przeznaczeniem. „Stąpaj mocno po ziemi, wznieś wysoko głowę i wzrok utkwij na Niebie, a ręce szeroko rozłóż, by każdego objąć duchem miłości” (DP). Perspektywa Nieba budzi w nas szczególnego ducha. Pragnienie Nieba motywuje do takiego działania, które po części będzie odzwierciedlało to, co możemy sobie jedynie wyobrażać, co będzie naszym udziałem w Niebie. Niebo umożliwi mi stałe zjednoczenie z Jezusem, bez ograniczeń, przeciwności, a wiara całkowicie przemieni się w miłość. Dziś mając utkwiony wzrok na Jezusie, serce otwarte na Jego wolę a duszę chętną do realizacji jej, mogę z całym przekonaniem powiedzieć: „Już stoją nasze stopy w twoich bramach, Jeruzalem” (Ps 122,2).
Praca nad sobą ma uwypuklić nasze dążenie do nieba na pierwszy plan. Ta perspektywa – cel ma być naszym codziennym dążeniem, a podejmowane działanie ma nas wewnętrznie przemieniać i pomóc żyć tym celem już dziś.
Psalm 123
Co widzę, a co chcę zobaczyć?
Ludzie mają różne tendencje. Bardzo często można spotkać ludzi, którzy mają bardzo skrajny stosunek do życia – np. pesymizm, obojętność, brak wrażliwości i odpowiedzialności albo w drugą stronę – przesadna radość, wrażliwość, empatia, odpowiedzialność. Przez takie obserwowanie siebie i świata człowiek ma również skrajne perspektywy i ocenę sytuacji. Trudno nauczyć takie osoby obiektywności, właściwego stosunku do codziennych wydarzeń. Skrajności nie tylko odbierają umiejętność obiektywnego oceniania, ale też możliwość właściwej oceny tego, co jest dobre a co złe. Życie takich osób albo jest przejaskrawione, albo zbyt ciemne, a przez to nie widać, jaka jest rzeczywista prawda. Błądzimy w naszych codziennych wydarzeniach prze to, że nie chcemy, lub nie potrafimy obiektywnie dotrzeć do prawdy. Niestety bywa tak, że nasz sposób myślenia, oceniania ogranicza nam naszą widoczność i dlatego popadamy w skrajności. Życie jest splotem różnych doświadczeń – możemy w nich dostrzec i zło i dobro, nigdy nie ma przejrzystej sytuacji, źle oceniając naszą sytuację możemy zaprzepaścić wiele sytuacji, darów.
Bardzo ważną sprawą jest to, byśmy w obliczu Bożej woli potrafili rozeznać, jaka jest rzeczywiście prawda o naszym życiu. Bóg przez głos sumienia kształtuje naszą ocenę oraz naszą postawę. Może pojawić się błędna interpretacja, ale nie będzie ona prowadziła do skrajności. Musimy postąpić jak dziecko, które nie mając pewności spogląda na rodziców i szuka – albo potwierdzenia, albo dezaprobaty swojego postępowania. Dlatego, jako człowiek w sytuacjach życiowych powinienem: „Do Ciebie wznoszę oczy, który mieszkasz w niebie” (Ps 123,1). To nic innego, jak właśnie sprawdzenie i ewentualne poszukiwanie u Boga potwierdzenia dla własnego postępowania. Zaufanie i cierpliwość zaowocują zrozumieniem obecnej sytuacji i przejściem do adekwatnego działania. W takiej rzeczywistości potrzebujemy faktycznego dialogu z Bogiem.
Rzecz ma się zupełnie inaczej, gdy widzę tylko to, co chcę zobaczyć. Jest to postawa człowieka, który nie szuka obiektywnej oceny i potwierdzenia dla swojego działania, ale szuka wyjaśnienia wobec tego, co już sam postanowił. W takiej stacji nie ma ani dialogu z Bogiem, ani faktycznego odniesienia do prawdy. Człowiek tworzy fikcyjną postawę, a wyobrażenia odpowiadają głęboko osadzonym w jego sercu pragnieniom. W takich wyobrażeniach człowiek jest niezwykle „upośledzony i ograniczony”. Rzeczywistość płynie swoim torem, a fikcja stworzona przez człowieka płynie swoim, niezależnym torem.
Praca nad sobą ma nas zaprowadzić do prawdy o naszym życiu. Mamy siebie i świat widzieć w taki sposób, jaki jest rzeczywiście. Dotrzeć do prawdy to widzieć prawdę i umieć ją wykorzystać dla własnego rozwoju. Nie możemy unikać konfrontacji z prawdą, w przeciwnym razie miniemy się z naszym życiem!
Psalm 124
Być wolnym.
Człowiek zapomina o rzeczach oczywistych. Trudno, abyśmy zapominali o wolności, to właśnie ona jest największym naszym pragnieniem, a jednocześnie źródłem wszelkiego naszego działania. By móc właściwie realizować wolność trzeba zrozumieć jej prawdziwe właściwości. Podejmując się jakiegokolwiek tematu bardziej zastanawiamy się nad tym, co możemy zyskać, a mniej myślimy o tym, jakie zadania rodzą te kwestie. Wolność nie jest tylko przywilejem – darem, ale jest też szczególnym zobowiązaniem – zadaniem mobilizującym do konkretnego działania. Zrozumienie tego narzędzia ofiarowuje nam bardzo wiele możliwości urzeczywistniania tego, co doskonałe w duchu woli Bożej.
Jednak zbyt kuszące są prawa, dlatego człowiek często źle wykorzystuje to narzędzie, które w tym momencie nie służąc w odpowiedni sposób może przyczynić się do ludzkiego ograniczenia. Wolność ma swoje prawa, ale również granice w obrębie których wciąż będziemy mieli do czynienia z wolnością, a poza nimi staje się swobodą i notorycznym balansowaniem pomiędzy wolnością a zniewoleniem. Linia graniczna jest bardzo cienka i choć człowiek może nadal czuć się wolnym, to przekroczenie tej linii może pokutować zniewoleniem tych, którzy są przy nas. Przez takie działanie może się stać tak, że człowiek porusza się po jakimś obszarze nie zdając sobie sprawy z tego, że klatka, którą sobie stworzył przez własne działanie, ma tymczasowo powiększony wybieg, który z czasem będzie się coraz bardziej ograniczał. Być wolnym to stale pracować nad swoją wolnością.
Ps 124,7 –„dusza nasza jak ptak się wyrwała z sideł ptaszników, sidło się podarło i zostaliśmy uwolnieni.”
Człowiek musi dążyć do wolności, przez nieustanne dążenie do prawdy, do życia nią i wcielania jej w każdą sferę swojego życia. Dzięki rozeznaniu własnych ograniczeń, człowiek jest wstanie stawić czoła tym ograniczeniom. Rozwiązanie jednej sprawy często przysłuży się do rozwiązania wielu innych, dzięki temu będziemy stawali się coraz bardziej wolnymi oraz rozpoznamy, w jaki sposób czynić swoją codzienność, by wolność posłużyła do rozwoju. Nie chodzi w życiu tylko o to, by być ostrożnym, unikać tego, co może być zagrożeniem, bo w pewnym momencie moglibyśmy wpaść w paranoję i unikać wszystkiego. Życie jest przygodą, wiele spraw może być trudnych, ale wolność umożliwi nam nieustanne, jasne myślenie i takie też działanie. Wolność ma być towarzyszem naszego działania. Mamy się nią posłużyć, jako codziennym narzędziem.
Praca nad sobą ma pomóc nam w normalny sposób odizolować się od zewnętrznych czynników. Ma prowadzić do zachowania zdrowego dystansu, wobec toczących się w naszej codzienności spraw. Jesteśmy często przywiązani do ludzi, do rzeczy, sytuacji. Wolność ma pomóc nam odpowiednio w świecie zaistnieć i trwać przy tym, co rzeczywiście dobre, kształtujące. Musimy dążyć do uwolnienia od wielu pułapek, które wręcz tworzą pomiędzy sobą sieć obezwładniającą nas i pozbawiającą racjonalnego myślenia i działania.
Psalm 125
Czyń dobrze.
Kształtowanie postaw względem świata, życia i ludzi jest zadaniem nadrzędnym. Wzrastamy w klimacie przeróżnych doświadczeń i one nade wszystko wpływają na nasz sposób postępowania. O wiele łatwiej jest być dobrym wobec dobrych, aniżeli dobrym wobec złych ludzi. Niekiedy nasze wewnętrzne usposobienie bywa poranione przez doświadczenia i niekiedy w ogóle trudno nam jest uczynić cokolwiek dobrze. Postępując przez pryzmat tego, co już przeżyliśmy możemy wielokrotnie przelewać na innych swój żal i ból, zamiast uczynić się wolnym i starać się pójść rzeczywiście naprzód, podejmując się nowych wyzwań z nowym, lub przynajmniej lepszym nastawieniem.
Wydaje się to abstrakcyjnym, aby zawsze czynić dobrze… Przekracza to nasze wyobrażenie, ale wydaje nam się również, że nie mamy tylu sił i umiejętności, aby takiemu zadaniu podołać. Potrzebujemy odpowiedniego ducha oraz szczególnej pracy nad sobą, aby przemienić nasze wewnętrzne usposobienie w coś pozytywnego. To nie kwestia samozaparcia, czy samych tylko ćwiczeń, ale trzeba uczynić najpierw w sobie miejsce dla dobra, którego sami się najpierw podejmiemy, a dopiero później ofiarujemy innym to, co sami otrzymaliśmy. To miejsce w nas, w którym zgromadzone jest dobro musi być na tyle mocne i przez nas rozwijane, by mogła stać się niewysychającym źródłem dla naszego działania – czynienia dobra.
Życie to jedna wielka decyzja, która w tym przypadku powinna być podjęta przez współpracę z Bogiem, który uzdolni nas do takiego właśnie działania. Podejmowanie się różnych zadań, walka ze swoim lenistwem oraz odpowiednia wewnętrzna motywacja otworzą nas na Boga obecnego w danej sytuacji, w konkretnej osobie itd.
By być rzeczywiście dobrym i w ten sam sposób postępować nie wystarczy natura człowieka, nasze umiejętności, ale nade wszystko potrzebujemy łaski – darów Ducha św., który uzdolni nas do tego, aby postępować zgodnie z planem – zamysłem woli Bożej. Każdy z nas jest odpowiednim do tego, aby być dobrym. Każde uwarunkowanie jest wystarczające, aby coraz doskonalej i dojrzalej współpracować z Bogiem i poddać się Mu bezwzględnie.
Ps 125,4 – „Panie, czyń dobrze dobrym i ludziom prawego serca”. Człowiek dla swojego działania potrzebuje darów, które uzdolnią go do umiejętnego wykorzystywania kolejnych, pojawiających się doświadczeń. Jeśli zrozumiem, że Bóg nieustannie ofiarowuje mi dobro które ma mnie umocnić, wówczas wykorzystam ów dary do coraz głębszego zaangażowania. Praca nad sobą jest okazją do odkrywania i używania tego, co Bóg mi dał, a nie tylko skrywania ich pokątnie i strachu przed tym, że będę musiał coś zrobić. Zadania to nie obowiązek, ale szczególny dar i zaszczyt, w który powinniśmy się z całym zapałem zaangażować i poczuć szczególną wdzięczność za okazaną łaskę wybrania mnie do tych szczególnych zadań.
Psalm 126
Cierpienie kształtuje człowieka.
