Każde spojrzenie na krzyż codziennie rodzi we mnie nowe doświadczenie. Krzyż nieustannie rodzi Miłość i powołuje mnie do tego, aby Ją odkrywać i nią żyć. Niekiedy potrzebujemy konkretnego punktu odniesienia, który pomoże nam zmobilizować się wewnętrznie i odnaleźć właściwe nastawienie wobec wydarzeń. Mi osobiście bardzo pomaga krzyż, który mam w każdym pokoju – za każdym razem, kiedy tylko rzucam na niego okiem wiem, jak realizować właściwą perspektywę.
Będąc kiedyś na kolędzie, pewien pan zapytał mnie: „proszę księdza, co mam zrobić ze starym krzyżem, bo nie mam miejsca, by go powiesić i stale leży w szufladzie?”. Rozejrzałem się dookoła, a spoglądając na ściany zrozumiałem, że miejsca jest wystarczająco, tylko ów pan z jakiegoś powodu nie chce go powiesić. Odpowiedziałem mu: „jeśli macie problem z tym krzyżem, ja go chętnie zabiorę”. Ów pan z radością podszedł do szuflady, wyjął z niej krzyż i położył mi go na dłoni. Ten moment i ta sytuacja stała się dla mnie symbolem, który bardzo często przywołuję w swojej pamięci.
Miejsce krzyża
Z pewnością większość z nas ma w swoim domu krzyż, pytanie tylko gdzie on się znajduje. Często wciśnięty pomiędzy obrazami, które zupełnie nie pasują do wystroju; niekiedy wciśnięty w ciemne miejsce, by nie rzucał się w oczy; czasami symbolicznie nad drzwiami, ale umieszczony w taki sposób, że ani wchodzący, ani wychodzący nie zwraca na niego uwagi. Czy krzyż, który „oczywiście wisi w naszym domu” ma jakiekolwiek znaczenie?
Kiedy wracam z zajęć szkolnych, czy duszpasterskich, zaraz po wejściu do mojego pokoju, pierwszą rzeczą, która rzuca mi się w oczy jest właśnie ów krzyż zabrany od tego pana. Siedząc przy biurku, pracując, wypoczywając mam przed sobą jeszcze inny krzyż – zerkając na niego poszukuję inspiracji i wytchnienia. Krzyże, wokół których krąży moje życie są dla mnie harmonią, są „dynamiką Miłości Ukrzyżowanej”. Widząc krzyż, szukając w nim wiary, nadziei i miłości staję się coraz silniejszym „uczniem krzyża”. Nie jest to tylko dodatkiem do mojego życia duchowego i fizycznego. Wiem z całym przekonaniem, że buduje swoje życie wokół krzyża, szukając w codziennych wydarzeniach Jezusa, Którego przyjmuję jako Ukrzyżowanego, jako Opuszczonego. Rozpoznanie Go w rzeczywistości dnia codziennego staje się o wiele prostsze, gdy rozpoczynam dzień od „rzucenia okiem na krzyż”; w ciągu dnia, dla umocnienia, znów w nim szukam sił do kolejnych działań. Miejsce krzyża w moim życiu, w moim domu jest szczególne, gdyż szczególnie czuję miłość do Jezusa Ukrzyżowanego. Uczę się, a moje życie codziennie jest szkołą krzyża.
Czułe spojrzenie na krzyż
Krzyż jest wywyższony wraz z Jezusem ponad moją codzienność i tak, jak Mojżesz odpowiadając na Boże polecenie: „Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu” (por. Lb 21,4b-9) ustawił na wysokim palu miedzianego węża, by ktokolwiek podnosząc wzrok został uzdrowiony, tak również ja, wywyższając Jezusa Ukrzyżowanego mogę zawsze podnieść swój wzrok i z czułością spojrzeć na Niego poszukując ratunku.
– By podnieść wzrok muszę uczynić ów gest, a to wymaga odwagi życia prawdą: że jestem grzesznym i potrzebuje ratunku, który może mi udzielić jedynie Bóg. To wymaga przyznania się do błędów, popełnionych win; wymaga pokory, aby płacząc spojrzeć na Chrystusa, podobnie jak małe dziecko, bojąc się rodzica opuszcza wzrok, by nie spojrzeć w oczy swoich rodziców, gdy musi się do czegoś przyznać, a oni podnoszą mu zasmuconą twarz i spoglądając głęboko w oczy przebaczają.
– By podnieść wzrok muszę mieć w sobie prawdziwy lęk przed Bogiem. Muszę mieć w sobie ten szczególny dar, jakim jest „bojaźń Boża”. Czym ona jest? W Katolicyzmie A-Z czytamy, że jest to „uznanie niewyrażalnej wielkości, mocy i świętości Boga, i zarazem własnej stworzoności, zależności, grzeszności, skończoności”. Chrześcijańska bojaźń Boża nie jest strachem przed Bogiem, ale lękiem, że sami możemy odrzucić największy skarb – Nieskończonego w swoim miłosierdziu Boga, który zapragnął stać się jednym z nas. „A przeto, umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem (…)” (Flp 2,12).
To czułe spojrzenie na krzyż jest lekarstwem, ale jest też wyrażeniem zrozumienia czym On jest dla mnie. W szkole w której uczę, w jednej z sal wisi nad drzwiami krzyż, a pod nim jest umieszczony napis „wyjście ewakuacyjne”. To w jakim miejscu wisi krzyż w twoim domu, to w jaki sposób na niego patrzysz, świadczy o tym w jaki sposób go traktujesz, czym on dla ciebie jest. Ów napis „wyjście ewakuacyjne” może nie mieć nigdy swojego przeznaczenia, bo nic się w szkole nie wydarzy; krzyż będzie wisiał na twojej ścianie i nigdy nie zostanie przyjęty jako dar. Możesz też potraktować wiarę w Bożą Miłość na krzyżu, jako ostatnią rzecz, której się uchwycisz – jak „wyjścia ewakuacyjnego”.
ks. dominik poczekaj
[DC]
Krzyż – dla mnie jest źródłem sił , gdy po ludzku już nie ma żadnych szans…
To jest ta kotwica zarzucana w Morze Bożego Miłosierdzia, gdy człowiek doświadcza własnej niedoskonałości. Gdy już nie widzi się sił ani pomysłu na lepsze Jutro..
Krzyż pokazuje ze zawsze jest Jezus który jest tak blisko na wyciągniecie ręki.. Wystarczy zaufać i Zycie nabiera nowego wymiaru, a Krzyż staje się błogosławieństwem..
dla mnie krzyż jest na tą chwilę ciężarem…..
jak się tak zastanowić to dostałam wiele krzyży, ale wszystkie są w szufladzie żaden nie wisi w pokoju gdzie spędzam większość czasu
Wielokrotnie słyszałam słowa, że im cięższy dostaje się krzyż tym bardziej Bóg mnie kocha.
Nie doceniałam tego,że na krzyżu za moje grzechy oddał swoje życie Jezus………..
w tym tygodniu byłam w szkole na katechezie w 3 klasie szkoły podstawowej. Siedząc z tyłu i słuchając jak dobitnie katechetka mówiła dzieciom o krzyżu zdałam sobie sprawę z tego, że moją specjalnością jest uciekanie od krzyża codzienności….
pora przywiesić krzyż w pokoju…..