W życiu codziennym, zderzamy się z różnymi trudnościami. Próbujemy stawić im czoła i w jakiś sposób sobie poradzić. Czy nadzieja może nam w tym, w jakiś sposób pomóc?

Kiedy dotyka nas trudne doświadczenie, bardzo często jest nam trudno zobaczyć coś więcej niż tylko tą trudność. Wydaje nam się, że ktoś zamknął nas w jakimś pokoju, z którego nie ma wyjścia. Pozbawieni perspektyw, jeszcze silniej odczuwamy przeżywaną trudność. Jeśli „pozwolimy”, by ta trudność urosła w naszym myśleniu do niewyobrażalnej wielkości, wówczas odczuwamy przeciążenie sytuacją – wciąż o niej myślimy, stale ją odczuwamy, a wszystko co dzieje się wokół nas, stale nam o tym przypomina. Wydaje nam się, jakby poza tą sprawą, nic innego nie istniało.

Myślę, że bez przesady opisałem stan, który wielu z nas odczuło podczas dokonującego się w naszej codzienności, jakiegoś mniejszego lub większego dramatu. Nie ma gotowego rozwiązania, a jedynie początek od którego możemy pójść w bardzo różne strony. Właśnie moment przeżywanego dramatu, potrzebuje Nadziei. Staje się ona jak światło w ciemności. Nawet delikatny promień, stanowi już jakiś punkt odniesienia, jakiś dla nas początek.

Nie przeżywam obecnie jakiś dramatów, ale doświadczam często sytuacji, które są mi przeciwne, burzą mój wewnętrzny porządek. I po ludzku wiedzę, jak łatwo wpaść w pułapkę – by zatrzymać się i grzebać w jakiejś sytuacji. Wówczas trudno jest zachować pokój i czekać na jakieś rozwiązanie. Nadzieja, w takiej sytuacji, staje się początkiem. Dla mnie pojawienie się nadziei to moment, w którym odpuszczam – zostawiam jakąś sytuację za sobą. Przestaje się nad nią zastanawiać, rozdrapywać i szukać ewentualnych powodów. To tak, jakbym idąc drogą, zostawił tę trudność, gdzieś przy drodze i postanowił iść dalej, bez zbędnego balastu. Choć trudność nie przestaje istnieć, to jednak będąc już „wewnętrznie wolnym”, mogę ruszyć dalej, by znaleźć jakieś rozwiązanie.

Nadzieja umożliwia nam to, abyśmy patrzyli dalej, poza tę sprawę, którą przeżywamy, jakby przez nią lub ponad nią, spoglądam w przyszłość, szukając kolejnej chwili – zadania, które stawia mi życie. Nadzieja, ta chrześcijańska wersja, pozwala mi spojrzeć w przyszłość z pewnością, że czeka tam na mnie, jakieś rozwiązanie, które już jest, a ja muszę je jedynie odnaleźć. Trudne doświadczenia, zaciemniają nasze życie do tego stopnia, że nie widzimy rozwiązań, ani nawet najmniejszej możliwości rozwiązania. Obecność nadziei sprawia, że przebijamy się przez tę ścianę ciemności i wiemy, że istnieje rozwiązanie, choć trudno nam jest je w sobie wyobrazić.

Nadzieja rodzi życie, dlatego w szczególnie trudnych sytuacjach, dostrzegamy to, co istnieje dalej…

Trudne doświadczenia, przypominają kotwicę, która zatrzymuje w miejscu statek. Jeśli chcemy płynąć dalej, naturalną rzeczą jest to, że najpierw musimy podnieść kotwicę. Jeśli tego nie uczynimy, wówczas bardzo trudno jest się przemieścić, bądź jest to w ogóle niemożliwe. 

Ten, kto ma cnotę nadziei, ma swobodę patrzenia dalej, zawsze dalej… (Papież Franciszek). Choć przychodzi nam to z ogromnym niekiedy trudem, musimy odciąć się od tego, co nas niepotrzebnie zatrzymuje, co nas tak naprawdę zniewala. Tylko odcięcie się, może sprawić, że odzyskamy swobodę, która pomoże nam dostrzec w perspektywie nadzieję.  Nadzieja otwiera horyzonty (…) jest wolna (…) znajduje miejsce by zaaranżować sytuację. (Papież Franciszek). Zyskując chociażby przewagę nad sytuacją, poprzez wewnętrzną wolność, człowiek jest wstanie zainicjować kolejne wydarzenia, które sprawią, że odzyska wolność w życiu. Nadzieja czyni nas wolnymi, od naszego duchowego i fizycznego więzienia. 

Zrzuć kotwicę, która trzyma cię w miejscu i rusz w stronę nowego horyzontu, który otworzy się przed tobą, dzięki nadziei.