Każdy ma jakieś „rzeczy” wokół siebie, w które się bardziej angażuje, którym poświęca więcej czasu, zainteresowania. Czy nie są to te sprawy, w które angażujesz swoje serce? To nie jest ani naiwne, ani głupie, że realizujesz coś z sercem. Może spotykasz ludzi, którzy postępują w sposób wyrachowany, materialistyczny i to oni będą cię przekonywać, że serce w niczym im nie pomaga. Ale, czy nie można osiągnąć czegoś szczególnego, przeżyć coś, postępując w ten sposób, że w to, co robisz, wkładasz swoje serce?

Ja mam „wiele serc”, to znaczy jest wiele spraw, w które angażuje swoje serce. Wachlarz tych spraw jest bardzo szeroki, dlatego z całą pewnością nie zauważam, by moje serce było rozdarte, by mnie ograniczało, powodowało nudę z powodu jednostronnych zainteresowań. 

Nie możemy zbyt krytycznie oceniać człowieka, za jego serce, a już na pewno nie mamy prawa narzucać innym, czym to serce ma być wypełnione. Jest jednak możliwość wpływania na czyjeś serce, a mianowicie świadectwem funkcjonowania własnego serca. Powinniśmy dążyć, swoim postępowaniem, do ukazania sensu „Bożego serca”, jako całego wnętrza człowieka, jego władz, zdolności serca, które powinno stać się miejscem zamieszkania Boga. Biblia widzi serce jako istotę osoby, przestrzeń, gdzie zapadają duchowe decyzje w stosunku do Boga, wiary, zbawienia.

Nasze działanie nie powinno ograniczać działania Boga, ale umożliwić Jemu działanie, by dał nam czyste serce (Ps 51,12) po to, by było nosicielem nowej miłości.

Chciałbym wspomnieć o trzech moich sercach, które są dla mnie, mojego życia najbardziej charakterystyczne” Jezus Ukrzyżowany – „przebite serce”; Eucharystia – „W górę serca”; miłość bliźniego, miłość wzajemna – „dawać serce”. To tylko wybrane, z bardzo wielu spraw, w które rzeczywiście wkładam serce. Odkrywam wciąż, przygotowując ten temat miesiąca, jak wiele spraw, nie jest mi ani obojętnych, ani mało ważnych. Wniosek, chyba potrzebuje małej rewolucji, aby tak bardzo nie rozdrabniać swojego serca. 

Trzy serca, o których już wspomniałem, są dla mnie wyjątkowe, bo chociażby wszystkie krążą wokół osoby Jezusa. To On, możecie mi nie wierzyć, ale to On właśnie jest dla mnie najważniejszy. Im „starszy” jestem, a już trochę latek mija, to bardziej przekonują się do prostego życia. Do życia, w którym Jego obecność jest dla mnie nadrzędna, a spotkanie z Nim: na modlitwie, czy w Eucharystii, jest rzeczą, która mnie wciąż zdumiewa. 

          Jezus Ukrzyżowany towarzyszy mi w sposób świadomy i tak bardzo konkretnie już do roku 2000. Wówczas miało miejsce, pewnego dnia, takie moje małe ofiarowanie się Jezusowi Ukrzyżowanemu. Tajemnica krzyża i Jezusa, stała się dla mnie tematem w sercu podstawowym. Dzięki temu, wiele doświadczeń, które stale mi towarzyszą, są rozjaśniane właśnie Nim, Jezusem Ukrzyżowanym. Wszystkie wydarzenia, związane z krzyżem, są dla mnie świętem, a w szczególny sposób Wielki Piątek. Zdumiewa mnie Ten, który pozwala przebić swoje serce, by i w tym akcie, ofiarować człowiekowi niezmierną miłość. Krew, woda – sakramenty, Kościół. Tak w skrócie nazywają się dary, które wypływają z Jego serca. To pełne miłości ofiarowanie serca Jezusa, każdemu człowiekowi, pobudza mnie, pewnie innych też, do odkrywania w nim, swojego szczególnego miejsca. Chrystus, czyni dom w swoim sercu dla mnie. To warto rzeczywiście przeżyć. Dotknięty krzyżem, zdumiewam się nad ofiarą Jezusa, która uwalnia każdego człowieka z grzechu. W tej ofierze, zawiera się koniec i początek, czegoś niezwykłego. Człowiek, nie musi już błądzić, dlatego koniec; ale w tym właśnie momencie odkrywa, że jest szczególnie ukochany przez Boga, dlatego rodzi to początek. 

          Eucharystia jest szczytem modlitwy, eksplozją Miłości. Radość, która mnie wewnętrznie dotyka, pozwala mi niejako przenieść się z tego ludzkiego doświadczenia tutaj na ziemi, do rzeczywistości nieba, wobec którego nie pozostaje nic innego, jak zdumienie. Podczas każdej Eucharystii, czuję się niezwykle, bo otacza mnie Boże serce. Chwytając kielich, doświadczam niezwykłej tajemnicy, jakby uchwycił moment, w którym rodzi się Miłość. Ale w czasie przygotowania darów, wlewam też do kielicha wodę, która jest symbolem człowieczeństwa, a więc również mnie. Piękny to moment, kiedy widzę, jak moje życie, jakaś jego część, wpływa do Bożego serca, do tej tajemnicy Eucharystii, którą jest dynamizmem miłości.

          Miłość bliźniego, wzajemna, jest niejako  punktem centralnym życia duchowością, którą żyję. Chrystus dając nam te przykazania, przypomniał czym wypełnione powinno być nasze życie. Miłość jest tym, co streszcza, charakteryzuje i kształtuje codzienność chrześcijanina. Czy nasze życie jest chrześcijańskie – czy moją codzienność charakteryzuje miłość? To nieustanne zadanie, nigdy nie mające końca. Dwie myśli – dwa przykazania, które je zawierają, są dla mnie codzienną mobilizacją do funkcjonowania. Mogę powiedzieć, z całym przekonaniem, że miłość jest osią przemian, dążeń, celów. Wiem też, że to właśnie miłość jest mobilizacją dla mojego serca, by się stale nawracało, a jest zawsze do tego powód. 

To, w co wkładasz serce, jest sprawą dla ciebie oczywistą i w jakiś sposób ważną. Dobrze jest mieć takie sprawy. Dobrze mieć serce zaangażowane. Pomyśl, zanim wyłączysz komputer, tą stronę, w co angażuje się twoje serce i czy jest to, tego warte? Może i mnie coś bardziej jeszcze poruszy i rozwinę myśli o moich trzech, albo innych sercach.