Każdy by chciał w atmosferze radości i dobra tworzyć swoje kolejne, codzienne doświadczenia. Tak byłoby dużo łatwiej i wygodniej, ale niestety życie nie jest takie, dlatego musimy umieć odnaleźć się też w tych trudnych doświadczeniach, które nas dotykają. Jeśli wiem, że Bóg dopuszczając jakieś doświadczenia ma w tym jakiś zamiar, to powinniśmy podjąć się bardziej tego, by zrozumieć ten zamiar i uczynić wszystko, by wykorzystać dane nam, dostępne środki. Jeśli choruję to nie mam siedzieć i zastanawiać się nad tym, co Bóg chce mi przez to powiedzieć, ale przyjmując to doświadczenie idę do lekarza i szukam sposobu, by zaradzić sytuacji. Trud, odpowiedzialność jest dla mnie Bożą lekcją w tym doświadczeniu, dlatego musimy inaczej spojrzeć na to, co dzieje się w moim życiu. Każde cierpienie kształtuje człowieka i to doświadczenie może mnie doprowadzić do miejsca dla mnie zaplanowanego – przeznaczonego. Szczególnie trudne są te doświadczenia, w których wiem, że po ludzku nie ma rozwiązania i powrotu do sytuacji, którą bym pragnął i oczekiwał. Być może w niektórych sytuacjach walczymy z własnym przeznaczeniem. Pewne rzeczy istnieją niezależnie od nas i nie możemy na nie wpłynąć bezpośrednio. Ode mnie zależy to, w jaki sposób przyjmę to doświadczenie, w jaki sposób będę reagował i wykorzystywał to, co mnie dotyka. Człowiek jest bardzo kruchy i można go w prosty sposób złamać byle czym. Mając świadomość tego, człowiek przez wiarę i sposób życia może przygotować się na każdą ewentualność. Przyjmując Bożą łaskę otrzymuję w zależności od sytuacji życiowej to, czego rzeczywiście potrzebuję. Zatem, gdy cierpię to w gruncie rzeczy nie chodzi o przyjęcie samego bólu, co bardziej o łaskę, którą przez to doświadczenie otrzymuję. Towarzyszący mi ból może być okazją ofiarowania go w jakieś konkretnej intencji, a to znów nie zaprzecza temu, abym przeciwstawił się bólowi, który mi towarzyszy. To, że doświadczenie mnie dotyka nie oznacza, że nie mogę szukać właściwego sposobu, by rozwiązywać tą sytuację. Każdy z nas przechodzi przez doświadczenia, odczuwając na sobie Boże działanie prowadzące do odpowiedniego ukształtowania duszy.
Ps 126,5 – „Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości”. Dziś, gdy spotykają mnie trudne doświadczenia nie potrafię jeszcze odpowiednio zareagować, zobaczyć możliwości i perspektywy. Moje myśli błądzą, panikuję i chwytam się desperacko wszystkiego, co mnie może uratować.
Praca nad sobą ma nas nauczyć opanowywać emocje, które często wyolbrzymiają niektóre kwestie. Jeśli będę nieustannie dbał o to, by panował we mnie pokój, wówczas moje działanie będzie prowadziło do właściwego wykorzystania doświadczeń, które dotykają mojego życia.
Psalm 127
Bez Boga, nic nie ma sensu.
Ps 127,1 – „Jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą, którzy go wznoszą. Jeżeli miasta Pan nie strzeże, daremnie czuwają straże.” Można by w nieskończoność wymieniać inne przykłady, które odpowiadałyby myśli z powyższego fragmentu Psalmu. Człowiek odkrywa coś niezwykłego – bez Boga nic nie ma sensu. Bez Boga nic nie może się wydarzyć. Bóg wie o wszystkim. Jest wszechmocny, dlatego nie istnieją dla Niego ograniczenia. Jego plan jest bardzo zniosły, ale również bardzo przystępny i możliwy do spełnienia. Każdy z nas dzięki wierze może odkryć swoje miejsce i znaczenie w tym planie. Beze mnie ten plan byłby niepełny, gdyż nie po to Bóg mnie stworzył, by później kimś innym mnie zastępować.
Odpowiadając na powołanie mnie do życia podejmuje się codziennego wyzwania – mój dzień, przygoda, pełna przeróżnych doświadczeń. Człowiek kształtuje chwile, tworzy niebywałe konstrukcje będące owocem jego myśli i pragnień. Tworząc życie często nawet nie zdajemy sobie sprawy z ogromnej wartości i znaczenia tego, w czym uczestniczę. Zachwycamy się wieloma sprawami tworzącymi się w naszej codzienności i wykracza poza możliwość naszego wyobrażenia to wszystko, co może nas jeszcze spotkać w przyszłości. Jesteśmy użytkownikami tego, co z miłością zostało stworzone dla nas przez Boga. Będąc odpowiedzialnym za powierzony mi, jako człowiekowi dar, staram się czynić wszystko tak, jak widzi to Bóg. Staram się przy pomocy moich umiejętności wypełniać Boży plan do końca. Człowiek dzięki temu odkrywa istniejącą różnicę pomiędzy moim planem a Jego zamysłem i wówczas rozumiejąc jak dalece oddalam się od Prawdy, od faktycznej opcji mojego życia, zwracam się całym sobą ku Bożemu planowi. Człowiek nie wyrzeka się siebie, ale stara się maksymalnie połączyć swoją osobę z Bożym zamysłem. To szczególne zjednoczenie prowadzi do coraz wierniejszego spełniania woli Bożej względem naszej codzienności. Człowiek nie staje się z powodu własnych chęci super geniuszem, ale otrzymuje to, jako dar. Nic nie dzieje się bez Bożego działania, tylko nie możemy tego interpretować w ludzki sposób, jako siły przyczynowo skutkowej. Bóg widzi wszystko, dlatego może naprowadzić człowieka na właściwą drogę. Jedynie człowiek i jego wolna wola może wprowadzić Boży plan w życie. Bez naszej zgody Bóg też niczego nie czyni, bo szanuje nasze wybory, choć wie, że nie zawsze są one właściwe. Podejmując się współpracy z Bogiem wiem i chcę w pełni realizować Jego wolę budując wszystko na Jezusie.
Praca nad sobą ma uświadomić nas jeszcze bardziej w tym, że fundamentem każdego naszego działania ma być Jezus. Mam tworzyć życie opierając je na wartościach, które bezpośrednio doprowadzą mnie do Jezusa. Życie jest wyborem, a w naszym przypadku powinien to być wybór Jezusa. Dzięki pracy nad sobą mam dążyć do tego, aby pomiędzy moją działalnością a Jezusem móc postawić znak równości. Jeden fundament, a powinien nim być Jezus.
Psalm 128
Sam zgotowałeś sobie taki los.
Czy zastanawiając się nad życiem, nad obecną swoją sytuacją próbowaliście kiedyś zrozumieć, dlatego tak to wszystko wygląda, dlaczego takie jest? Wydarzenia dzisiejszego dnia mają swoje korzenie w przeszłości, jakakolwiek jest, czy ta odległa, czy bliska. Dzisiejszy dzień nosi znamię wczorajszego, dlatego wrażliwość i odpowiedzialność podpowiadają nam, że tworząc rzeczywistość dnia dzisiejszego mamy ogromny wpływ na jutro. Dlatego każdy chrześcijanin tak wielki nacisk kładzie na dobre przeżycie każdej chwili obecnej swojego życia. Jednak nie zawsze się to każdemu udaje. Bardzo często ludzkie tendencje i ograniczenia wpływają na jakość naszej codzienności. Wydaje się być nielogiczną postawa człowieka, który wszelkie dobro zyskane w ciągu dnia przypisuje sobie, swoim umiejętnościom i pracy, a za każde zło obarcza Boga albo innych ludzi. Zło i dobro mają to samo źródło, wypływają z serca człowieka. Dobro wypływa z człowieka, który współpracuje z łaską Bożą. Zło natomiast jest działaniem człowieka, który oddala się od Boga i sam postanawia wziąć w swoje ręce kontrolę nad swoim życiem. Nie wszystko zawsze jest świadomym wyborem i decyzją człowieka, ale niestety konsekwencje i tak się pojawiają niezależnie od świadomości człowieka.
Człowiek zdaje sobie sprawę, że każda sytuacja wiąże się z efektem, ale mogą być pozytywne – wówczas stają się owocami albo mogą być negatywne – wówczas są konsekwencjami. Pomimo tego, że człowiek dostrzega swoje błędy, to i tak bardzo często nie wyciąga z tych sytuacji odpowiednich wniosków, co sprawia, że sytuacje te nieustannie się powtarzają. Człowiek przegrywa ze swoją codziennością, ulega jej i często w wyniku rezygnacji poddaje się temu, co zastanie.
Mądrość człowieka powinna wielokrotnie ukazać mu, jakie błędy popełnia. Świadomość, że w dużym stopniu od moich wyborów i decyzji zależy jakość mojej codzienności, powinna poruszyć nas, do głębszego zaangażowania na rzecz dobra i właściwej realizacji własnej codzienności. Powiedzenie mocno oddaje ducha o którym pragnąłem wam pomóc rozważyć: „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”, psalmista ujmuje to jeszcze w bardziej konkretnych słowach: „Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie” (Ps 128,2)
Praca nad sobą ma w tym względzie bardzo ważną rolę. Przygotowując się na codzienność każdy z nas powinien dołożyć starań, by dzień przez moje słowa, czyny, myśli, przyniósł jak najwięcej owoców.
Psalm 129
Ciężar – znaki czasu.
Towarzyszący nam trud, ból, podczas pracy pozostawia po sobie znak. Umordowane pracą ręce stają się szorstkie i twarde, na twarzy człowieka pojawiają się zmarszczki, na głowie siwizna. Człowiek pochyla się ku ziemi z racji lat i dolegliwości. Czas i praca pozostawiają na człowieku niezatarte znamię. Każde przeżycie – doświadczenie pozostawia po sobie jakieś znamię, podobnie nasze działanie, myśli widoczne są w postaci rezultatów, przegranych, zmęczenia czy entuzjazmu.
Podobnie, gdy uprawia się ziemię trzeba ją naruszyć, przeorać, by spulchnić i wsiać ziarno, by z tego działania urosło coś dającego pożytek innym, tak podobnie dusza i serce muszą być naruszone, spulchnione, przeorane, by mogło w nich wzrastać ziarno dobra, Boża wola. Człowiekowi towarzyszy trud, ale i radość, które odciskają stosowny znak na naszej duszy. Musimy czuwać, by negatywne doświadczenia nie wycisnęły na nas tak silnych negatywnych odczuć, że odechce nam się cokolwiek robić. Ludzie bywają bardzo poranieni przez swoje życie albo bardziej przez źle odczytane doświadczenia. Wszystko dzieje się w jakimś określonym celu, dlatego powinniśmy dołożyć starań, by zrozumieć sens i cel a nie rozdrapywać nieustannie pytanie: „dlaczego ja?”. Człowiek dopóki walczy ze swoim życiem – codziennością tak długo jest poraniony, dopóki nie stanie twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem, które bywa niekiedy niewygodne dla nas.
Życie jest po to, by je rozwikłać, niejako rozwinąć jak matematyczne zadanie. Jeśli pozostawimy pytania bez odpowiedzi, będziemy wciąż poszukiwali brakującego elementu w całej naszej życiowej układance. Życie musi się niekiedy zmierzyć również z trudnymi decyzjami. Musimy odciąć się od zakorzenionych w przeszłości zranień, by doświadczając całkowitej wolności podjąć się realizacji „nowego życia”, które w każdej chwili ofiarowuje nam Bóg. Ps 129,3 – „Poorali mój grzbiet oracze, wyżłobili na nim długie bruzdy”. Niekiedy przekonamy się, że bruzdy, które pozostawiły po sobie jakieś trudne doświadczenia będą na tyle odciśnięte w naszym wnętrzu, że nic, ani nikt nie będzie wstanie ich uleczyć.
