Wiemy dokładnie gdzie się urodził Jezus. A wiesz, spodziewasz się, do jakiego miejsca może obecnie przyjść? Gdzie współcześnie znajduje się Betlejem?

Emmanuel – każdy z nas pewnie pamięta to Imię: Bóg z nami, ale czy to sobie rzeczywiście wyobrażamy i znajdujemy Go w naszym życiu? Kiedy nastąpi rzeczywiście moment powtórnego przyjścia Chrystusa, to gdzie wtedy będę, co będę robił, jaki będzie mój wewnętrzny stan. My często martwimy się, że nie możemy odnaleźć Boga, ale często wydaje mi się, że to On nie może znaleźć nas, bo wciąż się przed Nim chowamy i przed Nim uciekamy.

Betlejem pod wieloma względami wciąż jest symbolem. Dokonują się nadal różne spraw w naszym życiu – nie ma dla Niego miejsca, nadal istnieją ci, którzy podstępnie chcą się Jego pozbyć, nadal niewinnie cierpią wyznając Jego Imię. Jakby dzisiaj przyszedł, to jakby przyjęło Go „Betlejem”? Niestety można odnieść wrażenie, że Betlejem powtarza się zarówno z pozytywnej, jak i negatywnej strony.

Jaka jest kondycja mojego „Betlejem”. Czy  to miejsce w moim sercu, czy poza nim? Czy panuje tam duch przygotowań na Jego przyjście, czy raczej zwyczajność bez Niego? Czy Jego przyjście jest dla mnie ważną sprawą, czy pozostawiam tą kwestię z boku i nie jest to dla mnie istotna rzecz?

„Oto Pan Bóg przyjdzie…” śpiewamy podczas rorat – tylko gdzie przyjdzie? 

To, że jest On obecny pośród nas, co do tego nie ma wątpliwości. Jednak mogę się zastanawiać nad tym, czy przyzwalam Mu na to, by wszystkie „miejsca” były dla Niego dostępne. Co do tego mam jednak wątpliwości. Pewnie każdy z nas ma takie miejsce, w które Bóg nie ma możliwości wejścia, bo czynimy je niedostępnym. Może właśnie, któreś z tych „miejsc” powinno stać się naszym Betlejem. Zaciemnione brakiem miłości, pielęgnujące egoizm – miejsce o których nawet nie wiemy, albo z ogromnym przywiązaniem się o nie troszczymy, by pozostały jedynie nasze.

Może naszym konkretnym zadaniem jest to, by odkryć w sobie to miejsce i spróbować przynajmniej otworzyć je na Boga. Nawet minimalne pragnienie z naszej strony, może być wykorzystane przez Boga, aby wprowadzić tam więcej światła; by swoją obecnością dokonał cudu przemienienia. 

Bóg potrzebuje naszej zgody, by wejść do naszego życia. On nie czyni nic, co mogłoby być nawet najmniejszą oznaką Jego wtargnięcia.

Jakiś czas temu, pod wpływem faktycznie Bożego natchnienia pojawiła się myśl – temat, które podejmuje w ramach rozważań podczas roratnich spotkań z młodzieżą. Temat brzmi: „Wprowadzić więcej miłości do naszych miast”. Wprowadzić – to słowo klucz dla naszego działania. Jeśli pragnę, by Bóg narodził się w jakimś konkretnym „miejscu mojego życia”, muszę Go wprowadzić – dać Mu możliwość zajęcia tego miejsca i uczynienia z niego „początku Jego rewolucji miłości”. „Miasto” – jest symbolem naszego życia, codzienności: serca, myśli, działania, różnych relacji z osobami… Miasto ze swoimi konkretnymi historiami, ulicami, osobami, działaniem, przyszłością jest dobrym obrazem dla tego, co dzieje się wewnątrz nas. Może właśnie wewnątrz mojego miasta jest jakieś miejsce, które powinno stać się Betlejem.

Ciekaw jestem, czy znasz już swoje miejsce, gdzie powinien do ciebie przyjść Bóg.

Zastanów się w jakich sytuacjach, twojej codzienności może zbyt mało jest miłości, jedności. Zastanów się, gdzie panuje ciemność, którą za sprawą Bożego działania powinieneś rozświetlić; gdzie powinno zawitać przebaczenie, a gdzie nadzieja. Przygotuj swoje Betlejem.