Dopóki jako człowiek będę więcej gadał niż robił, to niczego nie osiągnę. Czy nie jest to ucieczka w teorię, by uciec przed odpowiedzialnością za brak czynów?

Śmieje się niekiedy z takiego (już historycznego) stwierdzenia: „jestem za, a nawet przeciw”. Ale właśnie to sformułowanie przybiera bardzo groźną postawę, również dziś, wśród nas wierzących. Ile jest takich spraw, którym mówimy tak… oczywiście… tak trzeba robić, tak powinno być. A później? Ta cała nasza teoria znika jak kamfora.

Podam prosty przykład. Czy jako człowiek zgadzasz się, że każdy z nas powinien być chroniony od poczęcia aż do naturalnej śmierci – Twoja odpowiedz? (_______________) Czy każdy człowiek ma prawo do życia? Kiedy? To dlaczego, w tak mocno rozwiniętym świecie, w XXI wieku, wciąż jesteśmy obojętni, albo nieczuli w zaangażowanie się na rzecz głodujących? Albo ilu chrześcijan poddało się aborcji, ma ochotę na eutanazję? Nie ciągnę tych tematów… bo ilu ludzi, tyle zdań. A czy chrześcijaństwo nie mówi jasno? To niestety właśnie zderzenie tych, niekiedy skrajnych, przeciwnych sobie światów, wywołuje w nas niezwykłą burzę emocji – kiedy próbujemy odpowiedzieć na pytanie, a później kiedy żyjąc, dokonujemy konkretnego wyboru.

Głód dotyka bardzo wielu ludzi i nie trzeba być ani wierzącym, ani tym bardziej niewierzącym, żeby stwierdzić – że coś jednak w tym świecie jest nie tak! Skoro w XXI wieku ludzi umierają z głodu, to wydaje się, że zamiast się rozwijać, to jesteśmy coraz bardziej w pewnych kwestiach uwstecznieni. A temat życia jest mimo wszystko traktowany bardzo luźno i niestety, dużo zależy od sytuacji, które mają zbyt konkretny niekiedy wpływ.

W parafii, w której obecnie posługuje, jest taki dzień, w którym oprócz mszy jest też spotkanie z bezdomnymi, z osobami ze schroniska, ludźmi którzy im posługują – czyniąc konkretnie chrześcijaństwo, pomocą dla innych. Chrześcijaństwo ma swoją twarz i ostatnio wielu ludzi przypominam nam o tym, że jedną z nich – tych twarzy, jest miłosierdzie. Jeśli pomóc, to konkretnie, nie tylko słowem, ale czynem. Może ten jeden dzień, te proste gesty, nie odmienią życia innych, ale wprowadzą w serce każdego człowieka, pewien promień – nadzieję, że jest ktoś, gotów pomóc.

Podobnie jak w życiu, w codziennych sytuacjach, tak również w odniesieniu do wiary, trzeba przekuć doświadczenia na konkretne wnioski. Każdy z nas ma jakieś doświadczenie; każdy ma jakieś wnioski, ale czy dostrzegając swoje niedoskonałości, staramy się rzeczywiście coś z tym zrobić? Moim zadaniem nie jest wytykanie komuś niedoskonałości, ale wykorzystanie tej wiedzy, aby jakoś konkretnie działać – pomóc. Zamiast narzekać na obecną sytuację, zamiast ją krytykować i negatywnie oceniać, pomyślmy raczej, jak powinniśmy zacząć żyć i działać, by sprzeciwić się temu, co faktycznie jest złe. Nie pozostańmy jednak tylko na debacie, planach, ale niech nasze wnioski będą możliwe do zrealizowania, przez nas samych.

Jeśli myśląc o chrześcijaństwie, o kościele, masz w głowie pełno zasad, teori, praw, nakazów… to czy masz właściwe wyobrażenie o chrześcijaństwie, o kościele?

Ja, gdy słyszę słowo CHRZEŚCIJANIN, mam przed oczyma konkretną osobę – człowieka, który wierzy, buduje swoją osobistą relację z Bogiem, ma świadomość, że jest niedoskonały, że popełnia grzechy, ale stawia temu wszystkiemu czoła, próbując naprawiać. W końcu to słowo, kojarzy mi się z konkretami – z miłością, która nie przybiera tylko postaci uczucia, ale jest konkretną postawą, która wpływa na działanie człowieka. Może właśnie tą szczególną niedoskonałością chrześcijan jest to, że nie stawiamy czoła temu słowu i zastanawiamy się nad tym, co ono faktycznie oznacza i do czego konkretnego nas zaprasza.

Chrześcijanin osiągnie swoją „pełnię”, gdy nie będzie miał w sobie tej sprzeczności – „jestem za, a nawet przeciw”.