Praca nad sobą niekiedy wiedzie nas trudnymi ścieżkami. Niekiedy, by naprawić pewne wydarzenia musimy je dotknąć i nawet niekiedy na nowo przeżyć. By sprawy były rozwiązane musimy się od nich uwolnić. Praca, której się podejmujemy prowadzi przez zakamarki naszego wnętrza. Módl się codziennie o swoje uzdrowienie…
Psalm 130
Głębia.
Postępujemy względem życia z różnym stopniem zaangażowania. Wszystko zależy od sytuacji i naszego zainteresowania. Sprawy codzienne załatwiamy raczej w sposób bardzo szybki, a niekiedy też bardzo płytki. Dopiero sytuacje, które wstrząsają naszym życiem – wnętrzem, mobilizują nas do uruchomienia większego zaangażowania i odpowiedzialności. Dlaczego ważne sytuacje mniej nas angażują, niż sprawy będące w naszej ocenie ważne, trudne czy bolesne? Sprawy powszednie bardzo szybko umykają z naszej pamięci i nie zawracamy sobie nimi zbytnio głowy. Nie dopuszczamy do takiej sytuacji, by błahe wydarzenia zaprzątały nam głowę. Wymazujemy je, zapominamy, by na bieżąco żyć dalszymi wydarzeniami. Jedne sprawy ustępują innym, by w ten sposób życie nieustannie toczyło się dalej.
Życie, którego doświadczamy oceniamy w bardzo różny sposób. Niekiedy bardzo płytko, niekiedy emocjonalnie, niekiedy przenikamy wydarzenia całym sobą, odkrywając w każdym wydarzeniu coś niebywale cennego. Życie przeżywamy w taki sposób, w jaki się w nie angażujemy. Jeśli jesteśmy na fali i będziemy dostosowywać się do otaczających nas warunków, trudno w takiej sytuacji mówić o przemyślnym działaniu. Jest to wygodne – nie angażować się zbytnio, ale wiele wykorzystać. Liczy się bardziej pragmatyczny owoc – niż wydumana głębia, która wymaga poświęceń i zaangażowania. Wydarzenia nas bombardują i niekiedy staramy się wyłączyć ze wszystkiego dla własnego spokoju. Jednak jest to zwyczajnie ucieczka przed codziennością, przed obowiązkowością i odpowiedzialnością. Płytkość jest niekiedy najprostszym dla nas rozwiązaniem, uwolnieniem się niby od dręczących nas zajęć.
Dla wielu osób płytkość jest sposobem na życie, sposobem na życie bez zmartwień i zobowiązań. Dlatego wolą się nie angażować w pewne sprawy, gdyż jest to dla nich bardzo wygodne.
Głębia to obszar naszej duszy, który otwiera nas całych na rzeczywistość, która nas otacza i ukazuje inną wartość codziennych doświadczeń. Człowiek posiadający głębie w zupełnie inny sposób uczestniczy w swoim życiu; angażuje swoje serce a życie odczytuje w perspektywie Nieba i woli Bożej. Dzięki temu odkrywamy życie w zupełnie inny sposób i zdajemy sobie sprawę z tego, ile potencjalnie mamy okazji uświęcić się a jednocześnie, ile zadań odkrywamy do realizacji. Człowiek głębi czuje się bardziej odpowiedzialnym za życie mu powierzone. Ile szczegółów dostrzega „płytki człowiek” i czy rzeczywiście dzięki temu, że żyje niejako poza światem jest szczęśliwy i bardziej wolny? A ile szczegółów dostrzega „człowiek głębi” i czy przez to, co widzi jest mniej szczęśliwy i wolny? Psalmista pragnie przekonać nas, że prawdziwe życie wypływa z głębi – Ps 130,1 –„Z głębokości wołam do Ciebie Panie, Panie, wysłuchaj głosu mego”.
Praca nad sobą to możliwość uświadomienia sobie, kim i jaki jestem. Rozeznanie swojego zaangażowania (głębokie, czy płytkie) pozwoli nam odkryć również to, jakie dzięki temu możemy również zyskać owoce. Praca przekłada się na owoce, dlatego starajmy się o odpowiednie zaangażowania i wykorzystanie naszej codzienności.
Psalm 131
Być dzieckiem.
W życiu liczą się metody postępowania. O wiele łatwiej jest nam się w coś zaangażować, jeśli mamy swój sposób. Odkrycie go wymaga na pewno naszego poszukiwania. Niekiedy swoją metodę odkryjemy w innych osobach, niekiedy przez różne osobiste doświadczenia wyrobimy swoją metodę postępowania. Zwróćmy jednak uwagę, że często szukamy z dala od siebie, na zewnątrz a nie zauważamy, że jest już w nas odpowiednia metoda postępowania. Niektórzy mówią, że im bardziej stajemy się starsi, tym bardziej oddalamy się od najwłaściwszej życiowej postawy. Mimo starań, ostrożności, człowiek i tak traci szczególny dar – „bycie dzieckiem”. Wówczas człowieka charakteryzowała szczerość, niesamowite zaangażowanie miłości, bezwzględne zaufanie, bezinteresowność, pragnienie dobra. Nie chęć zysku wówczas się liczyła, ale nade wszystko radość, uśmiech, wzajemna miłość.
„Dzieci zdają się całkowicie na rodziców; są w ich ramionach i o nic się nie martwią, gdyby nawet dookoła nich działo się jakieś nieszczęście, pozostają spokojne, bo są w dobrych rękach, ufają, ich cechą jest ufność.” (Chiara Lubich) Chrześcijaninowi, który pragnie powrócić do takiego odczuwania życia i swojego doświadczenia wiary, potrzeba właśnie zaufania i schronienia się w ramionach Boga, któremu ufa, że wszystko, co dla niego uczyni jest dobre. Dziecko wierzy w miłość, żyje miłością wzajemną i bezinteresowną względem zarówno Boga, jak i wszystkich ludzi. Dziecko swoje trudne sprawy bez oporów przerzuca na rodziców i w nich szuka wsparcia, konkretnej pomocy. Zdaje się całkowicie na rodziców wierząc, że to co powiedzą, zrobią jest dobre i słuszne.
Przypomnij sobie scenę ze swojego dzieciństwa, jak często rzucałeś się w ramiona rodziców, dokonywałeś niesamowitych ewolucji i do końca im ufałeś, że cię złapią, że pocieszą, że któryś z rodziców opatrzy twoją ranę albo zwyczajnie podmucha i pocałuje. Te gesty tak prawdziwe, tak ciepłe i pełne miłości pozostają dziś zadaniem dla naszej wiary i zaufania. Widzieliśmy, jak wiele razy działanie naszych rodziców było niebywale skuteczne i zawsze dla nas dobre. To doświadczenie, nawet jeszcze silniejsze powinno towarzyszyć nam względem Boga i tych, z którymi tworzymy wspólnotę. Psalmista jeszcze piękniej to doświadczenie opisuje swoimi słowami: „Lecz uspokoiłem i uciszyłem moją duszę; jak dziecko na łonie swej matki, jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza”. (Ps 131,2)
Praca nad sobą jest drogą doprowadzającą nas do samego siebie, do swojego wnętrza, do cech mocno skrywanych, które wciąż są w nas, ale uśpione i wymagające mocnego wstrząsu. Starajmy się dzięki pracy nad sobą odzyskać to, co utraciliśmy przez różne doświadczenia. Oczyśćmy swoje uczucia, emocje, myśli, od tego, co zmieniło je w negatywny sposób oceniania życia.
Psalm 132
Mieć w sobie miejsce.
Poszukiwanie w życiu spraw, które nas zainteresują, zaintrygują, czy nawet wciągną sprawia, że wiele doświadczeń gromadzimy, jako nasze fizyczne i duchowe skarby. Stajemy się bogatsi, ale przy okazji również pełniejsi. Podczas wielu moich przeprowadzek zauważyłem, jak wiele przedmiotów gromadzę (pamiątki, znak działań, pozostałości po czymś itd.), które w tej codziennej rzeczywistości nie są, ani wykorzystywane, ani też niekiedy potrzebne do czegokolwiek. Pamiętam po śmierci mojej przyszywanej babci, jak musieliśmy opróżnić to mieszanie, ile w nim było nagromadzonych zbytecznych przedmiotów – ale człowiek musi być przygotowany na każdą ewentualność. W ostateczności wychodzi, jacy jesteśmy chaotyczni, niezorganizowani, skoro pozostaje po nas tyle „śmieci”. Gromadzimy wszystko na jakąś ewentualność, która niekiedy w ogóle nie następuje. Wśród tego nagromadzonego dobytku całego życia często nie ma miejsca na najważniejsze rzeczy. Są one często jak „obcy w domu” – nie może odnaleźć swojego miejsca. Brakuje nam wolnego miejsca na te rzeczywiście ważne sprawy. Niekiedy bywa tak, że pozostawiamy „pierdoły” a wyrzucamy to, co faktycznie ważne. Podobnie sprawa ma się z naszym sercem, duszą, myślami i pragnieniami.
Sprawy ważne muszą ustąpić błahym, a przecież to nie logiczne. Uważajmy, by spraw wartościowych nie zastępować imitacjami. Potrzebujemy zarówno fizycznego jak i duchowego uporządkowania. Spojrzenie na bieżący stan mojego życia, spojrzenie w przeszłość powinno prowadzić do tego, że od czasu do czasu porządkując nasze życie powinniśmy usunąć to, co do niczego nie służy, co nas „zaśmieca”.
Porządkowanie życia prowadzi do bardziej systematycznego i świadomego życia, w którym wiem, co posiadam i posiadam to, co rzeczywiście ważne i potrzebne.
Ps 132,5 –„Póki nie znajdę, znajdę miejsca dla Pana, mieszkania dla Niego, dla Boga Jakuba”. Słowa te poprzedza postawa człowieka, który nic nie uczyni, dopóki nie znajdzie najpierw miejsca w sobie dla Boga. Trudno o wspanialszą postawę – dopóki nie mam w sobie Boga wszelkie działanie nie ma sensu, gdyż narażone jest na pustkę, bezowocność.
Praca nad sobą obejmuje tu dwa zadania – najpierw: porządkowanie własnego życia; głębokie staranie się o to, by nie przywiązywać się do niczego, a już na pewno nie do spraw, które do niczego nie służą. Drugie zadanie to uświadomienie sobie, że właściwym początkiem działania jest Bóg obecny w moim wnętrzu.
Psalm 133
Zjednoczenie.
Gdy rozważam cokolwiek o jedności – zjednoczeniu, zawsze odwołuję się do dwóch fragmentów: Mt 18,20 – „gdzie dwaj, albo trzej zgromadzą się w imię moje, tam jestem pośród nich”, oraz rozdział 15,1-17 Ewangelii Jana. Gdy najpierw odczytacie te fragmenty myślę, że o wiele łatwiej będzie wam wejść w to rozważanie.
Dużo mówimy o chrześcijaństwie. Często jednak je krytykujemy za abstrakcyjność w odniesieniu do codzienności, do spraw, które zwykły człowiek przeżywa i dylematów, których doświadcza. Wielu osobom, które nie odkryły prawdziwego sensu chrześcijaństwa, trudno jest zauważyć rzeczywisty styl, dzięki któremu możemy określić naturę chrześcijańskiego dnia i metod postępowania charakterystycznych dla osoby wierzącej. Być może dzięki temu, „na wyższym poziomie zaangażowania” usłyszymy o ciekawym sposobie realizowania chrześcijańskiego stylu życia.
Pomimo, że nie napiszę niczego nowego, to wielu z was myślę odkryje, że chrześcijaństwo, które realizuje większość jest nudne z tego względu, że sami sobie odebrali radość wiary i niezwykłość przygód, które mogą towarzyszyć człowiekowi, gdy będzie realizował prawdziwe – chrześcijaństwo według Chrystusa.
