Kluczowe w fascynacji, jakimś tematem jest spojrzenie na niego z właściwej strony. Z jakiej perspektywy ja spoglądam na Jezusa? Co sprawia, że wciąż Jezus jest moją fascynacją?

 

Fascynuje mnie fakt, że ilekroć powracam do pewnego fragmentu Ewangelii, wciąż mnie zatrzymuje i pobudza we mnie nowe myśli. Może zbyt powierzchownie rozważamy niektóre fragmenty, zbyt mało się nad czymś zatrzymujemy, by mogło nas coś zafascynować, przepracować jakąś sprawę – temat, naszym sercem. Mamy ogromny potencjał, ale nie wiemy czasami, w jaki sposób go duchowo, odpowiednio wykorzystać. Fascynacja wymaga przede wszystkim zaufania i gotowości na przyjęcie tego, co w konkretnej sprawie, planuje dla nas Bóg, życie, codzienność, zadanie…

Fragment, który mnie fascynuje i którym teraz chciałbym z wami rozważyć, to scena, która rozpoczyna publiczną działalność Jezusa. ufam, że już się domyślacie jaki to fragment. Scena, która rozpoczyna, ale w dalszej perspektywie, streszcza też to wszystko, co Jezus dokonuje przez trzy lata swojej działalności, a nawet staje się w pełni zrozumiała w wydarzeniach męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Przez bardzo długi czas rozważam ten fragment i jest on dla mnie bardzo ważną perspektywą w fascynacji Jezusem.

Weź zatem Pismo Święte do ręki i przeczytaj uważnie fragment Ewangelii Jana 2,1-12. Pobieżna lektura tego fragmentu przedstawia nam obraz – Jezus jest obecny podczas wesela w Kanie. Już na podstawie tego można snuć rozważania o przyjaźni, o pięknej relacji i o tym, że Jezus wraz z apostołami i Maryją, byli ważni dla młodej pary, skoro ich zaproszono. Mogłoby to świadczyć o tym, że młodzi uznali Jezusa, że jest On dla nich ważny. Czy to wszystko, co możemy wyciągnąć z tego fragmentu? Oczywiście możemy skupić się też na Maryi i na jej postawie, a szczególnie na słowach: „zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”. Może ten trop zaowocować refleksją, że już tutaj Maryja „oddaje nam swojego Syna” i uczy nas zaufania. To również fascynujący kierunek rozważania, gdy zrozumiemy że wiara jest zaufaniem, które pokładamy w Bogu. Jest jednak jeszcze inny, bardzo ważny, a dla mnie w sumie najważniejszy element tego fragmentu. Zwróćmy uwagę na dwa wersety – 6 i 7.

„Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. (7) Rzedł do nich Jezus: „napełnijcie stągwie wodą”.

Wiemy doskonale, że Słowo przenosi wiele symboli i warto na nie zwracać uwagę i szukać ich właściwego znaczenia. Każde zapisane słowo ma swoje konkretne przeznaczenie – po coś konkretnie zostało zapisane i nam przekazane. Informacja o sześciu stągwiach jest kluczem dla mojej fascynacji Jezusem.

Izraelici nie spożywali wina na codzień. Był to napój używany z okazji jakiegoś święta, jakiejś uroczystości. Na uczcie weselnej spożywanie wina było zapewne ważną oznaką świętowania. Toteż jego brak musiał stanowić wielką przykrość dla gospodarzy. Może nie było ich stać na zakupienie większej ilości wina dla gości? 

Stągwie są przeznaczone do żydowskich oczyszczeń… Fakt ten ukazuje nam, że to, co Jezus czyni, będzie się w jakiś sposób odnosiło do tajemnicy oczyszczenia człowieka. Ludzkie działania nie mają mocy oczyszczenia duszy z grzechu. Grzech może być oczyszczony tylko przez Boga. Przemiana wody w wino jest symbolem czasów mesjańskich, a zatem łaski i rzeczywistego oczyszczenia z grzechów. Wino staje się znakiem oczyszczenia. Wciągają słowa i symbole. Jest jednak coś oczywistego, choć nieco ukrytego w słowach o sześciu stągwiach. Taka ilość wody można by jeszcze było zrozumieć, ale wina? To kompletnie oznaka przesytu, nadmiaru. Sześć stągwi, to mniej więcej 720 litrów. I tutaj tkwi szczegół dla mnie niezwykle fascynujący. Jeśli Bóg daje, to zawsze znacznie więcej, niż tego faktycznie potrzebuje człowiek. Bóg zawsze ofiarowuje w nadmiarze… On się nam daje w sposób bezgraniczny. W miłości wyprzedza wszystkich, nie szczędzi, ale pragnie by Jego miłość przeniknęła wszystkich ludzi. Bóg daje siebie, w nadmiarze! Otacza nas swoją obfitością, abyśmy nigdy nie mogli doświadczyć z Jego strony ograniczenia. Przekracza nasze potrzeby, abyśmy przynajmniej po części mogli sobie wyobrazić bezmiar Jego miłości.

Już od tego fragmentu można znaleźć perspektywę, która widoczna jest w większości scen. Jezus przychodzi do swojego stworzenia, aby się nam ofiarować – dać nam swoją miłość, przekazać nam swoje miłosierdzie, odbudować zniszczoną relację, pomóc nam odzyskać swoją niebywałą wartość, by nas zbawić. Późniejsze sceny są kontynuacją tego symbolu sześciu stągwi – Bożej obfitości! Bezmiar Bożej miłości, fascynuje wielu, dlaczego i Ty nie miałbyś, miałabyś się zafascynować tym szczególnym Bożym darem? Cokolwiek moglibyśmy sobie wyobrazić – Bóg jest zawsze „WIĘCEJ”. Czy pomyślimy o miłości, czy o przebaczeniu, czy o Jego jakiejkolwiek jeszcze łasce… Bóg zawsze daje więcej! To jest znak „Bożej rozrzutności”, której wystarczy dla wszystkich, dla wszystkich czasów. Nie wmawiajmy sobie bezsensownych rzeczy – że nie zasługujemy na Jego miłość, że nam się nie należy przebaczenie, że nie możemy od Niego niczego otrzymać, bo jesteśmy od Niego zbyt daleko. On jest zawsze ponad tym wszystkim, zawsze gotów dać więcej…

Cud w Kanie, dla mnie osobiście z tym szczególnym symbolem sześciu stągwi, jest kluczem do poznania Jezusa, Jego nauki i woli. Ale nade wszystko „obfitość Bożej miłości” jest dla mnie źródłem interpretacji kolejnych działań Jezusa. Można tej obfitości, rozrzutności, tego „więcej” szukać i odnaleźć we wszystkich scenach ukazujących Jezusa (w tej kwestii polecam dalszą lekturę i rozważanie Ewangelii Jana).