– stacja 8 –

SZYMON Z CYRENY POMAGA NIEŚĆ KRZYŻ JEZUSOWI

 

Trudno mi zinterpretować właściwie tą scenę, bo w uszach brzmią mi słowa „przymusili go”. Jak zatem pozytywni podejść do tego momentu Drogi krzyżowej?

Przypadkowy przechodzień… A może jednak jego obecność właśnie w tym momencie była w jakiś sposób przez Boga zaplanowana, w jakimś konkretnym celu. Dość wiele posiadamy informacji na jego temat, jak na przypadkową osobę. wiemy, że miał na imię Szymon, że miał dwóch synów i że mieszkał w Jerozolimie choć pochodził z Cyreny. Wracał z pola, gdy żołnierze, korzystając ze swego prawa, przymusili go do niesienia krzyża. mimo wewnętrznego oporu, musiał ulec rozkazowi. Nie ma komentarza, który by świadczył o tym, że Szymon pozostał na Golgocie i obserwowałby całe wydarzenie ukrzyżowania. Prawdopodobnie wrócił do domu i nikomu nawet o tej sytuacji nie opowiedział.

Nieść krzyż pomógł Jezusowi zupełnie przypadkowy przechodzień, który nawet nie zdawał sobie sprawy, że wydarzenie, w którym uczestniczy, dotyczy również jego. Wokół Szymona krąży bardzo wiele różnych historii, a nawet legend. Giovanni Papini, włoski pisarz, przekazuje jedną z legend, przedstawiając losy Szymona po tym wydarzeniu. Nie będę jej przytaczał w całości. to, co mnie w niej uderzyło, to fakt, że Szymon wstydził się tego wydarzenia, a nawet zapierał. Przy innych okazjach ponoć swój wkład w to wydarzenie, znacznie wyolbrzymiał. Mimo to miał nie przyjąć chrztu. Legenda utrzymuje, ż jego żona i przynajmniej jeden z synów zostali chrześcijanami. Podczas prześladowania za Nerona Szymon, mimo że się tego wypierał, został oskarżony jako chrześcijanin, uwięziony i skazany na śmierć. Zawieszony na krzyżu, owinięty powrózkami nasączonymi smołą, spłonął jako pochodnia oświetlająca ogrody Nerona. Zyskujemy jakiś obraz Szymona z Cyreny, czy prawdziwy, czy nie? Trudno zweryfikować. Jest on raczej odbierany jako postać pozytywna, a mój problem zinterpretowania jego osoby tkwi w tym jednym słowie – „przymusili” go. Poznając jego osobę, mam tym większą zagwozdkę. Oczywiście chciałoby się mieć takie wyobrażenie, że on się nawraca, że to choć przypadkowe spotkanie z Jezusem, jednak odmienia jego mentalność i całe życie. Nie jest to wszystko chyba jednak konieczne. Kluczowym słowem jest POMOC i jego chyba trzeba się mocno trzymać, by zrozumieć sens tej sceny.

Dobro rządzi się swoimi prawami, dlatego nie możemy w żaden sposób wyznaczyć granic jego działania. Dobro przekracza nasze wyobrażenie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak bardzo dobro zadziała w jakiejś osobie, w jakiejś sytuacji; jak mocno się ono rozprzestrzeni i dotrze do naszego wnętrza. Dobro samo w sobie oddziaływuje, stąd taka wartość jego istnienia w naszym życiu, jak i też każdej osoby. Możemy nie zdawać sobie sprawy z tego, że uczyniliśmy coś dobrego, bo nasza postawa, słowa, jakiś czyn, wywołały na innej osobie wrażenie, które np. nie było przez nas planowana. Realizujemy coś, a dobro samo promieniuj, czynić kolejne dobro w innych osobach już bez naszego konkretnego udziału.

Cała Droga krzyżowa jest zaproszeniem do odkrywania dobra, odkrywania miłości, która nieustannie promieniuj poprzez każdą ze stacji na nas, dotykając nas wewnętrznie i prowokując nas również do czynienia dobra, realizowania miłości. Zatrzymanie się nad treścią każdej ze stacji, a szczególnie tej, prowokować powinno nas do tego, abyśmy zastanowili się nad tym, w jaki sposób odbija się ona w nas, w naszym życiu, właśnie ta konkretna stacja.

Patrząc na tą scenę, może jest w nas przekonanie, że my byśmy pomogli Jezusowi, że byłoby nas stać na odwagę, by podejść i pomóc, mimo jakichkolwiek trudności. Może, dziś mając inny bagaż  doświadczeń, na wiele spraw patrzymy w zupełnie inny sposób, mamy więcej pewności… Nasze życie promieniuje dobrem, czy jesteśmy tego świadomi, czy i też nie. Mając świadomość, że dobro w nas działa, nawet bez naszego udziału, zróbmy wszystko, by w żaden sposób go nie ograniczać, nie powstrzymywać. Nigdy nie możemy być pewni, jakie dobro, które z nas wychodzi poprzez czyny, słowa, postawę…, stanie się konkretną pomocą, służącą innym osobom. To może być coś bardzo prostego, niezaplanowanego przez nas. Szymon choć nieświadomie i bez dobrowolności, uczynił dobro, które było bardzo potrzebne i bardzo pomocne.

Czy nas stać na więcej? Czy istnieje w nas choć małe pragnienie niesienia pomocy innym? Czy jest w nas jakieś dobro, które może być pomocna dla innych?

Ta stacja przypominam nam o bardzo ważnej kwestii, o tym, że MIŁOŚĆ PROMIENIUJE, że działa wbrew logice, że zdobywa coraz więcej serc, rozciągając coraz bardziej zasięg swojego działania. Z Szymona wydobyło się dobro, które stało się pomocą… i symbolicznie towarzyszy naszemu życiu, wciąż nas mobilizując. Patrząc na tę scenę, rozgrzewajmy swoje serca miłością, aby służyć bez konieczności jakiegokolwiek przymusu.