W odniesieniu do tego rozważania, bardzo charakterystycznym i najwłaściwszym sposobem wyjaśnienia tej rzeczywistości jest tekst Jana Pawła II (Novo Millennio Ineunte nr 43): „czynić Kościół domem i szkołą komunii… Duchowość komunii to przede wszystkim spojrzenie utkwione w tajemnicy Trójcy Świętej, która zamieszkuje w nas i której blask należy dostrzegać także w obliczach braci żyjących wokół nas. Duchowość komunii to także zdolność odczuwania więzi z bratem w wierze, dzięki głębokiej jedności mistycznego Ciała, a zatem postrzegania go, jako kogoś bliskiego, co pozwala dzielić jego radości i cierpienia, odgadywać jego pragnienia i zaspokajać jego potrzeby, ofiarować mu prawdziwą i głęboką przyjaźń. Duchowość komunii to także zdolność dostrzegania w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne…” Zatem jak możecie sami dostrzec, chrześcijaństwo jest przygodą jedności, która rodzi się we wspólnocie zgromadzonej wokół Chrystusa.
Ps 133,1 – „O jak dobrze i miło, gdy bracia mieszkają razem!”. Wspólnota, zjednoczenie to właśnie te rzeczywistości, o które powinien dbać każdy człowiek, a szczególnie jest do tego zobowiązany chrześcijanin. Mieszkanie razem, tworzenie wspólnoty wymaga odpowiedniego nastawienia i pracy.
Praca nad sobą wymaga narzędzia, jakim jest jedność. To właśnie dzięki niej tworzymy szczególne, duchowe mosty łączące nas najpierw z Bogiem, a później z każdym człowiekiem. Jedność jest celem, ale również źródłem codziennych doświadczeń. Nasze działanie ma przysłużyć się do rozwoju panującej jedności. Szukajmy tego, co nas łączy i starajmy się to rozwijać oraz akceptujmy panujące pomiędzy nami różnice.
Psalm 134
Uwielbienie.
Któż z nas czuje wdzięczności za coś. Kiedy rozsadza nas entuzjazm, pragniemy wykrzyczeć radość która nas spotkała. Pragniemy tą radością podzielić się ze wszystkimi, którzy nas otaczają i z tymi, z którymi połączą nas kolejne doświadczenia. Nie potrafimy pohamować w sobie tego euforycznego stanu, dlatego innym udziela się nasza radość i optymizm. Człowiek przeżywając jakieś pozytywne doświadczenia reaguje w bardzo optymistyczny sposób – towarzyszy mu radość, a chęć angażowania się w te wydarzenia jest niewyobrażalnie wielka.
Poczucie wdzięczności ochrania dobro w naszej duszy. Często, jeśli spotka nas coś radosnego, przechodzimy od razu do działania i wykorzystujemy je aż do dna. Gdy się kończy przechodzimy do następnych doświadczeń, a po poprzednim nie pozostaje nic, nawet wspomnienie. Wdzięczność pomaga przetrwać dobru w nas tak długo, dopóki nie będzie w nas wzrastało i się usamodzielni. Nie przechodzimy obojętnie wobec dobrych doświadczeń, ale potrafimy je w odpowiedni sposób wykorzystać. Nie przechodzimy od razu do działania, ale potrafimy odnieść się do Boga i wyrazić przez uwielbienie wdzięczność za to, co Bóg nam uczynił. Uwielbienie jest formą wdzięczności, które kierujemy do Boga, jako uznanego przez nas Źródła wszelkiego dobra.
Oprócz poczucia wdzięczności, uwielbienie wyraża również nasze uznanie dla wielkości Boga, który w naszej codzienności dokonuje tak wielkich cudów. Moc Boga jest przez nas nie do ogarnięcia. Jedynie przez to, co dzieje się w naszej codzienności, jak wielkie zaangażowanie inicjujemy w działanie, jak wiele wysiłku kosztują nas niektóre sytuacje widzimy, jak wielki jest Bóg, skoro dla Niego nie stanowi to żadnej trudności.
Dzięki uwielbieniu doświadczamy jak ogromna i wspaniała jest miłość Boga do człowieka. Dzięki temu odkrywamy niebywałą wartość działania Boga, a my również staramy się, by to, co czynimy miało zdecydowanie większą wartość.
Ps 134,2 – „Wznieście wasze ręce ku Miejscu Świętemu i błogosławcie Pana.” Uznanie Boga, jako naszego źródła działania staje się szczególną mobilizacją. Bóg dla nas tak wiele czyni i nieustannie wspiera nas swoją łaską. Jeśli będziemy z Nim współpracowali, wówczas Jego działanie stanie się źródłem nowych inspirujących dla nas pomysłów.
Praca nad sobą ma być też okazją do zatrzymania i zastanowienia się nad swoim życiem. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że bez Bożej pomocy nic byśmy nie znaczyli i niczego nie osiągnęli. Człowiek zatrzymując się nad swoim życiem, ma okazję do uczynienia podsumowania. W obliczu Boga podsumowanie to, będzie okazją do wyrażenia wdzięczności za wszelkie dobro, które doświadczamy nieustannie od Boga.
Psalm 135
Czynić to, co się Jemu podoba.
Nasze działanie powinno mieć swoje, jakieś określone zasady. Jeśli otoczymy nasze inicjatywy staranie określonymi celami, prawami i zasadami, utworzymy przestrzeń codzienności, w której sami będziemy wiedzieli, jak postąpić względem sytuacji, będziemy sami wiedzieli, czego chcemy od życia. Nurtujące nas pytania, sytuacje, nie zawsze znajdą same rozwiązanie. Życie wymaga konkretnego działania, wniosków i rezultatów. Może brzmi to rygorystycznie i bezdusznie, ale życie z zasadami jest o wiele prostsze, bardziej konstruktywne i owocne, niż działanie bez jakichkolwiek norm. Choć mamy naturalną awersję do zasad, to i tak zdajemy sobie sprawę z ich wartości, choć wymagają one niekiedy ogromnego wysiłku, czy poniesienia jakiś ofiar.
Obserwując codzienne wydarzenia, widząc w co się angażujemy, każdy z nas dokonuje mimowolnie oceny własnego postępowania. Kiedy działam, niekiedy nie mam czasu na to, by się zastanowić, dlatego warto być wewnętrznie przygotowanym do życia. Określone zasady postępowania, wciąż istniejące w naszym wnętrzu – rozwijające się i stale realizowane, tworzą pewną określoną „kulturę życia.” Warto, byśmy utworzyli w swoim wnętrzu kryterium postępowania. Jednym z wielu kryteriów może być – „czynić to, co się jemu (Jezusowi) podoba.”
Wielokrotnie w życiu odnoszę się do sytuacji, stawiając proste pytanie: Jaka jest wola Boża, czego On oczekuje? Szukając odpowiedzi w mojej codzienności doświadczam działania Boga, który rozjaśnia mój umysł i ofiarowuje siły do uczynienia wszystkiego tak jak należy – wszystko w zgodzie z wolą Bożą.
Tylko działanie w zgodzie z wolą Bożą jest wstanie doprowadzić nas do najlepszej opcji dla naszego życia. Choć jest to postępowanie często wymagające, to jednak wnosi wiele owoców i radości.
W odniesieniu do wszystkich sytuacji realizujmy program woli Bożej; w tym odniesieniu postawmy na braterstwo i miłość wzajemną; w odniesieniu do trudnych wydarzeń, zastosujmy dążenie do wewnętrznego pokoju przez zachowanie dystansu i współpracując z czasem na rzecz jedności. Ogólne zasady pomagają nam odnaleźć się w konkretnej sytuacji i wyzwolić te siły, które umożliwią zastosować adekwatne zachowanie, myślenie, słowa, czyny…
Praca nad sobą ma jeszcze bardziej ukonkretnić nasze metody postępowania, by to, czego my pragniemy odnalazło się też w programie woli Bożej, bo „cokolwiek spodoba się Panu, uczyni na niebie i na ziemi, na morzu i na wszystkich głębinach” (Ps 135,6). Jeśli moje działanie jest dobre, otrzyma wówczas wsparcie ze strony Boga, a Jego potwierdzenie stanie się naszą siłą w działaniu.
Psalm 136
Mocne przekonanie.
Czy nie jest to zdumiewające, że na 26 wersetów Psalmu autor, aż 26 razy, jak refren powtarza, „bo jego łaska na wieki”. W jaki sposób chciałbyś przekonać kogoś o czymś? Powtarzanie czegoś w nieskończoność, niekiedy jest próbą przekonania innych o słuszności naszego zdania. Niekiedy, gdy wiemy, że mamy całkowicie rację a nie potrafimy innych o tym przekonać, często postępujemy w dość desperacki sposób. Potrzebujemy konkretów, racjonalnych dowodów, wizji i pomysłów, którymi przekonamy innych do własnej racji. Oprócz wiarygodności, właściwego świadectwa potrzebujemy mocnego przekonania, by innych również przekonywać.
Moc argumentów nie leży w ich atrakcyjności, czy sile zmian które mogą wywołać, ale skuteczności przemiany ludzkiej mentalności. Zauważymy, że naszym zadaniem nie jest nieustannie się uczyć jak żyć, ale żyć. Tak samo, naszym zadaniem, nie jest nieustannie coś udowadniać, przekonywać innych do czegoś, ale samemu być do tego, co głoszę przekonanym. Dlatego ja sam swoim postępowaniem, powinienem przekonywać innych do tego, aby w swoim działaniu, znaleźli dla siebie odpowiednie wnioski i propozycje dla własnego działania.
Zauważmy, że nieustannie stawiamy pytania o sens i cel wiary, ale czy zmierza to do rzeczywistego poznania wiary i Boga, czy raczej czynimy to, by podważyć autorytet wiary, Boga, Kościoła i ludzi. Tak słabo znamy swoją wiarę i swoje miejsce w chrześcijaństwie. Często zmienni jak wiatr rozwijamy swoją żagiel i przyłączamy się do tych, którzy nieustannie z czymś walczą, nieustannie w zależności od swoich potrzeb zmieniają swoją mentalność i orientację… Trudno w takich warunkach umacniać swoje przekonanie.
Każdy z nas został obdarowany bardzo konkretnymi doświadczeniami i konkretnym indywidualnym powołaniem. To właśnie nasza rzeczywistość, w której mamy poszukiwać okazji do dawania świadectwa, ale i umocnienia własnych argumentów, jest tym najwłaściwszym dla nas miejsce dla własnego uświęcenia.
W swoim życiu, ofiarowanej nam codzienności, musimy szukać prawdziwych argumentów, które umocnią nas, nasze idee, a nade wszystko to, kim jesteśmy. Nasz duchowy autorytet będzie budowany przez nasze osobiste doświadczenia i wiedzę. Dlatego, by umocnić swoje przekonania, powinniśmy stale pogłębić swoją wiarę, wartości, ale również swoją wiedzę.
Praca nad sobą to również osobiste zdobywanie potrzebnej wiedzy, umożliwiającej nam poszerzenie naszych horyzontów. Człowiek wiary to nie tylko duchowość, ale również wiedza wzmacniająca to, co Duch Święty w nas pozostawił.
Psalm 137
Podtrzymywać myśl o Bogu.
Wśród wielu codziennych zajęć i krzątaniny człowiek wiele razy błądzi w swoich myślach, co bardzo wpływa na nasz stan ducha, wewnętrzne usposobienie i efektywność działania. Niekiedy idziemy przez dzień z jakąś myślą, która albo rozkwita w naszym działaniu, albo zwyczajnie nam towarzyszy, jako nasze niespełnione pragnienie. Czy zwróciłeś uwagę na to, jakie najczęściej towarzyszą tobie myśli? Zwróć uwagę też na to, jakie reakcje wywołują konkretne myśli i jakie, wzmagają w tobie dobre działanie i radość.
