Wiara jest językiem, dzięki któremu możemy coś zakomunikować. Jeśli sami wiemy, co chcemy realizować, to będzie nam dużo łatwiej wytłumaczyć to innym.

Może spotykasz ludzi, którzy z ogromnym dystansem traktują temat wiary. Może nam należysz do przeciwników, zbuntowanych, wątpiących lub poszukujących wiary. Wyrażając swoje opinie, popieramy je swoimi argumentami, przeżytymi doświadczeniami lub odkryciami. Możemy spotkać się ze sprzeciwem, albo z niezrozumieniem. Brak jasności naszych argumentów stawia niekiedy przed nami pytanie innych osób: A CO MIAŁEŚ NA MYŚLI? Trudno byśmy wymagali, aby światy od siebie bardzo odległe, od razu się rozumiały i akceptowały. Nawet w ludzkich, potocznych sprawach, potrzebujemy czasu, a co dopiero gdy sprawę oprzemy o wartości, przekonania. Nie jest to łatwe, by w krótkim czasie, przekazać komuś swoje przekonania, doświadczenia… Jest wiele spraw, które trzeba najpierw zbudować (chociażby relacje), by później zacząć kogoś do czegoś przekonywać i coś ważnego wyjaśniać.

Problem w porozumiewaniu się pomiędzy osobami leży w bardziej częstym braku akceptacji bycia razem. Jeśli nie pragnienia by „być razem – chociażby jakiś czas”, trudno by cokolwiek wspólnie zbudować. Wiara, którą możemy przekazać innym, jeszcze bardziej wymaga świadomego bycia „razem”.

Sam, jako ksiądz mam takie trudne doświadczenie spotkania z ludźmi „wierzącymi inaczej”. W obrębie tej samej wiary mogą spotkać się osoby, którym trudno będzie się porozumieć. Pewnie zastanawiasz się dlaczego? Nie mam na myśli różnic tkwiących w np. charakterach, czy zainteresowaniach, ale bardziej problem leży w zupełnie innym rozumieniu wiary. Nie chodzi mi też o to, że ktoś jest liberalny, a ktoś inny konserwatywny, bo to samo w sobie jest trudne, ale chyba najtrudniej mi zaakceptować i w sobie samym, jak i też w innych osoba, rozdźwięk między wiarą, sposobem myślenia, a samym działaniem. Chrześcijaństwo, choć w realizacji często bywa trudne, to jednak jest jasne i jednoznaczne. 

Ludzka interpretacja sprawia, że pewne próby wcielenia wiary w życie, staje się trudne do zrozumienia i często pojawia się pytanie: CO MIAŁEŚ NA MYŚLI?

Niekiedy zastanawia mnie, dlaczego ci „pseudo bardziej pobożni”, próbują podkreślać swoją indywidualność – wyjątkowość. Chrześcijaństwo łączy – pamiętając o tym, powinniśmy pomyśleć, czy moja postawa przyciąga innych do czegoś, czy raczej swoim postępowaniem odpycham innych i ich zniechęcam.

Wraca nieco pytanie z innego artykułu: „CO CHCĘ ZAKOMUNIKOWAĆ?”

Nauka Chrystusa, w kontekście dzisiejszych czasów, nie przez wszystkich bywa zrozumiana, a co dopiero przyjmowana. My nie potrzebujemy tłumaczyć Boga, dlaczego „tak jest”. My musimy zwrócić uwagę, żeby chrześcijaństwo nie było przez nas uczynione przezroczystym – mało wymownym, albo by nie stało się, przez nasze działanie, karykaturą chrześcijaństwa. Jeśli wiemy co chcemy zakomunikować swoim życiem, przykładem życia, jakimiś wartościami, to tym bardziej życie „po chrześcijańsku” musi nieść ze sobą również konkretny komunikat. Żyjąc „po chrześcijańsku” sam muszę wiedzieć co pragnę realizować i w jaki sposób przedstawiać ważne treści. Dlatego nasze życie, nie ma być tłumaczeniem Boga; wyjaśnianiem Jego nauki, lecz przekazywaniem „przeżytej wiary” – doświadczenia życia codziennego.

Zachęcam cię do zastanowienia nad „jasnością” wiary. Czy sam rozumiesz, co realizujesz, co to przedstawia i w jaki sposób ty sam, jak i też inni, ciebie rozumieją.