obumieranie – od ziarenka do krzyża

Jesień jest taką porą roku, która w tajemniczy sposób sprawia, że człowiek się nad różnymi sprawami wiele zastanawia… Opadające liście i opustoszałe gałęzie stają się nie tylko znakiem zbliżającej się już kolejne pory roku – zimy, ale przypomina też o naturalnym cyklu przyrody – „narodziny – śmierć – narodziny”. Właśnie w tym cyklu natury, możemy dostrzec pewien wzorzec, który powiela się również w naszym życiu codziennym. Pewne sprawy, które dzieją się w naszym życiu w jakiś sposób dla nas niezrozumiały obumierają, niekiedy nawet całkowicie znikają, a po jakimś czasie pojawiają się odmienione, przynoszące nowe zdarzenia.

1. Jesień przypomina o obumieraniu

Natura może przkonać obserwatora, że drzewo, które gubiąc liście pozornie stają się martwe, wcale takim nie jest. To samo drzewo za kilka miesięcy znów stanie się symbolem życia, rodząc kolejne liście, owoce. Ta naturalność przełożona na życie codzienne człowieka, może w niektórych sytuacjach nieco uspokoić i dać siłę do przetrwania. Podobnie w naszym życiu, są różne sytuacje, które na pozór wydają się być lub stawać martwe, ale to takie „gubienie liści”, które jeśli przetrwamy, jeśli właściwie będziemy działać, może przynieść obraz „starego drzewa”, lecz z nowymi liśćmi, kwiatami i owocami. Coś umiera, aby mogło znów się narodzić. Wydaje się to być już jakąś filozofią, która zaadoptowana do naszych warunków życia, może przynieść radość oczekiwania tego „nowego czasu”.

Mam wrażenie, że niektóre sytuacje z mojego życia są jak ziarna zasiane w ziemię. A z nimi dzieje się coś niebywałego. Dokonuje się życiowy paradoks – aby mogło coś z nich wzrastać muszą najpierw obumrzeć, rozłożyć się, aby mogło z nich wzrosnąć jakieś „nowe życie”.

Niepowodzenie, które nas niekiedy dotyka w różnych kwestiach, może wydawać się nam katastrofą świadczącą o całkowitej utracie jakiejś rzeczy, sprawy. Możemy mieć zachwianie w ocenie – czy coś wpadło w stagnację, zostało jakby uśpione, czy obumarło, czy być może całkowicie zginęło. Dla mnie jesienna pogoda sprawia, że mam niekiedy taki stan jakby letargu – funkcjonuje jakby na autopilocie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi i jak to wykonuje. Przez to moje funkcjonowanie jest słabsze, nieco gorsze, ale nie zanika całkowicie. Trudniej się jest zebrać i znaleźć zapał do pracy, ale pojawiają się inne sprawy, które w jakiś sposób w mojej codzienności rodzą kolejne owoce. Czas zadumy, refleksji, może nawet takiego fizycznego i duchowego przystanięcia, może być okazją do nabrania sił do nowych rzeczy.

Obumieranie w naturze, nie jest koniecznie oznaką czegoś złego. Może być oznaką tego, co nadejdzie, a co będzie nowe. Podobnie w naszym życiu codziennym, często się zdarza, że coś nam nie wychodzi, czego nie możemy osiągnąć, czegoś zrealizować, ale wcale nie jest to oznaką śmierci. Duchowo często musimy stawić czoła takiemu doświadczeniu – „obumieraniu…” Duchowo musi obumrzeć, aby zwalczyć jakiś grzech: egoizm, zadufanie w sobie, zbytnie liczenia na swoje siły i możliwości. Życie uczy nas weryfikacji i rezygnacji z jednej, czy drugiej sprawy, aby uczynić miejsce dla czegoś zupełnie nowego. Myśląc o obumieraniu, śmierci i nowym życiu, zlałem ze sobą dwa obrazy – ziarno i krzyż.

2. krzyż jak ziarno

Samo obumieranie nie jest niczym ani pięknym, ani przyjemnym, ale jeśli nadamy temu faktowi znaczenie duchowe odkryjemy moc pięknych doświadczeń, które wraz z takim rozumieniem popłyną w naszych sercach i umysłach.

Może najlepszy będzie jakiś konkretny przykład:

Otóż przygotowując się do jakiś spotkań, kiedy mamy ustalić jakiś program działania, zawsze rodzę w swoim sercu i umyśle gotowość do obumierania. Dlaczego? Moje pomysły nie muszą być najlepsze, ani jedyne. Kiedy idę na spotkanie z przekonaniem, że to, co ja robię i mówię jest najsłuszniejsze, w ten sposób zamykam się na innych – na to, co mówią, robią, czy proponują. Może pojawić się nawet wówczas gniew, czy zniechęcenie, a na pewno brak otwartości i chęci do współpracy. Gotowość do obumierania, to w gruncie rzeczy gotowość na utratę własnego pomysłu, myśli, pragnienia na rzecz czegoś nowego, lepszego. Kiedy jestem gotów „stracić siebie”, wówczas tak naprawdę gotów jestem całkowicie przyjąć inne osoby – to, co mówią, myślą, czują i sobie wyobrażają i czego pragną. Tylko wtedy moje działanie jest w łączności z drugą osobą; to tylko wtedy daje odczuć drugiemu, że go akceptuje, że mu ufam, że gotów jestem go przyjąć takim jakim jest.

Czy rozumiecie już, co skrywa się pod hasłem obumierania i jesiennego cyklu natury?

Pomyślcie jakie cudowne działanie dokonało się na krzyżu, w tym obumarciu dla siebie, aby przyjąć każdego. Chrystus widział cel – a jest nim zwycięstwo Zmartwychwstania. Skupiając się na sobie, nie mógłby ofiarować swojego życia za każdego człowieka. Martwe ciało Chrystusa na krzyżu, jest znakiem obumarłego ziarna, które wrzucone w ziemię przynosi plon.

Każdy z nas może, na nowo, odnaleźć sens śmierci i narodzin, dokonujących się w kolejnych chwilach naszego życia. Dzięki naturze, która przypomina nam o życiu, możemy odnieść się do najpiękniejszego gestu miłości, który widzialny jest na krzyżu, aby móc nadać swojemu życiu inny dynamizm, inne znaczenie i inny cel.