Dzięki różnorakim myślom, które nam towarzyszą, człowiek podobnie też postępuje. Jeśli myśli są negatywne, trudno wzmóc w sobie ochotę i siłę do dobrego i owocnego działania. Negatywny sposób myślenia działa na nas w sposób ograniczający, dystansując nas wobec tego, co dobre w naszej codzienności. Człowiek przesiąka takimi myślami i odgradza się od szans czynienia dobra sobie i innym. Wówczas życie staje się monotonią, a niekiedy wszystko odnosimy do siebie i obwiniamy się za to, że jesteśmy tacy a nie inni, gdyż nasze myślenie i działanie innych sprawiają, że wycofujemy się z życia, chowając się przed faktycznym przeznaczeniem. Dobre myśli wywołują w nas niezwykłą radość, która mobilizuje nas do czynienia dobra, do ogólnej aktywności. Dzięki dobremu usposobieniu w człowieku jest niesamowita ilość sił do spożytkowania. Człowiekowi jest o wiele raźniej działać, gdy towarzyszą mu dobre myśli. Oprócz tego, że jest w nim optymizm, pojawia się też silna nadzieja, która pomaga stawić czoła trudnościom, których nigdy nie unikniemy.
Myśli, które nam towarzyszą są początkiem naszego działania, dlatego musimy czuwać nad tym, co ewentualnie pojawi się w naszej głowie. Być dobrej myśli – to połowa sukcesu.
Ps 137,6 –„Niech mi język przyschnie do gardła, jeśli nie będę pamiętał o Tobie…” Rozmyślanie o Bogu jest odpowiednią metodą do nieustannego rozpoznawania, jaka jest wola Boża. Dzięki myśleniu o Bogu włącza się w nas „magnes”, który przyciąga dobro i jednocześnie w odpowiednim kierunku prowadzi nasze życie. Myślenie o Bogu pomaga nam odnajdywać Go w naszej codzienności, nazywać Go po imieniu w naszych codziennych wydarzeniach. Jeśli myślę o Bogu to znaczy, że ćwiczę w sobie umiejętność wyczuwania Bożej obecności i odpowiadania na nią całym sobą.
Praca nad sobą powinna pomóc nam przełamywać nasze notoryczne, negatywne myślenie. Człowiek pracując nad swoim usposobieniem może doświadczyć, jak wiele dobra jest w nim samym, ale również wokół niego, w sytuacjach, w innych osobach. Człowiek może odkryć bardziej pozytywne perspektywy dla swojego życia, wówczas również uzdrawia swoje myślenie i odczytywanie życia.
Psalm 138
Pozwól Mu działać.
Staramy się każdy dzień wykorzystać najlepiej, jak potrafimy, ale notorycznie zdarza się coś, co przeszkadza nam i uniemożliwia działanie. Wydaje nam się, że włożyliśmy wystarczającą ilość naszych chęci, zaangażowania i pomysłów i tak nie możemy przebić ściany naszych trudności. Wydaje nam się, że już coś udało nam się zrobić – osiągnąć, a za chwilę wszystko zostaje zburzone. Nasze działanie podobne jest do „Syzyfowej pracy”, nigdy nie możemy osiągnąć całkowicie, zamierzonego celu. Jeśli doświadczymy kilkakrotnie takich samych rezultatów poddajemy się sądząc, że już i tak nam to nie wyjdzie. W ostateczności jest wiele sytuacji, w których wolimy przegrać, niż zwrócić się do kogoś o pomoc – fakt, jest to nie logiczna postawa.
Jednak ci, którzy są wierzący zdają sobie sprawę z faktu Bożego działania i starają się we współpracy z Bogiem wykorzystać Jego pomoc, bo „Pan za mnie wszystkiego dokona. Panie, twa łaska trwa na wieki, nie porzucaj dzieła rąk Twoich!” (Ps 138,8). Ci, którzy chcą zrzucić wszystko na Boga, zdziwią się tym, że to tak do końca nie wygląda – że ja czegoś sobie zapragnę, a Bóg zrealizuje cała brudną robotę za mnie.
Postarajmy się zrozumieć plan Boga, który tak ukształtował naszą codzienność, by spotkało nas to, co dobre i owocne dla naszego życia. Jeśli pragnę realizować Jego wolę, idę tą drogą, to we wszystkich sytuacjach wspiera mnie łaska Boża, która dźwiga moje życie i unosi na wyżyny możliwości, jeśli moje cele i pragnienia mieszczą się w zakresie woli Bożej.
Kiedy jednak oddalam się od Boga, On pragnie bym się na nowo do Niego zwrócił i z Nim współpracował. Wszystkie dobre wydarzenia w moim życiu powstały w zamyśle Boga i On je dla mnie przygotował. Zatem już działa, czyni coś za mnie zanim ja to sobie uświadomię i się tego podejmę.
Musimy otworzyć się na jego działanie. Powinniśmy przyjąć Jego działanie, wówczas nasze życie będzie realizacją Bożego planu, Jego działania. Bóg pragnie dla mnie dobra – On wie, co jest mi najbardziej potrzebne. Jeśli przyjmę to, co On pragnie mi ofiarować, wówczas z całym swoim życiem będę zmierzał ku pełnej realizacji woli Bożej. Zatem to On działa, a ja przyjmuję i realizuję to, co zostaje mi przez Niego ofiarowywane.
Praca nad sobą ma pomóc mi zrozumieć znaczenie Bożej inicjatywy. Jego działanie jest darem dla mnie. Przyjmując je podejmuję się szczególnej drogi. W jakiejś mierze już to czynimy, wykorzystując świat materialny do własnej egzystencji. Bóg to stworzył, a ja przyjmuję owoc Jego działania spełniając podstawowe zadania mojej ludzkiej egzystencji: życie, codzienność, praca, tworzenie, budowanie itp. Dzięki pracy nad sobą mam być bardziej świadomym własnego działania, które ma być odpowiedzią na działanie Boga.
Psalm 139
Być przejrzystym.
Pamiętacie zapewne to wszystko, co się stało po grzechu prarodziców (Adama i Ewy). „A wtedy otworzyły się obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski” (Rdz 3,7)… „Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie w porze powiewu wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: Gdzie jesteś?” (Rdz 3,8.9). Grzech spowodował, że człowiek zaczął się wstydzić i chować przed Bogiem. Dziś niewiele się zmieniło – każdy grzech, każde nasze odejście od Boga jest zbudowaniem przez nas muru, który odgradza nas od Boga, który zasłania Mu dostęp do naszego życia. Stajemy się zamknięci, odizolowani od Boga szeregiem wytworzonych przez siebie zasłon. Bóg poprzez nasze działanie nie ma do nas dostępu. Odgradzając się od Boga, odgradzamy się od Jego dobroci, miłości, Jego woli, od naszego przeznaczenia. Chowamy się przed Bogiem, co pokutuje tym, że coraz bardziej pogrążamy się w ciemności swoich grzechów. Powstają naprężenia pomiędzy moimi pragnieniami, celami a rzeczywistością. Coraz więcej rozgoryczenia, smutku i bólu, który wynika z błędnych wyborów i decyzji.
Czy można we współczesnym świecie, w obecnie panujących uwarunkowaniach być człowiekiem unormowanym, z zasadami? Choć wydaje nam się to niemożliwe, wręcz obce dla naszej nawet wyobraźni, to spójrzmy jednak na rzeczywistość świętych, którzy również w takich warunkach stawiali swoje kroki. Nie ma w naszej sytuacji bezgrzeszności, ale to, nad czym możemy pracować, to kwestia naszej dyspozycyjności – czy to względem Boga, czy względem ludzi, ich pragnień, potrzeb i oczekiwań. Mogę nieustannie walczyć z moim grzechem, ale muszę pozwolić Bogu we mnie działać, by odnieść zwycięstwo nad grzechem.
Ps 139,1-3 – „Przenikasz i znasz mnie, Panie, Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję. Z daleka spostrzegasz moje myśli, przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę, i znasz wszystkie moje drogi”. Zadanie podstawowe dla nas to być przezroczystym wobec Boga – nie czynić w sobie tajemniczych, skrywanych i zamkniętych miejsc. W swoim życiu musimy ustalić dla Boga „pełen dostęp”. Nie możemy wykluczać Go z niczego, nawet z najdrobniejszych miejsc. Właśnie w tych „zamkniętych miejscach” chowamy coś, czego się wstydzimy, do czego trudno nam przed Bogiem się przyznać. Miejsca naszych tajemnic są ogniskiem zapalnym, miejscem tworzenia się grzechu.
Praca nad sobą ma wykluczyć wszelkie tajemnice przed Bogiem, ale również przed sobą samym. Musimy umieć stawić czoła prawdzie, która może być bolesna, wstydliwa. Jeśli będę potrafił zmierzyć się z tymi miejscami, nie będę ich zamykał przed Bogiem, ale wręcz przeciwnie, wprowadzę Go w te miejsca, by był moją jasnością pośród ciemności.
Psalm 140
Pokonać przeszkody.
Obserwując swoje życie musimy dążyć do pewnej równowagi. Nie możemy balansować na skrajnych granicach, gdyż wówczas bardziej skupiamy się na tym, by tych granic nie przekroczyć, niż na tym, jak żyjemy, w jaki sposób postępujemy. Niekiedy przeszkody pojawiające się na naszej drodze wywołane są przez nasze postępowanie, choćby balansowanie na granicach… Trudności, które napotykamy w życiu, często wywołują reakcję ucieczki i niechęć wobec zmagania się z przeciwnościami. Niekiedy należy ominąć przeszkodę dla naszego bezpieczeństwa, ale niekiedy musimy z nimi walczyć i je rozwiązywać. Ucieczka nie jest sposobem na życie.
Kiedy napotykamy trudności, postępujemy często w dość chaotyczny sposób, postępując nieporadnie. Musimy rozeznać swoją sytuację, a dopiero później przejść do konkretnego działania. Ocena trudności pozwala nam zrozumieć, czy jesteśmy w stanie temu podołać, czy też nie. Nie możemy walczyć z czymś, czego nie potrafimy określić, czy czymś znacznie przewyższającym nasze możliwości. Licz swoje siły na zamiary, których chcesz się podjąć. Nie możemy działać spontanicznie, agresywnie, gdyż możemy w niektórych sytuacjach się pogrążyć i pogorszyć swoją sytuację. Pomyśl, jeśli cię ktoś zwiąże… to czy szarpanie się w czymś ci pomoże, czy raczej rozejrzenie się i poszukanie ostrej krawędzi, która umożliwi ci rozcięcie węzłów. Strach, desperacja, panika – to są zachowania, które pogarszają sytuację. Kiedy napotykam trudności – przeszkody, powinienem dążyć do wewnętrznego pokoju i w nim szukać właściwego rozwiązania. Mogę to otrzymać wówczas, gdy zawierzę Bogu wszystkie moje sprawy i w Nim będę poszukiwał rozwiązania.
Wobec trudnych sytuacji, musimy zachować zdrowy rozsądek i dystans. Nie możemy pozwolić, by te sytuacje nami zawładnęły i zniewoliły pozbawiając trzeźwego myślenia.
Ps 140,6 – „Pyszni na mnie sidło zastawiają w ukryciu, złoczyńcy rozciągają powrozy, ustawiają na mojej drodze pułapki”. Wir sytuacji powoduje, że krążymy po omacku, uczestnicząc wciąż w tajemniczych dla nas okolicznościach. Zło rozciąga nad nami pajęczą sieć, prowadząc nas takimi ścieżkami, aż wejdziemy w uliczkę bez możliwości wyjścia. Zło przypiera nas do muru przekonując nas do tego, że nie mamy innego rozwiązania, jak tylko poddać się jemu. Nigdy nie możemy się poddać i zrezygnować. Moja determinacja będzie polegała na tym, że nie pozwolę sobie odebrać nadziei i wciąż będę szukał najwłaściwszego rozwiązania.
Praca nad sobą umożliwia nam bardziej kontrolę nad sytuacjami w naszym życiu. Im bardziej obserwuję swoją codzienność, tym bardziej jestem wrażliwy na różnego rodzaju zagrożenia. Mogę przez ostrożność być bardziej świadomym tego, co dzieje się ze mną i w jakim kierunku mogę zmierzać. Postępuję ostrożnie wobec tego, co wiem, że może mi zagrażać.
Psalm 141
Powstrzymać się – post.
Ile razy, gdy z jakiegoś dystansu spoglądaliśmy na jakieś sytuacje, stwierdzaliśmy, że posunęliśmy się za daleko? Myślę, że wielokrotnie człowiek nie panuje nad swoimi emocjami, nie kontroluje sytuacji i wybucha spontanicznie wobec sytuacji, czy osób. Nasze działanie jest uzależnione od ludzi, ich postępowania, od sytuacji. Niekiedy niezależnie od naszego nastawienia i chęci, ulegamy presji wywołanej przez sytuacje albo zachowania ludzi.
Czy możemy zrobić coś, by bardziej siebie kontrolować i panować nad sytuacjami? Powróćmy do myślę, najważniejszej sprawy, a mianowicie – wewnętrzny pokój. Jeśli potrafimy odnaleźć odpowiednie narzędzia i się nimi posłużyć, możemy kształtować wewnętrzną postawę, która uzdolni nas do odpowiedniego postępowania w danej sytuacji. Stan ducha odpowiada naszemu zewnętrznemu zachowaniu. Jeśli nie potrafię samemu kontrolować swojego wewnętrznego postępowania, wówczas niemożliwe jest też kontrolowanie zewnętrznego zachowania. Nasze działanie jest naturalnym przedłużeniem i świadectwem tego, co dzieje się wewnątrz nas.
Człowiek kieruje się pewnymi mechanizmami, które, jeśli zrozumie w odpowiednim momencie, będzie potrafił rozpoznać symptomy, będzie mógł kontrolować swoje emocje, odczucia i zachowania. Ps 141,3 – „Postaw, Panie, straż przy moich ustach i wartę przy bramie warg moich”. Samokontrola to kształtowanie pewnych postaw, zachowań. Jednym z wielu przykładów takiego ćwiczenia się jest dyscyplina. Dzięki temu, człowiek świadom swoich ograniczeń i tendencji, pracuje nad swoimi wadami, a nie liczy na to, że sprawy same się rozwiążą. Człowiek zdyscyplinowany to ten, który rzeczywiście pracuje nad swoim wnętrzem przez post, modlitwę, sakrament pojednania. Nakładając na siebie jakieś zadanie, zobowiązanie, człowiek kształtuje swój charakter, a jednocześnie wpływa na przemianę wewnętrzną. Jeśli zdaje sobie sprawę z jakiś wad, muszę sobie zakreślić kształt „terapii”, która umożliwi mi uwolnienie się od tego, co złe, wprowadzając w tak powstałe puste miejsce nowy, dobry zwyczaj, który określi i rozwinie we mnie jakąś dobrą cechę.
Post – postanowienie, to decyzja – deklaracja, od której rozpoczyna się droga stosowanych przemian. Dzięki samozaparciu i systematyczności człowiek jest wstanie zmienić swoje postępowanie, sposób myślenia. Ufając Bogu pragniemy, by i w tym względzie Bóg na nas zadziałał i poczynił odpowiednie zmiany. Jeśli w swoim sercu gorąco zapragnę być faktycznie jego narzędziem, wówczas uświadomię sobie, co to oznacza i w jaki sposób mam postępować, by nie zaniedbać ofiarowanych mi darów.
Tutaj tym bardziej ważną rolę odgrywać będzie praca nad sobą. Często irytując się sytuacjami, czy zachowaniami ludzi, nie potrafimy powstrzymać swoich negatywnych emocji, a to tylko, dlatego, że nie odpowiadamy za swoje słowa i czyny. Musimy być bardziej świadomi i odpowiedzialni za to, co z nas wychodzi.
Psalm 142
Wylać żal.
Czasami przeżywacie pewnie takie sytuacje, w których pozostaje jedno rozwiązanie – usiąść i płakać. Dopada nas beznadzieja wobec sytuacji, czujemy, że mamy związane ręce. Nic nam nie wychodzi. A na zewnątrz wciąż pojawiają się sytuacje, które jeszcze bardziej nas przygniatają i odbierają jakiekolwiek pozostałości nadziei. Chodzimy pochmurni, bez sensu krzątamy się po pokoju, nie potrafimy ułożyć myśli, wszystko nam się sypie. Brak możliwości ukształtowania jakiegoś celu, drogi ewakuacyjnej z tej sytuacji, powoduje jeszcze większe wewnętrzne rozdarcie i pesymizm. Tak dołująca atmosfera podcina nam skrzydła i ogranicza nasze możliwości wyobrażenia sobie innego rozwoju sytuacji.
Gdy przeżywamy coś takiego, jesteśmy trudni dla otoczenia. Inni widząc nas, widzą smętnych, posępnych ludzi, stale narzekających, zniewolonych przez własne życiowe doświadczenia. Niekiedy widzimy takich ludzi snujących się wokół nas, a niekiedy sami jesteśmy takimi widmami pesymizmu. Jak sobie, bądź też innym pomóc w takiej sytuacji?
Ps 142,3 – „Żal mój przed Nim wylewam, wyjawiam przed Nim swą udrękę”. Musimy stworzyć dla siebie albo dla innych okazję do wyżalenia się. Nie ma być to okazja do narzekania, marudzenia na swoją niedolę, ale możliwość rozmowy i wypowiedzenia tego, co widzę, czuję i w jaki sposób odnajduję się w danej sytuacji. Mając okazję wygadania się ze wszystkiego bez zbędnego oceniania nas, przerywania nam, mamy niejako okazję wyczerpać temat. Nawet, gdy sytuacje i tak nam się nie rozjaśnią, mamy poczucie jakby cały ten ciężar z nas spadł i że uwolniliśmy się od tego poczucia udręczenia, od wszelkiego negatywnego uczucia.
Wypowiedzenie swoich zmartwień jest okazją do poznania, co tak faktycznie ze mną się dzieje. Mówiąc o naszych żalach musimy je zwerbalizować, a więc uświadomić sobie, co tak naprawdę z nami się dzieje. Znając swój problem, możemy ukształtować swoją drogę rozwiązywania problemów i trudności.
Praca nad sobą ma nauczyć nas konkretyzować swoje problemy. Chcąc się im przeciwstawić muszę umieć nadać im kształt, by wiedzieć, z czym tak naprawdę się zmierzam. Określenie swoich trudności – żalów, pomoże nam wystosować odpowiednie rozwiązanie dla tych wydarzeń, które nas przygniatały i pozbawiały wiary w siebie. Dzięki takiemu działaniu znów wprowadzam światło w zaciemnione miejsca w moim życiu.
Psalm 143
Pokaż mi drogę.
Wśród codziennych wydarzeń i doświadczeń można przeprowadzić linię, która będzie łączyła ze sobą różne punkty i w ten sposób odkryjemy swoją drogę codzienności. Gdyby było to takie proste, chyba nikt nie stawiałby pytania: co mam robić w życiu?
Odnalezienie własnej drogi życiowej wymaga odpowiedniego rozeznania czynników, które tworzą naszą drogę. Praktycznie każdego dnia Bóg daje nam jakieś doświadczenie, którego zadaniem jest wprowadzić człowieka w głąb jego powołania. Wykorzystując te znaki, każdy człowiek ma okazję przybliżyć się do swojego faktycznego celu życiowego. Odczytując ten cel, mój dzień – chwila obecna odpowiada temu, co mieści się w przestrzeni mojego powołania. Chcąc poznać drogę naszego życia którą przygotował nam Bóg, potrzebujemy żywego z Nim dialogu. Odkrywanie woli Bożej to nie kwestia godzinnych ćwiczeń. Nie można tego przełożyć na długość czasową. Bóg działa swoimi sposobami, a kwestia rozpoznawania drogi życiowej jest kwestią udzielonej nam łaski – darmowego daru. Podstawą życiowych celów jest dzień dzisiejszy – to, co i jak czynię w mojej codzienności. Warto bardziej świadomie i czujnie realizować każdą chwilę obecną, gdyż w niej obecny jest „duchowy kod genetyczny” mojego całego życia.
Może wydarzyć się tak, że stanę na rozstaju dróg i nie będę miał pewności którędy zmierzać. Jeśli wezmę pod uwagę moją osobę, moje umiejętności – predyspozycje, to mogę w wyborze mojej drogi życiowej ograniczyć i zmienić Boży plan względem mnie, ale wówczas minę się z moim przeznaczeniem.
Bóg nie robi nam dowcipu stawiając wiele dróg możliwości. Bóg zaplanował dla ciebie jedną, jedyną drogę. Jeśli stoisz przed wyborem jednej z wielu dróg, to zastanów się skąd się wzięły inne, skoro Bóg proponuje ci tylko jedną. Ale czy to Bóg w ten sposób utrudnia drogę, czy raczej my sami, bo mamy wiele wyobrażeń, gdzie byłoby nam dobrze, gdzie wygodnie, gdzie ewentualnie byśmy się spełnili itd. Nasze wyobrażenia, pragnienia są źródłem innych opcji. Jeśli pragnę samemu „dokonać” wyboru, to nie dziw się, jak wybierzesz ten najmniej właściwy. W takiej sytuacji warto wyczekać i zaufać Bogu. Jeśli masz dwie, trzy, czy więcej dróg do wyboru to uruchom swoją modlitwę i proś Boga: pokaż mi drogę. Jeśli poddasz się działaniu Boga, to wiedz, że on uczyni wszystko, by się sprawy ułożyły i byś nie miał zbyt wielu dylematów, gdy będziesz podejmował ważną decyzję.
Ps 143,8 – „Daj mi już o świcie doznać łaski Twojej, bo w Tobie pokładam nadzieję. Pokaż mi drogę, którą mam kroczyć, bo wznoszę ku Tobie moją duszę”.
Praca nad sobą prowadzi do zaufania i wiary, że skoro Bóg tak zaplanował moje życie, to w tym planie mam szukać źródła dla mojego życiowego powołania. Bóg się nie myli i On wie, gdzie mnie najbardziej potrzebuje. Droga, którą wybiorę, ma być tą, która Mu się podoba, która jest mi ofiarowana.
Psalm 144
Kruchość życia.
Ps 144,3.4 – „Panie, czym jest człowiek, że troszczysz się o niego, czym syn człowieczy, że Ty o nim myślisz? Do tchnienia wiatru podobny jest człowiek, dni jego jak cień przemijają.”
Człowiek w obserwacji innych osób i na podstawie własnego doświadczenia, zdaje sobie sprawę z kruchości własnego życia. Nie przemawia za tym tylko fakt daty urodzenia i śmierci, ale również wiele innych spraw. W każdym momencie naszego życia następują takie wydarzenia, które uświadamiają nam, że w życiu człowieka wiele spraw jest niepewnych, niemożliwych do stłamszenia i wyrwania z ludzkiego serca. Nasza mozolna praca popada niekiedy w ruinę, właśnie, dlatego że nasz osobisty budulec jest bardzo kruchy – delikatny i wrażliwy. Kruchość wynika też z tego, jak te przeróżne doświadczenia przeżywamy i odnosimy je do siebie. Często tak bardzo nam na kimś, lub na czymś zależy, że utrata czegokolwiek powoduje ogromny smutek i emocjonalne przeżycia. Trudno nam wówczas się pozbierać i nabrać dystansu wobec trudu, którego doświadczamy. Można nas łatwo złamać, a zewnętrzne uwarunkowania, często jak wiatr liśćmi, rzucają nas gdzie i kiedy chcą. Czy to kwestia słabych naszych fundamentów, czy raczej rzeczywiście fakt kruchości naszego życia?
Pomimo tego, że tak wiele spraw tak mocno przeżywamy, odczuwamy na własnej skórze, choć może wydawać nam się, że na nic nie mamy wpływu, że tylko jesteśmy małymi trybikami w wielkim mechanizmie świata, to jednak fakt Boga, który troszczy się o nas, może nas w tych doświadczeniach umocnić i przekonać do walki o dobro. Skoro Bóg się tak bardzo o mnie troszczy, przejmuje tym, jak przeżywam pewne sprawy, to sam muszę uwierzyć w swoją wartość i niebywałość.
Choć może pojawić się poczucie, że jestem marionetką w rękach innych, to jednak fakt bycia blisko Boga może mnie uwolnić od takiego właśnie myślenia i postępowania. Nie trzeba być twardym jak skała, by umieć w odpowiednim momencie powiedzieć „nie”, albo „tak”. To kwestia dobrze ukształtowanego wnętrza. Choć jesteśmy krusi, niewiele potrzeba, by zniszczyć nasze życie, to jednak nasza dusza jest niebywale solidnym narzędziem, jeśli umocniona jest obecnością w niej samego Boga. Życie przeżywane we wnętrzu człowieka stabilizuje nas i utrzymuje wówczas duchowy pion. Choć nie wykluczę zupełnie zewnętrznych uwarunkowań, to mogę tak postępować, by zminimalizować skutki działania tych warunków.
Praca nad sobą, ma pomóc nam odkryć nasze fizyczne i duchowe słabe punkty. Wiedząc o tym, jakie one są, ile ich mam i jak bardzo przez nie jestem narażony, mogę budować w ich obrębie zasłonę, która wykluczy możliwość zagrożenia. Staję się dzięki temu solidniejszy, a poczynione umocnienia osłonią mnie przed złem i moimi ewentualnymi zagrożeniami.
Psalm 145
Bliskość Boga.
Przewijała się ta kwestia już w poprzednich rozważaniach, ale jest to na tyle ważna sprawa, iż warto do niej bardzo często wracać.
Wiara i odczuwanie obecności Boga w moim życiu, to jedna kwestia, ale odczuwanie Jego bliskości, to jeszcze inna i można powiedzieć najważniejsza. Doświadczenie bliskości Boga to trwała przyjaźń, zjednoczenie z Nim, aż do takiego stopnia, że „ja to On”. Świadomość, że Bóg jest na wyciągnięcie ręki albo, że w każdej chwili mogę rzucić się w Jego ramiona i się w nich skryć jest dla mnie niebywałym poczuciem bezpieczeństwa. Wśród niekiedy trudnych, czy nawet bolesnych doświadczeń człowiek poszukuje ratunku. Szuka ludzi, którzy go wysłuchają; pomocnej ręki, która mu usłuży; ciepłego słowa, które go pokrzepi itd. W doświadczeniu bliskości Boga wszystko to mogę odczuć, stwarzając miejsce i czas, w którym będę blisko Boga i w Nim będę szukał schronienia, ale i też konkretnych rozwiązań wobec mojej sytuacji. Wspiera mnie, gdy rzeczywiście tego potrzebuję; leczy z wszelkich zranień, gdy się do Niego zwracam; uprzedza mnie swoją łaską, gdy w moim sercu budzą się wątpliwości; daje siły, gdy podejmuję się działania w Jego imieniu; rozjaśnia ciemności, gdy osłabnę i czuję się zrezygnowany. Nikt nie wie tyle o mnie, co On; nikt nie zna mnie tak dobrze i nie przenika myśli tak jak On. On jest bardziej mi bliski, niż ja sam sobie.
Coraz częściej i coraz mocniej doświadczam Jego bliskości i wówczas czuje, jak wielkie rzeczy dokonują się we mnie i przeze mnie wobec innych.
Dzięki bliskości, nie przechadzam się po omacku po moim życiu, ale czuję obecność Stróża i Przewodnika – których tak bardzo potrzebuję wśród wielu moich codziennych zadań. Bez Niego jestem niczym, a bez Jego bliskości nic bym nie był wstanie uczynić. Im bliżej jestem Boga, tym bardziej moje życie jest Prawdą, tym pewniej stąpam po kamieniach Bożej woli. Praca nad sobą powoli dobiega końca. Tak wiele spraw dotkniętych, poruszonych, rozwiązanych albo dopiero rozpoznanych. Niczego bym nie uczynił i nie sprawię bez Bożej bliskości.
Praca nad sobą to podróż z Przyjacielem – Jezusem, który doskonale zna tajniki mojego życia. Będąc blisko Niego nigdy nie stracę, nie przegram swojego życia. „Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, wszystkich wzywających Go szczerze”. (Ps 145,18)
Psalm 146 i 147A
Poznać Jezusa.
Na drodze naszego życia wielokrotnie już stanął Jezus i zapewne zapraszał nas do przyjaźni z sobą. W każdym z nas jest pragnienie wiary, które stopniowo wzrasta i dojrzewa. W pewnym momencie odczuwamy silną tęsknotę za Bogiem, a z drugiej strony towarzyszy nam poczucie zagubienia. Odczuwamy potrzebę poznania Jezusa. Kiedy to pragnienie jest na tyle silne, by dokonało to czegoś więcej, niż pozostawania w obszarze chęci, wówczas człowiek poszukuje drogi – właściwych sposobów, by poznać Jezusa.
Najwłaściwszym sposobem poznania Jezusa jest żywe z Nim spotkanie. Starając się o jak najczęstszy kontakt, człowiek odczuwa na sobie Jego działanie, poznając Go z bezpośredniego źródła. Pozostaje też lektura Pisma Świętego, która będzie również spotkaniem z żywym Słowem.
Ps 146,8-10; 147,3 – „Pan przywraca wzrok ociemniałym, Pan dźwiga poniżonych, Pan kocha sprawiedliwych. Pan strzeże przybyszów, ochrania sierotę i wdowę, lecz występnych kieruje na bezdroża. On leczy złamanych na duchu i przewiązuje ich rany.”
Dzięki jednemu fragmentowi można tak wiele się o Nim dowiedzieć, zauważyć pewne cechy charakterystyczne, cnoty, poznać sens Jego nauczania i działania. Człowiek poznając Jezusa odczuwa potrzebę działania. Osoba Jezusa pobudza do kreatywnego działania. Człowiek nie może pozostawać obojętnym wobec Jezusa, Jego postawy i słów. Dzięki poznawaniu Jezusa, człowiek staje przed możliwością przyjaźni z Nim. Poznanie Jezusa jest czynnikiem decydującym o dokonywaniu naszych osobistych przemian. Zbliżanie się do Jezusa jest jakby zbliżeniem się do lustra – ogólniki stają się szczegółami, a rozmazane elementy naszej osoby i codzienności stają się wyraźnymi doświadczeniami, pozory rozwiewają się i pozostaje prawda. Kiedy jesteśmy przed lustrem już w wystarczającej odległości, dostrzegamy w końcu siebie, a w naszej twarzy, coraz wyraźniej dostrzegamy również twarz Jezusa. Dlatego idąc skrótem myślowym, kiedy poznaję Jezusa poznaję siebie. Praca nad sobą, której się podjęliśmy już od tak długiego czasu, doprowadza nas do rzeczywistego poznania siebie. Jesteśmy już bardzo blisko lustra. Rozpoznajemy siebie i towarzyszy nam entuzjazm z tego, że udało nam się dojść do tego momentu, w którym odzyskaliśmy samych siebie.
Życie niekiedy tak skomplikowane przez naszą codzienność, prostuje się i staje się prostsze w zrozumieniu. Mając w sobie radość z tego powodu, człowiek w końcu może żyć swoim własnym życiem. Nadaje życiu rytm, sens, cel… Teraz codzienność staje się konkretnym urzeczywistnieniem dobra, które udało nam się odkryć podczas pracy nad sobą. Teraz od pracy przechodzimy do radości urzeczywistniania owoców.
Psalm 147
Boże Słowa.
Historia biblijna ukazuje Boga, który szuka sposobu, by doprowadzić do dialogu z człowiekiem. W przeróżny sposób Bóg pragnie do niego dotrzeć. W tym szukaniu odpowiedniego dla człowieka sposobu rozmowy, Bóg posunął się w swej miłości aż do tego stopnia, że „Słowo stało się ciałem i zamieszkało pomiędzy nami.” (J 1,14). Bóg w Piśmie Świętym pozostawia również historię swojego Syna, który urzeczywistnił zamysł Boga – odnalazł nas i przyprowadził do Ojca, abyśmy mogli wejść w dialog z Bogiem.
Od początku, już w księdze Rodzaju widzimy, jak wielką moc ma Bóg i Jego Słowo, dzięki któremu stwarza On świat i to wszystko, co jest w nim żywe. Bóg uczynił wszystko za pomocą swojego słowa, a wszystko dzięki ogromnej miłości. Dlatego każda wierząca osoba nie ma, co do tego wątpliwości, że każde Boże słowo jest miłością. Jako chrześcijanie jesteśmy stróżami Słowa. Dlatego spoczywa na nas szczególne zadanie – mamy poznawać moc Słowa i starać się je urzeczywistnić w swoim życiu. Wsłuchując się w Słowo Boże, człowiek odkrywa swoje miejsce w świecie, odkrywa swoje miejsce przy Jezusa, odkrywa również swoją osobistą misję i jej sens. Myślę, że jeżeli stać mnie na lekturę Słowa Bożego, jeśli moje serce jest rzeczywiście otwarte na przemawiającego do mnie Boga to odnajdę coś, co stanie się źródłem mojego powołania. Każdy, kto rozważa Słowo Boże czuje, że już podczas lektury Słowa staje się narzędziem w ręku Boga – „Wszystkim, którzy Go przyjęli, Chrystus dał moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (1 J 1,12).
Przyjmując Słowo, przyjmujemy szczególne dary, dzięki którym Bóg pragnie, byśmy utworzyli z Nim komunię – zjednoczenie. Doświadczenie przyjaźni, które rodzi się przez przyjęcie Słowa, stawia nam konkretne zadania: odpowiedzieć całym sobą na Słowo, które Bóg do mnie wypowiedział. Słowo Boże staje się Słowem życia wówczas, gdy człowiek odpowiada na poruszenia, które Bóg czyni. Warto, abyśmy poszukując Słowa dla siebie, otworzyli się na Boży plan, wówczas wszystko stanie się bardziej oczywiste.
Ps 147B,7(18) – „Posyła Słowo, i lód topnieje, powieje wiatrem i rzeki płyną”. Bóg poruszył świat swoim Słowem, dokładnie to samo czyni z moim życiem – codziennością. Słowo Boże ma moc przemieniać nas, leczyć, nadawać życiu kształt, dlatego Mu zaufajmy.
Towarzyszą nam Psalmy, to też działanie Bożego Słowa w człowieku. Mieliśmy okazję zobaczyć, jak jest bogate doświadczenie człowieka, który współpracuje z wolą Bożą. Praca nad sobą na podstawie Psalmów przyniosła albo przyniesie duży pożytek, gdyż Słowo Boże ma moc, która przekracza nasze wyobrażenie. Starajmy się budować bardziej swoje życie w oparciu o Słowo Boże – o wypowiedzianą do człowieka wolę Bożą. Dzięki temu, nasze życie faktycznie odpowiadać będzie Bożym planom względem nas.
Psalm 148
Prawo.
Ps 148,6 – „Utwierdziło je (świat) po wszystkie czasy, nadał im prawo, które nie przeminie”. Nadać kształt, utwardzić formę, aby przedmiot był trwały – to takie bardzo ogólne etapy postępowania z gliną. Człowiek podobnie w swojej codzienności wytwarza pewne doświadczenia, które zyskują same w sobie jakiś kształt oraz nadają go naszej codzienności. Jednak to wszystko wymaga utwardzenia – czyli nadania już ostatecznego kształtu i trwałości. Jeśli nie dokonamy tego, „przedmiot” nieutwardzony, stale będzie się modelował i nie będzie przez to trwały. Możemy przez to źle uformować ten kształt albo utracić jego faktyczną wartość.
Nasza codzienność przez różne doświadczenia nabiera kształtów. Dobre i trudne sytuacje wyrabiają niejako charakter naszej codzienności. Dochodzimy do takiego momentu w życiu, że chcemy już w końcu ustabilizować swoją dotychczasową sytuację, wiedzieć, czego mogę się spodziewać i co mam w życiu robić. Trwałość naszego życia wymaga solidnych i niezmiennych fundamentów – wartości. Jeśli chcemy swojemu życiu nadać trwałą wartość, musimy utwierdzić w swoim życiu konkretne zasady.
Prawa, zasady, określone normy częściej niestety kojarzą nam się z ograniczeniem naszej wolności, aniżeli z możliwością „atrakcyjnego życia”. Dekalog, Przykazanie miłości – te Boże prawa mają naszej dynamicznej codzienności nadać trwały kształt. Prawo Boże jest źródłem inspirującym nas do działania, w którym dobro i jego różne odcienie są najistotniejszym przesłaniem. Bóg ofiarował człowiekowi prawo, by w ten sposób ułatwić nam ukształtowanie naszej codzienności i utrwalenie w nim tego, co najlepsze.
Prawo Boże a szczególnie Przykazanie miłości, nadaje naszemu życiu nie tylko kształt, ale wzbudza w nas pragnienie budzenia w sobie tego, co dobre i wykorzystywanie tego, by ubogacić naszą codzienność. Dzięki Bożemu prawu nasza codzienność nabiera niewyobrażalnej głębi, której nie osiągniemy nigdy dzięki ludzkiemu działaniu.
Bóg przez swoje prawo daje nam wyobrażenie o rzeczach, których po ludzku nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Zrozumienie Bożego prawa powoduje, że w jeszcze głębszy sposób wykorzystujemy dar wolności i umiejętności, które w sobie gromadzimy. Prawo nadaje naszemu działaniu określony kształt, ale również charakter. Dzięki prawu Bożemu pomnażają się w naszej codzienności doświadczenia, które w pełni odpowiadają Bożej woli.
Praca nad sobą, to określenie swoich wewnętrznych zasad, norm, praw, które pozwolą nam nadać życiu określony cel i sens.
Psalm 149
Miecz w ręku.
Życie nie jest prostym doświadczeniem. Stosujemy przeróżne sposoby, by odnaleźć się w życiu: niszczymy, budujemy, rozpychamy się łokciami, tworzymy różne sytuacje, prowokujemy itd. Metody niekiedy są wręcz nieludzkie i nie liczymy się z czyimś zdaniem, lecz najważniejsze jest dla nas osiągnięcie celu, nawet za wszelką cenę. Chrześcijański styl postępowania, daleki w swych metodach jest od tego, który najczęściej ludzie stosują. Niestety zasada fair play niezbyt często obowiązuje w naszym życiu.
Ps 149,6 – „Chwała Boża niech będzie w ich ustach, a miecz obosieczny w ich ręku”. Choć to stary testament i można by zrozumieć dosłownie słowa psalmisty, że należy rzeczywiście zniszczyć wszystkich mieczem. W kontekście Nowego Testamentu, gdy Jezus zabrania walki i takiego sposobu rozwiązywania sytuacji, musimy w inny sposób zrozumieć kontekst tych słów, które wypowiedział psalmista. Wobec współczesnego świata i zagadnień, którymi żyję, człowiek musi postąpić inaczej: „zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Wobec spraw mnie otaczających, jako chrześcijanin muszę być inny, muszę dać świadectwo, jak należy właściwie postąpić. W takich sytuacjach muszę być ewangelizatorem. Może to szumnie brzmi i trochę może przerażać, ale nie bójmy się tego zadania.
Chrześcijanin będąc zjednoczony z Bogiem, odkrywa w sobie niebywałe zdolności rozwiązywania różnych spraw we właściwy sposób, zgodnie z Bożym planem. Człowieka inspiruje Bóg, który w takich przeróżnych sytuacjach jawi swój plan, ale tylko ufność i otwartość człowieka może ten plan przeniknąć, w przeciwnym razie człowiek nadal tkwi w ciemnościach i jego postępowanie nie przynosi właściwego rezultatu.
Najpierw musimy przesiąknąć Bogiem, nauczyć się podobnie jak On myśleć i działać. Współpracując z Bogiem zyskujemy ten pełen miłości zmysł, który ujawni przed nami prawdziwą rzeczywistość naszego życia. Jeśli przeżywam w swoim sercu to, co Bóg czyni dla mnie i to, co do mnie mówi, wówczas każde doświadczenie jest przeżyte w zjednoczeniu – przyjaźni z Jezusem. Gdy działam zgodnie z wolą Bożą, wówczas moje słowa i czyny będą odbiciem tego, co Bóg pierwszy uczynił.
Miecz jest symbolem naszej ewangelizacji, często jako chrześcijanin mogę ukrócić daną sytuację, mogę swoim zachowaniem zmienić bieg wydarzeń. Wystarczy, że rzeczywiście będzie mi zleżało na jakiejś osobie i na tym, by daną sytuację rozwikłać.
Muszę być odważnym świadkiem, a praca nad sobą przyniesie rezultaty w postaci: odpowiednich rozwiązań, ale również odpowiednich sposobów, by innych przekonać do podobnego postępowania, co ja. Świadectwo mojego życia, przemiany osobiste – właściwe i szczere, spowodują, że inni na nasz sposób, również będą pragnęli własnej przemiany.
Psalm 150
Jak żyję?
Podejmując się przez dłuższy czas pracy nad sobą, podjąłem się wielu zadań, wiele rzeczy nowych, lub na nowo odkrywałem w sobie i wokół siebie. Praca wymaga nakładu, zaangażowania, pewnej – określonej drogi, wymaga też poświęcenia, współpracy z Bogiem i Jego łaski. Każdy człowiek wspinając się na szczyt jakiegoś wzniesienia, nie robi tego dla samego trudu wspinania się, ale dla przygody, która rozpocznie się już na samym szczycie. Człowieka ogarnia wówczas niebywała atmosfera – doświadcza spełnienia wobec swojego całego zaangażowania, aby zdobyć ten szczyt.
W przypadku pracy nad sobą – ważne jest to, jaką drogą zmierzamy do celu, ale nade wszystko istotne jest to, jak wyglądamy do osiągnięcia celu. Stawiam sobie po tych wszystkich etapach pracy nad sobą ważne pytanie: Jak żyję? Czy określiłem już konkretne i stałe działanie, którego się już, teraz podejmę? Oczywiście efekty mojej pracy nie muszą być takie, jakie sobie zamierzyłem. Muszę być przygotowanym na przyjęcie być może innych, ale może bardziej potrzebnych owoców mojej pracy. Być może na efekty będę musiał jeszcze długo czekać, a może będę musiał powrócić na początek tej drogi i zacząć od nowa. Być może znudziłeś się tą drogą i w ogóle nikt tutaj nie dotarł. Droga nie była łatwa, ale ufam, że Tobie nie przytrafiły się trudności, które zniechęciły cię do tego, by nadal podejmować się pracy nad sobą.
Nie rezygnujmy zbyt łatwo, niech nas nie zniechęcają przeciwności. Nie wmawiajmy sobie, że zmiany łatwo przychodzą. Pozostawajmy jak najczęściej w duchu modlitwy i zjednoczeniu z Jezusem. To, jak żyję, jest świadectwem tego, kim jestem. Nie mam działać tak, by się innym przypodobać, ale mam postępować tak, by się to podobało Bogu.
Jak żyję jest często dalekie od tego, jak powinienem żyć. Każdy z nas chciałby cofnąć czas, chciałby wymazać pewne sytuacje, ale nie jesteśmy w stanie tego uczynić. Jedyne, co obecnie mogę zrobić, to odpowiednio wykorzystać tę chwilę, w której obecnie uczestniczę – jest ona darem i zadaniem – w niej mogę wszystko zmienić. Od chwili obecnej rzeczywiście zależy moja przyszłość.
Dziś jest najodpowiedniejszy moment, aby zacząć żyć prawdziwie. Nie pozostawiajmy sobie furtek – ewentualnego pójścia. Tego, czego mogę być pewnym, to, to, co przeżywam właśnie w chwili obecnej. Tu i teraz jest dla mnie jedyną okazją.
Jak żyję? Staram się żyć dobrze, ale muszę jeszcze wiele rzeczy dokonać w swoim życiu. Zatem i ja, i ty, zróbmy wszystko, by „Wszystko, co żyje, niech chwali Pana!” (Ps 150,6).
WNIOSKI
Pisząc te rozważania, starałem się czuwać nad obiektywnością, by dotknąć różnych spraw, by nie odnosić tych rozważań tylko do ciebie, by prowokować przez każde rozważanie do faktycznego poszukiwania różnych zagadnień w życiu. Czy to się udało, pozostawiam waszej ocenie.
Najważniejszym punktem każdego rozważania jest rzeczywiste stanięcie przed Bogiem – osobiste doświadczenie Jego obecności w moim życiu. On jest początkiem wszystkiego, również pracy nad sobą. Przenikając zamysł Boga, człowiek odkrywa siebie, dlatego zaufanie Bożej woli jest priorytetem wszelkiego działania.
„Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8,31). Towarzyszący nam nieustannie Bóg jest siłą motoryczną, dla wszelkich podjętych przez nas inicjatyw. Człowiek, świadomie podejmują się współpracy z Bogiem jest w stanie wejść na każde wzniesienie, jest w stanie poznać i wykorzystać zamysł każdego doświadczenia, ale by to mogło się stać potrzebna jest wiara. Nie wystarczy wiedzieć, że Bóg jest i jak jest, ale potrzebujemy wejść głębiej, doświadczając autentycznie Bożej miłości. Sami czujemy również, że to coś zupełnie innego wiedzieć, że istnieje Miłość, niż faktycznie kochać i być kochanym. Święty Paweł mówił, że „bez miłości byłbym niczym” (1 Kor 13,1-13). To, że Bóg mnie kocha jest głębokim doświadczeniem niebywałej akceptacji. Jezus umarł za mnie na krzyżu, dlatego by mnie zbawić, – pragnął ofiarować mi na nowe poczucie wolności i miłości, które utraciłem przez mój grzech.
Dlatego praca nad sobą jest walką ze złem – grzechem oraz tym, co w konsekwencji grzechu pojawiło się w moim sercu, duszy, w moich myślach, w moich pragnieniach. Grzech zmienił moje życie nie do poznania. Stając w obliczu Boga, który mnie kocha, pragnę ratować to życie, które On we mnie tak bardzo umiłował.
Czuję wstyd, że tak zniszczyłem swoje życie, ale nie pogardzam sobą, lecz chce sprostać zadaniom postawionym mi przez Boga, a jednym z nich jest – ratowanie swojego życia.